LICZBA WYŚWIETLEŃ

czwartek, 19 lutego 2015

"Feministki"

Cóż, moi Drodzy... dawka komedii niemającej żadnego głębszego sensu, jak za starych dobrych czasów :)

Ag: Miałam taką pacjentkę... - Woźnicka nalała sobie kawy do obtłuczonego kubka. - Kobieta po czterdziestce, próbowała się zabić bo ją mąż zdradzał... Jakiś ustawiony policjant, czy coś. Faceci to są jednak do niczego. - Blondynka żaliła się Krajewskiemu, który topił swoje smutki w Metaxie "pożyczonej" od brata.
Ad: Yhm... - Adam niechętnie przytaknął nalewając sobie kolejny kieliszek alkoholu.
F: Pozwolisz, że się wtrącę, Agato, nim twoja feministyczna natura karze ci zabić wszystkich mężczyzn tego świata. - Profesor na chwilę oderwał się od uzupełniania dokumentów. - Skoro mąż ją zdradzał to jakaś jej wina także w tym musiała być. Brzydka, niezadbana, gruba... kto by z taką wytrzymał?
W: Przepraszam, to jak ja będę po czterdziestce to też będę brzydka i gruba, a ty będziesz mnie zdradzał?! - Oburzona Wiktoria oderwała się od wypełnianej dokumentacji.
F: Nie. - Odparł, lecz dla Consalidy było to niezbyt przekonujące, więc zgromiła go wzrokiem. - Nie. - Powtórzył bardziej pewnie.
W: Taa... - Mruknęła bez przekonania. - Nie, ale to będzie moja wina, bo przecież jestem stara, a są ładniejsze, młodsze, z większymi cyckami...
F: Są młodsze, lecz nie ma ładniejszych, skarbie. - Profesor uśmiechnął się czarująco w stronę lekarki.
W: Wiesz co, ja lepiej pójdę pracować, to może zdążę zarobić na operacje plastyczne, bo przecież już niedługo będę stara, brzydka i do niczego! - Kobieta wyszła z pokoju lekarskiego trzaskając drzwiami.
F: Cholerne feministki. - Zirytowany profesor rzucił długopis na biurko i oparł się wygodnie na krześle. - Kiedyś kobieta siedziała w domu, mężczyzna pracował, wszystko było jasne i baby znały rezon, a teraz się w głowach poprzewracało!
Ad: Mówiłem: Baby są głupie, baby trzeba lać. - Adam wypił jednym haustem kolejny kieliszek alkoholu.
Ag: Ciekawe co byście mówili na naszym miejscu. - Westchnęła blondynka.
F: Zacznijmy od tego, że ja nigdy nie zrozumiem tych wyimaginowanych problemów kobiet.
Ag: Tylko jak kobieta nie ma tych "wyimaginowanych" problemów, to potem kończy jak moja pacjentka - zdradzana przez facetów, którzy po pięćdziesiątce chcą przeżywać drugą młodość w ramionach młodych dziewczyn i się czują jak Casanowy jak się pokażą z młodą laską. Wy wszyscy jesteście tacy sami! Wszyscy myślicie tylko o jednym!
F: Zachowujesz się jak zgorzkniała, stara kobieta. Brakuje ci tylko kota.
Ag: Aha, czyli już po trzydziestce jesteśmy stare?! No super, dzięki! A wy to jesteście młodzi do osiemdziesiątki po prostu, tak?! My się staramy, godziny spędzamy przed lustrem, a wy i tak nigdy tego nie docenicie! Dosyć tego, nigdy więcej! Żadnych fryzur, manikiurów, makijaży, szpilek! Koronkowa bielizna wrzynająca się w dupę, tipsy przez które nie można nawet w siatkę zagrać, kurwa mać, nigdy więcej! - Blondynka dostała szału. Wyciągała przeróżne spinki ze swoich włosów rozrzucając je po całym pokoju lekarskim. Potem zdjęła kremowe buty na piętnastocentymetrowym obcasie i po kolei rzuciła obydwoma w profesora, tak że ten ledwo uniknął dostania nimi w głowę. - Dosyć! Nigdy więcej!
F: Tą niewygodną koronkową bieliznę także zamierzasz zdjąć? - Zaśmiał się patrząc na wściekłą dziewczynę.
Ag: A żebyś wiedział! - Dziewczyna weszła na parapet. - Pierdolone pończochy, cholerne stringi! - Dziewczyna po kolei zdejmowała bieliznę spod pudrowo-różowej sukienki i  rozrzucała ją po podłodze.
