Zapraszam do czytania i komentowania :)
24 grudnia.
Po wigilii zorganizowanej w szpitalnym bufecie dla pacjentów wszyscy lekarze spotkali się w pokoju lekarskim, by tam mieć swoją własną, małą wigilię.
Ad: Ej, A skoro ty jesteś niedowiarkiem, to po co zorganizowałeś wigilię? - Spytał.
F: A czy to przypadkiem nie ty mnie o to prosiłeś?
Ad: Aga mi kazała.
Ag: Cicho! - Warknęła szturchając chłopaka łokciem.
F: Szanowni Państwo, zebraliśmy się tu wszyscy jak co roku w tym jakże wyjątkowym dniu. Organizacja Wigilii jest jedną z wielu tradycji tego szpitala od wielu lat. Ja z tego miejsca chciałbym złożyć państwu najsereczniejsze życzenia: Zdrowych, spokojnych świąt, wielu sukcesów zarówno prywatnych, jak i zawodowych oraz satysfakcji z wykonywanej pracy. Pracy się nienawidzi, pracę się przeklina, lecz płacze się, gdy się jej nie ma. Nienawidzimy swoich współpracowników, wszyscy nienawidzą mnie, ale chyba każdemu z państwa ciężko byłoby odejść z tego zespołu, a mimo wielu niesnasek mogę posunąć się o stwierdzenie, że ten zespół jest bardzo zgrany. Wielu z państwa pracuje w tym szpitalu od początku swej kariery zawodowej i mam nadzieję, będzie pracować do końca. Wspólnie musimy kształcić nowych lekarzy, tak jak nas niegdyś uczyli profesorowie, których już nie ma, aby potem miał kto zająć nasze miejsce. Nie przedłużając: Obyśmy za rok spotkali się w tym samym, ewentualnie większym, składzie. - Wszyscy lekarze zaczęli bić brawa, jedni ze szczerym uznaniem, inni bo tak wypada, ale przemówienie profesora chcąc nie chcąc trzeba było uznać za stosowne.
T: Ja panu życzę, profesorze, żeby pan dał się lubić. Bo pan ma lepsze oblicze, tylko rzadko je pokazuje... - Tretter jako pierwszy podszedł do Falkowicza. Chirurg już miał rzucić jakąś kąśliwą uwagą, gdy przypomniał sobie błagania Wiktorii, aby ten jeden raz był dla wszystkich miły. Co ta Consalida ze mną zrobiła?! - Zastanowił się wysilając się na sztuczny uśmiech w stronę starszego, łysego mężczyzny i powiedział tylko:
F: Wszystkiego najlepszego, dyrektorze. - Spojrzał w bok i zobaczył Wiktorię i Agatę w objęciach, które po chwili obie się zachwiały, lecz w ostatniej chwili złapały równowagę.
Ad: Stary, wesołej choinki! - Krajewski podszedł do brata.
F: Żebyś zmądrzał, drogi bracie, bo szkoda takich dobrych genów.
Ad: A ja ci życzę, że jeżeli chcesz mieć jakieś bachory, to już jesteś wystarczająco stary żeby skrzywdzić te dzieci.
F: Naucz się budować poprawnie zdania.
Ad: Naucz się, że ja już się nie zmienię. Kocham cię, braciszku! - Adam głośno wypowiedział to zdanie i rzucił się profesorowi na szyję. Zaskoczony Falkowicz nawet go nie odepchnął, a wzrok wszystkich lekarzy skupił się na nich.
Ad: Gapią się na nas.
F: Trzeba się było nie zachowywać jak idiota.
Ad: Sam jesteś debil.
F: Bądź już lepiej cicho.
Ad: Sam bądź cicho i przestań mnie poprawiać.
F: Przestanę cię poprawiać, gdy przestaniesz zachowywać się jak dwulatek.
Ad: To ty przestań zachowywać jak byś miał osiemdziesiąt lat.
F: To ty...
Ad: Nie, to ty...
-Znowu?! - Krzyknęły Wiktoria i Agata.
