LICZBA WYŚWIETLEŃ

wtorek, 13 maja 2014

CZĘŚĆ 74 Nie odpuszczę

F: Adam, czy ty się tu wprowadziłeś na stałe? - spytał, gdy zobaczył rano, że Krajewski u niego nocował.
Ad: Nie, tak se zostałem.
F: To mógłbyś teraz tak sobie pójść? Nie mam ochoty na twoją głupotę.
Ad: Ale serio zdradziłeś Consalidę?
F: Wynoś mi się z domu.
Ad: Mieliśmy jechać do instytutu czegoś tam. Badania nam się rozwalą.
F: Zrób śniadanie.
Ad: Dobra... - niechętnie poszedł do kuchni - Tylko uprzedzam, że ja przypalam nawet wodę na herbatę!
F: Trudno.

Jechali samochodem. Profesor zamyślił się, nie wyhamował na światłach i ze sporym rozpędem wjechał w czyjś samochód.
Ad: No i huj. - skomentował. Falkowicz oparł głowę na kierownicy - Ej, spoko. Naprawi się auto. To aż tak cię przejęło? No weź, to tylko samochód...
F: Zajmij się tym całym bagnem. Do urzędów pojedziemy jutro. - powiedział wysiadając z samochodu.
Ad: Ej, gdzie ty...? - Krajewski wyskoczył z samochodu za nim.
F: Jak najdalej. Zajmij się tym. - odszedł od Infiniti i wszedł do jakiegoś przydrożnego lasu.
Ad: My jesteśmy 10 kilometrów od Leśnej Góry! - krzyknął idąc za nim.
F: Trudno. Zajmij się tym. Szpital w tamtą stronę? - pokazał ręką w prawo.
Ad: Tak, ale czy ty zwariowałeś? - profesor nie słuchając go poszedł przed siebie. Szedł rozmyślając o Wiki, o tym wszystkim co się zdarzyło. Nie wiedział już co zrobić, żeby mu uwierzyła. W końcu doszedł do Leśnej Góry. Wszedł do kwiaciarni.
-Coś podać?
F: Róże, czerwone.
-Ile? - profesor spojrzał na wielki wazon wypchany bordowymi kwiatami.
F: Wszystkie.
-Oświadczyny? - pytała kobieta wyjmując kwiaty z wazonu. Tym pytaniem już go dobiła.
F: Niestety nie.