Ad: Uuuuuu... Agatka robi striptiz! - Krzyknął zadowolony popijając kolejny kieliszek dwunastogwiazdkowej Metaxy. Falkowicz za to oparł się o blat biurka patrząc na dziewczynę z niedowierzaniem.
Ag: Koronkowe staniki, wrzynające się druty, bo sportowe nie seksowne... nigdy więcej! - Lekarka pozbawiała się tej części bielizny, gdy w pokoju lekarskim zawitał Van Graff. Anestezjolog stanął w wejściu nie dowierzając własnym oczom i po paru sekundach internistka rzuciła biustonoszem tak niefortunnie, że wylądował on na głowie obcokrajowca. Ten zdegustowany rzucił bieliznę dziewczyny na podłogę, spojrzał z obrzydzeniem na Andrzeja i Adama, odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Krajewski patrzył na internistkę pożądliwie, wyglądała bardzo seksownie w samej obcisłej, cienkiej sukience, z rozpuszczonymi włosami w nieładzie. Profesora za to coraz bardziej interesowało co wydarzy się dalej. Niezły kabaret. - Pomyślał.
Lekarka otworzyła szeroko wielkie okno.
Ag: Nieważne, że na dworze minus pięć, mnie jest gorąco, bo grzeje mnie moja młodość! A wy stare grzyby... Ratunku! - Pisnęła, gdy poczuła, że traci równowagę stojąc na parapecie szeroko otwartego okna. Nie patrz w dół, nie patrz w dół... - Powtarzała sobie w myślach. - Aaaa!!! Czemu ja patrzę w dół?!
Ag: Ratunku, Andrzej!!!
W tym momencie profesor już nie powstrzymywał wybuchu śmiechu.
F: Wiesz, pomógł bym ci, ale ty tu tak stoisz, bez bielizny, w samej cienkiej sukience... Ja stary profesor, ty młoda dziewczyna, to nie wypada...
Ag: Raaatuuuunkuuuu!!! - Wrzasnęła.
Profesor podszedł do parapetu na którym stała dziewczyna.
F: Mężczyźni są potrzebni? - Spytał wyciągając rękę w jej stronę.
Ag: Ni... - Nie zdążyła zaprzeczyć, próbując złapać się profesora, a Falkowicz zrobił duży krok do tyłu odsuwając się od niej. - Tak, cholera jasna, tak! Pomóż... - Internistka spojrzała na niego błagalnie. - Ja mam lęk wysokości...
F: Wiem. A kobiety powinny o siebie dbać?
Ag: Tak! Tak powinny! - Krzyknęła patrząc na niego błagalnie. Chirurg złapał ją w talii i bezpiecznie postawił na podłodze.
F: I do czego komu i na co feminizm?
Ag: Żeby kobiety nie były niewolnicami!
F: Oj tam zaraz niewolnicami... A ja cię zawsze mogę z powrotem tam postawić, moja droga.
Ag: Feminizm jest nikomu do niczego niepotrzebny. - Wyrecytowała posłusznie.
F: Wiedziałem, że się dogadamy.
Ag: No ale to jest nie fair! Powinno być równouprawnienie. - W blondynce obudziła się dziś feministka.
F: Więc czemu ja mam dłużej pracować? Żądam równouprawnienia, idę strajkować.
Ag: W 2040 ma się wyrównać wiek emerytalny.
F: W 2040 to ja już będę na Warszawskich Powązkach.
Ag: Bez przesady, będziesz wtedy miał... - Zastanowiła się chwilę. - 77 lat, to nie tak dużo...
Ad: Ja żądam równouprawnienia! - Wybełkotał pijany już Adam.
F: W sumie ja bym na tym źle nie wyszedł... krzesło by mi restauracji odsuwali, wina by mi nalewali, do domu by mnie odwozili...
Ad: I teraz to Agata cię będzie całować na przywitanie w rękę! Ja tam już się nie mogę doczekać.
Ag: Cholerny feminizm... - Warknęła pod nosem.
F: I nie można było tak od razu? Cóż, moi drodzy, idę szukać swojej rudej feministki, zanim postanowi iść strajkować. - Profesor wyszedł z pokoju lekarskiego, a Agata zrezygnowana zaczęła zbierać swoje rzeczy z podłogi.

Ta część stanowi pojedyńczy fragment opowiadania i nie będzie kontynuowana.

1 komentarz:

  1. Haha :D Świetne :D Twoje opo. Poprawia ni humor na każdym razem :) I ta Agatka, haha :D po prostu ŚWIETNE! :D ~ Kasia :D

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.