Wróciła do domu.
W: Andrzej!
F: Cześć.
W: Blanka na górze?
F: Tak, ktoś do niej przyszedł.
W: Co? Kto?
F: Nie wiem, jakiś chłopak.
W: Przyzwoity, czy dresiarz i raper?
F: Wybacz kochanie, nie kontroluję twojej córki.
W: W końcu jest prawie dorosła. Muszę wyjechać na kilka dni. Muszę mieć kurs. Umiem to wszystko, ale nie mam papierka i Tretter mi nie dowierza.
F: Mogę ci napisać zaświadczenia o wszystkich kursach.
W: Nie jesteś tu zbyt wiarygodny. Jutro muszę wyjechać. To będzie w Krakowie. Trzy dni i po kłopocie. - po schodach zeszła Blanka z jakimś chłopakiem.
B: Eee... - dziewczyna wyraźnie liczyła, że ich nie spotka - To jest Paweł. On już idzie. - popchnęła chłopaka w stronę drzwi.
P: Miło było państwa poznać. - powiedział wypychany z domu przez Blankę.
W: Czy ona zwariowała?
F: Według wytycznych medycyny, mogłoby być o wiele gorzej.
W: Czy ty do wszystkiego podchodzisz z medycznego punktu widzenia?
F: Zazwyczaj tak. Medycyna opiera się na zdrowym rozsądku.
B: Hej. - dziewczyna weszła z powrotem do willi.
W: Co to było?
B: Człowiek. Kończąc medycynę powinnaś wiedzieć.
W: No ha ha ha.
B: Mamo, daj, że spokój.
W: Niby dlaczego?
B: Bo zwalę ci na głowę babcię. - zagroziła.
W: Przestań!
B: Ona ostatnio nic nie kuma.
F: Moment, ostatnio, czyli kiedy?
W: Dostała wszystkie dawki?
F: Tak, dopilnowałem tego osobiście.
W: Może nie bierze leków? Blanka, kiedy ona tak nie rozumiała?
B: No jakieś pół roku temu.
F: Nie można było tak od razu?
B: Co wy w ogóle wymyśliliście? Jakie leki?
W: To nie są sprawy dla dzieci.
B: Nie traktuj mnie tak.
F: Nie wszystko musisz wiedzieć.
B: Przestań.
F: To proszę bardzo, kto to był?
B: Dobra. - dziewczyna odpuściła i chciał iść na górę.
W: Czekaj.
B: Tak?
W: Muszę jutro wyjechać.
B: Czyli ja też?
F: Jak chcesz.
W: Ja wyjeżdżam jutro rano, bilet masz na pojutrze i teraz żeby nie było niedomówień. Co roimy?
F: Jak chcecie.
B: To znaczy no...
F: Jak chcesz możesz zostać, a jak nie to też nie ma kłopotu.
B: To chyba wolałabym zostać jak już mam bilet na pojutrze.
W: Dacie sobie tu radę?
F: Wiki, ja daję sam sobie radę od 30 lat.
W: No właśnie, sam a nie z nastolatką.
B: Spoko, ja mam co robić. Umówiłam się ze znajomymi.
W: Ale na pewno?
F: Kochanie, my nie jesteśmy małymi dziećmi. Przetrwamy jakoś.
W: No a co będziecie jeść?
F: Wiki, przepraszam cię, ale ja nie kojarzę, żebyś ty gotowała.
W: Dobra, idę się pakować. W ogóle, to jak dojechać do Krakowa?
F: A to nie jest zbyt trudne. Trzeba...
W: Nie tłumacz. Najlepiej to mi pokaż na mapie, albo narysuj. Bo coś pokręcę i dojadę do Gdańska. Ja nie wiem, kto mi dał prawo jazdy.
F: Jak się nie jeździ, to się nie zna dróg w całym kraju.
W: Póki co opanowałam trasę dom do szpitala i kilku sklepów.
Następnego dnia rano.
F: Daj to. - rozkazał widząc kobietę znoszącą po schodach walizkę i zabrał jej bagaż.
