Moi Drodzy!
Nie wiem, czy kojarzycie, ale jakiś czas temu napisałam początek jednoczęściówki prosząc Was o dokończenie i wysłanie mi na maila. I dziś właśnie otrzymałam, jedyne do tej pory dokończenie w wykonaniu Ani. Opowiadanie jest wspaniałe, sami dojdziecie do tego wniosku po przeczytaniu. Co tu więcej pisać? Zapraszam :)
Jeśli ktoś nie czytał mojego początku, to podsyłam wam linka: <
klik>
Ag: Co zamierzasz teraz zrobić? - spojrzała badawczo na
przyjaciółkę.
W: Nie wiem Agata… ja nic już nie wiem… - odpowiedział Wiktoria chowając
głową w dłoniach Ag:
Kochasz go?
W: Nie wiem, Andrzej on, on jest….
Łączyło mnie z nim coś wspaniałego ale po tym wszystkim nie wiem co mam
robić. - Wiktoria zaczęła przypominać sobie chwile spędzone wspólnie z
profesorem, mimo iż próbowała o nim zapomnieć to wszystko i tak ciągle do niej
wracało, w snach w marzeniach, zawsze gdy go widziała zastanawiał się jak mogła
by wyglądać ich wspólna przyszłość. Ag:
Pytałam o Tomasza. To z nim masz wkrótce wziąć ślub - Agata wyrwała
przyjaciółkę z rozmyślań. W: A … o Tomasza - Wiktorii zrobiło się głupio
lecz próbowałam nie dać tego po sobie poznać - czuję się przy nim bezpiecznie,
wiem że mogę mu zaufać i że mnie nie wystawi a to chyba najważniejsze, czy nie?
Ag: To jest ważne ale na tym nie buduje się związku, zaufanie, przyjaźń
to jest dobra dla przyjaciół w małżeństwie chodzi o coś więcej, o miłość!
W: Co ty możesz o tym wiedzieć, przespałaś się z połową szpitala - z
męską połową. Ty będziesz mnie uczyć tego jak ma wyglądać mój związek. Dwa razy
odbiłaś męża swoim koleżankom z pracy - to nazywasz miłością…
Agata nie wytrzymała
gorzkich słów przyjaciółki, ostatnio coraz częściej je od niej słyszała.
Wybiegła na schody i rozpłakała się na dobre. Biła się ze swoimi myślami
wiedziałam że Wiki ma trochę racji, wie że źle zrobiła mieszając w małżeństwach Latoszków i Rogalskich ale czy to
była tylko jej wina, Marek, Witek oni przecież też mieli swój wkład w te sprawy
, ciekawe czy inni też tak o niej myślą, jako o łatwej lasce, którą każdy może
mieć , która rozwala szczęści innych. Z rozmyślań wyrwał ją Adam, który od
czasu śmierci Romy bardzo się zmienił. Długo zajęło mu dojście do siebie po tym
co się stało, początkowo o wszystko obwiniał brata, miał do niego żal, nie
umiał mu wybaczyć tego że nie powiedział mu o chorobie ukochanej, że jej nie
uratował. Całkowicie oddał się pracy, bardzo angażował siew historie i los
swoich pacjentów, cały czas przebywał w szpitalu, często spał w nim i jadł.
Szpital był jego azylem. Pomagając innym na chwilę zapominał o śmierci
ukochanej. Bardzo pomagała mu wtedy Agata, ich relacje bardzo się zacieśniły. A
o Wiktorii zapomniał i tak było mu dobrze.
Ad: No hej, co tak sama siedzisz? – chłopak przysiadł się do
internistki
Ag: Rozmyślam nad tym jaką to suką jestem.
Ad:
Nie rozumiem… - odrzekł wyraźnie zdziwiony słowami przyjaciółki.
Ag: Rozmawiałam z Wiktorią, usłyszałam od niej sporo gorzkich słów,
gorzkich ale prawdziwych!
Ad: Nie przejmuj się nią. To już nie jest ta sama Wiki co kiedyś,
zmieniła się, kiedyś zawsze można z nią było pogadać, nawet ze mną rozmawiała i wspierała mnie mimo
iż non stop do niej zarywałem i uprzykrzałem jej życie. Ag: Oj tak, nie raz mówiła
mi jak bardzo ją irytujesz, była na ciebie mega wściekła.
Ad: No właśnie a mimo to wiedziałem że zawsze mogę na nią liczyć
Ag: A teraz?
Ad:
Co teraz?
Ag:
No jak jest z wami teraz? Nic już do niej nie czujesz? Przecież kiedyś byłeś w
niej na prawdę zakochany. Ad:
Masz rację, kiedyś wierzyłem w to że możemy być razem, ale teraz, teraz nic do
niej nie czuje, teraz nawet przyjaźń z nią nie jest dla mnie ważna.
Ag: Nie mów tak, na pewno tak nie
myślisz, przecież ona zawsze była taka… niepokorna, sama nie raz się z nią
ścierałam ale taka już jest.