F: Bracia się muszą czasem pokłócić. Co to za zainteresowanie nieswoimi sprawami? Mam państwu wpisać nagany? - Spytał rozglądając się po lekarzach. Wszyscy nieco się przestraszyli, wiedzieli że Falkowicz byłby do tego zdolny i podciągnąłby to zaraz pod jakiś paragraf. - Dzisiaj wam odpuszczę, nie jestem aż taki zły. - Oznajmił. - Ale jak ja się za was wszystkich wezmę po świętach... - Ostrzegł. - Na koniec, drodzy państwo jedna informacja: Dziś wszyscy kończymy pracę o godzinie dwunastej, za godzinę proszę się stąd zbierać, zostają tylko nasi dyżuranci. - Zadowoleni ze skrócenia dyżuru podwładni zaczęli bić brawa, tym razem już wszyscy z zadowoleniem, nawet Rudnicka.
T: Ale zaraz, zaraz, moment! Ja nie mówiłem nic o żadnym skróceniu pracy... - Zaprotestował Tretter.
F: Ale ja powiedziałem.
T: Falkowicz! - Warknął w stronę denerwującego go od dwóch lat podwładnego i poczerwieniał ze złości.
F: Tretter! - Chirurg odpowiedział mu tym samym tonem, zaśmiał się i skierował do drzwi. - Do zobaczenia po świętach, moi drodzy, wtedy już tak miło nie będzie! - Profesor pogroził podwładnym palcem i wyszedł z pokoju lekarskiego zamaszyście zamykając drzwi.
L: On pijany, naćpany, czy co, kurde? - Zastanowił się Latoszek.
K: Bierzmy się lepiej za dokumentację, bo zaraz nas opieprzy. - Rafał zasiadł do biurka i zaczął przygotowywać wypisy dla pacjentów.
Ad: Heja! - Wieczorem Adam i Agata wpadli do willi.
F: Cześć. - Odpowiedział o wiele mniej entuzjastycznie.
W: Hej.
Ad: Macie tyle prezentów?!?!?!?!?! - Krajewski otworzył szeroko oczy patrząc na pakunki pod choinką.
F: Dla ciebie tylko rózga.
Ad: Oj przestań, my mamy dla was prezenty.
Ag: Zamknij się Adam i lepiej nie ośmieszaj tymi naszymi prezentami wartymi z 10 złotych. - warknęła szturchając go łokciem.
F: Nieważne.
Ad: A co, wierzysz w magię świąt? Ej, ale wy serio macie tyle prezentów? - Dopytywał zaciekawiony.
F: Nie dla ciebie, mój drogi.
Ad: Eee a już myślałem, że kupiłeś nam coś fajowego.
F: Myślę, że cię nie rozczaruję.
Ad: Boże, co to za kolędy?! Ty nawet w wigilię nie możesz przestać torturować mnie tym czymś?! - Krajewski zatrzymał kolędy w wykonaniu Brodzińskiej.
Ad: Trzy, cztery!
-Santa, can you hear me? I have benn so good this year. And all I want is one thing. Tell me my true love is near . He`s all I want. Just for me. Underneath my Christmas tree. I`ll be waiting here. Santa, that`s my only wish this year. - zaśpiewali całą trójką.
F: Z wami można zwariować. - Machnął ręką zdegustowany.
W: Oj kochanie... możemy ewentualnie zaśpiewać po chińsku. Agata się uczyła.
Ag: Ja umiem tylko pierwsze trzy słowa! - Zastrzegła.
W: Czyli Agata jednak nie zaśpiewa.
Ag: Dobra, nasze prezenty możecie spalić od razu.Ag: Ja umiem tylko pierwsze trzy słowa! - Zastrzegła.
W: Czyli Agata jednak nie zaśpiewa.
W: Agata! - Warknęła w stronę koleżanki. - To już się nudne stało.
Ad: Dobra, to ja mogę pierwszy. To dla ciebie... a to dla ciebie. - podał im prezenty.
F: Jeżeli cośkolwiek nam się stanie po otwarciu tego prezentu, uduszę cię.
W: Ty pierwszy Andrzej.
Ag: Ja nie wiem, co on kupił - zastrzegła.
F: Zaraz się dowiemy, ale domyślam się że te prezenty są wskaźnikiem jego rozsądku... - niechętnie otworzył podarunek.
Ag: Co on kupił? - spytała i spojrzała do środka pudełka widząc miny Wiki i Andrzeja - Adam! - warknęła.
Ad: No co? Jak się pytałem co im kupić to powiedziałaś, że ma to nie być małpa która wyskoczy z pudła i przywali im ciastem w twarz. Dałem praktyczny prezent. Co, wolałbyś srajtaśmę?
