Byli ze sobą od roku. Ale czy to można było nazwać prawdziwą miłością, która najpierw była nienawiścią, potem romansem, a dopiero na koniec związkiem? Byli ze sobą ze strachu przed samotnością. W między czasie pokochali się. Pokochali, czy przyzwyczaili do siebie?
Wiktoria weszła do salonu i usiadła na skórzanej kanapie obok mężczyzny.
W: Może czas to skończyć? - spytała. Zaskoczyła go tym pytaniem. Wcale nie spodobała mu się propozycja rudowłosej kobiety. Nie wiedział, co do niej czuje, ale miał wrażenie, że ją kocha. Jej uśmiech, po prostu jej obecność w swoim życiu. - Przecież to było skazane na niepowodzenie. - kontynuowała. Chcę to skończyć.
F: Nie wiem, czy się do ciebie przyzwyczaiłem, czy na prawdę cię pokochałem...
W: Jeżeli mnie kochasz, pozwól mi odejść. - przerwała mu.
F: Na prawdę chcesz to skończyć?
W: Tak. - szepnęła niepewnie. Nie wiedziała, czy chce, czy nie chce, ale miała wrażenie, że przyszedł czas, na to aby zakończyć tą dziwną relację łączącą ich.
F: Bądź szczęśliwa, Wiktorio. - mężczyzna wstał z kanapy i poszedł do swojego gabinetu. Westchnęła ciężko i odchyliła głowę do tyłu. Posiedziała tak chwilę, a z racji iż był już wieczór, po półgodzinie była już w łóżku. Przekręcała się z boku na bok przez dłuższy czas. Leżała sama na wielkim małżeńskim łożu, wiercąc się z boku na bok. Nie pasowało jej to, że ma spać sama, ale po chwili zastanowienia uznała, że nienormalne by było gdyby z nią spał. Z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy. Już zaczęła odczuwać brak profesora. Wytarła oczy o poduszkę i postarała się powstrzymać kolejne łzy. Przekręciła się na plecy i nabrała kilka razy powietrza do płuc. Wstała z łóżka, założyła leżący na fotelu atłasowy szlafrok i wyszła z sypialni. Miała w planach pójście do kuchni i skonsumowanie przynajmniej dwóch tabliczek czekolady popijając je winem, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Powodem zmiany decyzji bynajmniej nie była abulia, lecz fakt iż idąc korytarzem dostrzegła, że w gabinecie profesora pali się światło. Zastanowiła się chwilę po czym położyła dłoń na klamkę i powoli uchyliła drzwi. Weszła do pomieszczenia i stanęła na środku patrząc na mężczyznę siedzącego na fotelu za biurkiem i trzymającego w ręce szklankę z rudawo-brązowym trunkiem.
W: Andrzej. - powiedziała cicho, gdy profesor nie reagował wcale na jej wejście.
F: Tak? - spytał patrząc dalej w bliżej nieokreślony punkt i unikając widoku lekarki. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, nie wiedziała po co tu przyszła.
W: Nie idziesz spać? - zadała pytanie bezsensowne, nie miała pomysłu na inne, a w jakiś sposób musiała się odezwać.
F: Jeszcze nie jestem pijany. Z tego co pamiętam, rozwodzimy się.
W: Andrzej, spójrz na mnie. - powiedziała stanowczo. Falkowicz obdarzył ją chłodnym, pełnym profesjonalizmu spojrzeniem niewyrażającym żadnych uczuć. Jak zwykle przybrał maskę, zawsze tak robił, gdy nie chciał okazać co czuje. - Teraz tak będziemy się traktować?
F: Jakiekolwiek relacje łączące nas zostały przez ciebie jednoznacznie zakończone. Jutro się wyprowadzę, pozwolisz, że noc jeszcze spędzę tu.
W: Przestań bredzić, nagle będziemy sobie obcymi osobami? Może jeszcze mamy mówić sobie pan, pani?
F: Czego ode mnie oczekujesz? - spytał. Nie znała odpowiedzi, sama nie wiedziała. Zastanowiła się chwilę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Rozejrzała się po pokoju, jakby na ścianach była napisana odpowiedź na to pytanie. Dalej nie wiedziała. Co miała powiedzieć? Czułości i miłości? Kilka godzin temu przecież powiedziała, że chce się z nim rozwieść. Opuściła gabinet cicho zamykając za sobą drzwi. Wróciła do sypialni i położyła się z powrotem na łóżku. Patrzyła w sufit i nic nie robiła.
Godzinę później Wiktoria dalej nie zmieniła pozycji. Nagle zerwała się z łóżka. Nie wytrzymała. Poszła żwawym krokiem w stronę gabinetu i pewnie otworzyła drzwi. Obeszła biurko i podeszła do mężczyzny. Stanęła naprzeciw niego i patrzyła mu w oczy.
W: Zapomnij o dzisiejszej rozmowie, nie będzie żadnego rozwodu, nie będzie żadnej wyprowadzki, nie pozwalam! Nie zgadzam się! Ja bez ciebie zwariuję, już wariuję! - wpiła się namiętnie w jego usta.