Ad: Agata, spójrz prawdzie w oczy, to już nie
jest ta sama Wiki co dawniej, teraz jest
gburowatą panią ordynator, do tego ten ślub z Rzepeckim, w sumie spoko facet
nic do niego nie mam, ale chyba nie wierzysz w to że ona go kocha? Ag: Nie
wiem, ona twierdzi że jest jej z nim dobrze, ale moim zdaniem ona wciąż czuje
cos do profesora. Ad: No Andrzej też bardzo się
zmienił, po tym jak udało mu się wyrwać śmierci myślał że wszystko może się
jeszcze ułożyć, definitywnie skończył z Kingą, chciał ułożyć sobie życie z
Wiktorią, ale nie udało mu się. Teraz chodzi przybity, do tego jeszcze… śmierć…
- chirurg na chwilę zawiesił głos-… Romy, zaangażował się w jej sprawę, chciał
jej pomóc, traktował to jako swego rodzaju pokute, za krzywdy które wcześniej
wyrządził innym, teraz chciał to naprawić, na prawdę chciał jej pomóc. - do oczu
chirurga powoli zaczęły napływać łzy. Agata zauważyła to i przytuliła
chłopaka. Ag: Nie masz
wrażenia że przez ostatnie miesiące to wszystko, cały ten szpital zmienił się. Kiedyś
wszyscy - Przemek, Wiki, my nawet Nina z Borysem, wszyscy potrafiliśmy sobie
pomagać, czasem było ciężko ale razem dawaliśmy radę. Teraz to wszystko się
skończyło, Przemek zrezygnował z pracy, został zawodowym tatusiem, porzucił
szpital, który przecież był całym jego życiem. Borys przyjął propozycje pracy w
prywatnej klinice, Nina wyszła za mąż za Sambora, niebawem urodzi mu dziecko,
Wiki, szkoda gadać. Nawet inni: Piotr i Hana - wydawało się że są dla siebie
najważniejsi, a teraz Hana jest z Radwanem! Konica walczy o dzieci. Falkowicz
stara się ukryć żal, wyżywając się na stażystkach. Tylko u Latoszków jest tak
jak dawniej, czyli szczęśliwie i dobrze. Kiedyś było prościej, naszymi
problemami były kłótnie o łazienkę i ostatnią kromkę chleba, czemu nie może być
tak jak kiedyś? Ad:
Może właśnie na tym polega prawdziwa dorosłość, może życie nie może być piękne...
A co powiesz o nas, o tobie i o mnie, my też tak się zmieniliśmy?
Ag: Dobre pytanie, myślę że tak, spójrz na siebie, kiedyś byłeś dużym
dzieckiem a teraz … Teraz biorę życie na poważnie, bo wiem jak łatwo możemy
stracić to na czym nam najbardziej zależy - dokończył Adam.
Zapadła długa cisza, której żadne z nich nie chciało
przerywać, dobrze czuli się w swoim towarzystwie, gdy wszyscy tak bardzo się
zmienili i oddalali oni zbliżyli się do siebie. Siedzieli tak jeszcze przez godzinę
rozmawiając o przeszłości o ich początkach w Leśnej Górze, co prawda Adam
zaczął pracę w szpitalu jakieś 4 lata po Agacie, ale i tak mieli masę wspólnych
wspomnień. Rozmawiali jeszcze przez długi czas, pogodna pogoda sprzyjała takim
rozmowom mimo że były to ostatnie dni października.
Ad: Pora się zbierać, robi się chłodno. Ag:
Nie, błagam nie… - mówiła Agata teatralnie przy tym gestykulując.
Ad: No już
mała, idziemy!!! - chirurg wziął
przyjaciółkę na ręce i zaniósł to ich hotelu.
W hotelu rezydentów:
Ag:
Nie mam siły, jestem padnięta, idę wziąć prysznic.
Ad: Co
powiesz na lampkę wina w moim towarzystwie?
Ag: Bardzo chętnie za 15 min.
będę w twoim pokoju.
Przyjaciele spędzili kolejne godziny na rozmowie, o 3 nad
ranem poszli spać, oboje zaczynali dyżur o 12, mieli więc czas by się wyspać.
Agata obudziła się na kanapie z głową na kolanach przyjaciela, do dyżuru mieli jeszcze ponad 2 godziny.
Ad: Co się tak wiercisz?
Ag: Wstawaj, już 10.
Ad:
Spoko, zdążymy.
Ag:
Aała, moja szyja, ciebie też tak wszystko boli?
Ad:
I to jak, wspólne spanie na tej ciasnej kanapie to chyba nie był najlepszy
pomysł.
Ag: Popieram, co powiesz na pyszne śniadanie? Ad:
Bardzo chętnie. To ja lecę trochę się ogarnąć a ty coś naszykuj.
Ag: OK.
Agata zeszła do kuchni, gdzie natknęła się na Wiktorię.
Sytuacja między nimi była mocno napięta. Agata nie umiała wybaczyć przyjaciółce
tego jak zachowuje się w stosunku do niej od kilku tygodni, z drugiej jednak
strony wiedziała że nie jest jej łatwo, ten ślub i całe zamieszanie wokół tego,
mimo wszystko nie potrafiła ot tak wymazać pamięci ich przyjaźni. Taka właśni
była i jest Agata, zawsze potrafi dla każdego znaleźć jakieś wytłumaczenie.