F: Tak na przyszłość: Nigdy więcej nie kupuj mi prezentów!
Ad: Oj tam. Ja kupiłem fajowy prezent, a wy marudzicie.
W: Zestawy Durex?!
Ad: Z prezentu powinno się cieszyć i podziękować. Andrzej mnie tak uczył, gdy powiedziałem profesorowi ze Szwajcarii, że kryształowy wazon od niego jest chujowy.
F: Uznam, że tego nie było.
Ad: No właśnie, a dla Wiki mam to. - podał jej pudełko.
W: Co cię nie zabije, to cię wzmocni. - otworzyła podarunek - Serio? - wyjęła koronkową bieliznę.
Ag: I tak lepszy prezent. Dobra ja nie umiem kupować prezentów, nie mówiąc o kupowaniu prezentów mężczyźnie, a co dopiero mężczyźnie, który wszystko ma, więc tradycyjnie... - dała mu flaszkę whisky.
F: Dziękuję.
Ag: Nie masz nawet za co dziękować.
F: Dziękuję za to, że to nie był prezent pokroju podarunku Adama.
Ad: No właśnie, Aga. Dla ciebie też coś mam.
Ag: Nie! Błagam cię, nie dawaj mi już żadnego prezentu!
Ad: Jak se chcesz.
Ag: Wiem, że masz tysiące podobnych, ale takiej nie masz. - Blondynka dała koleżance torebkę Michaela Korsa, o której Ruda nawijała od tygodnia.
W: Kocham cię, Aguś. Śliczna.
Ag: A tobie tłumoku kupiłam wódkę, ale nie chciało mi się tachać tu skrzynki alkoholu.
Ad: Kocham cię Aguś. A teraz przejdźmy do prezentów od milionera.
F: Pozwolisz kochanie, że Adam pierwszy, bo on zaraz zniesie jajko.
Ad: Co mi kupiłeś?! Co mi kupiłeś?! Co mi kupiłeś?!
F: Proszę. - podał mu niewielkie pudełko.
Ad: Kocham cię! - krzyknął gdy zobaczył sportowy zegarek.
F: Wspaniale. - Odpowiedział zrezygnowany.
Ad: Dobra, ile jej kupiłeś prezentów? - profesor podał rudowłosej lekarce kilka pudełek.
W: Czy ja zawsze muszę się czuć dziwnie?
Ag: Nie marudź Wiki, tylko otwieraj. - kobieta rozpakowała pierwszy podarunek, potem drugi, trzeci i czwarty.
Ad: To nie fair! Wiki dostała perfumy Chanela i z 10 kilo złota!
Ag: Cicho.
W: Aga, my mamy dla ciebie jeden prezent, ale myślę, że będziesz ukontentowana.
F: Wiktoria wybierała, proszę. - podał jej kluczyki od samochodu. Blondynka spojrzała na nie oszołomiona. Po emblemacie na kluczykach zobaczyła, że dostała Toyotę Auris.
Ag: Nie, ja nie mogę tego przyjąć.
F: Możesz i przyjmiesz. Podobno masz prawo jazdy. Może przyda cię się trochę jazd doszkalających, ale szybko sobie wszystko przypomnisz.
Ag: Wy stawiacie mnie w na prawdę niezręcznej sytuacji. To jest za drogi prezent.
W: Oj Aga, Aga. Uznajmy, że to jest od świętego Mikołaja.
Ag: Wiktoria, ja nie mogę przyjmować prezentów za tyle tysięcy.
Ad: Nie marudź Aga, nauczę cię jeździć.
F: Nie! Najpierw sam się naucz prowadzić, potem ucz innych.
W: A ty nie marudź Aga, tylko się ciesz. Zawsze chciałaś czerwone autko.
Ag: Dziękuję, chociaż dalej jestem na was wściekła, że kupiliście mi coś tak drogiego.
W: Cicho. Dobra, dla Adasia mam drugą skrzynkę tego co najbardziej kocha, stoi w hotelu i do tego w bonusie leki na kaca.
Ad: Kocham was.
