23 grudnia, wieczór, hotel rezydentów.
Ag:
Wiktoria! Pomórz mi dopiąć tą walizkę!
W: Idę!
Wiki weszła do pokoju koleżanki.
Ag: A ty jak spędzasz święta?
W: Zostaję tu. Wzięłam sobie 24-godzinny w wigilię od rana, żeby nie siedzieć sama. Ty z Markiem jedziesz dojego rodziny, Adam do swojej, Przemek z Olą gdzieś wyjechali.
Ag: A z kim masz dyżur?
W: Nie wiem. Powiedzmy, że to będzie moja niespodzianka Bożonarodzeniowa.
Ag: Nie tylko to. W lekarskim pod naszą małą choineczką zostawiłam ci prezent.
W: Kochana jesteś. Ja też coś dla ciebie mam. Poczekaj.
Wiki poszła do pokoju. Po chwili wróciła z torebką.
W: Bardzo proszę. Dla mojej najlepszej przyjaciółki.
Ag: Boże, jaka śliczna. Skąd ty wiedziałaś, że ja chcę?
W: Przez pół godziny się w nią w katalogu wpatrywałaś. Nie tak ciężko się domyśleć.
Ag: Dzięki. Jest cudowna.
W: Dobra. Daj tą walizkę.
Wiki zapięła walizkę internistki.
W: Wesołych świąt i przekaż formułkę życzeń Markowi.
Ag: Jasne. Miłego dyżuru. Ty na serio nie wiesz z kim?
W: Nie mam pojęcia. W lekarskim był pusty grafik. Sambor kazała się wpisywać, byle był zapełniony, no to jako pierwsza się wpisałam.
Ag: No to jeszcze raz miłego dyżuru i napisz jak się dowiesz, kto jeszcze nie ma co robić w Wigilię.
W: Oczywiście. A kiedy ty w ogóle wracasz?
Ag: 2 stycznia.
W: Jak ja wytrzymam tyle bez przyjaciółki i w ogóle sama? Adama już dawno zbyło, Przemek właśnie wyszedł.
Ag: Dasz radę. Idę, bo Marek czeka. Pa.
W: Pa.
Przyjaciółki uściskały się na pożegnanie.
W: Idę!
Wiki weszła do pokoju koleżanki.
Ag: A ty jak spędzasz święta?
W: Zostaję tu. Wzięłam sobie 24-godzinny w wigilię od rana, żeby nie siedzieć sama. Ty z Markiem jedziesz dojego rodziny, Adam do swojej, Przemek z Olą gdzieś wyjechali.
Ag: A z kim masz dyżur?
W: Nie wiem. Powiedzmy, że to będzie moja niespodzianka Bożonarodzeniowa.
Ag: Nie tylko to. W lekarskim pod naszą małą choineczką zostawiłam ci prezent.
W: Kochana jesteś. Ja też coś dla ciebie mam. Poczekaj.
Wiki poszła do pokoju. Po chwili wróciła z torebką.
W: Bardzo proszę. Dla mojej najlepszej przyjaciółki.
Ag: Boże, jaka śliczna. Skąd ty wiedziałaś, że ja chcę?
W: Przez pół godziny się w nią w katalogu wpatrywałaś. Nie tak ciężko się domyśleć.
Ag: Dzięki. Jest cudowna.
W: Dobra. Daj tą walizkę.
Wiki zapięła walizkę internistki.
W: Wesołych świąt i przekaż formułkę życzeń Markowi.
Ag: Jasne. Miłego dyżuru. Ty na serio nie wiesz z kim?
W: Nie mam pojęcia. W lekarskim był pusty grafik. Sambor kazała się wpisywać, byle był zapełniony, no to jako pierwsza się wpisałam.
Ag: No to jeszcze raz miłego dyżuru i napisz jak się dowiesz, kto jeszcze nie ma co robić w Wigilię.
W: Oczywiście. A kiedy ty w ogóle wracasz?