Ag: Jak tam nadal uważasz że moje rady są beznadziejne i
jestem zwykłą suką rozbijającą małżeństwa.
- spytała wyraźnie podirytowana internistka.
W: Nie, Agata ja
cię strasznie przepraszam, wiem że zachowałam się jak ostatnia szmata, wiem że
cie zraniłam, wiesz przecież że tak o tobie nie myślę, jesteś dla mnie bardzo
ważna. Błagam wybacz mi. Ag: Nie
wpadnę ci teraz w ramiona, jak gdyby nic się nie stało. Ale myślę że nie
jesteśmy przedszkolakami które przez najbliższe miesiące nie będą się do siebie
odzywać. Mów co postanowiłaś w sprawie profesora, ślubu i tego
wszystkiego.
W: Z Andrzejem chce
się dziś spotkać, wyjaśnić kilka spraw. Kocham Tomasza i to z nim chce spędzić
resztę mojego życia.
Ag:
No cóż zrobisz jak uważasz, wiedz że mimo wszystko możesz na mnie liczyć.
W: Nawet nie wiesz jak bardzo twoje słowa są dla mnie ważne.
Dziękuję.
Ruda wyszła do pracy, musiała jeszcze przed dyżurem załatwić
kilka spraw ponieważ chciała wcześniej urwać się z pracy by zdążyć na umówione
spotkanie z Andrzejem. Agata z Adamem zjedli wspólne śniadanie i szczęśliwi
ruszyli do szpitalnych obowiązków. Mimo iż dyżur mijał spokojnie Wiki nie mogła
się skupić na pracy, wszystko leciało jej z rąk, myślała o tym co wydarzy się
dziś wieczorem. Bała się tego spotkania ale chciała je mieć już za sobą.
Liczyła na to że spotka Andrzeja w pracy by powiedzieć mu że przybędzie na
spotkanie, dowiedziała się jednak, że wziął on kilka dni wolnego. Chciała do
niego zadzwonić, lub chociaż wysłać sms-a ale za każdym razem gdy się do tego
zabierała, ktoś lub coś jej w tym przeszkadzało. Dziewczyna wciąż spoglądała na
zegarek. Gdy wybiła godzina 18, wyszła ze szpitala. W hotelu rezydentów
odświeżyła się, założyła ulubione dżinsy i bluzkę, wypiła filiżankę kawy i
rozmyślała nad tym co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku miesięcy.
Wspominała dawne czasy - dzień w którym profesor pojawił się w szpitalu, to jak
przez tyle miesięcy ja gnoił i gardził nią oraz te chwile w jego towarzystwie,
które niewątpliwie można zaliczyć do udanych. Gdy wyrwała się ze wspomnień na
zegarze widniał godzina 18.45, założyła szpilki, narzuciła na siebie płaszcz, wzięła torebkę i
ruszyła do restauracji. Na szczęście była ona bardzo blisko szpitala,
punktualnie o 18 stanęła w drzwiach restauracji. Już stąd go dostrzegła,
siedział tyłem do wejścia, ta nienaganna marynarka i idealnie ułożone włosy,
tak to musi być ON. Gdy podeszła bliżej poczuła zapach jego korzennych perfum,
teraz nie miała już najmniejszych wątpliwości że to Falkowicz. Profesor
siedział wyraźnie zamyślony, od kilku miesięcy był taki, ponury, pełen żalu i
goryczy, tylko czasem w szpitalu chcąc to ukryć przybierał maskę pewnego
siebie, aroganckiego i szowinistycznego szefa. Gdy zostawał sam, zdejmował tę
maskę, rozmyślał, na przeszłością, o przyszłości wolał nie myśleć, bał się …
W: Andrzej - powiedziała niepewnie Wiktoria.
Profesor dopiero teraz zorientował się że Consalida stoi tuż za nim. F:
A więc jednak przyszłaś.
W:
Tak, chcę żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili raz na zawsze. Nie chcę żeby nasza
znajomość tak się kończyła. F: Ja też tego
nie chce. Ale może najpierw coś zamówimy, mają tu świetne specjały kuchni
hiszpańskiej - myślę że będą ci smakować.
W:
No dobrze, skoro tak mówisz.
---Pół godziny później---
W: Dziękujemy, było pyszne. - rzekła Wiktoria do
odchodzącego od ich stolika kelnera.
K: Życzą sobie państwo coś jeszcze? F:
Nie… dziękujemy.
W:
Andrzej, posłuchaj mnie, to co było między nami
F:
Nie wiktorio zawsze to ty decydowałaś o tym co będzie dla nas lepsze, teraz
pozwól, że ja to zrobię i wysłuchaj mnie. - przerwał jej Andrzej. - Kocham cię!