W: I na koniec ja zostałam. Uwaga wszyscy, jestem w ciąży. - Oznajmiła ledwo wysilając się na uśmiech i kontynuowała z "lekko" udawanym zadowoleniem: - Ja wiem, że to może nie jest najwspanialsze co mogło cię spotkać, ale odwołać się tego nie da... - Zaczęła tłumaczyć. Postanowiła powiedzieć to podczas wigilii, gdyż mimo kilkugodzinnego maratonu po sklepach nie znalazła kompletnie nic co nadawałoby się na prezent dla Andrzeja i liczyła, że taka nowina odwróci uwagę od braku prezentu.
F: To jest najwspanialsze co mogło mnie spotkać. - Profesor objął kobietę - Kocham cię. - wyszeptał do jej ucha - Teraz już was.
Ad: No gratulacje stary.
Ag: Cóż, cieszę się z wami. Będziecie mieć wspaniałego dzidziusia.
Ad: Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Aga. Połączenie charakterów tej dwójki to będzie jakaś makabra!
F: Zamknij się. Pamiętaj, że to jest jednoznaczne z informacją, że ty będziesz wujkiem. A ty ciocią.
Ag: E tam, wujek, ciocia. Wy będziecie rodzicami!
Ad: Nie wiem czemu ty się cieszysz, ale ja sobie nie wyobrażam wielkiego profesora Falkowicza z pieluchami. Skończą się operacje, zacznie się zabawa z dzieciakiem. A potem 6 godzin bujania dziecka na huśtawce na placu zabaw...
Ag: Zamknij się!
F: Teraz szczęścia nie popsuje mi nawet największa eksplozja jego głupoty.
Ag: A ty Wiki co masz taką niewyraźną minę?
W: Po prostu się zastanawiam czy te dziecko będzie miało dla mnie trochę litości i nie karze mi spędzić na porodówce 30 godzin.
Ad: A ty razem z nią! Ale spoko, najdłuższy poród trwał 20 dni, może Wiki pobije rekord, a ty będziesz tam przy niej siedział! - Adama wyraźnie śmieszyła wizja brata jako ojca - A teraz kochanieńka w szpitalu to ja będę pupilkiem pana profesora, a ty przez 9 miesięcy nie wchodzisz na salę operacyjną!
W: Osiem, jeśli już.
Ad: A potem macierzyński, wychowawczy... no chyba, że Andrzej na tacierzyński. -Krajewski koniecznie chciał obrzydzić im wizję bycia rodzicami - No i będziesz musiał dorabiać po szpitalu, żeby dziecko utrzymać. - dodał śmiertelnie poważnie.
Ag: Mówiłam, że ten samochód nie jest dobrym pomysłem. Oddacie go i... - Woźnicka poważnie potraktowała słowa Adama, który w tym momencie wybuchł nieopanowanym śmiechem.
Ad: Agata, on zarabia dziennie więcej niż ty zarobiłaś od początku swojej pracy. DZIENNIE!
F: To, że masz w to wgląd, nie znaczy, że teraz masz każdemu obwieszczać ile zarabiam.
Ad: Ale kumple mi zazdrościli jak powiedziałem, że mam takiego brata.
F: Adam!
Ad: No co? Nie każdy zarabia 400 tysięcy dziennie. - Agata otworzyła buzię z wrażenia - Zobacz jak siostrzyczka zareagowała. - profesor spojrzał na internistkę.
F: Sztuka dobrych inwestycji i jednej złej w tego oto osobnika. - Profesor wskazał ręką na Krajewskiego.
Ag: Ehe. - blondynka pokręciła głową w górę i w duł.
W: Ja prawie zemdlałam. I tak dobra reakcja.
Ag: Pozostawiłabym to bez komentarza, ale po jaką cholerę wy pracujecie w tym nędznym szpitaliku za marne dwa pięćset na rękę?! - każde słowo wypowiadała o kilka decybeli głośniej.
F: Wiki lubi ten szpital.
W: I wy tam pracujecie.
F: Ale to się może niedługo zmienić...
Ad: Kupiłeś mi też klinikę pod choinkę?
F: Jeszcze jesteś na to za głupi.
Ad: Powiedział "jeszcze"! JESZCZE, słyszeliście!- krzyknął zadowolony.
F: Prędzej spalę wszystkie pieniądze za domem niż kupię ci klinikę.
Ad: Powinienem się już przyzwyczaić. A teraz będziesz się bawił w kupowanie grzechotek i przytulanek.
W: Jeżeli ty dziecku będziesz kupował wszystko, to to już będzie paranoja.
