Falkowicz wszedł do hotelu.
B: Mama?
F: Nie. Gdzie jesteś?
B: U Agaty.
F: Czyli?
B: Drugie drzwi po prawej.
Falkowicz wszedł do pokoju Agaty.
B: Gdzie mama?
F: Wiki musiała zostać w szpitalu.
B: Ale jako pracownik?
F: Tak i skazała cie na moje towarzystwo. Jest 16.00. Zakupy, kino, i to i to, czy coś innego?
B: Kino.
F: Ok.
P: Agata, masz... - do pokoju wszedł Zapała. - Co ten morderca, znowu tu robi?!
F: Panie Przemku, najpierw mnie pan rozśmieszał, ale naprawdę stał się pan już nudny. Niech pan zmieni teksty.
Przemek znowu chciał walić Falkowicza, ale Andrzej za każdym razem po wstrzymywał jego cios.
F: Panie Przemku, ma pan nie zużyte pokłady energii. Sugerowałbym karnet na siłownię.
B: Przemek, cholera jasna, przestań, bo dzwonię po policję!
F: Nie trzeba. Nawet dobrze się bawię. - Andrzej od pięciu minut po wstrzymywał każdy cios Zapały.
B: Starczy! Przemek, cholera! Niech pan to jakoś skończy!
F: Po mamusi. - Falkowicz walnął Przemka w bok.
B: Przepraszam, co?!
F: Masz to po Wiktorii.
B: Ale co znowu?!
F: Po Wiktorii jesteś zawzięta, nie odpuszczasz i lubisz rządzić.
B: Mama?, zawzięta?, nie odpuszcza? Przecież ona taka nie jest.
F: Nie jest? Przez pięć miesięcy próbowałem ją wyrzucić z tego szpitala. Ta kobieta przetrwa wszystko.
B: Przetrwa wszystko? Czyli co?
F: Kazałem jej sprzątać na sali operacyjnej, przez dwa miesiące nie wpuszczałem na blok, a pozwoliłem jej operować, jak zaczęła dodatkowy staż w innym szpitalu i miała grafik, którego nie dało się wykonać, raz zemdlała na sali operacyjnej, ale nadal nie odpuszczała.
B: I pan się z tego cieszy?
F: Została wspaniałym chirurgiem i przetrwa najtrudniejsze sytuacje.
B: A nie mogła nim zostać bez pięciomiesięcznej mor dengi?
F: To jej dużo dało. Teraz walczy o życie pacjenta, nawet, gdy nikt nie daje żadnych szans, i często udaje jej się wygrywać. Idziemy?
B: Ok, a ty się ogarnij Przemek, bo ci porządnie odbija.
P: Kolejna, brata się z diabłem. - Blanka zaczęła się śmiać.
B: Nie złą ma pan tu opinię.
F: Teraz widzisz jaką opinię zyskuje Wiktoria, w ogóle ze mną rozmawiając.
B: Ją nigdy nie interesowała opinia ludzi. Mówiła, ze prawdziwi przyjaciele zostaną z nią, czego by nie zrobiła.
Pojechali do kina.
F: Na co chcesz iść?
B: Na jakiś horror.
F: Który?
B: Ten. - Dziewczyna podała mu ulotkę.
F: Ok. - Andrzej zostawił ją samą. Po chwili wrócił. - Proszę. - Podał jej bilet, colę i popcorn.
B: A pan się boi horrorów? - Spytała śmiejąc się.
F: Nie, ale przez dwie i pół godziny zdążę sprawdzić, czy pan Przemek nie wysadził w powietrze mojej kliniki, bo tym też mi groził, zobaczę czy Adam nic nie zawalił i zrobię trochę konsultacji.
B: Konsultacji w kinie?
F: Przez telefon, bo do Rosji na konsultację nie pojadę.
B: Ok.
Blanka poszła na film, a Andrzej wyjął laptopa. <Ok, według monitoringu, klinika stoi, to najważniejsze. Teraz maile. Cholera. Adam powinien być teraz w Szwajcarii.>
Wyjął telefon i zadzwonił do Krajewskiego. <Cholera, nie odbiera. Wiktoria, ona może to uratować.>
Zadzwonił do niej.
W: Halo.
F: Gdzie Adam?
W: Na ratunkowym.
F: Powinien być teraz w Szwajcarii. Dasz radę obstawić izbę i ratunkowy d
o rana?
