Nagle świat stał się dla niego piękniejszy. Wiktoria, Adam... Obiecali, że przy nim będą. I byli, nie zawiedli go. Ani minuty nie był sam. Dializy pomagały, jego organizm reagował dobrze. Już niedługo miał się odbyć przeszczep. Zgodził się przyjąć organy od brata, po tym jak przeprowadzili szczerą rozmowę. Po raz pierwszy w życiu rozmawiali całkowicie szczerze. Okazało się, że mimo wielu masek oboje czują do siebie tą "braterską miłość". I Wiktoria, ta piękna, rudowłosa kobieta... Ta piękna, rudowłosa kobieta, którą kochał po prostu z nim była. Nie wiedział, czy odwzajemnia jego uczucia, czy też nie lecz była z nim, jak prawdziwa przyjaciółka. Życie wydawało się piękne. Odzyskał szanse na pełne wyzdrowienie, a nawet cieszył się tym co miał. Już nie był dla nikogo złośliwy, już patrzył na ludzi z góry, z kpiną, jak kiedyś. Świat wydawał się weselszy. Z resztą nie tylko Wiktoria i Adam byli dla niego przyjaźni. Nagle okazało się, że tacy stali się wszyscy jego dawni współpracownicy, jakby nagle wybaczyli mu wszystko. Gdy wchodził do szpitala lekarze i pielęgniarki uśmiechali się do niego. Szczerze - nie ze strachu przed zwolnieniem. Miał wrażenie, że cały świat się do niego uśmiecha. Przemierzał korytarze, napotkał Wiktorię. Przytuliła się do niego i pocałowała go w policzek wypytując jak się czuje. Gdy Consalida zniknęła w jednym z gabinetów poczuł, że ktoś klepie go po plecach - Krajewski. Kolejne pytania o jego samopoczucie i kilka zwierzeń z życia Adama. Kilka korytarzy dalej napotkał Wandę. ,,Nie bój się, mój ty Baranku, wyciągniemy cię z tego'' - Zapewniała elegancka pani profesor. Szedł dalej szpitalnymi korytarzami, słysząc pytania o jego samopoczucie i życzenia szybkiego powrotu do zdrowi i pracy. W pewny momencie spostrzegł pewną kobietę. Stała tuż przed nim. Tak dobrze znał tą twarz. Tak bardzo tęsknił za nią przez tyle lat. Patrzyła na niego łagodnym wzrokiem. ,,Narozrabiałeś synu..." - Stwierdziła, lecz jej głos nie był karcący. Uśmiechała się do niego serdecznie jak dawniej.
Obudził się. Przez chwilę odczuwał ulgę, wielką radość i dziwne ciepło w okolicy serca wierząc, że to prawda. Rozejrzał się po swojej przestronnej sypialni, jednak nikogo prócz niego w niej nie było. Zorientował się, że to był tylko sen. Piękny sen. Po jego policzku spłynęła jedna, jedyna łza. ,,Jestem sam, całkiem sam" - Pomyślał z żalem do siebie samego, gdyż uświadomił sobie, że to on jest temu winien. Ale było już za późno, już nie miał czasu, ani odwagi by naprawić swoje błędy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.