Ag: 2 stycznia.
W: Jak ja wytrzymam tyle bez przyjaciółki i w ogóle sama? Adama już dawno zbyło, Przemek właśnie wyszedł.
Ag: Dasz radę. Idę, bo Marek czeka. Pa.
W: Pa.
Przyjaciółki uściskały się na pożegnanie.
24
grudnia, 7.00, hotel rezydentów.
W: Cholera! Jaki idiota wynalazł budziki?! < Kolejny beznadziejny dzień, a może jeszcze gorszy. Po co ja w ogóle żyję? Dobra, po zastanawiam się później. Za godzinę mam dyżur z… kimś.>
W: Cholera! Jaki idiota wynalazł budziki?! < Kolejny beznadziejny dzień, a może jeszcze gorszy. Po co ja w ogóle żyję? Dobra, po zastanawiam się później. Za godzinę mam dyżur z… kimś.>
24 grudnia, 11.30, szpital.
< Cholera, z kim ja mam ten dyżur, nie mogę mieć sama, ale w grafiku jest pusto. Może w rejestracji coś wiedzą.>
W: Z kim mam dyżur?
Rejestratorka: W grafiku jest pusto, ale z tego co wiem, od 12.00 ktoś tu będzie. Nie mam pojęcia kto.
W: Trudno.
Zadzwonił telefon Wiktorii.
W: Halo.
Ad: Zdrowia, szczęścia, pomyślności i dużo radości. Mikołaja bogatego, seksu wspaniałego.
W: Seksu wspaniałego? Błagam cię, jestem sama jak palec. Nawet pacjentów nie ma. Liczyłam, że Będę miała robotę, a widzę, że zamiast siedzieć sama i się nudzić w hotelu siedzę sama i się nudzę w szpitalu.
Ad: Przecież nie masz sama dyżuru.
W: Właśnie nie wiem z kim i nikt nie wie. Może ty mi powiesz na czyje towarzystwo jestem skazana?
Ad: Nie mam pojęcia. Teraz nawet Falkowicz ma z kim spędzać święta.
W: No widzisz, nawet Falkowicz nie jest sam, tylko ja. <Wiktoria, podjęłaś dobrą decyzję. Nie kochasz go.
Nie kochasz go. Nie kochasz go. Nie kochasz go. Tak jest lepiej. Tego chciałaś. Tak powinno być i tak ma być. Spokojnie.>
Ad: Będzie dobrze. Mikołaja bogatego, seksu wspaniałego. Zobaczysz spełni się. Moje życzenia zawsze się spełniają.
W: Oj Adam, Adam. No cóż wzajemnie i pa. Może w końcu zacznę uzupełniać te wszystkie papiery.
Ad: Pa i pamiętaj, moje życzenia zawsze się spełniają.
W: Zobaczymy. Pa.
Ad: Cześć.
Weszła do lekarskiego i zobaczyła Falkowicza.
W: Ty nie z Kingą?
F: Ja zawsze chciałem być z tobą i zawsze będę chciał.
W: Daj mi spokój. Moje życie jest porażką, a ty jesteś dopełnieniem tej jednej, wielkiej paranoi!
Dziewczyna wybiegła z lekarskiego. <Cholera, wykrzyczałam swoje myśli, tylko, co teraz>
F: Wiktoria! Wiktoria, zaczekaj! – Falkowicz pobiegł za nią. Wiktoria zatrzymała się dopiero na odległym korytarzu. Usiadła na podłodze. <Boże, co się ze mną dzieje? I lepsze pytanie: Co ja do niego czuję? Nienawiść? Miłość? Przyjaźń? Wszystkiego po trochu. Tego środkowego… też? Nie, na pewno nie. Moje życie to porażka. I co z tego? Będzie dobrze… kiedyś.> Falkowicz podszedł do Wiktorii.
F: Wiktoria… co się dzieje?
W: Nic.
F: Do gabinetu. Już. – Te słowa nie były wypowiedziane ze złością. Powiedział to z troską. Z miłością?
