LICZBA WYŚWIETLEŃ

czwartek, 12 czerwca 2014

ŻYCIE JEST CHOLERNIE NIEPRZEWIDYWALNE I NIESPRAWIEDLIWE

Zapraszam Was do przeczytania i oczywiście KOMENTOWANIA tej oto miniaturki. Część 80 pojawi się w weekend.

Dlaczego on ją prosił, żeby wróciła? Po co? Najpierw modlił się, żeby odeszła, a gdy odeszła, prosił ją i płaszczył się przed nią, żeby wróciła. Profesora Falkowicza nie mógł nigdy nikt zrozumieć a w tym momencie on sam nie mógł siebie zrozumieć. Po co on to zrobił? Odpowiedź była prosta, ale nie dopuszczał jej do siebie, bał się. Od zawsze jedyne czego się bał to śmierć. A teraz wiedział, że jest śmiertelnie chory. Adam tylko potrafi głupio się uśmiechać. Wiki ma go gdzieś, zresztą po szpitalu zaczęły chodzić plotki o jej zaręczynach z Tomaszem. Bolało? Może. Kochał tę kobietę w dziwny, niezrozumiały sposób i żałował, że nie może zamienić Walczyk na nią. Cóż, życie. Zawsze uciekał od Kingi, chciał się jej pozbyć z domu, a teraz ledwo uprosił ją, żeby wróciła. Nienawidził jej, czasem miał ochotę wyjąć z szafki pistolet i ją zastrzelić, ale była ona jedyną osobą, która zawsze przy nim była. Kochała go, na prawdę go kochała i znosiła to wszystko, a on teraz bał się, że umrze sam i po kilku miesiącach znajdzie go martwego komornik. Może trzeba porozmawiać z Wiki? Przecież ona troszczy się o każdego pacjenta, a on w ramach relacji łączącej ich będzie pacjentem specjalnej troski? Albo tym, któremu trzeba przez przypadek podać trutkę. Profesor spojrzał na "blond pudla", jak określał Kingę. Nawijała coś o tym jak ja traktuje i nawet nie spostrzegła iż mężczyzna jej nie słucha. Zwariowana kobieta. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. - pomyślał i objął kobietę. Lub według Adama "Jak się nie ma co się pragnie, to się rucha co popadnie" - te zdanie było mądrością życiową Krajewskiego, którą wpajał Falkowiczowi mając dwadzieścia parę lat. Profesor przypomniał sobie to wszystko. Głupoty na które namawiał go Adam, a on się zgadzał woląc mieć nadzór nad tym co robi jego młodszy brat, setki młodych dziewczyn, wszystkie kłótnie głównie o to, że chłopak nic nie robi i się nie uczy. Trzeba być Adamem, żeby się nie domyśleć iż nie mają oni relacji tylko mistrz - uczeń. I młodsze lata.  Wolałem go kiedy nie umiał mówić. - pomyślał przypominając sobie widok małego Adasia. Potem ten wypadek. Uratowałem tego debila. Szkoda, że się nie odwzajemni. No i Wiktoria. W pewnym sensie rywalizowali o nią, tylko że profesor miał trochę więcej kłopotów niż Krajewski. A teraz taka wspaniała kobieta jest z tym fajtłapą. - Falkowicz przypomniał sobie spotkanie ładnych parę lat temu z doktorem Rzepeckim, który jąkał się i nie potrafił wydusić z siebie zdania, już nie mówiąc o zrobieniu czegoś sensownego, czy przejściu pięciu metrów bez wywrotki. W porównaniu z tamtą ofiarą losu, to nie jest tak źle. Tylko jakim cudem on się jeszcze nie zabił o własne nogi, abo nie utopił w kubku herbaty? - Z zamyślenia wyrwała go głos Walczyk.
K: Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - spytała zirytowana - Znowu myślisz o tej Consalidzie?!
F: Nie. Myślę o swym braciszku.
K: O Adamie? - spytała zaciekawiona - I co wymyśliłeś?
F: Kiedy indziej, kochanie. - choroba pozwala nabrać dystansu do całego świata. Zamiast rozpamiętywać Wiktorię pozostał z myślą, że najważniejsze, żeby ona była szczęśliwa, a w razie gdyby zmieniła zdanie co do Tomasza, to w każdej chwili przecież można zostawić tego pudla. Zaczął jednak bardziej doceniać to, że póki co ma Kingę. Przynajmniej ktoś mi kupi trumnę, oby nie różową. - pomyślał znając zamiłowanie małżonki do tego jakże słodkiego koloru. W końcu lepsza ona, niż nic. Zawsze jest ktoś, kto ponawia bezsensownie o lakierach do paznokci, albo chociaż ugotuje obiad, może nie za dobry, ale przeżyć się da. Może nie zawsze trzeba kogoś kochać, a wystarczy nauczyć się z nim żyć i go tolerować? Przecież Kinga ma jakieś zalety... na przykład.... może na pierwszy rzut oka ciężko je dostrzec, ale jakieś tam na pewno ma. Bez wątpienia jest kobietą, nawet nie taką złą. Co prawda nie ma kocich oczu, pięknych malinowych ust... Pozostańmy na tym, że jest kobietą. Żyć się z nią da... jakoś.
K: Andrzej... a ty mówiłeś prawdę? Na prawdę mnie kochasz? - Ona jednak umie zadać pytanie mające jakiś sens. A teraz ja muszę jej odpowiedzieć w sensowny sposób... albo w taki, żeby nie zrozumiała ani jednego słowa... chociaż znaczenie słów można sprawdzić w słowniku, może tak, żeby nie zrozumiała połączenia tych słów... albo nazmyślać.
F: Tak. Może na początku nie darzyłem cię jakimś wielkim uczuciem, ale zrozumiałem, że ty zawsze przy mnie jesteś, a chyba na tym polega prawdziwa miłość. - Czy nie powiedzieć całej prawdy to też znaczy skłamać? Był jej wdzięczny za to, że cały czas z nim jest, ale nie umiał jej kochać. Wciąż kochał tą rudą złośnicę, mimo tego iż go odrzuciła, rozwaliła badania. Bo na tym polega prawdziwa miłość, że kocha się bez względu na to co ta osoba zrobi i ważniejsze jest dla ciebie szczęście tej osoby niż twojej własne, a teraz właśnie tak było.
K: Zawsze wiedziałam, że kiedyś zmądrzejesz. Idę pod prysznic, pójdziesz ze mną?
F: Ja już byłem.
K: A może teraz pójdziesz ze mną?
F: Kinguś, jestem zmęczony. Idę się położyć. - poszedł po schodach na górę.
K: Nie wiesz co tracisz! - krzyknęła za nim i poszła do łazienki.

