LICZBA WYŚWIETLEŃ

sobota, 1 listopada 2014

CZĘŚĆ 89 "Kocham tylko ciebie. Pragnę tylko ciebie."

Wieczorem całą trójką: Andrzej, Wiki i Agata, siedzieli w pokoju lekarskim, gdy wpadł tam Krajewski z wypchanymi dwoma, wielkimi workami. Co tam był nikt nie wiedział, domyśleć się można było jedynie, iż chirurg kupił coś szklanego, co strasznie grzechotało.
Ad: Obczajcie, co kupiłem!
Ag: Co ty mogłeś ciekawego wymyśleć, gambeto jeden.
Ad: Patrzcie! Taadaaaaam! - Krajewski niczym magik wyciągający królika z kapelusza wyciągnął z foliowego worka mały, czerwony znicz. - Mam tego dwa worki, 600 sztuk.
F: Adam, dziecko drogie, po cholerę ci to?
Ad: No jak to po co? Przecież jutro święta! To nie ty powinieneś mnie ciągnąć na cmentarz?
F: A rób co chcesz.
Ad: To ty nie idziesz?
F: Do pójścia na cmentarz nie potrzebuję święta i całej tej durnej otoczki. Jak chcesz to pchaj się w ten tłum, ja nie zamierzam.
Ad: Czy ty nie możesz mnie chociaż raz pochwalić? Kupiłem 600 zniczy, wydałem na to osiem stów!
F: I co z tym zrobisz? Będziesz rozkładał po wszystkich grobach na Bródnie?
Ad: Zamierzam obłożyć tym cały grób i wszystko wokół.
F: Podpalanie cmentarza i to w dzień, gdy są tam setki ludzi nie jest najlepszym pomysłem. - Mówiąc to profesor zabrał Krajewskiemu oba worki ze zniczami. - To wystarczy. - Falkowicz podał młodszemu bratu trzy ze zniczy znajdujących się w wielkich workach.
Ad: Z tobą to można zwariować! Jestem więcej niż pewien, że jakbym nie kupił tych zniczy to też byś mnie opieprzył.
W: Wystarczy na ciebie spojrzeć, tłuczku do kartofli, i już człowiek ma ochotę walnąć w ten głupi ryj. Przepraszam cię, kochanie, za me słownictwo, lecz inaczej swych uczuć względem Adama wyrazić nie umiem.
Ad: Z wami to na prawdę...! Tak, obiecuję, że zaniosę na cmentarz tylko trzy. - Zgodził się niechętnie zabierając worki ze zniczami i wychodząc z lekarskiego.
Ag: Co za tłumok. Ale to z tłuczkiem do kartofli ci się udało, Consalida.
W: Ciekawe tylko co on teraz z tym zrobi.
Ag: Nie wiem i wiedzieć nie chcę.

Następnego dnia:
F: Proszę o spokój! - krzyknął wchodząc do pokoju lekarskiego. Zaraz za nim podążała szczupła, seksowna blondynka. Miała niecałe trzydzieści lat. Jasne włosy sięgały jej nieco poza łopatki. Wzrok przykuwały jej ciemne usta, które wyglądały jakby codzień wstrzykiwała w nie botoks, sporych rozmiarów piersi, które świetnie eksponowała elegancka, granatowa bluzka ze sporym dekoltem oraz długie nogi, które były prawie w całości odsłonięte, gdyż dziewczyna miała na sobie bardzo krótką, czarną spódnicę. Lekarka miała może metr sześćdziesiątpięć, ale dodatkowe 10 centymetrów dodawał jej obcas czarnych pantofli. 
F: Cisza, powiedziałem! - wrzasnął. Profesor pokręcił z niezadowoleniem głową, gdy nikt nie zareagował na jego prośbę. - Proszę usiąść, to może chwilę potrwać. - wskazał dziewczynie miejsce na kanapie. - Adam! - Falkowicz pociągnął chłopaka w swoją stronę. - Uspokój ich.
Ad: No dobra. Ciiiiiiiiiszaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!! - wrzasnął najgłośniej jak umiał. Po chwili lekarze uspokoili się i rozsiedli się na krzesłach i kanapie, a ci, dla których zabrakło miejsc usiedli pod ścianą.
F: Drodzy państwo, od dziś do naszego zespołu dołączy nowa osoba, a mianowicie pani Katarzyna Kaczmarek, chirurg. Zacznie u nas specjalizację. 
Ad: Boże. - Chłopak dopiero teraz przyjrzał się nowej koleżance. Wzrok wszystkich obecnych w pokoju lekarskiem był skierowany w jej stronę. Mężczyźni patrzyli na nią pożądliwie, kobiety z zazdrością, a profesor Falkowicz z politowaniem. Ciekawiła go ta dziewczyna. W rozmowie wydawała się całkiem sensowną osobą. Chciał sprawdzić czy jest możliwe, aby była ona równie dobrym lekarzem co kokietką. Gdy tak wszyscy wpatrywali się w nową lekarkę profesor zaczął dziwić się swoim własnym myślom. Ta kobieta, mimo iż był piękna, wcale go nie pociągała. Dla niego kobietą najpiękniejszą, najseksowniejszą, najwspanialszą była Consalida. Zestarzałem się. - pomyślał.
F: Drodzy państwo, mam nadzieję, że już napatrzyliście się państwo na nową koleżankę. Zaczynamy odprawę. - Profesor zaczął rozdzielać zadania na dzisiejszy dzień. - A pani przepraszam bardzo co robi?! - spytał blondynki. Kobieta bezczelnie patrzyła mu w oczy, mimo iż kompletnie nie rpzumiała o co mu chodzi. - Myśli pani, że w jakim celu produkuję się tłumacząc państwu dzisiejszy plan? Proszę wziąć kartkę, długopis i notować, bo powtarzać nie zamierzam.
K: Ależ oczywiście, panie profesorze.
Czy mi się wydaję, czy w jej głosie można było usłyszeć odrobinę flirtu?! - Przeszło przez myśl zarówno Wiktorii, jak i Andrzeja. 
Ja ci zapewnię takie atrakcje, że odechce ci się wygłupów. - Obiecał sobie w myślach i kontynuował odprawę. Blondynka pożyczyła kartkę i długopis od Adama, lecz mimo, iż teraz już dokładnie notowała rozporządzenia szefa cały czas ukradkiem na niego zerkała, co nie uszło uwadze Wiktorii.

