Falkowicz, upić? Cholera, ja go naprawdę skrzywdziłam. - Wiktorią targały coraz większe wyrzuty. - Ale przecież ja go nie kocham, prawda. Nie wytrzymam nic nie robiąc. Może w szpitalu się na coś zdam.
Wiki poszła na ratunkowy. Zobaczyła Adama.
A: Hej Wiki, a ty nie masz dzisiaj dyżuru.
W: Wiem, ale dotrzymam ci towarzystwa, nie mam co robić, może się przydam.
A: Ej, co się stało?
W: Nieważne, chcesz kawy?
A: No, ok, nie chcesz mówić to siłą z ciebie nie wyciągnę. Zrób tą kawę.
W: Jasne.
Siedzieli dwie godziny rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zobaczyli podjeżdżającą karetkę.
A: No, robota się zaczyna.
- Wypił sam prawie litr Metaxy - relacjonował ratownik. Wiki odwróciła się i zamarła widząc twarz swojego pacjenta.
A: Nie sadziłem, że Falkowicz się upija. Wiktoria, podłącz kroplówkę.
W: Yhm. - Dziewczyna podeszła do pacjent i próbowała wykonać wkłucie, ale ręce jej się trzęsły.
A: Wiktoria, co się dzieje? Daj to. - Wyrwał jej kroplówkę i podłączył. Wiktoria stała z boku i patrzyła na Adama badającego nieprzytomnego Falkowicza. Teraz jej wyrzuty sumienia sięgały zenitu.
A: Pobierzcie krew. Morfologia i stężenie alkoholu we krwi.
Podali jeszcze jedną kroplówkę, zrobili płukanie żołądka i położyli go na salę. Wiki z Adamem siedzieli na ratunkowym. Przyszła pielęgniarka i dała Adamowi wyniki badań.
W: Ile ma promili?
A: 7,45.
W: Przecież 4-5 to dawka śmiertelna.
A: Jest odporny na alkohol. Prawie codziennie wypija szklankę, czy dwie whisky.
Na odział wszedł jakiś facet.
B: Dzień dobry, ja nazywam się Bartek Sawicki. Chciałem się dowiedzieć czegoś o stanie Andrzeja Falkowicza.
A: Pan jest z rodziny?
B: Nie, jestem jego znajomym. Razem piliśmy, a raczej on.
A: Przykro mi, ale nie możemy nic panu powiedzieć. Obowiązuje nas tajemnica lekarska.
B: Trudno. - Mężczyzna wyszedł z oddziału, a Wiktoria wybiegła za nim.
W: Nich pan zaczeka!
B: Tak?
W: Andrzej ma 7,45 promila alkoholu we krwi. Dawka śmiertelna to 4-5 promili, ale on jest uodporniony na alkohol. Zrobiliśmy płukanie żołądka, podajemy płyny, jutro powinno już być wszystko dobrze.
B: Dziękuję.
W: To z panem się umawiał na picie?
B: Tak, upił się z miłości. Jakaś kobieta odrzuciła jego oświadczyny. On chyba pierwszy raz w życiu szczerze kogoś pokochał. - Wiktorii zaczęły spływać łzy po policzkach. Wcześniej nie sądziła, że jego uczucia są choć trochę szczere. Czuła się okropnie. - Coś się stało, pani doktor?
W: To ja jestem tą kobietą. - Powiedziała przez łzy i szybko pobiegła w stronę łazienki, żeby nikt jej nie zauważył. Po drodze napotkała Agatę, która przyszła po zapomnianą książkę.
A: Wiktoria, co się stało? - Dziewczyna nic nie odpowiadają pobiegła do łazienki. Internistka dogoniła Wiktorię. Weszły razem do łazienki.
A: Wiki, co się dzieje? Mów.
W: Nie zrozumiesz. Ja sama nie rozumiem.
A: Powiedz, to może coś we dwie wymyślimy. No?
W: Nie przerywaj mi. Ok?
A: Zamieniam się w słuch.