Wiem że to tylko puste słowa, wiem że nie potrafisz mi zaufać, boisz się że
wykorzystam cię i porzucę, że zakpię z ciebie. Oszukiwałem cię, kłamałem w
sprawie badań, leku, Adama, twojej mamy. Wiele razy cię okłamałem, moim zdaniem
zrobiłem to w słusznej sprawie ale wiem że to mnie nie usprawiedliwia. Gdy
zacząłem pracę w Leśnej Górze, dostrzegłem w tobie równego rywala, osobę która
może być dla mnie godnym przeciwnikiem. Nigdy wcześniej nie spotkałem kogoś
takiego, gnoiłem cie i uprzykrzałem ci życie, bo bałem się, zrozum bałem się bo
spostrzegłem że jesteś lepsza ode mnie. Nie umiem o tobie zapomnieć, chcę żebyś
była szczęśliwa, ale wierzę że naprawdę szczęśliwa możesz być tylko u mojego
boku. Jestem w stanie zrobić dla ciebie wszystko, moje badanie, mój lek -
pracowałem nad tym całe moje życie, wieżę że ten lek jest odkryciem na miarę
Nobla. Wieżę że może on ocalić świat – z tej jednej choroby. Ale wiem też, że
dla ciebie jestem w stanie go zniszczyć, zapomnieć o nim, jestem w stanie
zrobić wszystko by tylko być bliżej ciebie - by być z tobą, bo kocham cię i
nigdy nie przestanę!
W:
Andrzej - mówiła ze łzami w oczach Wiktoria - ja… ja nie potrafię ci
zaufać. Nie chodzi o krzywdy jakie mi wyrządziłeś,
bo o nich dawno już zapomniałam chodzi o
zaufanie, które w moich oczach straciłeś, przepraszam, ciężko jest mi to mówić,
ale ja… ja nie kocham cię. Za 2 tygodnie biorę ślub z Tomaszem - to z nim chcę
się związać na resztę życia. Wybacz mi - nigdy o tobie nie zapomnę, mam
nadzieje że ty o mnie też nie.
F: Tego możesz być
pewna - odpowiedział chirurg, złożył czuły pocałunek dłoni ukochanej i ruszył w
kierunku wyjścia. Wyrwał się śmierci, tylko po co, po co skoro tu na ziemie i
tak nikt na niego nie czeka, nikt go nie chce..
----Tydzień później --- 1 Listopada - Dzień wszystkich świętych
Przygotowania do ślubu Tomasza i Wiktorii szły pełną parą,
Agata pomagała przyjaciółce, robiła to trochę wbrew sobie ale wiedziała że musi
jej pomóc. Po za Agatą nikt nie wspierał narzeczonych, Adam, Przemek – oddalili
się od przyjaciółki, nie byli nawet pewni czy chcą iść na ślub. Konica,
Gawryło, Latoszkowie – wszyscy udawali szczere uśmiechy życząc im powodzenia i
szczęśliwych przygotowań ale tak naprawdę każde z nich czuło że nie jest to
szczera, prawdziwa miłość.
--- grób rodziców Adama i Andrzeja ---
F: Widzę, że już nie tylko ja ich tu odwiedzam. - profesor podszedł do grobu rodziców, przy
którym stał już Krajewski.
Ad: No tak, w końcu… to moi rodzice.
F: Myliłem się.
Ad:
Co masz namyśli?
F:
Myliłem się myśląc, że jesteś głupim, niewychowanym, rozpieszczonym bachorem.
Jesteś mądry, mądrzejszy niż sądziłem. Po śmierci Romy bardzo się zmieniłeś, dorosłeś,
bierzesz odpowiedzialność ze swoje czyny. Ad:
Błagam nie mów już dłużej bo powoli zaczynam myśleć że zmieniam się w
ciebie.
Oboje szczerze się do siebie uśmiechnęli, Andrzej zawsze był dla Adama
kimś ważnym, wzorem, trochę ojcem. Gdy dowiedział się że jest jego bratem, po
kilku kłótniach, kacach i złamanych nosach zaczął się z tego cieszyć. Nigdy nie
prawili sobie komplementów, była to raczej szorstka miłość, ale miłość której
każde z nich potrzebowała. Ad: Andrzej,
powiedz, dlaczego… dlaczego zaczynamy doceniać to co mamy dopiero gdy
bezpowrotnie to stracimy? Gdy całe nasze życie się zawali, dopiero wtedy zaczynamy rozumieć jak wielki szczęście
mieliśmy.
F: Cóż, tak już niestety jest, Adam, kiedy mnie zabraknie, proszę nie
popełniaj moich błędów.
Ad: A
co jeśli już je popełniłem.
F: To znaczy że jednej coś nas łączy braciszku. Proszę kiedy mnie tu nie
będzie zaopiekuj się Wiktorią.
Ad: Ale jak to, jak to cię nie będzie?
F:
Proszę obiecaj mi to!
Ad: Ale co to znaczy że cię tu już nie będzie? Przecież pokonałeś tamtą
chorobę? Andrzej o co chodzi?
F: Adam, ja, wyjeżdżam. Postanowiłem to i nie zmienię mojej decyzji, za
tydzień wyjeżdżam do Kanady, tam będą kontynuowane badanie nad moim lekiem, tu
nic mnie już nie trzyma, no po za tobą braciszku, mam nadzieję że będziesz mnie
odwiedzał.