Agata otworzyła drzwi i odeszła.
Ag: Kup jej lepiej czekoladki, bo schudła z 10 kilo, a te kwiaty już nam się nie mieszczą w hotelu. - powiedziała obojętnie i lekceważąco po czym usiadła na kanapie. Cholerna solidarność kobiet. - pomyślał idąc do jej pokoju. Zapukał do drzwi i usłyszał jej smutny głos.
W: Woźnicka, jedz sobie sama te naleśniki. Mogę i się zagłodzić, wisi mi to. - Z Consalidą z dnia na dzień było coraz gorzej.
F: Ale mi nie. - powiedział wchodząc do pokoju.
W: Znowu ty. - rzuciła kolejną zużytą chusteczką, na stertę leżących w rogu serwetek.
F: Wiktoria, uwierz mi.
W: Sory, ale zobaczyłam wystarczająco dużo i ciężko mi uwierzyć, że ona tak po prostu paradowała sobie prawie naga po domu.
F: Wiki..
W: Idź.
F: To co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? Skoczyć z mostu? Rzucić się pod pociąg?
W: Idź z tond i weź sobie te kwiaty. - Rozejrzała się po swoim pokoju, a raczej pobojowisku. W jednym rogu leżała wielka sterta chusteczek, a w drugim sterta róż. Na szafce przy łóżku stało z 10 kartonów chusteczek. - Idź. Zrozum, że nie chcę na ciebie patrzeć.
F: Wiktoria, kocham cię. - "Ja ciebie też" miała ochotę odpowiedzieć. Zamiast tego powiedziała tylko:
W: Idź i przestań się ośmieszać.
F: Mogę się ośmieszać, zrobić wszystko. Uwierz mi.
W: Do widzenia, panie profesorze. - powiedziała chłodnym głosem. Mężczyzna położył kwiaty na łóżku.
F: Nie odpuszczę, choćbym miał przychodzić tu do końca życia. - wyszedł z pokoju, a Consalida zalała się łzami. Usiadł na kanapie w salonie.
F: Co mam zrobić? - spytał Woźnicką nie podnosząc wzroku z podłogi.
Ag: Przepraszam, ale my się z Wiki znamy od zawsze...
F: Jasne. Sam sobie pracowałem na taką opinię. Jestem szują, ale nie aż taką. Do każdego mógłbym podejść i bez skrupułów go zabić, ale jej bym nie umiał skrzywdzić.
Ag: Jeszcze trochę i będę musiała podłączyć jej kroplówkę. Na prawdę kup jej czekoladki.
Ad: Cześć! - przywitał się wchodząc do hotelu - A teraz ty będziesz u mnie nocował? Naprawią ci ten samochód. Nieźle żeś walnął, myśl ty za kierownicą o drodze, bo nas w końcu pozabijasz i innych przy okazji.
F: Tak, tak.
Ad: Ty żeś serio przyszedł 10 kilometrów?
F: I tak nie mam nic innego do robienia.
Ad: To chodź... na squosha.
F: Pójdź z Zapałą.
Ad: To... do teatru, albo do tej no... do operetki.
F: A idź sobie gdzie chcesz.
Ad: No ale samemu mi się nie chce.
F: To pójdź z kimś innym.
Ad: No chodź gdzieś.
F: Doceniam twoje natręctwo, ale dziękuję. Jakbyś wymyślił coś mądrego to zadzwoń. - wstał z kanapy i poszedł w stronę drzwi potykając się po drodze o własne nogi.
Ad: Co ty pijany? Rozumiem, że byłeś niewyspany jak z Wiki całe noce... no ale teraz zawalasz pracę, Wiki nie ma. Mógłbyś się chociaż wyspać.
F: Nie lubię używać tego wyrażenia, ale dla ciebie zrobię wyjątek. Zamknij się.
Ad: Czekaj. Idę z tobą.
F: Daj mi spokój. Zajmijcie się Wiktorią. Mnie póki co... cóż, nie chce znać.
Ad: Idę z tobą, upijemy się razem.
F: A wiesz, że to nie jest taki zły pomysł.
Ag: Przestańcie!
F: A co mam zrobić? Albo się upić, albo rzucić z mostu. Z racji iż w okolicy nie ma mostu, pozostanę na upiciu się. Idziemy Adam?
Ad: Jasne.
Ag: Adam!
Ad: Daj spokój, Aga. Alkohol pomaga na wszystko. Idź lepiej karmić Wiki. - wyszli z hotelu.
Ad: Tu obok jest pub.
F: Mi już wszystko jedno. - weszli do niewielkiego baru.
Ad: Wódkę, dużo.
F: Dobry pomysł.
Ad: To nie ty gadałeś, że alkohol nie jest na nic sposobem?
F: Innego już nie ma.
Ad: Za Wiki!
F: Za Wiki. - stuknęli się kieliszkami i wypili od razu całą zawartość.

Sporo promili później.
F: W sumie, to dobrze, że jesteś. Mam z kim pić.
Ad: Woźnicka jest okey. Chciałaby żeby to wszystko się jakoś ułożyło.
F: Mogłoby się już ułożyć.
Ad: Co my w ogóle odstawiamy?
F: Upijamy się. - sięgnęli po kolejne kieliszki.

-Zamykamy za chwilę. Jest 03:00 nad ranem. - przypomniał im barman.
F: Przenosimy się do mnie?
Ad: Za daleko. Chodź do mnie. - poszli do hotelu.
Ag: Matko Boska! - to jedyne co powiedziała Woźnicka na ich widok.
Ad: Wódeczka tam? - pokazał na szafkę w salonie.
Ag: Nie będzie już żadnej wódki! - zaprotestowała.
F: Daj spokój, dziewczyno. - wzięli kilka butelek i poszli do Adama.
Ad: Za to, że życie jest hujowe!
F: Oj jest. - stuknęli się butelkami i pociągnęli z nich po łyku alkoholu.