Chwilę później.
W: Andrzej, jest środek lata, ja się tu duszę z gorąca, a ty śpisz w jakiejś piżamie zakrywającej cię od stup do głów? - teraz to profesor wyszedł na idiotę, ale wolał, aby żona nie wiedziała póki co o jego chorobie. - Andrzej, odpowiesz mi coś?
F: Mi jest zimno. - odpowiedział. Nic innego nie wymyślił. - Dobranoc. - powiedział chcąc uniknąć dalszej rozmowy z laborantką.
K: Andrzej, ty jesteś chory? W tym pokoju jest 40 stopni ciepła i ja mdleję z gorąca.
F: To się rozbierz, skarbie i daj mi spać, bo dostanę jutro opieprz od nowej pani ordynator.
K: Nie mów mi, że to prawda, że ta suka jest ordynatorem.
F: Daj już spokój, Kinguś. - odwrócił się do niej tyłem.

Rano.
K: Andrzej! - krzyknęła, gdy nie mogła go dobudzić od piętnastu minut. Z przerażeniem przyłorzyła dwa palce do jego szyi, badając mu tętno, ale żył.
F: Co? - wymamrotał.
K: Od kwadransa nie mogę cię obudzić.
F: Jestem zmęczony, daj mi spokój. - odwrócił się tyłem do klęczącej przy łóżku laborantki. Blondynka obeszła wielkie łóżko i usiadła na satynowej pościeli.
K: Spałeś 13 godzin, ile można?!
F: Tyle, żeby być wyspanym. - odwrócił się z powrotem na drugi bok, a Walczyk znowu zaszła go z drugiej strony.
K: Jest 12:00 człowieku!
F: No i? - do mężczyzny nie docierały pewne informacje takie jak "12:00" i to iż zaczął dyżur ładnych kilka godzin temu. Jedyne co do niego docierało to prosty komunikat "spać" dawany mu przez organizm.
K: Andrzej! Dzwoniła Wiktoria, udało mi się przesunąć twój dyżur na nocny, ale weź ty w końcu wstań!
F: Dlaczego ty nie jesteś w pracy?
K: Badania można wykonywać o każdej godzinie przecież. Co za różnica kiedy to zrobię? Wstań żeż wreszcie.
F: Daj mi spokój, mam 9 godzin do dyżuru. - profesor ziewnął zasłaniając usta dłonią po czym odwrócił się na drugi bok, tyłem do Walczyk. Zrezygnowana kobieta wyszła z sypialni.
Usłyszała dzwonek do drzwi. Zobaczyła Adama.
Ad: Jest może Andrzej?
K: Śpi. - warknęła.
Ad: Jak to śpi? W środku dnia? To co wy żeście robili w nocy?
K: On śpi od 13 godzin.
Ad: Co? Ty jesteś pewna, że on żyje?
W: Tak. Możesz wejść. - wpuściła chłopaka do domu.
Ad: Gdzie ta gnida?
W: W sypialni. - Krajewski udał się do wskazanego przez Walczyk pokoju.
Ad: Andrzej.
F: Śpię! - warknął.
Ad: Starczy tego spania, wstawaj stary. - Falkowicz spojrzał na niego.
F: Ty? - spytał z niedowierzaniem.
Ad: A myślałeś, że duch? Pozwolisz, że usiądę. - spoczął na łóżku - Wyglądasz okropnie.
F: Nie spodziewałem się gości. Poza tym ty wyglądałeś gorzej jak się rodziłeś.
Ad: Dzięki za wspomnienie.
F: Po co żeś tu przyszedł?
Ad: Wiki mnie prosiła. Nie mogła się dogadać z tą twoją żoncią, bo ona podobno najpierw powiedziała, że nie żyjesz, potem wyzywała Wiki i na koniec powiedziała, że kiedyś się pojawisz w szpitalu.
F: I ty postanowiłeś mnie odwiedzić, drogi bracie?
Ad: Trochę mnie zdziwiłeś tą gadaniną o śmierci.
F: I co, zmieniłeś zdanie i jednak przyjechałeś mnie potrzymać za rączkę?
Ad: Ty se robiłeś jaja?
F: A czy robi ci to jakąś różnicę? - Krajewski się chwilę zastanowił.