Ad:
Dobrze to przemyślałeś?
F: Tak, jeszcze kilka tygodni temu myślałem że wszystko jakoś się ułoży.
Ale teraz wiem że nie. Nie chce tu być, nie chce pracować z nią w jednym
szpitalu.
Ad:
Rozumiem. Będę tęsknił, naprawdę.
F: Wiem, ja też.
Dzień ślubu Wiktorii i Tomasza.
W: Agata, gdzie są moje buty? Agata?!?
Ag: Już, już je niosę, nie panikuj to tylko ślub.
W: Tylko ślub? Agata to może być najważniejszy dzień w moim życiu. Ag:
Mógł by być, gdy by obok ciebie był Andrzej.
W: Kocham Tomasza.
Godz. 1700 – ślub
Goście czekali już przed wejściem do kościoła. Był Tretter,
Latoszkowie, Konica, Hana z Radwanem, Piotr, Ola, Klaudia, Nina, Michał.
Wszyscy oni przyszli bo tak wypadało, koleżanka z pracy, pani ordynator, głupio
było by nie przyjąć zaproszenia, ale żadne z nich nie wierzyło w ten związek.
Zbliżała się limuzyna, a w niej pani młoda w pięknej białej sukni, Tomek, Agata
i przyjaciel Tomasza - Kamil.
…. Kilka minut później…. Agata stała z Wiktorią w drzwiach
kościoła.
Ag: Jesteś pewna tego co robisz?
W: Tak
---godzinę później---
Para młoda przyjmowała życzenia i prezenty od gości. Pod
kościół podjechał dobrze znany wszystkim samochód, Wiktoria od razu dostrzegła
kto w nim siedzi, zamurowało ją. Nie sądziła że on się tu pojawi.
F: Witaj Wiktorio. - Powiedział Falkowicz gdy stał już tuż
przed młodą parą. W:
Nie sądziłam że przyjdziesz. Ale cieszę się że tu jesteś.
F: Zależy mi na twoim szczęściu, chcę dla ciebie tego co najlepsze,
kocham cię, wiem że ty mnie nie, dlatego życzę ci szczęścia na nowej drodze
życia. – profesor wręczył młodej parze prezent, pożegnał się uściskiem dłoni z
Tomaszem i przybliżył się do
WiktoriI. F:
Pamiętaj, zrobię wszystko by być bliżej ciebie. – szepnął wprost do jej ucha.
Wiktoria nie zdawał sobie sprawy z tego jak prorocze będą te słowa, nie sądziła
też że jest to ostatni raz kiedy widzi Andrzeja.
F: Żegnaj Wiktorio, rzekł jeszcze na odchodne profesor. Wsiadł do
samochodu wszystko było już gotowy, to były ostatnie jego chwile w Polsce. Za 2
godziny ma samolot do Kanady. Siedząc już w samochodzie ostatni raz wymienił
spojrzenie z ukochaną i ruszył… w swoją drogę.
Tydzień później.
Kilka dni po ślubie Wiki wróciła do pracy. Na odprawę
przyszedł dyrektor, miał dla wszystkich ważna informację.
T: Proszę o ciszę. Muszę powiedzieć wam coś ważnego. Profesor Falkowicz
opuścił nasz szpital. Z tego co wiem opuścił także Polskę, nie ukrywam że to
dla nas wielka strata, nie wiem czemu do tego doszło. No cóż ale my musimy
pracować tak jak wcześniej. Wierzę że zmiany jakie wprowadził profesor, które
jak wiadomo nie do końca nam się podobały zostaną mimo iż nie ma już tego,
który pilnował ich przestrzegania. Falkowicz odmienił ten szpital, zdecydowanie
na lepsze, mam nadzieję że standardy jakie wprowadził zostaną z nami .
W: Ale co się stało, dlaczego odszedł?
T:
Nie wiem, otrzymałem wypowiedzenie, przekonywałem go żeby jeszcze to
przemyślał, nie chciał słuchać. Nie mam pojęcia co się wydarzyło ani gdzie
teraz jest, nie wiem czy wróci kiedyś do Polski.
Ad: Jest w Kanadzie. Do Polski nie wróci, nigdy. Po tych słowach Adama,
wszystkim zrobiło się… jakoś… dziwnie. Nie darzyli go sympatią on ich też nie,
mimo to jego odejście bardzo ich dotknęło. Wiedzieli że coś ważnego, właśnie
się skończyło.
2 lata później.
Wiktoria wiodła spokojne, pozornie szczęśliwe życie u boku
męża. Razem z nimi zamieszkała Blanka, studiowała w Polsce. Tomaszowi nie zbyt
podobało się to że dziewczyna mieszka z nimi. Mimo to początkowo wszystko
wydawało się być sielanką. Nie trwało to długo.
W: Gdzie ją zabieracie? - prawie krzyczała przerażona
Wiktoria.
K: Będziemy operować, ona, ona może tego nie przeżyć, pożegnajcie się z
nią. – rzekł kardiochirurg
W: Ale , jak to,
ona nie może umrzeć, przecież nigdy nie skarżyła się na serce. To niemożliwe.