10:00 rano.
Agata weszła do pokoju Adama i zobaczyła ich zalanych, w dziwnych pozycjach na podłodze i kilka pustych butelek po wódce. Nawet taki człowiek jak Falkowicz potrafi się staczać. - pomyślała.
Ag: Wstawajcie! Halo, żyjecie?
Ad: Czego?
Ag: Gówna psiego. Spójrzcie na siebie! Jak wy wyglądacie?!
F: Agata, nie krzycz. Chociaż ty już nie krzycz. Człowiek się musi czasem porządnie upić.
Ag: Śmierdzicie wódą! Jak wy pójdziecie do szpitala?
F: Nie pójdziemy.
Ad: Jestem za.
Ag: Wiedziałam, że Adam jest pijakiem, ale...
Ad: Ale przestań. Każdy mężczyzna jest mężczyzną. Nie praw morałów i nie baw się w poukładaną dziewczynkę. Sama się upijasz często. Oszczędź tych wymówek. Każdy się czasem musi upić, nawet poważnemu profesorowi się może zdarzać. - wytłumaczył.
Ag: Nie stocz się razem z Adamem. - zwróciła się do Falkowicza, po czym wyszła.
Ad: Ale się o ciebie Agatka martwi. - zakpił.
F: Nie mam już siły na to wszystko. Czego bym nie zrobił, to Wiki i tak mi nie wierzy.
Ad: Ja ci wierzę.
F: Tylko, że to mi nie pomoże w odzyskaniu Wiktorii. Już nie wiem, co by mogło pomóc.
Ad: Więcej kwiatów?
F: Prędzej na całym świecie zabraknie kwiatów, niż ona mi uwierzy. - wstał z podłogi i położył się na łóżku.
Ad: Nie odpuścisz, prawda?
F: Nigdy nie odpuszczę.
Ad: To pijemy? - spytał i pociągnął alkohol z butelki.
F: Nie przesadzaj z tym alkoholem. Załatw lepiej coś na kaca. My chyba wypiliśmy z 10 litrów tej wódki.
Ad: Noooo czuję się jakby mnie tir, kurna, przejechał. Może i Woźnicka miała, cholera, rację z tym alkoholem? Przegięliśmy, kurwa.
F: Może. Czy ty nie umiesz wypowiedzieć zdania bez przekleństwa.
Ad: Weź się zamknij. Piliśmy oboje całą noc. Aga miała rację, staczasz się razem ze mną. Upodabniasz się do mnie.
F: I to mnie przeraża. - wstał z łóżka.
Ad: Myślałeś kiedyś, żeby tak leżeć cały dzień na podłodze?
F: Tobie się chyba mózg zamienił w wódkę.
Ad: W kuchni jest witamina c i potas. I jeszcze polecam wodę z ogórków kiszonych.
F: I co jeszcze?
Ad: Kubeł wody na łeb. To działa najlepiej.
F: Ja uwierzę w witaminę c i potas.  - wyszedł z pokoju. Wszedł do kuchni i zobaczył śpiącą z głową na stole Agatę i kilka butelek po winie.
Ad: Znalazłeś? O! Nasza Agatka też się stacza. To rodzinne, czy co? Aga!
Ag: Co?! Co jest?! - Woźnicka aż podskoczyła na taborecie - Po huj mnie budziłeś?!
Ad: A ty nie byłaś przed chwilą u nas?
Ag: No i co z tego?! Całą noc nie spałam przez te wasze libacje alkoholowe i płacze Wiki. Dajcie się człowiekowi wyspać. Położyła głowę na blat.
Ad: Mamy coś do jedzenia?
Ag: Stare naleśniki.
Ad: Zrobić zakupy?
Ag: No mógłbyś. Masz listę. - podała mu kartkę nie podnosząc głowy z blatu.
Ad: Cola, czekolada i chusteczki razy trylion?
Ag: No. A dla mnie napoje energetyzujące, tak z 10 litrów. A i jeszcze dopisz z 60 butelek wina.
F: W tym hotelu jest aż tak źle?
Ag: Czekoladę i Colę spróbuję wepchnąć w Wiki, bo w winie nie ma za dużo składników odżywczych. Napoje energetyzujące, bo zaraz padnę, chusteczki z powodów myślę oczywistych.
Ad: A jedzenie?
Ag: Nie mam kasy. Zjedz stare naleśniki.
F: Kup coś dobrego i nakarm Wiktorię. - powiedział dając jej pieniądze.
Ad: Nie przejdzie. Ona tylko pije wino. Ostatnio jadła chusteczki.
F: Zróbcie wy coś z nią, zanim ona się wykończy.
Ad: To zrób coś mądralo. To wy macie problem, nie my, a sparaliorzowaliście cały hotel, szpital, badania i kwiaciarnie.
F: Co mam według ciebie zrobić?
Ag: Spróbować ją nakarmić, iść do niej. Ja nie wiem, co się stało, ale odkręcić to jakoś.
F: To się stało, że tej debilce Walczyk się zachciało teatrzyków.
Ad: Przekup Walczyk.
F: Ona ma pieniędzy jak wody. Tatuś milioner, cholera jasna.
Ad: Zastrasz ją.
F: Ja? Ja nic na nią nie mam. To ona może mnie wsadzić do pierdla, nie ja ją.
Ad: Wow.
F: Ciebie i Wiktorię też.
Ad: Może dostalibyście z Wiki jedną celę?
F: Świetny pomysł, gratuluję,
Ad: Agata.
Ag: Co Agata?
Ad: Co ci podpowiada ta kobieca intulicja?
Ag: Że zaraz zemdleję.
Ad: Myślisz, że to kogoś obchodzi? Skup się. Co trzeba zrobić, żeby Wiki mu uwierzyła?
Ag: Nie wiem, nie jestem Wiki.
Ad: To myśl jak Wiki.
F: Adam, nie wydurniaj się. Ja nie chcę chcę stworzy klona Wiki, tylko....
Ad: W sumie... przemalujemy jej włosy, zmienimy kolor oczu i będziesz miał Wiki.
Ag: CO?!
F: Spokojnie, wolę orginał.
P: Co ty tu do cholery robisz?! - wrzasnął wchodzący Zapała.
F: Co pan tu do cholery robi?
P: Wynoś się.
F: Niech pan się sam wynosi.
Ad: Ej no to Agata, co on ma zrobić, żeby Wiki mu uwierzyła?
Ag: Wiki... myśleć jak Wiki... znaleźć dowody. - Usłyszeli dźwięki piosenki - Znowu katuje się muzyką.
Ad: Katuje muzyką?
Ag: Ty to niezorientowany jesteś. Nie wiesz pewnie nawet co to za piosenka.
F: Edyta Geppert, Już nigdy.
P: Boże, ja zwariuję. Wiki, przycisz to gówno! Robimy zrzutę na słuchawki dla niej?
Ag: Nie, przynajmniej wiadomo jaki ma nastrój.
Ad: Głupie piosenki oddają czyjś nastrój?
Ag: Wiki zawsze lubiła muzykę. Jak miała doła to włączała szczęście to to co trwa, czy jak.
Ad: Nie no, bardzo mądre.
F: Mądre. Muzyka potrafi uspokoić, albo dodać energii.
Ad: Może jeszcze doradzić?  To jest okropne.
F: Nie. Cisza jest okropna.
Ad: Bo wtedy człowieka nachodzi na refleksje i myślisz sobie jaki jesteś zły.
F: Oj Adam, Adam, kretynie. Ja nie muszę się zastanawiać, żeby wiedzieć, że jestem zły. Powiedzcie mi lepiej co mam zrobić, żeby Wiki mi uwierzyła?