Ad: Wiesz co, wiele razy miałem ochotę cię zabić, albo palnąć w ten głupi ryj, ale mama mi powiedziała, że mnie uratowałeś. Chcesz czegoś?
F: Możesz... włożyć mi do trumny skalpel.
Ad: Co?
F: Jak niedosłyszysz to idź do laryngologa.
Ad: Co ci jest?
F: Adam... uratowałem cię, to prawda, więc zrób coś dla mnie. Nie zapomnij. Nie zapomnij o tym, że miałeś też biologiczną rodzinę.
Ad: Ty gadasz ze mną, jakbyś się ze mną żegnał. - stwierdził coraz bardziej przerażony.
F: Może i się żegnam.
Ad: Ty nie żartowałeś wtedy w szpitalu. Ty... co ci jest? Jak ci pomóc?
F: W razie czego zajmij się Wiki. Niech ona się nie żeni z tym fajtłapą.
Ad: Wiesz co, zawsze do siebie pasowaliście.
F: Słucham?
Ad: Jak patrzę na tego Tomasza to mnie krew zalewa. Wiki mu kazała wyjąć pierścionek i kazała mu się oświadczyć.
F: Znalazła drugiego Zapałę.
Ad: Co ci jest?
F: Nic. W końcu się dogadaliśmy, drogi bracie.
Ad: Czekaj, ty zmyśliłeś tą bajkę?
F: Nie.
Ad: Dobra, a skoro już normalnie rozmawiamy, to jest jakaś szansa, że dowiem się czegoś o swojej rodzinie i o swoim dzieciństwie? - spytał kładąc się na łóżku. Do sypialni wpadła Kinga i spojrzała zdziwiona na braci.
F: Kinguś, daj nam chwilkę porozmawiać.
K: Zwariuję z tobą. - wyszła z sypialni.
Ad: Jak ty mnie znalazłeś?
F: Nie musiałem cię znajdywać. Nigdy cię nie zgubiłem.
Ad: Co ty byłeś moim aniołem stróżem?
F: Ja aniołem? Adam. Ja po prostu cię pilnowałem.
Ad: Mama mówiła, że jak byłem mały to do mnie przychodziłeś, a potem przestałeś i zniknąłeś.
F: Niezła bajka. Nie chcieli żebyś wiedział o moim istnieniu, woleli, żebyś myślał, że jesteś ich synem. Gdy zacząłeś dorastać, pamiętać coś poinformowali mnie, że nie chcą mnie więcej widzieć.
Ad: To tego nigdy nie wybaczyłeś mamie?
F: Może to była najlepsza decyzja dla ciebie. Wychowywałeś się w normalnej rodzinie.
Ad: A ty?
F: Co ja?
Ad: Ty się wychowywałeś sam.
F: Adam, ja ci nie zazdroszczę rodziny, nie żałuję tego co się stało. Dobrze, że to ciebie wzięli Krajewscy, ja jak widzisz dałem sobie sam radę.
Ad: Będę. Będę przy tobie.
F: Chcesz się nade mną litować?
Ad: Nie. Może ty nie żałujesz, ale ja żałuję. Może bylibyśmy innymi ludźmi, gdybyśmy się wychowywali razem? Nie wybaczę tego matce.
F: Gorszymi ludźmi już być nie mogliśmy.
Ad: Dlaczego my się dogadaliśmy dopiero po tylu latach?
F: Nie wiem.
Ad: Sory za Wiki.
F: To wspaniała kobieta. Mamy podobne gusta.
Ad: Niestety ona nie chce żadnego z nas. Ty zostałeś z blond pudlem.
F: Też ją tak nazywam. Może i blond pudel, ale ja się ma co się...
Ad: ...pragnie, to się rucha co popadnie. - przerwał bratu.
F: Zostańmy przy "Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma."
Ad: Ile ty jeszcze pożyjesz?
F: Nie wiem. Mam nadzieję, że tyle, żeby móc załatwić wszystkie swoje sprawy. I ani słowa komukolwiek.
Ad: Czemu? Mi jakoś powiedziałeś.
F: Ja nie potrzebuję niczyjej litości. Ufam ci i mam nadzieję, że tym razem się nie zawiodę.
Ad: Jedziesz do szpitala?
F: Daj mi kwadrans.
Ad: Czekam na dole. - Krajewski wyszedł z sypialni.

