F: Wiesz co... , rzucać w profesora poduszką?
W: A co? Nie wolno?
F: Ale kara musi być.
W: Znowu dostaję wilczy bilet, auuu... Trudno się mówi.
F: Raczej inna.
Falkowicz wstał z fotela i zaczął iść w jej stronę. Wiktoria obawiała się co zrobi. Nie sądziła, żeby był aż tak bezczelny i ją pocałował, ale co on zrobi. Wiktoria biła się z myślami, on przecierz zawsze jest nieprzewidywalny. Przypomniała sobie, co kiedyś powiedział: Lubię zaskakiwać.
Tylko czym on ją może teraz zaskoczyć. Andrzej podszedł do niej i zaczął łaskotać ją po brzuchu. Tego się nie spodziewała. Przewróciła się na łóżko i zaczęła okładać go poduszką. Oboje głośno się śmiali. Czuła się w tym czasie świetnie, jakby był jej dawnym przyjacielem, a nie szefem, który za nią łazi. Andrzej sam się sobie dziwił, ale podobało mu się to wygłupianie z Wiktorią. Co ta dziewczyna z nim robiła.
Wydurniali się tak jakieś 10 minut. Wiktorię zdziwiło zachowanie profesora, ale też jej się to spodobało.
Zobaczyła w nim człowieka, nie no, ona zobaczyła w nim człowieka jakieś cztery miesiące temu i to ją przerażało. Usiadła na łóżku, a on na stojącym obok krześle.
W: Nie spodziewałabym się tego po profesorze, doktorze habilitowanym nauk medycznych Andrzeju Falkowiczu. Prędzej uwierzyłabym, że wyjmiesz pistolet i mnie zastrzelisz.
F: Czemu wszyscy zawsze łączą mnie z najgorszym?
W: Pracowałeś na to latami. - odpowiedziała śmiejąc się
Siedzieli tak jeszcze chwilę. Zadzwonił telefon Wiki. Adam. Odebrała.
W: Halo.
A: Wiki, twoja córka chciała cię odwiedzić. Porwał ją jej ojciec. Uciekła, ale przejechał jej stopę. Da się to naprawić, ale potrzebuję twojego podpisu.
W: Jak ja mam ci to podpisać!? Jestem na Ukrainie!
A: Nie wiem Wiki, ja nie mogę nic zrobić bez twojego podpisu.
W: Krajewski, proszę cię, ja nawet jakbym nie wiem jak chciała, to będę tam najszybciej za 11 godzin.
A: Bez twojej zgody nie mogę niczego zrobić.
W: Adam, błagam cię za 11 godzin ja nie będę podpisywać zgody na operację, tylko na amputację.
A: Wiesz, że nie mogę, właśnie jest u nas kontrola.
W: Adam, proszę cię.
A: Wiesz, że..
W: Błagam cię, operuj ją. Wezmę za ciebie wszystkie dyżury przez miesiąc i zrobię wszystkie nudne operację. Proszę, Adam. - powiedziała płacząc. Nie chciała, żeby przez jakąś głupia kontrolę i upartego Krajewskiego jej córka była kaleką.
A: Nie mogę. - rozłączył się
F: Co się stało? - spytał osuwającej się na podłogę Wiktorii
W: Moja córka ma rozwaloną stopę, trzeba operować, potrzebują mojego podpisu.
F: Mogę cię zawieźć. - zaproponował
W: Za 11 godzin tam będę, będzie już za późno. Krajewski nie chce operować. Mówi coś o jakiejś kontroli.
F: Krajewski?! O nie, on nie będzie się tak zachowywał mimo jakiejś kontroli.
Andrzej wyciągnął telefon.
W: Gdzie dzwonisz?
F: Jak to gdzie? Do Adama.
A: Halo.
F: Czy ja dobrze zrozumiałem, że odmawiasz operacji?
A: Andrzej, dobrze wiesz, że nie mogę. Jest kontrola.
F: Za 15 minut dzwonię do jakiejś sekretarki i jeżeli ta dziewczyna nie będzie jeszcze na stole możesz jutro nie przychodzić do szpitala i radzę kupić bilet do Hong-Kongu, bo na terenie europy nie znajdziesz nowej pracy.
A: Ale Andrzej, ja nie mogę.
F: Nie idziesz, ale biegniesz teraz wszystko załatwiać! Już!
A: Dobrze wiesz, że nie moge.
F: Biegiem! Albo jutro ma cię nie być na terenie europy!
A: Dobra, dobra, nie denerwuj się tak - Adam wiedział, że jeżeli Falkowicz zechce, może spieprzyć mu życie.
F: Jeszcze jedno słowa, Adam...!
A: Ok, już, pa.
F: Żegnam.
F: Załatwione, to co jedziemy?
W: Tak.
Wiem, że strasznie krótko, wiem, że miało być wcześniej, ale dodaję, żebyście wiedzieli, że o Was nie zapomniałam. Mam trochę kłopotów osobistych i na wszystko brakuje mi czasu, ale w piątek powinno się wszystko wyjaśnić i najprawdopodobniej w nocy z piątku na sobotę dodam kolejną część.
Pozdrawiam.
Ładnie. :D
OdpowiedzUsuńDzięki.
UsuńNajlepsze to z tymi laskotkamixD
OdpowiedzUsuń