Ad: A ty Aga? Co ciebie by w takiej sytuacji przekonało?
Ag: Mnie? Yyy... bukiet kwiatów? Niestety szanownemu doktorowi Rogalskiemu nawet to nie przyszło do tego durnego łba. Już nie mówiąc o tak trudnym słowie, jak "przepraszam". - warknęła.
Ad: Wspomnę Markowi.
F: Dobrze, ale co z Wiki?
Ag: Więcej kwiatów? - powiedziała bez przekonania.
Ad: Albo weź jej kup jakieś wisiory. Diamenty, szafiry. Kobiety to lubią.
Ag: Chyba cię pojebało! Ja bym wtedy faceta walnęła w pysk.
Ad: Idiotka.
Ag: Chyba ty idiota! Jaki debil...
F: Starczy! Bardzo mi pomogliście, bo dalej nikt nic nie wymyślił.
Ad: Tu się nie da nic wymyśleć.
F: Idę po więcej kwiatów. - stwierdził zrezygnowany. Nawet gdyby zaangarzował w to
Ad: I to niby ja jestem głupi? My już mamy kompostownik z tych twoich róż.
F: To kupię tulipany, zresztą róż już nie ma w sześciu kwiaciarniach.
Ad: Agata, pomyśl!
Ag: Nie drzyj się na mnie. Ja chciałabym coś wymyśleć, ale wiem, że na Wiki nic nie zadziała. Wiki jest jak prokurator sądowy,  nie ma dowodów... - rozłożyła bezradnie ręce.
F: Z prokuraturą jest łatwiej, bo można sfałszować dowody i wykupić świadków.
Ad: To weź wykup mnie jako świadka.
F: Świadka czego?
Ad: Noooo.... powiemy, że ja z tobą spałem.
Ag: Na pewno Wiki się ucieszy. - zironizowała.
Ad: Nie no nie tak! Że ja tam nocowałem i że spaliśmy w jednym łóżku.
F: W to uwierzyłby chyba tylko taki debil, jaki to wymyślił. Ja nie chcę jej oszukiwać, tylko właśnie próbuję znaleźć dowody na to, że jej nie oszukuję.
Ad: Ale czemu? Powiemy, że.... że bałem się, żebyś się nie zastrzelił.
F: A niby dlaczego miałbym się wtedy zabijać?
Ad: Jezu, ale komplikujecie, kurwa.
Ag: To może...
Ad: Może powiedzmy, że Agata z tobą spała.
F: To już jest najgłupszy pomysł jaki słyszałem.
Ad: Powiemy, że ona była załamana Rogalskim czy innym tam i przyjechała do was, żeby się wyżalić Wiki, ale że Wiki nie było, to żaliła się tobie i zasnęliście razem.
F: Po pierwsze, Agata mi się żaliła? - spojrzał na internistkę.
Ag: Z całym szacunkiem, ale nie.
F: A po drugie, dlaczego jej tam rano nie było, jak Wiktoria wpadła do sypialni?
Ad: Bo poszła do kibla.
Ag: Czy za debilizm można ostać Nobla? On by dostał kilka razy.
F: Adam, nie ma debila który w to uwierzy, a już na pewno nie Wiki.
Ad: No taa. Mówią, że im kobieta ma mniejsze cycki, tym większy rozum.
F: Adam!
Ad: Wszystko ci nie pasuje, to weź kurna sam coś wymyśl. Czekaj, a może powiemy, że nie mogłeś jej zdradzić, bo... bo była to rocznica zapłodnienia Agi i żałobę masz tego dnia.
F: Jeśli już to twoja. Może jeszcze dlatego, że wróżka mi powiedziała, żebym jej nie zdradził?
Ad: Niezłe.
F: Zajrzyj do doktora Dryla.
Ag: Nie no, dowody. Musisz mieć jakieś niezbite dowody. Wiki jest realistką. Zastanów się, czy ty sam byś wierzył w jej gadanie gdybyś zobaczył, nie wiem gołego faceta w domu?
F: Jeżeli odpowiem ci na to pytanie, to wyjdę na debila.
Ad: Ty na debila? No czekamy, chociaż raz daj się z siebie pośmiać.
F: Ja bym ją dalej kochał tak samo i dalej byłaby dla mnie najważniejsza.
Ag: A to już jest współuzależnienie.
Ad: Chyba raczej debilstwo. - Krajewski zaczął się śmiać.
Ag: Adam, czy ja ci mam przywalić?
Ad: Bardzo się boję jakiejś głupiej blon... - nie zdążył dokończyć gdy został powalony jednym ciosem na podłogę.
Ag: Głupia blondi? spytała schylając się nad nim.
Ad: Chora psychicznie.
F: Jeszcze słowo, Adam, a już dziś cały szpital będzie wiedział, że doktora Krajewskiego powalił na ziemię blond aniołek.
Ag: Blond aniołek?
Ad: Wszyscy cię tak nazywają.
Ag: Pielęgniarki, kurwa mać.
Ad: Ja spadam. A, stary pamiętaj, najlepsza jest terapia poprzez seks. Zostawiam cię z naszą najlepszą terapeutką, blond aniołkiem. Cycki ma nawet, nawet. - wyszedł z kuchni.
Ag: Adam! - warknęła - Ja go zabiję normalnie. Ale potem. Dobra... znajdź dowody. Niezbite dowody, którym Wiki nie zaprzeczy, których nie da się wyprzeć. I znowu będzie love story. Ja muszę lecieć. Chyba już zaczęłam dyżur... - spojrzała na zegarek - Cholera jasna! Spóźnię się przez was 3 godziny! Nie no tym razem już Tretter mnie zabije! To wszystko PRZEZ WAS! - krzyknęła i wyszła.
Skoro przez mnie to można by coś z tym zrobić. Może nie trzeba być aż takim złym dla wszystkich? Mięknę... wyjął telefon i zadzwonił do Trettera.
F: Dzień dobry dyrektorze. Mnie, doktor Consalidy i doktora Krajewskiego niestety nie będzie w pracy przez najbliższy tydzień. Rozchorowaliśmy się wszyscy. Widzi pan, mieszkaliśmy razem i jak się dowiedziałem Adam pija z każdego kubka jaki zobaczy i w taki sposób cała nasz trójka jest chora. No właśnie, doktor Woźnicka jest dzisiaj bardzo spóźniona. Dostała bardzo przykrą wiadomość. Jej ciocia, z którą miała bardzo bliskie i zażyłe relacje zmarła. Agata nie mogła się uspokoić przez dwie godziny i cały czas płakała. Proszę jej nie stresować i puścić w niepamięć te spóźnienie.
T: Oczywiście rozumiem sytuację doktor Woźnickiej. A wyście się państwo wszyscy rozchorowali? - spytał z niedowierzaniem.
F: Tak, wie pan jak to jest, jak się mieszka w jednym domu.
T: Tak. - burknął bez przekonania.
F: To do widzenia, miłego dnia życzę! - rozłączył się chcąc uniknąć dalszej rozmowy. Teraz tylko coś wymyśleć.... Tylko... Znaleźć dowody... Jakie mogą być dowody? - usiadł na kanapie w salonie zastanawiając się co zrobić.