Godzinę później.
Ad: Wiki, musisz coś zrobić. - wpadł do jej gabinetu.
W: Co jest?
Ad: Andrzej chce operować.
W: No i? Ja w tym nie widzę nic dziwnego, to jest jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy chirurg w tym szpitalu.
Ad: Wiki, on nie wyjdzie już z tej sali operacyjnej.
W: Co ty powiedziałeś? - kobieta nagle oprzytomniała.
Ad: On umiera, nie mów nikomu... - powiedział Consalidzie wszystko czego się dowiedział.
W: Cholera! On zwariował?! - pobiegła na blok.
W: Co ty odpierdalasz?! - kobieta wpadła wściekła do myjni.
F: Zamierzam operować, pani ordynator.
W: Adam mi wszystko powiedział.
F: To gówniarz. 
W: On? To ty się zachowujesz jak gówniarz.
F: Jeżeli mam umrzeć dziś na sali operacyjnej, albo za kilka dni zasnąć i się nie obudzić, to wybieram dziś. Wiesz co, kocham cię. Po prostu cię kocham. - pocałował zszokowaną kobietę i wszedł na salę operacyjną.
Ad: I co? - do myjni wpadł Krajewski.
W: To prawda? On na prawdę...
Ad: Wiktoria, może jestem człowiekiem małej wiary, ale nie wierzę, że on wyjdzie żywy z tej sali operacyjnej.
W: Myjemy się. - podeszła do umywalki i odkręciła wodę, a chłopak uczynił to samo.
Przez całą operację Consalida siedziała zamyślona pod ścianą, a Adam obok niej.
R: A wy po co tak siedzicie? - spytał Ruud.
W: My...
Ad: Lubimy salę operacyjną.
F: Jak każdy prawdziwy lekarz.