W: Nie baw się w moją przyjaciółkę.
F: Chodź. – spojrzał na jej smutną twarz – Chodź, bo cię zaniosę, a ludzie się będą dziwnie patrzeć. Mi tam to nie przeszkadza, ale pomyślałem, że tobie może się nie spodobać. – Wiktoria zaczęła się śmiać. – Z uśmiechem ci ładniej. No, chodź.
Weszli do gabinetu i usiedli.
F: Co miałaś na myśli, mówiąc, że twoje życie to porażka?
W: Nie baw się w psychologa.
F: Opowiedz.
W: I tak nie zrozumiesz.
F: Nie zrozumiem, dopóki mi nie opowiesz.
W: Ok., ale mi nie przerywaj.
F: A więc…
W: A więc miałam 16 lat, gdy urodziłam córkę swojego nauczyciela, który gdzieś wyparował, jak dowiedział się o ciąży. Córce wmówiłam, że jej matką jest jej babcia, a ja jej siostrą. Wyjechałam z Hiszpanii do Polski. Związałam się z gwałcicielem. Potem prawie mnie zgwałcił. Związałam się z dzieciakiem Zapałą. Moja córka była chora. Musiałam znaleźć jej ojca. Był dawcą. Dzięki temu ona żyje. Dowiedziała się, że ja jestem jej matką. Znienawidziła całą rodzinę, ze, mną na czele. Przemek, jak się dowiedział, że mam córkę, to mnie zostawił. Zaczęło mi się układać z córką, to się przplątał taki wredny profesor, który pieprzył mi życie. Potem ten profesor mi się oświadczył, Przemek prawie mnie za to zabił. Potem jakiś debil wylał na mnie kwas. Dzisiaj Adam złożył mi dziwaczne życzenia, a profesor naciągnął na zwierzenia. Szczęśliwy?
F: Teraz nie wiem, czy twoje życie gorsze, czy moje.
W: A ty co? Jeden egzamin zdałeś na czwórkę, a nie na piątkę i nie dostałeś nowego samochodu?
F: Niestety moje życie nie było, ani nie jest najlepsze.
W: Opowiedz.
F: Nie mam szans się wywinąć?
W: Nie. A więc...
F: A więc miałem piękne i poukładane życie, ale do 12 lat. Wtedy był wypadek i moi rodzice zginęli. Razem z 2-letnim bratem trafiłem do domu dziecka. Jego wzięła jakaś rodzina, a mnie ciotko, czy kto to jest. Raczej pijaczka. Chlała i szlajała się nie wiadomo gdzie. W 18 urodziny się z tam tond wyprowadziłem. Zacząłem szukać swojego brata. Znalazłem go, gdy kończył medycynę. Zobaczyłem, że ma poukładane życie, nie chciałem mu tego pieprzyć, pomyślałem, że mogę mu jakoś pomagać, nie mówiąc mu, że jesteśmy braćmi. Zostałem profesorem, on dla mnie pracował i pracuje. Nie wie, że jesteśmy braćmi. Przywaliła się do mnie blondi. Pieprzyłem życie rezydentce. Oświadczyłem się tej rezydentce, już lekarce. Ona miała mnie w dupie. Blondi mnie zaszantażowała. Ożeniłem się z nią. Teraz uciekam przed nią gdzie można, byle jak najdalej. Gdzieś pomiędzy była jeszcze moja żona, ale to się bardziej zalicza do spraw zawodowych.
W: Czekaj. Twój brat, 10 lat różnicy, pracuje dla ciebie. Adam jest twoim bratem?!
F: Yhm.
W: I nie pomyślałeś, że warto byłoby mu powiedzieć. Jego poukładane życie i tak już się zawaliło, jak dowiedział się o adopcji.
F: Pomyślałem, próbowałem, ale zabrakło mi odwagi. Ja nie umiem mu tego powiedzieć.
Siedzieli chwilę w ciszy.