Wiktoria weszła do salonu i usiadła na skórzanej kanapie obok mężczyzny.
W: Może czas to skończyć? - spytała. Zaskoczyła go tym pytaniem. Wcale nie spodobała mu się propozycja rudowłosej kobiety. Nie wiedział, co do niej czuje, ale miał wrażenie, że ją kocha. Jej uśmiech, po prostu jej obecność w swoim życiu. - Przecież to było skazane na niepowodzenie. - kontynuowała. Chcę to skończyć.
F: Nie wiem, czy się do ciebie przyzwyczaiłem, czy na prawdę cię pokochałem...
W: Jeżeli mnie kochasz, pozwól mi odejść. - przerwała mu.
F: Na prawdę chcesz to skończyć?
W: Tak. - szepnęła niepewnie. Nie wiedziała, czy chce, czy nie chce, ale miała wrażenie, że przyszedł czas, na to aby zakończyć tą dziwną relację łączącą ich.
F: Bądź szczęśliwa, Wiktorio. - mężczyzna wstał z kanapy i poszedł do swojego gabinetu. Westchnęła ciężko i odchyliła głowę do tyłu. Posiedziała tak chwilę, a z racji iż był już wieczór, po półgodzinie była już w łóżku. Przekręcała się z boku na bok przez dłuższy czas. Leżała sama na wielkim małżeńskim łożu, wiercąc się z boku na bok. Nie pasowało jej to, że ma spać sama, ale po chwili zastanowienia uznała, że nienormalne by było gdyby z nią spał. Z jej oczu mimowolnie popłynęły łzy. Już zaczęła odczuwać brak profesora. Wytarła oczy o poduszkę i postarała się powstrzymać kolejne łzy. Przekręciła się na plecy i nabrała kilka razy powietrza do płuc. Wstała z łóżka, założyła leżący na fotelu atłasowy szlafrok i wyszła z sypialni. Miała w planach pójście do kuchni i skonsumowanie przynajmniej dwóch tabliczek czekolady popijając je winem, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Powodem zmiany decyzji bynajmniej nie była abulia, lecz fakt iż idąc korytarzem dostrzegła, że w gabinecie profesora pali się światło. Zastanowiła się chwilę po czym położyła dłoń na klamkę i powoli uchyliła drzwi. Weszła do pomieszczenia i stanęła na środku patrząc na mężczyznę siedzącego na fotelu za biurkiem i trzymającego w ręce szklankę z rudawo-brązowym trunkiem.
W: Andrzej. - powiedziała cicho, gdy profesor nie reagował wcale na jej wejście.
F: Tak? - spytał patrząc dalej w bliżej nieokreślony punkt i unikając widoku lekarki. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, nie wiedziała po co tu przyszła.
W: Nie idziesz spać? - zadała pytanie bezsensowne, nie miała pomysłu na inne, a w jakiś sposób musiała się odezwać.
F: Jeszcze nie jestem pijany. Z tego co pamiętam, rozwodzimy się.
W: Andrzej, spójrz na mnie. - powiedziała stanowczo. Falkowicz obdarzył ją chłodnym, pełnym profesjonalizmu spojrzeniem niewyrażającym żadnych uczuć. Jak zwykle przybrał maskę, zawsze tak robił, gdy nie chciał okazać co czuje. - Teraz tak będziemy się traktować?
F: Jakiekolwiek relacje łączące nas zostały przez ciebie jednoznacznie zakończone. Jutro się wyprowadzę, pozwolisz, że noc jeszcze spędzę tu.
W: Przestań bredzić, nagle będziemy sobie obcymi osobami? Może jeszcze mamy mówić sobie pan, pani?
F: Czego ode mnie oczekujesz? - spytał. Nie znała odpowiedzi, sama nie wiedziała. Zastanowiła się chwilę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Rozejrzała się po pokoju, jakby na ścianach była napisana odpowiedź na to pytanie. Dalej nie wiedziała. Co miała powiedzieć? Czułości i miłości? Kilka godzin temu przecież powiedziała, że chce się z nim rozwieść. Opuściła gabinet cicho zamykając za sobą drzwi. Wróciła do sypialni i położyła się z powrotem na łóżku. Patrzyła w sufit i nic nie robiła.
Godzinę później Wiktoria dalej nie zmieniła pozycji. Nagle zerwała się z łóżka. Nie wytrzymała. Poszła żwawym krokiem w stronę gabinetu i pewnie otworzyła drzwi. Obeszła biurko i podeszła do mężczyzny. Stanęła naprzeciw niego i patrzyła mu w oczy.
W: Zapomnij o dzisiejszej rozmowie, nie będzie żadnego rozwodu, nie będzie żadnej wyprowadzki, nie pozwalam! Nie zgadzam się! Ja bez ciebie zwariuję, już wariuję! - wpiła się namiętnie w jego usta.
F: Żadnego rozstania, nigdy. - wyszeptał jej do ucha.
W: Nigdy. - powtórzyła - Kocham cię. - pocałowała profesora.
F: Ja ciebie też
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.