W: Siedziałam przed szpitalem. Podszedł Falkowicz. Odrzuciłam jego oświadczyny.Powiedziałam coś w stylu, że przybiera maski i nigdy nie wiadomo czy jest szczery, jeżeli w ogóle czasami jest. On poszedł w stronę samochodu, nic nie mówiąc, ja usiadłam na ławce i usłyszałam fragment jego rozmowy. Dokładnie powiedział ,,Mam ochotę się upić''. Teraz przywiozło go pogotowie. Ma 7,45 we krwi. Żyje dzięki temu, jak to powiedział Adam, że prawie codziennie pije szklankę, czy dwie whisky i jest odporny na alkohol. Przyszedł tu jego kolega, który z nim pił i powiedział, że upił się z miłości, bo jakaś kobieta odrzuciła jego oświadczyny, a on chyba pierwszy raz w życiu szczerze kogoś pokochał. Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak okropnie i podle. Agata, pomóż mi.
A: Wiktoria, co ty do niego czujesz? Szczerze, wszystkie określenia jakie przychodzą ci na myśl gdy o nim myślisz.
W: Fascynuje mnie, nie tylko zawodowo. On zna się chyba na wszystkim i wie wszystko. Zazdroszczę mu wiedzy i doświadczenia chirurgicznego, tego, że zawsze umie z wszystkiego wybrnąć, tego, że wynalazł sam lek, który ratuje życie chorym na miażdżycę. Podoba mi się w nim to, że zawsze jest pewny swojej racji, że zawsze walczy o swoje i trochę czyjegoś, że jest cholernie eleganckim i przystojnym facetem, ale ja go chyba nie kocham.
A: Jeszcze w życiu nie słyszałam tyle superlatyw o jednym facecie. Powiedziałaś ,,chyba''. Zastanów się jeszcze raz, drugi raz, trzeci raz, czwarty i osiemnasty, aż będziesz pewna, co czujesz.
W: Ale ja się zastanawiałam już z sześćset razy i nadal nie wiem. Teraz jak uwierzyłam, że on mnie na serio kocha, to dochodzą jeszcze cholerne wyrzuty sumienia.
A: Może czasem lepiej grzeszyć i żałować, niż żałować, że się nie grzeszyło.
W: Tylko, że ja już dwa razy posłużyłam się tą teorią i za pierwszym zaszłam w niechcianą ciążę, a za drugim prawie zostałam zgwałcona. A tym razem te grzech są wyjątkowo duże.
A: Wiki, ja nie mogę podejmować za ciebie takich decyzji i jedyne co jeszcze ci mogę doradzić, to żebyś teraz poprawiła makijaż i poszła do hotelu spać. Masz. - Podała jej kosmetyczkę.
W: Dzięki za wszystko. Ogarniesz mnie, bo nie mam siły machać pędzlami.
A: Jasne.
Przez dwa dni Wiki udało się mijać z Andrzejem. Miał jeden dzień wolnego, a drugiego był w dzień do 16.00, a Wiki przyszła na noc od 19.00. Tego dnia Falkowicz miał wolne, a Wiki pół dnia izby przyjęć. Do gabinetu wszedł Bartek.
W: Dzień dobry, co pana do mnie sprowadza?
B: Bo, mi chodzi o Andrzeja. Niech mu pani da szansę.
W: Czy ma pan do mnie jakąś sprawę, jako dla lekarza?
B: Jako lekarza nie, ale...
W: W takim razie proszę opuścić to pomieszczenie. Tu czekają na mnie ludzie potrzebujący pomocy medycznej.
B: Proszę to jeszcze przemyśleć. - Wyszedł.
Dwie godziny później miała chwilę przerwy i poszła do bufetu.
P.M.: Co podać?
W: Melisę. Od razu dwie.
P.M.: Matko Boska,co się stało.
W: Ja poczekam przy stoliku.
Wiki usiadła przy stoliku w rogu. Po chwili dosiadła się do niej Agata.
A: Wiktoria, ja wiem, ze to nie moja sprawa, ale może jednak daj mu szansę, albo chociaż zrób coś z nim, żeby mi przestał co dwie godziny zadawać pytanie, czy wszystko u ciebie dobrze.
W: Co on ci zrobił? Zastraszył, zaszantażował, przekupił?