W: Dlaczego piprzyłeś mi życie?
F: Byłaś nieoszlifowanym brylantem, chciałem, żeby stał się diamentem.
W: Ty nawet w wigilię nie możesz powiedzieć prawdy? W takie bajki, to ci uwierzy Kinga, może wmówisz to Adamowi.
F: Ty zawsze mnie rozgryziesz?
W: Próbóję, ale nie umiem w 100%. A więc?
F: Słyszałem, że jesteś wspaniałym chirurgiem. Bałem się, że będziesz lepsz ode mnie. Po postrzale zrozumiałem, że nie jestem niezastąpiony.
<On chyba mówi prawdę. Jego życie było koszmarem. Wiem już o nim tyle, ale nie wiem jeszcze dlaczego on wyskoczył z pierścionkiem. To chyba najlepszy moment na to pytanie.>
W: Dlaczego mi się oświadczyłeś?
F: Zakochałem się, zakochałem się jak idiota. I nie mogę się odkochać w żaden sposób.
W: A ja sama nie wiem czego chcę. Z tobą jest mi źle, a bez ciebie jeszcze gorzej. <Cholera, co ja gadam. Prawdę. Tylko, czy nie mogłam najpierw przyznać się przed samą sobą, tylko przed nim.>
F: Może dasz szansę temu złemu profesorowi.
W: Tylko, że ten profesor ma żonę.
F: Przed którą ucieka. Wiktoria, ja cię kocham, szczerze, prawdziwie cię kocham. Zaufaj mi, spróbuj.
W: <I co teraz zrobić. Czy on na serio mnie kocha? Chyba tak. Ale czy ja go kocham? Koniec tego. Zaryzykuję, spróbuję, pożałuję. Nie mam nic mogę mieć szczęście.>
Wiktoria przysunęła się do niego i go pocałowała. Szybko to odwzajemnił. Całowali się coraz namiętniej, zaczęli ściągać z siebie ubrania...
2 godzin później.
Leżeli na biurku obok siebie.
W: I co teraz?
F: Teraz się ubieramy, bo jeżeli ktoś tu wejdzie to może być zszokowany. A od razu po świętach składam papiery rozwodowe.
Ubrali się.
F: Mam coś dla ciebie. - Wiktoria zrobiła zdziwioną minę. - Nie bój się. Tym razem nie pierścionek, ale myślę, że ci się spodoba. - Wyjął pudełeczko z biżuterią i podał je Wiktorii. - Proszę. - Dziewczyna otworzyła je i zobaczyła złote serce na łańcuszku.
W: Jakie to jest piękne.
F: Piękne i wyjątkowe jak ty. Drugiego takiego nie ma na świecie.
W: Dziękuję. - Zadzwonił telefon Wiki. - Kto znowu czegoś chce. - Odebrała.
Ad: Cześć Wiki. Z kim masz dyżur?
W: Z Falkowiczem.
Ad: Współczuję.
W: Nie, nie masz czego współczuć.
Ad: O co ci chodzi?
W: Nie ważne. Pa.
Ad: Pa.
W: Adam dzwonił. Czekaj. Agata teraz.
W: Cześć Agatko.
Ag: Cześć, jak ci się podoba prezent.
W: Przepraszam, nie zdążyłam wziąć. Miałam ciekawsze zajęcia.
Ag: O czym ty gadasz, Ruda?
W: O wszystkim, o wszystkim, Agatko.
Ag: Co ty taka happy jesteś. Wczoraj myślałam, że masz depresję.
W: Życie jest piękne, Agatko.
Ag: Wiktoria, wszystko dobrze?
W: Dawno nic nie było aż tak dobrze.
Ag: Okey, jakby coś, to jesteś w szpitalu, pomogą ci.
W: Miłość, to nie choroba, a nawet, jeśli, to ja nie chcę być wyleczona.
Ag: Któż znowu zawrócił ci w głowie?