Ag: Dzień dobry, dyrektorze. - mówiła zdyszana, gdy wpadła na Trettera przy pokoju lekarskim - Przepraszam bardzo za spóźnienie.... - kombinuj Woźnicka, cholera jasna!
T: Oczywiście rozumiem pani sytuację. Szczerze współczuję. Proszę dzisiaj może zostać w domu. W takim stanie powinna pani odpocząć. Z załatwieniem wolnego na dzień pogrzebu oczywiście nie będzie kłopotu, znajdę zastępstwo.
Ag: Yyyyeee.... Ale... - zaczęła zdezorientowana.
T: Profesor Falkowicz mnie poinformował o tej smutnej wiadomości. - Falkowicz, no to już wszystko jasne, powiedział, że ktoś mi umarł.
Ag: Dziękuję.
T: Proszę iść do domu i przekazać pozdrowienia dla profesora, doktora Krajewskiego i doktor Consalidy. Profesor mówił, że wszyscy się rozchorowali.
Ag: Tak, pozarażali się od siebie. Jeszcze raz bardzo panu dziękuję.
T: Gdy sam profesor Falkowicz prosi o wyrozumiałość i to w nie swojej sprawie...
Ag: Tak, dziękuję. Do widzenia. - udała się z powrotem w stronę wyjścia ze szpitala powstrzymując się od śmiechu.