Ad: Andrzej, mam kłopot. - Krajewski bez pukania wpadł do gabinetu brata.
F: Siadaj. Co żeś zrobił?
Ad: Leczę od paru miesięcy taką kobietę i dostałem od niej bilety do teatru.
F: Nie zaszkodzi ci.
Ad: Z biletów nie skorzystałem, ale wziąłem. No ale teraz ona mi znowu dała bilety. Wtedy mi dała dwa na jedno przedstawienie, a teraz po dwa na dwa no i ja powiedziałem, że głupio mi brać tyle i że oddam kasę i jak ona się zgodziła, to ja powiedziałem, że nie mam pieniędzy.
F: Adam, idioto...
Ad: No i jeszcze w czasie rozmowy powiedziałem, że leczyłem kiedyś takiego faceta co mi dawał bilety do teatru za darmo.
F: Adam. - profesor zaśmiał się krótko.
Ad: Ale jak ja zajrzałem do tej koperty z biletami to zobaczyłem, że tam było na karteczce napisane ile kosztowały i teraz mi przyszło do głowy, żeby kupić tej babie zastrzyki, które jej muszę zlecić i dać. Ale potem pomyślałem, że mogłaby pomyśleć, że wziąłem je za darmo z oddziału i próbuję z niej zrobić idiotkę, więc może włożyłbym rachunek za te zastrzyki do pudełka... tylko doszedłem jeszcze do wniosku, że trochę szkoda dwóch stów, bo tyle kosztują zastrzyki, a z biletów nie skorzystam, więc bym nie wyszedł na tym na równo... W ogóle, to masz coś do jedzenia? Jakąś kanapkę, czy coś? Bo głodny jestem. - wypowiedź Adama jak zwykle nie miała ładu, ani składu, lecz profesor, który już się do tego przyzwyczaił był w stanie rozumieć o co chodzi Adamowi.
F: Jeśli mogę dać ci jedną radę, to następnym razem, gdy pacjent będzie ci coś dawać powiedz, że bardzo dziękujesz, ale wolałbyś kanapkę.
Ad: Ty to wszystko umiesz połączyć w jedną sensowną całość! To masz coś do jedzenia?
Profesor pokręcił zrezygnowany głową i podał Adamowi jego wymarzoną kanapkę.
Ad: Skąd ty to masz? Zajebałeś jakiemuś pacjentowi?
F: Za coś płacę tej gosposi.
Ad: A nie miałbyś ze schabem? - spytał gdy zobaczył, że dostał ciemne pieczywo z szynką. - I wolałbym białą bułkę.
F: Jeszcze słowo i nic nie dostaniesz.
Ad: Yhm.
F: Adam, nie rozkładaj kanapki na części pierwsze. - upomniał go.
Ad: Przecież wiesz, że nie lubię sałaty. I ogórków. I rzodkiewki. Boże, ile ona ci zielska w tą kanapkę włożyła. I w ogóle nie lubię wszystkiego co zdrowe. - stwierdził wyskubując ziarna słonecznika z pieczywa i rzucając je na podłogę.
F: Adam! - warknął.
Ad: Dobrze, dobrze, tato. Wiem, to jest "zdrowe". - Krajewski niechętnie zebrał ziarna z podłogi i zjadł. - Błe. - skrzywił się.
F: Bez kurzu i setek bakterii raczej byłyby lepsze.
Ad: Eee tam. Ja już pójdę, tato. - Nim Krajewski zdążył wyjść usłyszeli pukanie do drzwi.
F: Proszę! - Do pomieszczenia weszła Katarzyna z uśmiechem na twarzy. Obdarzyła Krajewskiego zdegustowanym spojrzeniem. Liczyła, że będzie z Falkowiczem sam na sam.
K: Witam, profesorze. Chciałam spytać, czy nie mógłby mi pan pokazać oddziału. Jakoś nie mogę się tu odnaleźć, przydałaby mi się pomoc kogoś takiego jak pan. - Dziewczyna postanowiła udawać sierotkę Marysię.
F: Doktor Krajewski z chęcią panią oprowadzi, nieprawdaż?
Ad: Oczywiście, chodźmy. - Chłopak otworzył drzwi i przepuścił w nich blondynkę.
F: Nawet nie waż się jej dotknąć. - warknął chłopakowi do ucha. Nie chciał aby Adama i Katarzynę połączył jakiś romans. Zdążył już spostrzec, że blondynka na pewno jest niezłą manipulantką i nie chciał aby Adam wplątał się w jej intrygi.
Ad: Dobrze, to tam jest interna. - Krajewski wskazał blondynce prawą stronę.
K: Obejdzie się. -  Kobieta obdarzyła go kpiącym spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i udała w przeciwnym kierunku. Adam mógł tylko podziwiać jej zgrabne ciało oddalające się korytarzem. Wyglądała idealnie, miała idealny chód. Jest idealna. - Pomyślał Krajewski.