W: Nie mógłbyś ty leczyć w dwóch miejscach naraz, a ja zająć się Blanką?
F: Nie da się. Mam 32 konsultacje telefoniczne w tym 19 na cito i jedną osobistą w klinice.
W: Dobra, najwyżej zawalę trochę izbę.
F: Jesteś wspaniała. Powiedz Adamowi, ze właśnie powinien być w Szwajcarii. Skojarzy. Niech spada ze szpitala i gaz do dechy. Mandaty mu zapłacę.
W: Dobra, zaraz to zorganizuję.
F: Dzięki, nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobił.
W: Podziękowania będą później. Nie mam czasu.
F: Dobra, pa.
W: Pa.
Andrzej zadzwonił do Szwajcarii i przez dosłownie pół godziny przepraszał ich za Adama. Potem zrobił dwie długie konsultacje i dostał telefon z kliniki. Dzwoniła sekretarka.
F: Co się znowu dzieje?!
S: Panie profesorze, ta pacjentka po częściowej resekcji żołądka...
W tym momencie obok Andrzeja usiadła Blanka.
F: Poczekaj chwile. - Powiedział do dziewczyny.
F: Co z nią?
S: Przetoka poszła.
F: I dzwoni pani do mnie z głupią przetoką?! Proszę ściągnąć kogoś. Przecież mamy jeszcze 9 lekarzy w tej klinice!
S: Sześciu wzięło urlop, jeden jest w szpitalu pacjentem, jeden niedostępny, a i mamy tylko jednego anestyziologa, dr. Krajewski by panu asystował.
F: Kto pani, do jasnej choler pozwolił dawać urlop ponad połowie personelu, a dr. Krajewski by mi nie asystował, ponieważ wyjechał w podróż służbową! O tym też pani nie wie?!
S: Przepraszam, profesorze, a co do tej pacjentki, wytrzyma jeszcze jakieś cztery godziny.
F: Po co ja zatrudniam sekretarki, skoro one tylko komplikują sytuację?!
S: Nie wiem, panie profesorze.
F: Do widzenia.
S: Ale zrobi pan coś z tym?
F: Czy pani ma mnie za idiotę, który pozwoli na śmierć pacjentki z powodu głupoty sekretarki?!
S: Nie, panie profesorze.
F: No właśnie! Żegnam! - Rozłączył się.
F: Cholera jasna.
W tym czasie, szpital.
Dzwoni telefon Wiktorii. Borys.
W: Halo.
B: Nikt nie odbiera na ratunkowym.
W: Wiem, Adam musiał wyjechać, jestem sama.
B: To masz kłopot. 10 kilometrów od Leśnej Góry wywalił się autokar. 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Wszystkich wieziemy do was.
W: Co? Nie możecie! Wszyscy już skończyli dyżury, jestem sama w szpitalu. Jedźcie do Orłowskiego, albo do Piaseczna.
B: Dostaliśmy zlecenie. Za 10 minut będziesz mieć pierwsze karetki. Ściągaj cały personel do szpitala. Jest źle.
W: Jak?! W 10 minut?!
B: Dasz radę. Musisz. - Rozłączył się. Wiktoria była porządnie przerażona całą sytuacją. <Dobra, jest chwila po 19.00, może jeszcze nie wszyscy wyszli.> Wybiegła ze szpitala. Zobaczyła oddalające się od szpitala dwie stażystki. Podbiegła do nich
W: Na ratunkowy! Już!
K: My jesteśmy już po pracy.
W: Dziewczyno, to nie jest zabawa! Wiozą nam 9 rannych z wypadku, 4 w ciężkim stanie. Nie mamy lekarzy! W dupie mam twoje po pracy! Na ratunkowy, już! I zgarniać po drodze wszystkich lekarzy i pielęgniarki! Potrzebujemy całego personelu!
O: Co?
W: Na ratunkowy! Biegiem! Nie ma lekarzy!
Dziewczyny pobiegły na ratunkowy, a Wiki wpadła do lekarskiego, gdzie zastała Hanę z Piotrem, Przemka i Konicę.
W: Wszyscy na ratunkowy! 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Dzwońcie po kogo się da. Ja ściągnę Falkowicza.
Wiki wyjęła telefon, chciała zadzwonić do Falkowicza, ale on był szybszy.
W: Halo.
F: Mam operację, najpóźniej za 4 godziny. Co robimy z Blanką?
