LICZBA WYŚWIETLEŃ

sobota, 21 grudnia 2013

Część 7 Dobry lekarz musi umieć szybko działać.

Jechali już 5 godzin. Wiki obudziła się ze snu. Podniosła się i spojrzała na licznik. Jechali 130km/h.
W: Andrzej proszę cię, zwolnij. Ja nie chcę jeszcze dziś wylądować w prosektorium. I tak nic nie ulepszymy. Musisz odpocząć.
F: Nie muszę.
W: Proszę cię, ja nie chcę zginać w jakimś wypadku. Odpoczniesz chwilę i pojedziemy dalej.
F: Ok. Z tobą nie wygram.
Zatrzymali się na stacji. Usiedli przy stoliku. Wiki poszła po kawę.
W: Proszę. - podała Andrzejowi kubek z kawą.
F: Dzięki. Nie mówiłaś, że masz córkę. Gdzie ty ją ukrywasz, pod łóżkiem, czy w szafie?
Wiki w streszczeniu opowiedziała mu wszystko aż po wypadek.
W: Dzięki za uratowanie jej, ale nie musiałeś od razu grozić Krajewskiemu Hong - Kongiem.
F: Musiałem, przez ciebie złagodniałem i ludzie się już tak mnie nie boją. Zmieniłaś mnie.
W: Chyba na dobre. To co? Jedziemy?
F: Ok
Pojechali dalej. Gdy weszli do szpitala Wiki od razu popędziła na salę córki, a Andrzej czekał na korytarzu. Blanka zaczęła się wybudzać.
W: Nigdy więcej nie rób mi takich niespodzianek.
B: Przepraszam.
Wiki opowiedziała jej co się działo, o Adamie i o groźbach Falkowicza.
B: Czekaj. Ten Falkowicz mnie uratował?!
W: On się zmienił. Dla wszystkich, a dla mnie o 180 stopni. Jest miły, zawsze mi pomaga, daje najlepsze operacje... Dobra, zobaczę tę nogę.
Wiki dokładnie obejrzała stopę.
W: Chyba wszystko ok.
B: Jest tu?
W: Kto?
B: Ten profesor.
W: Tak. - odpowiedziała niepewnie.
B: Poprosisz  go. Chcę mu podziękować.
W: Ok, ale nie gadaj głupot, bo to mój szef i zawsze może mnie też wysłać do Hong - Kongu.
B: Mówiłaś, że się zmienił.
W: Bo się zmienił, żartuję przecież. Dobra idę po niego, tylko błagam, bez żadnych uwag do niego, bo jego ego jest globalnych rozmiarów.
B: Na pewno aż tak źle nie jest.
W: Facet w garniturze, czerwony krawat, srebrne spinki i wypolerowane buciki.
B: Z tego co mówiłaś, zawsze podobali ci się tacy eleganccy w garniturach.
W: Blanka!
B: Ok, ok. Spoko. Nieźle ci się musi podobać, skoro tak się martwisz, co mu powiem.
W: Przestań, on ma wyjątkowy dar pojawiania się kiedy ktoś robi sobie ze mnie takie żarty i potem wykorzystuje to przeciwko mnie. - w tym momencie za nią stanął Falkowicz.
F: Bez przesady pani doktor, niczego nie wykorzystuję przeciwko pani, a po za tym, pani Agata mówiła, że ten sen to prawda.
B: Jaki sen?
W: Nie odzywaj się nawet. - zagroziła Falkowiczowi.
F: Nie bój się, nie zamierzam psuć dziecku psychiki.
Wiki wściekła wyszła z sali.
B: Co to był za sen?
Falkowicz tylko się uśmiechną, a Blanka wybuchła śmiechem.
F: Jak się czujesz? - spytała gdy dziewczyna przestała się śmiać
B:Dobrze.... dziękuję, za uratowanie mi nogi.
F: Nie ma za co.
Na salę znowu weszła Wiki.
- Pacjent się zatrzymał. - krzyknęła pielęgniarka. Oboje podbiegli do niego.
W: Spadaj!
F: Sama spadaj! - zaczęli się przepychać.
- Pacjent! - przypomniała rozśmieszona pielęgniarka
W: Już.
Ustabilizowali pacjenta.