- Blanka, skarbie, trzymaj się, za kilka
godzin się obudzisz, i będziesz zdrowa, słyszysz nie poddawaj się, musisz
walczyć.
11 godzin później.
K: Robiliśmy co w naszej mocy, nie wiemy dlaczego nagle jej
serce tak bardzo się uszkodziło, na razie jest stabilna, ale jej serce jest
bardzo, bardzo słabe. Bez przeszczepu nie przeżyje dłużej niż 5-6 tygodni.
Przykro mi. – Po tych słowach chirurga, Wiki osunęła się na ziemię, jej córka
zaraz umrze a ona nic nie może zrobić. Tego co teraz czuła Wiktoria nie dało
opisać się słowami.
Następne dwa
tygodnie Wiki z Tomaszem spędzili przy łóżku Blanki, która leżała na oiomie,
był w śpiączce farmakologicznej, większość funkcji życiowych wykonywały za nią
maszyny, było bardzo źle. Tomasz wspierał Wiki, choć tak naprawdę, nie wiele
obchodził go stan zdrowia Blanki w końcu nie była jego córką.
T:Wiki,musisz odpocząć, idź do domu, prześpij się.
W: Ona umiera, a ja
mam odpoczywać - wykrzyczała przez łzy
kobieta.
T: Zrozum, nie możemy jej już pomóc. Ona i tak umrze. W:
Czy ty sama siebie słyszysz, wynoś się, nie chcę cię znać!!!!
2 dni później - Rozmowa Andrzeja z Adamem. Ad: Kiedy ten twój cud zostanie opatentowany? F:
Myślę, że za 3-4 miesiące. Ad: Dopiąłeś swego, nie sądziłem że ci się uda.
Gratulują.
F: Dziękuję. Co u ciebie, co w szpitalu?
Ad:
Szpital jak szpital, chaos, bałagan nie to co za twoich czasów.
F: A co u państwa
Rzepeckich?
Ad: No niezbyt kolorowo, ta córka Wiki – Blanka – wykryto u niej jakąś
chorobę serca, ponoć jeśli nie przeszczep to … to nie pożyje dłużej niż 4
tygodnie. Na te słowa Falkowicz zaniemówił, zaczął sobie wyobrażać co teraz
musi czuć Wiki.
Ad:
Halo, Andrzej jesteś tam?
F:
yyy Tak, jestem, to straszne, Naprawdę jest aż tak źle?
Ad: Lekarze mówią że przeszczep daje 80% szans że uda się ocalić jej
życie, no ale wiesz jak to jest ze znalezieniem dawcy, raczej marne szanse.
Jest w najlepszej klinice w Polsce, u tego twojego kolegi ze studio,
Jarka? F:
Janka. Ad:
No może, nie pamiętam. W każdym razie najlepsi specjaliści nic nie mogą zrobić.
Wiesz co mi to przypomina? F:
Romę.
Ad: Jej też nikt nie mógł pomóc, nawet ty.
F: Może tym razem będzie inaczej. Przeprasza cię muszę coś
załatwić. Ad:
Jasne, cześć. Zadzwoń jutro jak będziesz miał czas.
Andrzej bardzo długo myślał nad tym co usłyszał od brata.
Romie nie był w stanie pomóc, teraz zrobi wszystko by pomóc Blance. Od razu
zadzwonił do Janka, swojego kolegi, który zajmuje się dziewczyną. Dowiedział
się wszystkiego, co było mu potrzebne. Tak jak mówił Adam jedynym wyjściem był
przeszczep. Jak na razie dawcy o takiej samej grupie krwi i wszystkich innych
czynnikach pozwalających na przeszczep nie było. Los chciał że wszystkie te
warunki spełniał nie kto inny – tylko On, profesor Falkowicz. Przez kolejny
tydzień długo myślał nad tym co chce zrobić,
był pewien że dobrze robi, nie chciał odchodzić z tego świata, ale tylko
w ten sposób mógł znaleźć się bliżej Wiki – przynajmniej częściowo. Załatwił
wszystkie sprawy związane z lekiem, zakończył dzieło jego życia, za kilka
miesięcy będzie ono ratować życia milionom. A on stanie się bogaty i sławny na
całym świecie – kiedyś nic więcej do szczęścia nie było by mu potrzebne, jednak
teraz ma inne priorytety. Pewnie gdyby kilka lat temu nie trafił do Leśnej
Góry, jego życie było by zupełnie inne.
2 dni później – Polska.
Andrzej był już w Polsce, o tym że jest wiedział tylko Adam.
Miał się z nim spotkać dziś wieczorem.
Wieczór.
Ad:
No witaj braciszku, nawet nie wiesz jak się cieszę że jesteś, wiedziałem że
długo za tym oceanem nie wytrzymasz. F: Też się cieszę że cię widzę, nawet nie
wiesz jak bardzo. Adam muszę ci coś powiedzieć.
Ad: Coś się stało?