F: A czemu miałbym nie kupować?
Ad: Bo tak się nie wychowuje dzieci!
F: A znasz się na wychowaniu dzieci?
Ad: A ty może się znasz?
F: Wolę nie wspominać swoich kontaktów z dziećmi.
Ad: A co? Jakiś głupi bachor cię wkurzył? - Na słowa Adama profesor szeroko się uśmiechnął.
F: Całe życie czekałem na moment w którym przyznasz się, że jesteś głupi. - Wiktoria zaczęła się śmiać.
Ag: Mnie w to nie plączcie. - Zastrzegła od razu.
Ad: A czemu by nie? Coś ciekawego powiesz o naszej Agatce?
F: Mogę powiedzieć o tobie, a nawet coś pokazać... - mężczyzna podszedł do regału i wyjął album - Proszę bardzo, przedstawiam państwu Adasia w całej okazałości. - pokazał im zdjęcie nagiego dziecka. Wszyscy oprócz Krajewskiego zaczęli się śmiać.
Ad: Ja cię zabiję. - warknął - Miałem kilka dni, a wy już zdążyliście mi napstrykać nagich fotek?! A ty się Agata nie śmiej, bo skoro on ma tyle moich zdjęć z kilku tygodni, to ile ma z roku z tobą?!
F: Adaś, ja mam twoje zdjęcia do wieku czterech lat.
W: Nie no, słodki dzidziuś, gdyby tylko to zdjęcie mniej pokazywało...
Ad: Widzisz Aga? Mną się interesował, a tobą nie.
W: Czy oni walczą o twoje zainteresowanie?
F: Mnie zawsze najbardziej interesujesz ty, kochanie. Przepraszam bardzo, ja wolałem siostrę i nie chciałem brata.
Ad: Bo jej nie musiałeś oddawać zabawek.
F: Adam... - powiedział z politowaniem - Ja bym ci i tak nic nie oddał.
W: Kocham ten ten twój wredny charakter.
Ad: Serio?! Nawet starego samochodu byś mi nie dał?
F: Samochodem dostałeś w głowę, może to spowodowało u ciebie jakiś niedorozwój mózgu. Cóż, nie wiem, co tobie się stało, ale jak zwykle ja obrywałem za wybryki Agaty.
Ad: Serio?! Ty to pamiętasz?
F: Ja pamiętam wszystko.
Ag: Jakie moje wybryki? Aż tak złym dzieckiem byłam?
F: Ech... uwielbiałaś rzucać wszystkim w Adama.
Ag: Hahahaha dalej uwielbiam. - rzuciła w chłopaka pudełkiem od prezentu.
F: Przynajmniej teraz nikt mi nie wmówi, że to ja.
W: Biedny, pokrzywdzony, dostawał kary za siostrzyczkę...
F: I to bardzo pokrzywdzony.
Ad: Dobra, tylko wiecie, jeden bachor i przyhamujcie, bo nas wygryzą z roboty te wasze dzieciaki. On już nawet Blance jakiś głupot o medycynie nawciskał do łba, że się dziewczynie poprzestawiało!
W: No bardzo śmieszne.
Ad: A co? Chcecie mieć przedszkole?
W: No dwadzieścia najlepiej.
F: Jak chcesz.
Ad: Ciebie to by było stać i na 600 dzieci. Jak się tyle zarabia to...
F: Jakbyś się postarał i nie był debilem, to też byś tyle zarabiał.
Ad: Mam ciebie.
F: Świetnie.
W: I ja też mam ciebie.
Ag: A ja sobie kupię psa... albo wezmę ze schroniska, bo na kupienie nie mam forsy.
W: Agatka, ty się lepiej zacznij martwić, bo my się trułyśmy tym samym gównem, moja droga i skoro u mnie nie zadziałało...
Ag: Przecież ja już raz wpadłam z tym imbecylem. - wskazała wzrokiem na Krajewskiego. - Coś musi być nie tak z tymi naszymi tabletkami.
W: To ty se to wyjaśniaj, a ja mam je teraz w dupie.
Ag: Dziękuję ci bardzo za takie wsparcie, pomoc...
Ad: Kto chętny na seks zbiorowy?! - wykrzyczał nagle ni stąd, ni z owąd. Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
Ag: On jest chory psychicznie?