W: Sprawdzisz jej nogę.
F: Ok.
Wiki wyszła z Sali. Falkowicz podszedł do Blanki.
B:  Dlaczego wy ciągle się nawzajem wkurzacie?
F: Mamy podobny charakter. Dobra, zobaczę tą nogę.
B: Coś nie tak, że mama nasłała na mnie profesora?
F: Z tego co wiem, wszystko dobrze. Chcemy mieć pewność. Muszę wiedzieć, czy nie wysłać Adama do Hong – Kongu.
Blanka zaczęła się śmiać jeszcze głośniej. Weszła Wiki.
W: Co ty jej zrobiłeś?
F: Dlaczego wszyscy w kółko zadają mi te pytanie?
W: Przecież ona nie może przestać się śmiać.
F: Aaa, o to ci chodzi, myślałem, że tak jak pan Przemek oskarżysz mnie o zabójstwo.
B: Zabójstwo?! – Blanka spojrzała na nich pytająco.
W: Dziewczyna Przemka miała guza. Nie dało jej się w żaden sposób uratować. Umarła, po kilku miesiącach. Andrzej po prostu nie miał jak jej uratować, to nie było w możliwościach nawet najlepszego lekarza.
F: I teraz, za każdym razem, gdy dr. Zapała mnie widzi, mówi mi, że jestem mordercą. Ale i tak jest już lepiej. Miesiąc po śmierci Ludmiły okleił całą okolicę moimi zdjęciami z napisem morderca.
W: Że co?! – nie sądziła, że on to naprawdę zrobił.
F: W nocy jechałem do domu i zobaczyłem, że staję się sławny.
W: Ale nikt nie widział żadnych plakatów.
F:  Dobry lekarz musi umieć szybko  działać.
W: O czym ty gadasz?
F: Wynająłem całą ekipę do zrywania tego. Najwięcej kłopotów mieli z moja kliniką, bo tam nie było nie zaklejonego centymetra.
W: Boże, czy on kiedyś odpuści. To trwa już kilka miesięcy. Ten idiota zamiast się cieszyć, że mu rękę uratowałeś, gada jakieś głupoty.
F: Co ci mówiłem. Nie ja mu uratowałem rękę, tylko ty.
W: Nie kpij,  ja bym mu to amputowała. W życiu bym nie rekonstruowała w takich warunkach.
F: Ale ty wszystko robiłaś.
W: Ale ciebie chcieli wsadzić do więzienia.
B: Zaraz, bo ja już się gubię, wsadzić do więzienia, za uratowanie ręki?
F: Nie mówiłaś jej o wybuchu?
B: Jakim znowu wybuchu?
W: W szpitalu jakiś wariat podłożył bombę, bo Andrzej nie chciał mu dać leków z zakończonych badań klinicznych. Wziął sobie za zakładników Andrzeja i Przemka, a Konicę wysłał po leki. Była minuta do wybuchu, ewakuowali już cały szpital, Andrzej wyrwał mu klucze od pokoju lekarskiego. Uciekli, ale Przemek miał rozwaloną prawą rękę. Ja weszłam do szpitala przez okno w magazynach. Chciałam go wywieźć, na zewnątrz, ale Andrzej zawiózł go na salę. Sami operowaliśmy, uśpiliśmy go płynem do czyszczenia blatów. Jak zaczynaliśmy, to na salę wpadli antyterroryści i kazali nam wyjść, ale Andrzej na nich nawrzeszczał, jak kończyliśmy, to wpuścili dyrektora i pozwolili nam w spokoju dokończyć . Potem chcieli nas aresztować za zakłócanie akcji ewakuacyjnej, a Andrzej powiedział, że ja tylko wykonywałam jego polecenia, bo jest moim szefem i aresztowali tylko jego.
B: Boże, to brzmi jak jakaś akcja z filmu. I po co my co sobotę rozmawiamy na skaypie, skoro ciekawych rzeczy dowiaduję się i tak sporo po czasie.
W: Żebym nie zapomniała jak wygląda moja córka. Dobra, młoda, wychodzisz.