Consalida ze zdziwieniem spojrzała na ankietę, która wręczył jej pacjent. Każdemu pacjentowi nawet przed drobnym zabiegiem dawano ankietę na temat jego zdrowia do wypełnienia. Znajdowało się tam 14 prostych pytań, na które trzeba było zaznaczyć odpowiedź "tak" lub "nie". Ten pacjent jednak zaznaczył "tak" przy każdym pytaniu. Byłoby to jeszcze w miarę możliwe, choć rzadko zdarzają się takie przypadki, gdyby nie fakt, iż ów pacjent zaznaczył "tak" także przy pytaniu, czy jest w ciąży.
W: Czy pan choruje na nadciśnienie? - postanowiła zadać pierwsze pytanie z ankiety.
-Nie.
W: A czy pan ma cukrzycę?
-Nie.
W: To dlaczego pan wszędzie zaznaczył "tak"?!
-Ja uważam, że przecież powinno się niepotrzebne skreślić. Ja tu nawet miałem dopisać... Bo mi jest to "tak" niepotrzebne. - wyjaśnił. Consalida już więcej pytań nie miała.
Gdy w końcu mężczyzna opuścił gabinet chirurgiczny kobieta wyszła zaraz po nim. Od razu skierowała swe kroki w stronę gabinetu Falkowicza. Pojawienie się tu tak idealnej kobiety wzbudzało w niej pewne niezadowolenie.
W: Mogę? - Spytała uchylając drzwi.
F: Ty zawsze, kochanie.
W: Ta dziewczyna dopiero się tu pojawiła, a już mnie wkurza. Jest jakaś zbyt idealna! Ona musi mieć jakąś wadę! - Rudowłosa lekarka usiadła na krześle naprzeciw profesora. - Przecież... przecież to jest nie możliwe! - Wiktoria podniosła głos zirytowana. - Kto ją w ogóle zatrudnił?
F: Pojęcia nie mam. Mnie też denerwuje, a przez ciebie chyba przemawia zazdrość.
W: Oj przestań.
F: Zarumieniłaś się. - stwierdził wstając z fotela. Podszedł do drzwi, po czym przekręcił w nich zamek. Profesor stanął za krzesłem, które zajmowała Ruda. - Ale możesz być spokojna, kocham tylko ciebie. - Profesor złożył pocałunek na jej szyi.
W: Andrzej... - Jęknęła cicho, czując falę gorąca. Co on ze mną robi? - pytała sama siebie.
F: Pragnę tylko ciebie. - Falkowicz składał kolejne pocałunki na jej szyi podążając wargami w stronę ust kobiety. Wiktoria momentalnie wstała z miejsca. Stanęła przed nim zarzucając ręce na jego szyję. 
W: Kocham tylko ciebie. Pragnę tylko ciebie. - Wyszeptała w jego rozchylone wargi i namiętnie wpiła się w jego usta, jednocześnie zdejmując jego marynarkę.

PROSZĘ O KOMENTARZE!!!

3 komentarze:

  1. SUPEROWSKO!!! FaWi takie słodkie, do tego debil Adam zjadający z podłogi jedzenie.. Falkowicz mógłby go zatrudnić jako odkurzacz.. Część naprawdę genialna, zazdrosna Wiki, nowa pracownica i wierność Andrzeja wyszła Ci zajebiście!!! Przepraszam, że tak krótko, ale sama zapewne wiesz dlaczego, życzę dużo weny no i zapraszam do mnie na nexta :) pozdrowionka! :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.