F: Zawsze taki był.
Ad: Ej, no to kto chętny?
Ag: On jest nienormalny.
W: Wiem.
F: Mnie to w sumie nie dziwi... - Profesor przewrócił kilka kartek w albumie i wskazał palcem jedno ze zdjęć, które przedstawiało małego Adasia łapiącego koleżankę z tyłek. - Wybacz, drogi bracie, lecz nie mogłem tego nie sfotografować. Czyż to nie jest piękna pamiątka rodzinna?
Wiktoria parsknęła śmiechem, za to Adam poczerwieniał ze złości.
F: A teraz moi drodzy, ktoś musi posprzątać po naszej uroczystości.
Ad: Twój dom, ty sprzątasz.
F: A ty mi pomagasz, drogi bracie, bo ci zaraz ten twój prezent zabiorę.
Ad: Co?! - Chłopak przytulił do siebie zegarek. - Niewolno... to od świętego Mikołaja!
F: Ty to wierzysz w tego świętego Mikołaja, Adaś... Już, do roboty!
Ad: Yhm... - Chłopak niechętnie wstał i zaczął zbierać talerze ze stołu. - No pomóż mi! - Profesor także wstał z kanapy. - I ty sprzątasz papiery po prezentach. - Zastrzegł.
F: Ale ty zmywasz naczynia.
W: Widzisz, Aga, jak się potrafią dogadać... Prawdziwi bracia.
Ad: Tylko czemu ten loczek blond nie pomaga?
Ag: Bo nie wypada, żeby kobieta pracowała. - Obie dziewczyny położyły się wygodnie na kanapie, a mężczyźni nosili naczynia do kuchni.
W: I co, loczku blond?
Ag: I nico.
W: Kulturalna gadanina już była, no dawaj, wiem że się cieszysz z tego auta. - Przyjaciółki spojrzały na siebie.
Ag: Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!! Mam samochód!!! - Piszczała szczęśliwa.
W: Ten loczek blond, promyczek blond, zawsze jest skory do psoty.... - Zanuciła.
Ag: Umiał też, ten loczek blond, nieraz pocieszyć was. - Dokończyła i obie zaczęły się śmiać.
W: No umiał, umiał. - Przyznała.
Ag: Ciszysz się? - Internistka spojrzała sugestywnie na brzuch koleżanki.
W: Tak, chociaż trochę się boję. To dziecko wywróci całe nasze dotychczasowe życie do góry nogami. Wiesz, że jak się dowiedziałam, to pierwszą moją myślą było żeby się tego pozbyć? - Wyznała.
Ag: Boisz się.
W: Nie wiem jak to będzie wyglądać. Przecież my jeździmy po całej Polsce, latamy po świecie... Wszystkie operacje, adrenalina, zabawa... ja nie chcę, żeby to się skończyło. Wybacz, ale nie czuję instynktu macierzyńskiego. Ja chcę zatrzymać się w tym co jest, nie chcę tego tracić. - Po policzkach rudowłosej dziewczyny popłynęły pojedyńcze łzy. Zauważył to profesor przechodzący po raz kolejny przez salon. Mężczyzna stanął w miejscu. Wiktoria leżąc na łóżku nie zorientowała się, że mąż stoi tuż obok. Agata za to spojrzała krótko na chirurga, a Consalida kontynuowała swój monolog. - Bo póki dziecko jest małe, to jeszcze jakoś będzie, ale potem? Ja nie chcę, żeby to dziecko zabrało mi moje dotychczasowe życie. Wszyscy się będą skupiać tylko na dzieciaku. Już wiem jak to będzie wyglądać, zostanę sama z pieluchami, a wszyscy będą tylko patrzeć jak dziecko się uśmiecha, a dla mnie zostanie brudna robota. Skończą się wyjścia do teatrów, nagłe wyjazdy, seks do rana, kilkunastogodzinne operacje, wracanie do domu po trzech dniach w środku nocy... Ja chyba nie chcę zamieniać tego wszystkiego na dziecko, Agata, nie chcę.
F: Z tego co jest mi wiadome, jesteś w czwartym tygodniu, masz półtora miesiąca na decyzję. - Oznajmił i wyszedł z salonu.
W: Andrzej...
Ag: On ci tego nie powiedział, więc ja ci powiem: Nie pierdol głupot, Consalida.