B: Mamo, bo ja przyjechałam tylko na dwa dni i jutro po południu mam samolot.
W: Wypuścimy ja z Polski?
F: Z tego co wiem, pani doktor perfekcyjnie zdała egzamin i jest pełnoprawnym lekarzem mogącym podejmować samodzielne decyzje.
W: Andrzej, proszę cię.
F: Ok. Myślę, że morze wylecieć. Adam bałby się to zawalić.
W: Nie dziwię mu się. Blanka, gdzie masz swoje rzeczy?
B: Agata zaniosła do hotelu,
W: Dobra, to ubieraj się, a ja czekam na korytarzu.
F: Do widzenia.
B: Do widzenia i jeszcze raz dziękuję.
Falkowicz uśmiechną się i wyszedł z Wiki.
F: Miłą masz córkę.
W: Dzięki.
Blanka wyszła z Sali ledwo idąc.
W: Pomogę ci iść.
Falkowicz szedł za nimi. Nagle obie dziewczyny się zachwiały i by się przewróciły, ale uratował je Falkowicz.
F: Chyba jednak ja pomogę.
W: Poradzimy sobie jakoś.
F: Wiktoria…
W: Ok., bo jeszcze mnie  odeślesz do Hong – Kongu.
Falkowicz podszedł do Blanki i wziął ją na ręce.
B: Co pan robi?!
F: Pomagam.
W: Andrzej, nie możesz jej nosić, Dobrze wiesz, że twoje serce, po  postrzale jest słabsze.
F: Zazdrosna? Ciebie też z chęcią ponoszę, ale później.
W: Andrzej, proszę cię.
Falkowicz już jej nie słuchał, bo poszedł z Blanką do wyjścia. Wiktoria widząc, że nic nie wskóra, pobiegła za nimi. Czuła, że wszyscy się na nich gapią. W końcu profesor niosący nastolatkę i biegnąca za nimi lekarka, to niecodzienny widok. Andrzej zaniósł Blankę do hotelu i położył ją na łóżku.
B: Dziękuję.
F: Nie ma za co. Wiki, chodź, musimy się zastanowić, co teraz z operacją.
W: Proszę cię, jutro.
F: Wiesz, że to nie może czekać.
W: Daj mi spokój. – powiedziała zmęczonym głosem.
F: O nie.. – podszedł do niej i wziął ją na ręce.
W: Zostaw mnie wariacie!
F: Zwrócę ci ją za godzinę. – powiedział do Blanki.
Przemek usłyszał krzyki Wiki i pobiegł do jej pokoju z patelnią w ręce, jak do ataku.



Już nie piszę, kiedy będzie kolejna część, bo zawsze jest kiedy indziej. Zdradzam tylko, że w następnej części będzie ,,miłe’’ spotkanie Przemka z Falkowiczem, a raczej patelni Przemka z głową Falkowicza.


Pozdrawiam.

9 komentarzy:

  1. Haha. Czekam. :D A ta część cudna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne:) kiedy mniej więcej będzie następna część?
    mam nadzieję, że w miarę szybko bo nie mogę się doczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ok to super. naprawdę świetne piszesz opo

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam, ale kompóter mi się zawiesił, więc kolejna część będzie dopiero 27-28 grudnia. Wybaczcie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nic się nie stało ja osobiście wybaczam i czekam do 27-28 grudnia.
    Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha cudowna część :D Mam nadzieję, że w kolejnej części Przemo bardzo Falka tą patelnią nie uszkodzi :D Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, moje opowiadania, nawet jeżeli będą zawierać jakieś małe tragedie, to i tak wszystko musi być dobrze.

      Usuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.