F:
I tak i nie. Podjąłem pewną decyzje. Nie
mogę powiedzieć o co chodzi. Chcę komuś pomóc,
komuś na kim bardzo mi zależy. Chcę żebyś wiedział że cieszę się że cię
mam i przepraszam że kiedyś cię okłamywałem. Prawdopodobnie to jest ostatni raz
kiedy się widzimy. Proszę nie popełniaj moich błędów, wiem że nie raz ci to
mówiłem, wiem też że się zmieniłeś i jesteś innym człowiekiem. Ad: Ale Andrzej,
o czym ty do cholery gadasz, jak to widzimy się ostatni raz, co ty chcesz
zrobić, znów gdzieś wyjeżdżasz? Andrzej mów mi o co chodzi, ja się o ciebie
martwię, rozumiesz to?!! F: Nie,
nigdzie nie jadę, wręcz przeciwnie, zostaje tu, może nawet na zawsze. Muszę już
iść, żegnaj bracie.
Profesor wyszedł z hotelu rezydentów w którym spotkał się z
bratem. Natknął się na Agatę.
Ag: Profesor?! Co pan tutaj robi? Wrócił pan?
F:
Witam pani Agato. Można tak powiedzieć. Co u Wiki? Co z Blanką? –Andrzej udawał
że mało wie o chorobie Blanki, tak naprawdę wiedział wszystko. Ag:
Coraz gorzej, Blanka, ona umiera. Nic nie można zrobić.
F:
Można, można ją uratować. Muszę już iść, proszę zaopiekować się Adamem, żegnam.
Agata nie wiedziała co ma myśleć po rozmowie profesorem z
jednej strony mówi że wraca, później mówi że mam się zaopiekować Adamem, no to
w końcu zostaje czy nie? Coś kręci. Jutro muszę pogadać o tym z Adamem.
Ranek.
Ag: O hej Adam, jak się spało?
Ad: Źle, nie mogłem usnąć, myślałem o Andrzeju
. Wczoraj wrócił do Polski, bredził coś od rzeczy jak by był na haju. Boję się
o niego.
Ag:
Też go wczoraj spotkałam, mówił coś że mam się tobą zaopiekować. Bardzo był
dziwny.
Ad: Mi mówił że widzimy się ostatni raz, co ci jeszcze mówił? Ad: Coś że
Blance da się pomóc. Ad:
Nie rozumiem, przecież jedynym sposobem jest…. przeszczep. – Adam zaczął się
domyślać co chce zrobić jego brat. Agata także. Natychmiast wsiedli do auta i
ruszyli w kierunku domu profesora.
Ad: Cholera, nie odbiera! Obyśmy się mylili.
Kilka minut później byli pod domem chirurga, na wjeździe
stała karetka .
Ad: O boże, Andrzej!!!! – zaczął krzyczeć przerażony chłopak
widząc jak sanitariusze wynoszą Andrzeja na noszach z jego domu.
L:
Kim państwo są? - spytał lekarz pogotowia.
Ad: Ja jestem bratem Andrzeja. Co tu się
stało? Jestem chirurgiem, on też! Czemu go zabieracie?
L: Pański brat
zadzwonił po pogotowie, on, on się zabił- tzn. nie do końca, jest pan
chirurgiem więc wie pan o czym mówię – doszło do śmierci pnia mózgu. Leżały
przy nim 3 listy. Jeden do pana, drugi do niejakiej Wiktorii Consalidy a trzeci
do nas – wiedział że jego organy będzie można przeszczepić, napisał że gdy go
znajdziemy mamy natychmiast zawieść do kliniki na Barskiej i powiadomić
profesora Jana Majchrzaka, który zajmuje się jakąś młodą dziewczyną. Serca tego
pana ma trafić właśnie do tej dziewczyny. Przepraszam pana, musimy się
śpieszyć. Niech pan jedzie za nami, pożegna się pan z nim w szpitalu, przykro mi.
Kilka minut później .
Ag: Dlaczego, dlaczego on to zrobił? Ad: Zawsze powtarzał że
chce być bliżej Wiki, teraz może mu się to udać. Błagam cie jedź szybciej.
Ag: Zaraz będziemy.
Kilkanaście godzin później.
Operacja przebiegła pomyślnie, najbliższa doba będzie
decydująca ale wygląda na to że pani córka, będzie jeszcze długo żyła. Proszę
być dobrej myśli. – powiedział do Wiki lekarz po zakończonym przeszczepie.
W: Bardzo panu dziękuje.
– Wiki, nie mogła uwierzyć że to dzieje się naprawdę, nie sądziła, że to
może się dobrze skończyć. Płakała ze szczęścia.
W: Agata, Adam, co wy tu robicie? Blanka przed chwila miała
operację, ona będzie żyła!!! Ad: Wiemy, zgadnij kto był dawcą? W: Nie
rozumiem? O czym ty mówisz? Ag:
Adam to nie jest dobra pora na takie rozmowy,
Ad: A kiedy będzie, Andrzej zabił się żeby twoja córka mogła żyć, to on był
dawcą. ROZUMIESZ?!!! CHOLERA JASNA CZY TY ROZUMIESZ CO ON DLA CIEBIE ZROBIŁ? ON
CIĘ KOCHAŁ! TERAZ MU WIERZYSZ!!?