A: Nic mi nie zrobił. Po prostu mam dosyć odpowiadania mu na to samo pytanie z regularnością co dwie godziny plus przy każdym spotkaniu.
W: Boże. Dzisiaj był już u mnie ten jego znajomy i mówił, żebym dała Andrzejowi szansę. To się zaczyna robić jakaś paranoja.
P.M.: Proszę bardzo. Tak jak pani chciała, od razu dwie. - postawiła na stoliku filiżanki z herbatą.
W: Dziękuję.
A: Wiki, aż tak źle z tobą.
W: Idę do lekarskiego. Do wieczoru. A i postaram się coś zrobić z tym natrętem.
A: Dzięki, bo mam go dosyć.
Wiki poszła do lekarskiego, gdzie zobaczyła Adama.
A: O, Wiki, dobrze, że jesteś. Muszę z tobą pogadać.
W: Co jest? - spytała siadając obok niego na kanapie.
A: Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale może daj szansę Falkowiczowi.
W: Zastraszył cię, zaszantażował? Prawda.
A: Nie Wiki. Po prostu ja mam go już dość. Przez pół godziny mu nawijałem o kłopotach z badaniami, a on się patrzył w ścianę, a jak spytałem co o tym myśli, to powiedział, że życie jest bez sensu. Spytałem co robimy z badaniami, to spytał, o co mi chodzi i powiedział, żebyśmy zrobili tak, żeby ludzie dostali lek, ja nie poszedł do więzienia, a jak spytałem co z nim, to powiedział, że jemu już wszystko jedno. Wiki ten facet, albo się załamał, albo wpada w depresję.
W: Nie no, ja mam już dość tych pielgrzymek. Najpierw jego kolega, potem Agata, a teraz ty. - Wiki wstała z kanapy.
A: Gdzie idziesz?
W: Przemyśleć to wszystko i spróbować nie zabić nikogo po drodze.
Wiki wyszła przed szpital. Po chwili zdecydowała się pójść do Falkowicza i powiedzieć mu żeby darował sobie te pielgrzymki. Była wręcz pewna, że nasłał całą trójkę na nią. Wparowała do jego gabinetu bez pukania. Siedział w swoim fotelu i patrzył w sufit.
W: Czy ty łaskawie mógłbyś powstrzymać te pielgrzymki do mnie, albo chociaż nie wysyłać nowych!
F: Ale o czym ty mówisz Wiktoria?
W: Jak to o czym?! Jakiś Bartek, Agata, Adam! Może mi powiesz, że nie masz z tym nic wspólnego, że cała trójka mówiła mi, żebym dała ci szansę?! Tak?!
F: Wiktoria, ja naprawdę nic nie zrobiłem.
W: Tak, oczywiście. - Powiedziała z ironią.
F: Poczekaj. Usiądź. Zadzwonię do nich. Czyje potwierdzenie chcesz?
W: Tak, na pewno któreś się przyzna. Już wierzę.
F: Zrobimy to tak, że uwierzysz, tylko nic nie mów. To co, potwierdzenie Adama będzie dobre?
Falkowicz wybrał jego numer i włączył opcję głośnomówiącą.
F: Adam, jak ci idzie namawianie Wiktorii, żeby dała mi szansę? Mam nadzieję, że ją przekonałeś.
A: Co? Ty nic nie mówiłeś, że mam ją przekonywać?
F: Dobra, nieważne.
A: Ale, to mam ją zacząć namawiać?
F: Nie trzeba.
A: To o co ci w ogóle chodzi?
F: Nie ważne, zapomnij o tym i wracaj do roboty.
A: No ok, pa.
F: Wierzysz? Nikogo na ciebie nie nasłałem, ale skoro już się widzimy, to proszę cię, daj mi jedną, jedyną szansę. Proszę. - Wiki chwilę się zastanawiała i nic nie mówiła.
W: Radzę ci tego nie zawalić. - Powiedziała delikatnie się uśmiechając.
hej, pisze Zwariowana Fawiomanka, usunęłam mojego bloga :), taka tylko informacja
OdpowiedzUsuń