LICZBA WYŚWIETLEŃ

niedziela, 15 grudnia 2013

CZĘŚĆ 4 To jest jakiś żart!

Wiki weszła do hotelu.
W: Agata!
A: Jak było?
W: Nic ciekawego, oprócz tego, że za tydzień wyjeżdżam na Ukrainę.
A: Na Ukrainę?
W: Operacja taka sama jak w Lesznie, tylko, że większe ryzyko niepowodzenia. Zostaniemy tam kilka dni po, jakby coś się działo, czyli nie będzie mnie jakiś tydzień.
A: Ok.
W: A no właśnie, nie wiesz, co się dzieje z Przemkiem?
A: Wyleciał, nie wiadomo gdzie, wraca w środę rano i prosił żebyś przekazała Falkowiczowi, cytując: ,,Niech ten morderca nie bierze się tylko za leczenie ludzi, bo na cmentarzach miejsc zabraknie''
W: Niech on zmieni płytę, bo chyba mu się zacięła i to na dobre.
A: Nooo...

Tydzień później, wtorek, wieczór. Wiktoria żuca  swoje rzeczy na łóżko, bo Agata zgodziła się to spakować w zamian za kolację.
W: Ok, to chyba już wszystko. Idę robić tą kolację.
A: Ok
Godzinę później dziewczyny zjadły już kolację.
A: Ja posprzątam, ty idź spać. Jutro masz ciężki dzień.
W: Tak, będę jechać z Falkowiczem w jednym samochodzie, jakieś 12 godzin.
A: Wytrzymasz jakoś.
W: Dobra, idę spać.
Wstała o 5.40, zrobiła to co zawsze i o 6,50 siedziała już na ławce przed szpitalem. Przemek do niej podszedł i pokazał jej zdjęcie jej tańczącej z Falkowiczem.
P: Nie wieżę, Wiktoria, ty bratasz się z mordercą.
W: Ile razy mam ci powtarzać, że on jej nie zabił.
P: A w ogóle to gdzie ty jedziesz!?
W tym momencie podszedł do nich Falkowicz.
F: Dzień dobry, Wiktorio, gotowa do podróży?
P: Widzę, że jedziesz na wczasy z mordercą.
W: Błąd i błąd. Nie jadę z mordercą, tylko z profesorem i niestety nie na urlop, tylko do pracy.
P: Poproś go, to na wczasy tez razem pojedziecie. - Rzucił w jej stronę zdjęciem. - Ładnie razem wyglądacie. - krzyknął odchodząc
F: Wiktoria, nie przejmuj się nim, to dzieciak.
W: Może i dzieciak, ale dzieciak który umie ranić. - po twarzy Wiktorii zaczęły  spływać po jedyńcze łzy
F: Nie przejmuj się nim, nie warto.
W: Dora, idziemy.
F: Chcesz iść na Ukrainę? Ok.
Wiktoria zaczęła się śmiać.
W: Do samochodu. - sprecyzowała
F: Jak sobie życzysz.
Jechali już 5 godzin.
W: Mogę liczyć na jakiś postój?
F: Ok. -  Falkowicz gwałtownie skręcił  i zjechał na jakąś łąkę.
W: No, jeżeli wytrzaśniesz mi tu jakieś jedzenie, to może być.
Falkowicz sięgnął ręką do tyłu i podał Wiktorii jakąś torbę.
F: Starczy?
W: Zależy, co tam jest.
F: Zobacz.
Wiktoria zajrzała do torby i zobaczyła jakieś kanapki, owoce i sałatki w pudełkach.
W: I myślisz, że my to wszystko zjemy?
F: Może jakoś.
Wysiedli i usiedli na trawie.
W: Nie wierzę, profesor, doktor habilitowany Andrzej Falkowicz siedzi na trawie.
F: Jeszcze zdjęcie mik zrób i roześlij po całym szpitalu.
Wiktoria wyjęła telefon.
F: Ejj! - złapał ją za rękę
W: Czekaj, bo Agata nie uwierzy.
F: Tylko pani Agata to zobaczy - powiedział stanowczo
W: Znowu nie dowierzam. Pozwolisz, żebyśmy się  z Agatą z ciebie naśmiewały?
F: Ty i tak to widzisz, a dr. Woźnicka...
W: Agata co?
F: Sam nie wiem. Wygląda na miłą osobę.
W: Jeżeli chcesz podrywać moja przyjaciółkę, to odpuść sobie, bo ona dopiero tydzień temu doszła do wniosku, że nie jesteś mordercą i zresztą bawi się z dr. Rogalskim w rozstania i powroty.
Nagle zaczął padać deszcz.
F: Chyba coś nam podpowiada, że powinniśmy już jechać.
W:Yhmm.
Pojechali dalej. Na miejscu byli o 04.00 nad ranem, bo były korki przy przejeździe przez granicę.
W hotelu przywitał ich jakiś profesor.
prof.: Witamy, profesorze. Marek, zaprowadź państwa do ich pokoju. - zwrócił się do chłopaka stojącego za nimi.
W: Jakiego naszego?
prof.: Pan profesor nas nie uprzedził, że przyjedzie z asystentką.
W: Czuję się, jakby powtarzała się ta sytuacja z Leszna.
prof.: To pani jest tą rezydentką, która uratowała pacjentkę?.
F: No widzisz, Wiktorio, stajesz się sławna.
Wiktoria się uśmiechnęła.
prof.: No  dobrze. Marek zaprowadź państwa.
W: O nie. W takim razie ja wynajmę pokój.
M: Przykro nam, ale wszystkie pokoje są zajęte na najbliższy miesiąc.
F: Nie bój się Wiktorio, jakoś damy sobie radę.
W: Nie ma mowy, nie wrobisz mnie w to. Gdzie tu jest najbliższy hotel?
F: Moment, - włączył mapę w telefonie. - jakieś 80 kilometrów z tond.
W: Gdzie ty mnie wywiozłeś!? Na jakieś zadupie!
F: Na Ukrainę, do hotelu z basenem, jakbyś chciała się zrelaksować.
Weszli do pokoju i zobaczyli na środku wielkie łóżko, jak dla nowożeńców.
W: Nie. To jest jakiś żart!

2 komentarze:

  1. Strasznie krótkie.... Bardzo fajnie piszesz i widzę poprawę z ortografią. Jeszcze było kilka błędów, ale jest lepiej niż wcześniej. Czekam na next. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, a co do długości, to dlatego, że za każdym przyciśnięciem enter wyskakiwała mi jakaś informacja w obcym języku i musiałam ją zamykać, żeby pisać dalej. Trochę, to było denerwujące. Mam nadzieję, że teraz już będzie wszystko ok. Może uda mi się jeszcze dziś dodać kolejną część, ale nie obiecuję, bo jutro i we wtorek mam dwa cholernie trudne sprawdziany do których jeszcze nic nie umiem.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.