W: Przyjeżdżaj do szpitala! 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Nie mamy lekarzy! Z Blanką coś się zrobi.
F: Będę za 15 minut.
Wiktoria pobiegła na ratunkowy. Andrzej zaczął biec w stronę parkingu, ciągnąc za rękę Blankę.
F: Szybciej!
B: Ale gdzie? - Dziewczyna biegła za profesorem.
F: Do szpitala, był wypadek, nie mają lekarzy.
B: Teraz każdy lekarz z Leśnej Góry będzie biegł?
F: Jeżeli od tego krótkiego biegu ma zależeć czyjeś życie, to jestem w stanie się poświęcić.
Wyjechali z parkingu.
F: Zapnij pasy.
B: Po co?
F: Po to.
Dodał gazu. Jechali 120km/h, wąską drogą.
F: Zapnij pasy, mówiłem.
B: Aż tak duży wypadek?
F: 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Cholera, korek!
Falkowicz skręcił w bok. Jechali pół poboczem, pół po trawie.
B: Co pan robi?!
F: Jeżeli ktoś tam umrze z powodu braku lekarzy, Adam pójdzie do więzienia, a Wiktoria straci prawo wykonywania zawodu!
B: Co?!
F: Adam powinien tam być, ma dyżur. Zapomniał, że wysłałem go do w tym czasie do Szwajcarii. Wyszedł ze szpitala podczas pracy. Wiktoria zgodziła się pracować za niego, mając w tym czasie dyżur w tym samym szpitalu, według prawa oboje narazili ludzi na śmierć.
Wpadł na ratunkowy, a Blanka biegła za nim. Zobaczył 3 pacjentów i biegającą i wydającą rozkazy Wiktorię.
W: Dobrze, że jesteś. Następny jest twój.
Ratownicy wwieźli kolejnych dwóch poszkodowanych. Lekarze zajmowali się po szczególnymi pacjentami. Tylko Wiki i Falkowicz zajmowali się swoimi pacjentami, ale też innymi. Przywieziono kolejnych dwóch chorych.
W: Olka, Klaudia! Bierzecie ich! Olka, cholera!
Wiktoria podbiegła do osuwającej się na ziemię dziewczyny i posadziła ją na krześle. Biegała od pacjenta do pacjenta. Myślała, ze to jest jej rekord, dwóch pacjentów na raz, kontrolowanie innych plus mdlejąca Ola. W tym momencie ratownicy przywieźli ostatnich dwóch poszkodowanych.
W: Klaudia, co z twoim?
K: Złamanie ręki, gips i kilka opatrunków.
W: Poczeka. Bierz kolejnego! - Wiktoria zajęła się ostatnim pacjentem, teraz miała już ich trzech i wymiotującą Olkę.
W: Co u ciebie Andrzej? - spytała Falkowicza kursującego między dwoma pacjentami.
F: Zobacz. - Dziewczyna szybko do niego podeszła. - Brzuch. - Wiktoria ucisnęła na brzuch kilka razy.
W: Krwawienie do otrzewnej. Klaudia! Co z twoim?
K: Kilka opatrunków.
W: Poczeka. Na salę z nim! Piotr i Klaudia! Operujecie!
W: Niech ktoś się nią zajmie! - Wskazała na Olę, która już prawie spadła z krzesła. Blanka przyglądała się wszystkiemu przez szybę. - Dzwońcie po krew na Saską! Dużo! Wszystkie grupy! Ten niech czeka na pielęgniarkę, kilka opatrunków. - Podeszła do ostatniego pacjenta bez diagnozy. - Krwiak mózgu, narastający, natychmiast owa trepanacja czaszki. Andrzej, nie ma sali operacyjnej. Zrobimy to na OIOMie. Tylko, że nie ma anestyziologa .
F: Damy radę.
W: Nie mów, że znasz się na anestyziologii? Na eter drugi raz się nie zgodzę.
F: Damy radę, bez anestyziologa.
W: Cholera! Zatrzymanie pracy sera! Defiblyrator, 300! - Nic. - Jeszcze raz! - Nic. - Podwójnie! Jest, mamy go! Co z pacjentką z kliniki?
F: Pojedziemy tam za 4 godziny, jak wszystko pójdzie dobrze to się uda.
W: Oby. Szykujemy pacjenta do trepanacji czaszki, pani Aniu. - Zwróciła się do pielęgniarki. - I co z Olką?