W: Ta sama osoba, od jakiś pięciu miesięcy.
Ag: Czy ty się na pewno dobrze czujesz?
W: Czuję się wspaniale, dziękuję za troskę, coś jeszcze?
Ag: Dobra, powiedz mi jak namówić Marka, żebyśmy nie mieszkali u jego rodziców, tylko w hotelu.
W: Nie mam pojęcia, zadzwoń do Adama, niech ci tego życzy. Jego życzenia spełniają się zawsze w 100%.
Ag: Dobra, kończę, a ty zajrzyj do Szymona.
W: Oj Agatko, Agatko.
Ag: Pa.
W: Pa.
Agata zadzwoniła do Adama.
Ag: Adam, cholera, czego ty jej życzyłeś?
Ad: Komu?
Ag: Wiktorii, a komu!
Ad: Mikołaja bogatego, seksu wspaniałego.
Ag: Bo ja właśnie z nią rozmawiałam i ona pieprzyła coś o miłości i, że twoje życzenia się zawsze sprawdzają w 100%. Z kim ona miała ten dyżur!?
Ad: Się Andrzejek postarał, dla naszej pani doktor. - Adam zaczął się śmiać.
Ag: Co ty pieprzysz?! Czekaj. Ona miała ten dyżur z Falkowiczem?! Twoje życzenia zawsze się spełniają, a ty jej życzyłeś mikołaja bogatego, seksu wspaniałego.
Ad: I jedno i drugie pasuje do profesorka.
Ag: Okey. Ja tam mam to gdzieś. Niech oni robią sobie co chcą. Pa.
Ad: Pa.
W tym samym czasie, gabinet profesora.
F: Jak spędzasz resztę świąt?
W: Sama w hotelu.
F: A ja sam w domu. Kingę wysłałem do Krakowa, do jej rodziny i powiedziałem, że do niej dojadę, ale jakoś benzyna mi się skończyła pod szpitalem.
W: Pewnie cię nie stać na zatankowanie. No cóż. Przygarnę cię do hotelu.
F: Pojedziemy do domu. Do twojego nowego domu.
W: Czy ty mi właśnie proponujesz wspólne mieszkanie?
F: Kiedy tylko spojrzę na ciebie widzę kobietę z którą chciałbym spędzić resztę życia.
W: Nadal?
F: Zawsze i nieustająco.
W: Nie jestem dobrym lokatorem.
F: Jesteś.
W: Dostałeś smsa.
F: Wiem.
W: Nie sprawdzisz? Może coś ważnego.
F: Ok. - Falkowicz wyjął telefon. - Nawet dwa. Kinga pisze: Nie ma po co tego ciągnąć, jeżeli dalej będziesz dla mnie taki obojętny. Pierwsza mądra rzecz, którą ta kobieta w życiu zrobiła.
W: Może nie będzie z nią aż tak źle. A druga wiadomość?
F: Adam. Życzę miłego i w miarę prostego rozwodu. Moje życzenia zawsze się spełniają. - przeczytał na głos wiadomość. - Właściwie, to czego on ci życzył?
W: Mikołaja bogatego, seksu wspaniałego. Idziemy?
F: Oczywiście.
Czy żyli długo i szczęśliwie? Dla optymistycznego myślenia napiszę, że tak. W końcu ich nic nie powstrzyma przed miłością.
Przepraszam za dziwaczny układ tego tekstu, ale coś się przestawiło i nie umiałam tego poprawić.
Ale słodko :) Piękne.
OdpowiedzUsuńJa po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie zwierzającego się Falkowicza. Już łatwiej wyobrażam sobie Falkowicza robiącego z siebie idiotę razem z Wiktorią.
UsuńSuper opowiadanie:) Bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi,
UsuńAż chce się pisać
Szkoda, że wcześniej tu nie trafiłam. Dobrze piszesz. Oby tak dalej !
OdpowiedzUsuńDzięki, chce się dalej pisać jak się widzi miłe komentarze :-)
Usuń