Blondynka wstała z kanapy i udała się do kuchni by wyjąć naczynia ze zmywarki. Consalida wzięła głęboki wdech patrząc w sufit. Dziewczyna wstała z kanapy i udała się do ogrodu zarzucając na siebie szary płaszcz. Usiadła na bujanej ławeczce nie ważąc na to, iż jest ona całą w śniegu. Wielki dom, rozsądny i odpowiedzialny facet - idealne warunki dla dziecka. - Pomyślała. - Tylko ja tu nie pasuję. - Westchnęła. Nie wiedziała co ma zrobić. Tak bardzo chciałaby zatrzymać przy sobie dotychczasowe życie, bała się zmian. A dziecko byłoby dużą zmianą w ich życiu, praktycznie wywróciłoby je do góry nogami. Usunęłaby to dziecko... gdyby nie Andrzej. On cieszył się na wieść o ciąży i bała się, że jeśli dokona aborcji relacje między nimi się pogorszą, a tego nie chciała. Sama nie wiedziała czego chce i to ją przerażało.
WoW ! Adam jak Adam xD :D Nie rozumiem, dlaczego Wiktoria chce pozbyć się dziecka. Boi się zmian itd. ,ale mimo wszystko...chociaż raz zgadzam się z Agatą. Mam nadzieję ,że to tylko przejściowy kryzys. Teraz to już kompletnie nie rozumiem - nie chce usunąć dziecka ze względu na Andrzeja? Ma męża ,pracę ,pieniądze i jak sądzę miłość. Jeszcze bardziej dziwne i wydaje się to ,że jako nastolatka zdecydowała sie urodzić ,a teraz ,kiedy ma 30 lat i ustabilizowane życie nie chce się na to zdecydować. Dziwne......żal mi Falko :/ Blanka mogłaby się pojawić ,mam wrażenie,że ona miałaby wpływ na jej decyzję. No nic...Agata ma fajny prezent xD Czekam na next ,bo zaskoczyłaś mnie tym "nieogarem" Rudej .
OdpowiedzUsuńPopieram twój pomysł, myślę że BIanka jak najbardziej by się tu przydała. Też żal mi Falka. Totalnie nie rozumiem Consalidy. Ania
Usuńteż czekam na kolejną część i jestem ciekawa co wiki postanowi z ciążą i jak Andrzej przyjmie na jej decyzje
OdpowiedzUsuńPiękne *-* Ciąża Wiki kompletnie mnie zaskoczyła , mam nadzieję że ona nie usunie tego dziecka , bo to by była katastrofa :( Opo jak zwykle genialne i bezbłędne _<3 Czekam na szybkiego nexta !!! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !!!
Swietne opowiadanie! Ale niech Wiki nie usuwa dziecka :(( czekam na next!!! Pozdro :)
OdpowiedzUsuńCzemu nie komentujesz innych blogów?
OdpowiedzUsuńTe o FaWi staram się komentować, ale też nie zawsze i nie wszędzie jestem, bo po prostu czasem nie sposób wszystko komentować i nie zawsze wiem też co napisać. Ostatnio rzeczywiście się opuściłam w komentowaniu - okres świąteczno - sylwestrowy jest u mnie zawsze pełen imprez i innych zajęć, co jest bardzo czasochłonne i czasem żeby przeczytać nie mogę znaleźć chwili... Postaram się poprawić, ale później, właśnie przygotowuję imprezę u siebie w domu na 28 osób, więc raczej nie mam czasu. Lecę do ciasta, bo się spali... :)
UsuńKiedy bd next ?Możesz odpowiedzieć , jestem bardzo ciekawa co dalej ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze przyznam, że w tym momencie nie jestem w stanie tego określić. Teraz jest godzina 00.50 a ja dalej baluję i będę pewnie do rana, a jutro trzeba odespać. Może na wtorek wieczór coś by mi się udało stworzyć, ale niczego nie obiecuję bo mam jeszcze sporo spotkań w między czasie, więc nie wiem co to będzie z tym nextem... Obiecuję, że jeśli będę wiedzieć coś konkretniejszego i pewniejszego, to się odezwę :)
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Jak zawsze twoja część mi się bardzo spodobała. Ciąża Wiki bardzo mnie zaskoczyła, ale pozytywnie. Mam nadzieję że podejmie właściwą decyzję.
OdpowiedzUsuń