Godzinę później wystąpiły komplikacje. Wiktoria widząc to szturchnęła Adama łokciem.
W: Są komplikacje, myj się. Nikt nie umrze na mojej sali operacyjnej. - szepnęła Krajewskiemu do ucha. Chirurg posłuszne poszedł do myjni i po chwili pojawił się z powrotem gotowy do pracy. Wiktoria podeszła do profesora.
W: Proszę cię, chodź stąd.
F: Wiki, daj mi pracować.
W: Chodź, proszę cię. PROSZĘ. - powiedziała stanowczo. Krajewski podszedł do nich.
F: Zrekonstruuj, wstaw protezę. - rozkazał bratu i wyszedł razem z Consalidą.
F: Dlaczego mi to robisz?
W: Pytasz dlaczego nie pozwalam ci się zabić? Chodź do mnie. - zaciągnęła go do swojego gabinetu.
W: To były twoje badania? - nie usłyszała odpowiedzi - Andrzej!
F: Tak, to były moje badania, mam też inne. Diagnoza jest prosta, umieram. Jesteś teraz szczęśliwa?
W: Wiesz dobrze, że operacje w twoim stanie...
F: Wiki ja i tak umrę. Za kilka dni, BYĆ MOŻE tygodni.
W: To ty mnie uczyłeś walki, to ty mi mówiłeś, że nie można się poddawać, to ty mi kazałeś wierzyć w cuda, które się stawały, to ty dokonywałeś rzeczy niewykonalnych i wierzyłeś, że ci się uda! Co się z tobą dzieje?!
F: Wiki, musieliby mi przeszczepić wątrobę, nerki i być może serce i inne narządy. I szkoda tych narządów na mnie. Daj mi w spokoju umrzeć.
W: Nie. Nie dam ci się poddać bez walki, chociażby ze względu na to wszystko ci się zdarzyło.
F: A dla ciebie znaczy coś to co się zdarzyło? - kobieta spojrzała na niego. On zawsze zadaje trudne pytania. Zastanowiła się chwilę nad jakąś sensowną odpowiedzią. 
W: Nie da się o tym tak po prostu zapomnieć.
F: Cóż, powiedziałaś mi tyle razy, że mnie nie kochasz, że myślałem, że chcesz zapomnieć.
W: Może i chcę zapomnieć, ale nie umiem. Zresztą masz Kingę.
F: Nie kocham jej. Choćbym nie wiem jak chciał, nie umiem pokochać tego blond pudla. Nie umiem o tobie zapomnieć. Bądź po prostu szczęśliwa. Ze mną nie będziesz, znajdź kogoś normalnego, nie tego debila.
W: Tomasz jest...
F: Nawet mi o nim nie wspominaj. Zrób to dla mnie i znajdź kogoś kogo na prawdę pokochasz.
W: Kocham cię. - szepnęła, a po jej policzkach spłynęły pojedyńcze łzy - Chodźmy stąd. - wstała z kanapy i uśmiechnęła się do niego. Chodźmy do mnie. - Chwilę później leżeli objęci na łóżku.

Następnego dnia.
W: Tomek... ja nie mogę z tobą być. Przepraszam, nie chcę cię wykorzystywać.
T: Spotkałaś kogoś?
W: Nie. Zrozumiałam, że kocham, dopiero gdy ten człowiek jest umierający.
T: Adam?
W: Nie. Andrzej. To jest długa historia.
T: Ten profesor? Falkowicz?
W: Tak. Tomek, ja wiem, że on umrze niedługo, ale nie umiem cię oszukiwać. Kocham go.
T: A ja ciebie. Zawsze możesz do mnie wrócić.
W: Dzięki, że rozumiesz.

K: Chciałeś, żebym z tobą była, bo bałeś się zostać sam?
F: Dziękuję ci za wszystko. - Walczyk uśmiechnęła się kpiąco. 
K: Już się pakuję. 

K: Wiktoria, wprowadź się do niego. - Consalida odebrała telefon od Walczyk.
W: Słucham?
K: Bądź z nim. On cię kocha, mnie niestety nie. Wprowadź się tam, ja się właśnie pakuję. Pa. - rozłączyła się.