P.A.:Pani Ola jest w szóstce.
W: Przytomna?
P.A.: Nie.
W: Cholera, zajmie się nią pani później, ale najpierw pacjent do trepanacji, później jeszcze ta trójka do opatrunków.
P.A.:Oczywiście.
F: Biegniemy się myć.
W: Ok. - Szybko wyszli z pomieszczenia i zobaczyli Blankę. - Co z nią?
F: Masz. - Podał dziewczynie klucze od gabinetu. - Drugie piętro. Siedź tam.
W: Ale...
F: Masz lepszy pomysł?
W: Siedź tam i nic nie ruszaj. Będziemy za 4 godziny.
B: Ale co...
W: Nie ma czasu! - krzyknęła biegnąc z Falkowiczem w stronę myjni. Blanka poszła do gabinetu i usiadła na fotelu Falkowicza <On i mama inaczej się zachowywali. Są pewni wszystkiego, ogarniają kilka rzeczy na raz. On miał rację, te 5 miesięcy dużo mamie dało.>
Dzwoni telefon Wiktorii. Borys.
W: Halo.
B: Nikt nie odbiera na ratunkowym.
W: Wiem, Adam musiał wyjechać, jestem sama.
B: To masz kłopot. 10 kilometrów od Leśnej Góry wywalił się autokar. 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Wszystkich wieziemy do was.
W: Co? Nie możecie! Wszyscy już skończyli dyżury, jestem sama w szpitalu. Jedźcie do Orłowskiego, albo do Piaseczna.
B: Dostaliśmy zlecenie. Za 10 minut będziesz mieć pierwsze karetki. Ściągaj cały personel do szpitala. Jest źle.
W: Jak?! W 10 minut?!
B: Dasz radę. Musisz. - Rozłączył się. Wiktoria była porządnie przerażona całą sytuacją. <Dobra, jest chwila po 19.00, może jeszcze nie wszyscy wyszli.> Wybiegła ze szpitala. Zobaczyła oddalające się od szpitala dwie stażystki. Podbiegła do nich
W: Na ratunkowy! Już!
K: My jesteśmy już po pracy.
W: Dziewczyno, to nie jest zabawa! Wiozą nam 9 rannych z wypadku, 4 w ciężkim stanie. Nie mamy lekarzy! W dupie mam twoje po pracy! Na ratunkowy, już! I zgarniać po drodze wszystkich lekarzy i pielęgniarki! Potrzebujemy całego personelu!
O: Co?
W: Na ratunkowy! Biegiem! Nie ma lekarzy!
Dziewczyny pobiegły na ratunkowy, a Wiki wpadła do lekarskiego, gdzie zastała Hanę z Piotrem, Przemka i Konicę.
W: Wszyscy na ratunkowy! 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Dzwońcie po kogo się da. Ja ściągnę Falkowicza.
Wiki wyjęła telefon, chciała zadzwonić do Falkowicza, ale on był szybszy.
W: Halo.
F: Mam operację, najpóźniej za 4 godziny. Co robimy z Blanką?
W: Przyjeżdżaj do szpitala! 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Nie mamy lekarzy! Z Blanką coś się zrobi.
F: Będę za 15 minut.
Wiktoria pobiegła na ratunkowy. Andrzej zaczął biec w stronę parkingu, ciągnąc za rękę Blankę.
F: Szybciej!
B: Ale gdzie? - Dziewczyna biegła za profesorem.
F: Do szpitala, był wypadek, nie mają lekarzy.
B: Teraz każdy lekarz z Leśnej Góry będzie biegł?
F: Jeżeli od tego krótkiego biegu ma zależeć czyjeś życie, to jestem w stanie się poświęcić.
Wyjechali z parkingu.
F: Zapnij pasy.
B: Po co?
F: Po to.
Dodał gazu. Jechali 120km/h, wąską drogą.
F: Zapnij pasy, mówiłem.
B: Aż tak duży wypadek?
F: 9 rannych, 4 w ciężkim stanie. Cholera, korek!
Falkowicz skręcił w bok. Jechali pół poboczem, pół po trawie.
B: Co pan robi?!
F: Jeżeli ktoś tam umrze z powodu braku lekarzy, Adam pójdzie do więzienia, a Wiktoria straci prawo wykonywania zawodu!
B: Co?!