W: Seksista.
F: Uważaj na siebie.
W: Andrzej.
F: Co Andrzej?
W: Już mówiłam, że nie potrzebuję ojca.
F: Uparłaś się na tego ojca.
W: Ciesz się, że jeszcze nie miałeś okazji poznać mojego. On kwestionuje każdego faceta.
F: Córeczka tatusia?
W: Weź przestań, ja mam 30 lat.
F: Ale wyglądasz na 20.
W: Dobra jadę. Dopilnujesz Blanki.
F: Wiki, jej nie trzeba pilnować. Mam wynająć nianię do 16 latki?
W: Po prostu jej pilnować. Żeby wracała na noc...
F: A ty masz świadomość, że raz nie wróciła.
W: Co?!
F: Damy radę.
W: A Woźnicka?
F: Niezbyt rozumiem o co ci chodzi. Jej też mam pilnować?
W: Żeby się nie upijała.
F: Wiki, wyjeżdżasz na trzy dni. Jesteś niezastąpiona, ale świat nie runie bez ciebie w trzy doby.
W: No dobra. Będę tęsknić. - pocałowała profesora - Paa.
F: Paa.
Wieczór.
F: Stój, ja nie jestem ślepy.
B: Do koleżanki idę.
F: Chociaż nie kłam, dobrze. Wiktoria by mnie zabiła.
B: No...
F: Nie upij się, nie daj sobie zrobić krzywdy, w razie czego dzwoń.
B: Dzięki. - założyła szpilki i wyszła z willi.
Ja zwariowałem, Wiki mnie udusi jeśli jej się coś stanie a nawet nie wiem gdzie ona idzie. Uwierzyć w rozsądek nastolatki? I tak nic innego mi nie zostało. Wziął komputer i wrócił do uzupełniania dokumentacji.
-Umie to pani. - stwierdził profesor po chwili.
W: Tak, profesor Falkowicz mnie uczył, ale nie mam zaświadczeń.
-Nie dał pani tych świstków?
W: Mógłby dać, ale dla dyrektora szpitala profesor Falkowicz poświadczający o moich kompetencjach nie jest wiarygodny. - mężczyzna spojrzał na nią pytająco - Jesteśmy razem.
-Oczywiście, rozumiem. Myślę, że będzie pani mogła wrócić dzień wcześniej. Wysłucha pani jutro obowiązkowego wykładu i wypiszę pani to zaświadczenie.
W: Dziękuję panu bardzo, profesorze.
-Ależ nie ma za co.
06:00
Weszła po cichu do willi.
F: Nie skradaj się, nie karzę ci dmuchać w alkomat.
B: Myślałam, że śpisz.
F: Praca. Nie jesteś pijana, gratuluję.
B: Nie, wypiłam tylko piwo. Jest 6:00?
F: Tak.
B: Ja idę spać. - poszła na górę po schodach.
Następnego dnia rano.
W: Andrzej! Zapomniałam dokumentów, gapa ze mnie! Kochanie! Udało mi się wrócić wcze... - weszła do kuchni i zobaczyła Walczyk w 15 centymetrowych szpilkach i czarnej, koronkowej bieliźnie, o ile tak można nazwać wygląd prostytutki, z patelnią w ręce - śniej. - dokończyła.
K: Chyba niepotrzebnie. - stwierdziła z satysfakcją widząc minę Consalidy i spływające po jej policzkach łzy.
Kinia !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNasza blond dziunia znowu w akcji!!
OdpowiedzUsuńAch.........Kinia wraca.....zaskoczyłaś mnie końcówką....nie sądziłam,że Kinia powróci.....opo wspaniałe....no tylko końcówka....jak blondi weszła do domu Falka....opstawiałabym włamanie.....opo cudne.....czekam na naxt mam nadzieję, że w miarę szybki :-)
OdpowiedzUsuńja też czekam następną część
OdpowiedzUsuńpojawi się dziś jakaś część postaraj się prosze
OdpowiedzUsuńOkey, ale raczej krótkiego, bo więcej nie dam rady
Usuń