K: Wiesz co, dziękuję ci. Zabrałaś mi go, on mnie nigdy nie kochał. W nocy mówił twoje imię, śniłaś mu się ty, myślał o tobie, oglądał twoje zdjęcia. Dzięki. - powiedziała, gdy mijała się z Wiki w drzwiach. Consalida stanęła zdziwiona jej zachowaniem. Po chwili z domu wyszedł Falkowicz.
F: Wiki. Wprowadzasz się? - spytał widząc, że lekarka przyszła z walizką.
K: Pomyślałam, że chciałbyś mieć jakieś towarzystwo. Żegnaj. - blondynka powolnym krokiem wyszła przez furtkę i poszła ulicą.
W: Kocham cię. - przytulił się do mężczyzny. Przez ponad dwa tygodnie spędzali ze sobą każdą chwilę. Wiktoria wzięła wolne w pracy. Kilka razy odwiedził ich Adam, który już chyba pogodził się z tym kogo kocha Wiktoria, ale obawiał się najgorszego. Cała trójka miała świadomość, że dni Andrzeja są policzone. Na śmiertelną substancję chemiczną nie było lekarstwa, nic się nie dało zrobić. Któregoś dnia stało się. Leżeli razem na wielkim łóżku oglądając jakiś film. Kobieta spojrzała na niego. Myślała, że zasnął, jednak dostrzegła, że jego klatka piersiowa się nie unosi. Wybuchła płaczem. Wiedziała, że ta chwila kiedyś nadejdzie, jednak nie dopuszczała do siebie tej myśli. 
Krajewski zaparkował na podjeździe. Wszedł do domu i usłyszał płacz Consalidy. Wziął głęboki wdech. Nie musiał sprawdzać, wiedział co się stało. Po jego policzku także spłynęły łzy. Dlaczego teraz nas zostawił? Teraz, gdy my się pogodziliśmy, Wiki go pokochała. Dlaczego? - pytał się wchodząc do sypialni. Usiadł na łóżku obok lekarki i ją objął. Płakali razem. On stracił ostatnią osobę ze swojej prawdziwej rodziny. Andrzej go uratował z płonącego samochodu w wieku 12 lat, a on nie mógł w wieku 30 pomóc mu w walce z chemikaliami. Nikt nie mógł. Wiktoria straciła miłość swojego życia. Andrzej był pierwszą osobą, którą na prawdę pokochała, dla której zrobiłaby wszystko, a nie mogła zrobić nic. Życie jest cholernie nieprzewidywalne i niesprawiedliwe.

11 komentarzy:

  1. O BOSZE !!!!!!!!!!!!!!!!! JAKIE TO JEST CUDOWNE !!!! OSTATNIO STWIERDZIŁAM ,ŻE MINIATURKI WYCHODZĄ CI O FENOMENALNIE !!!! TO JEST PIĘKNE ,CUDOWNE I SMUTNE.TAK TO POWINNO BYĆ W SERIALU ,NO MOŻE POZA ŚMIERCIĄ FALKO, CO TU DUŻO PISAĆ TO BYŁO PO PROSTU PRZEPIĘKNE............................

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisze cos jak przestane plakac :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Miniaturki wychodzą ci światowo. Ja płakać
    Florentyna

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne. Mało co się nie popłakałam a robię to bardzo rzadko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne... Prawię się poryczałam . Masz dziewczyno talent... :'( ....

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, chciałam wiedziec jak zrobic stronke tego typu co ty masz. Nie chce cie kopiowac. Opowiadanie super. Pozdrawiam Manuela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jesteś na czyimś blogu (tak jak teraz np. moim) to tam na samej górze jest "utwórz bloga" (u mnie jest tylko jak jestem wylogowana, to jakby co, spróbuj tak) i jak klikniesz to pewni Ci się każą zalogować i dalej wybrać nazwę, adres i szablon (wygląd bloga), w którym możesz wszystko jeszcze dostosować (kolory, jasność, szerokość, tło, kolor tekstu) Jak będziesz mieć jakieś kłopoty to pisz :)

      Usuń
  7. Next'a dasz w sobotę czy niedzielę ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem. Dzisiaj mam jedną "imprezę" u siebie w domu i zaraz się ludzie zejdą i do północy pewnie nie wyjdą, a jutro jadę na 17:00 do rodziny na kolejne spotkanie, a rano muszę jeszcze zrobić zakupy. Łatwiej mówiąc napięty grafik, a do tego jeszcze dochodzi nauka. Może w nocy mi się uda coś napisać, sama nie wiem, ale postaram się, żeby w niedzielę już coś było.

      Usuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.