F: Adam powinien tam być, ma dyżur. Zapomniał, że wysłałem go do w tym czasie do Szwajcarii. Wyszedł ze szpitala podczas pracy. Wiktoria zgodziła się pracować za niego, mając w tym czasie dyżur w tym samym szpitalu, według prawa oboje narazili ludzi na śmierć.
Wpadł na ratunkowy, a Blanka biegła za nim. Zobaczył 3 pacjentów i biegającą i wydającą rozkazy Wiktorię.
W: Dobrze, że jesteś. Następny jest twój.
Ratownicy wwieźli kolejnych dwóch poszkodowanych. Lekarze zajmowali się po szczególnymi pacjentami. Tylko Wiki i Falkowicz zajmowali się swoimi pacjentami, ale też innymi. Przywieziono kolejnych dwóch chorych.
W: Olka, Klaudia! Bierzecie ich! Olka, cholera!
Wiktoria podbiegła do osuwającej się na ziemię dziewczyny i posadziła ją na krześle. Biegała od pacjenta do pacjenta. Myślała, ze to jest jej rekord, dwóch pacjentów na raz, kontrolowanie innych plus mdlejąca Ola. W tym momencie ratownicy przywieźli ostatnich dwóch poszkodowanych.
W: Klaudia, co z twoim?
K: Złamanie ręki, gips i kilka opatrunków.
W: Poczeka. Bierz kolejnego! - Wiktoria zajęła się ostatnim pacjentem, teraz miała już ich trzech i wymiotującą Olkę.
W: Co u ciebie Andrzej? - spytała Falkowicza kursującego między dwoma pacjentami.
F: Zobacz. - Dziewczyna szybko do niego podeszła. - Brzuch. - Wiktoria ucisnęła na brzuch kilka razy.
W: Krwawienie do otrzewnej. Klaudia! Co z twoim?
K: Kilka opatrunków.
W: Poczeka. Na salę z nim! Piotr i Klaudia! Operujecie!
W: Niech ktoś się nią zajmie! - Wskazała na Olę, która już prawie spadła z krzesła. Blanka przyglądała się wszystkiemu przez szybę. - Dzwońcie po krew na Saską! Dużo! Wszystkie grupy! Ten niech czeka na pielęgniarkę, kilka opatrunków. - Podeszła do ostatniego pacjenta bez diagnozy. - Krwiak mózgu, narastający, natychmiast owa trepanacja czaszki. Andrzej, nie ma sali operacyjnej. Zrobimy to na OIOMie. Tylko, że nie ma anestyziologa .
F: Damy radę.
W: Nie mów, że znasz się na anestyziologii? Na eter drugi raz się nie zgodzę.
F: Damy radę, bez anestyziologa.
W: Cholera! Zatrzymanie pracy sera! Defiblyrator, 300! - Nic. - Jeszcze raz! - Nic. - Podwójnie! Jest, mamy go! Co z pacjentką z kliniki?
F: Pojedziemy tam za 4 godziny, jak wszystko pójdzie dobrze to się uda.
W: Oby. Szykujemy pacjenta do trepanacji czaszki, pani Aniu. - Zwróciła się do pielęgniarki. - I co z Olką?
P.A.:Pani Ola jest w szóstce.
W: Przytomna?
P.A.: Nie.
W: Cholera, zajmie się nią pani później, ale najpierw pacjent do trepanacji, później jeszcze ta trójka do opatrunków.
P.A.:Oczywiście.
F: Biegniemy się myć.
W: Ok. - Szybko wyszli z pomieszczenia i zobaczyli Blankę. - Co z nią?
F: Masz. - Podał dziewczynie klucze od gabinetu. - Drugie piętro. Siedź tam.
W: Ale...
F: Masz lepszy pomysł?
W: Siedź tam i nic nie ruszaj. Będziemy za 4 godziny.
B: Ale co...
W: Nie ma czasu! - krzyknęła biegnąc z Falkowiczem w stronę myjni. Blanka poszła do gabinetu i usiadła na fotelu Falkowicza <On i mama inaczej się zachowywali. Są pewni wszystkiego, ogarniają kilka rzeczy na raz. On miał rację, te 5 miesięcy dużo mamie dało.>
Jezu.... opo genialne. Ale w takim momencie koniec
OdpowiedzUsuńKiedy next? :)
Dzięki za komentarz, chociaż ty jedna coś napisałaś :)
UsuńNext się właśnie pisze, może będzie dzisiaj, ale nie obiecuję.