Wiki nie mogła nic z siebie wydusić. Wrzeszczała, płakała,
ale nie były to już łzy radości.
Przez kilka kolejnych tygodni żadne z nich nie mogło dojść
do siebie, Adam stracił sens życia, nie miał już teraz nikogo. Płakał przez
cały czas, nic nie jadł, z nikim nie rozmawiał. Agata, nie mogła uwierzyć w to
co się stało, zarzucała sobie że te 2 lata temu gdy jeszcze wszystko mogło być
inaczej mogła przemówić Wiki do rozsądku, mogła nie dopuścić do tego ślubu.
Teraz jest już za późno. Wiki nie potrafiła okazać córce ze cieszy się z tego
iż ta wróciła do zdrowia. Pewnie że jako matka była mega szczęśliwa że jej
córka będzie żyła. Ale świadomość że Andrzej zabił się dla niej – by udowodnić
że mu nie niej zależy. Zdała sobie sprawę z tego jak głupią suką jest. Rozstała
się z Tomaszem, który okazał się być dupkiem.
Miesiąc później Wiki siedziała przy grobie Andrzeja. Dopiero
teraz zdecydowała się odczytać list od Andrzeja.
Droga Wiktorio!
Kocham Cię! Wiem że ty mnie też. Nie
zadręczaj się, nie mam do ciebie żalu, rozumiem że bałaś się mi zaufać. Proszę
nie płacz przeze mnie. Zawsze jak będzie ci smutno, pomyśl sobie że jestem tuż
obok ciebie. Będą teraz zawsze z tobą – w twojej córce. Obiecałem że zrobię
wszystko by być bliżej ciebie, dotrzymałem słowa. Proszę dbaj o siebie i swoją
córkę – drugi raz nie dam rady już jej uratować. KOCHAM CIĘ WIKTORIO. A.
W: Boże dlaczego ja byłam taka
głupia!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – zaczęła krzyczeć Wiktoria i obudziła
wszystkich w hotelu.
Ag:
Wiki, cholera, co ty robisz, ja chce spać.
W: Agata co z
Andrzejem?
Ag: Skąd mam wiedzieć, jutro się z nim spotkasz to się dowiesz. W:
To znaczy że on żyje? Ag:
Z tego co wiem to tak.
W: Agata, kocham cię.
Ag: Coś ci się stało? Wczoraj mówiłaś że jestem suką która rozbija
małżeństwa. W:
Agatka, przepraszam cię, nie wiem co ja gadałam. Miałam straszny sen, że
Andrzej się zabił żeby być bliżej mnie. Jutro ci wszystko opowiem. Teraz musze
do niego jechać.
Ag: Jest 3 w nocy, jutro do niego pojedziesz. W:
Nie Agata, ja go kocham. Musze mu to teraz powiedzieć. Nie będzie ślubu z
Tomkiem, ja kocham Andrzeja!! Ag: No wreszcie gadasz rozsądnie.
20 minut później.
F: Kto tam się dobija, o tej porze, pewnie to znowu ta
idiotka Kinga. F: Wiki
co ty tu robisz? W:
Kocham Cię!
2 tygodnie później - miał być ślub Tomasza z Wiki a jest
Andrzeja z Wiki!!!
W: Agata, gdzie są moje buty? Agata?!?
Ag:
Już, już je niosę, nie panikuj to tylko ślub.
W: Tylko ślub? Agata to jest najważniejszy dzień w moim życiu.
Ag: Wiem, tak tylko się z tobą droczę, dobrze że wreszcie przejrzałaś na
oczy.
Godz. 1700 – ślub
Goście czekali już przed wejściem do kościoła. Byli wszyscy
Tretter, Latoszkowie, Konica z dziećmi i Klaudią, Hana z Piotrem (tak, wrócili do siebie, będą mieli dziecko, Piotr
wybaczył Hanie) Ola z Przemkiem (Wiki powoli zaczynała odbudowywać przyjaźń z
Przemkiem) i Samborowie . Wszyscy oni przyszli bo szczerze cieszyli się ze
ślubu tej dwójki. Pod kościół podjechała biała limuzyna, a w niej pani młoda w pięknej białej
sukni, Andrzej ubrany w elegancki granatowy garnitur oraz ich świadkowie Agata
i Adam
…. Kilka minut później…. Agata stała z Wiktorią w drzwiach
kościoła.
Ag: Cieszę się że jesteście razem.
W: Dziękuję ci za wszystko, jesteś najlepsza przyjaciółką.
----pół godziny później----
K: Ogłaszam was mężem i zoną. Możesz pocałować pannę młodą.
-------------------------
I
wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A 9 miesięcy po ślubie na świat przyszedł
mały Falko.
Przepraszam za układ graficzny tego tekstu, bynajmniej nie jest to wina moja, ani Autorki - blogger nie chce współpracować z tekstem kopiowanym w Worda.
Komentujcie proszę, Ani na pewno będzie miło!!! :)
PS: Czy ktoś jeszcze wziął się za pisanie dokończenia, z ciekawości spytam?