Ag: Powiedziałeś, że ktoś mi umarł? - spytała, a raczej stwierdziła wchodząc do hotelu.
F: Tak, bliska ciocia. - odpowiedział zamyślony.
Ag: Okey, a z racji, że mam wolne dzięki tobie, chcesz jakieś śniadanie?
F: Nie, dziękuję. - mężczyzna nawet jej nie słuchał. Woźnicka popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Może Ainsztain odkrył kolejną genialną cząsteczkę. Albo planuje kolejną próbę samobójczą. Oby to pierwsze. - pomyślała i poszła do swojego pokoju.


POLECAM! Opowiadania o FaWi naszej kochanej Rudej Fawiomanki: http://fawi-rudej.blogspot.com/


POMÓŻCIE!!!
Mam do Was ważne pytanie, może nie związane z blogiem, ale dla mnie ważne: Czy jeżeli referat jest do 15 maja i ja oddam go 15 maja, to zaliczą mi to??? To jest dodatkowa praca, ale zaważy na mojej ocenie na koniec roku, a dzisiaj już nie mam siły tego pisać, bo jeszcze nie zaczęłam. Poza tym to będzie jakieś 10 stron A4 i muszę też umieć to jakby "obronić". Jak praca magisterska, prawie że. Musiałabym zarwać całą noc, żeby zdążyć z tym, a padam.... No i jeszcze mam zadania z matmy i polskiego i jutro sprawdzian z religii...

8 komentarzy:

  1. Genialne ! O tej porze nie stać mnie na lepszy komentarz :D NEXT

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, supeer *-*
    Tylko najpierw napisałaś, że Aga ich obudziła a po chwili, że oni obudzili ją pijaną na stole... XD
    Nawet gdyby zaangarzował w to - nie skoczylas tego zdania?
    Ogólnie to świetnie piszesz. Podziwiam cię za twój talent :))
    Dzięki za polecenie! C;
    ~ruda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Efekt pisania gdy się śpi nad laptopem: Niedokończone zdania...

      Usuń
  3. tak czesto i duzo wrzucasz, ze nie nadazam czytac xD / lizak

    OdpowiedzUsuń
  4. Superowo!!! Proszę o szybkiego nexcika:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajna część. A co do referatu to powinni Ci go zaliczyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy coś się pojawi

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.