LICZBA WYŚWIETLEŃ

piątek, 24 stycznia 2014

Część 17

Rano Andrzej obudził się nic nie pamiętając z poprzedniego wieczoru. Zobaczył śpiącego na podłodze Krajewskiego. Wyminął go i poszedł do swojej sypialni. Otworzył drzwi i przetarł oczy ze zdziwienia widząc dwie dziewczyny w swoim łóżku.
F: Wiktoria.  - żadna z dziewczyn się nie budziła - Wiki, pani Agato. - nadal nikt nie odpowiadał - Ja mam de-jawu od alkoholu. - Powiedział sam do siebie. W tym momencie dziewczyny zaczęły się budzić i spojrzały na niego.
A: Profesorze, my tylko... yyy... - Agacie kiepsko szły tłumaczenia, gdy była jeszcze zaspana.
W: My tylko... eee... - Wiktoria też zaczęła się jąkać - No, ciesz się, że się wami zajęłyśmy, bo by ci dom okradli. - powiedziała bardziej przytomnie. Na te słowa Agata zaczęła się śmiać. Falkowicz stał cały czas w jednym miejscu nie dowierzając w to co widzi. - Nie śmiej się głupio, Agata, bo za to co my tu wczoraj przeszłyśmy, powinnyśmy medal dostać.
A: Tu się zgodzę. Pijany jest pan nie do zniesienia.
F: A tak konkretnie?
W: A czy musisz znać konkrety?
F: Wiktoria.
W: Próbowaliście podpalić dom i chcieliście latać nadzy po mieście, potem...
F: Wiktoria, ja nawet jak jestem pijany, to nie robię aż takich głupot.
W: A pamiętasz wczorajszy wieczór, że jesteś taki pewny?
Andrzej spojrzał błagalnie na Agatę. Nie sądził, że mógłby zrobić aż takie głupoty, ale rzeczywiście nic nie pamiętał z tamtego wieczoru.
A: Wiktoria lubi być wredna i wmawiać ludziom różne rzeczy po alkoholu. Mi niestety także. I tak miał pan szczęście.
F: Szczęście?
A: Mi wmówiła coś gorszego.
W: Oj, bez przesady.
A: Bez przesady! Ty mi wmówiłaś, że poszłam do łóżka z jakimś śmierdzącym pijakiem, który leżał rano zachlany w naszym salonie i wpychałaś do głowy jakąś ciążę!
W: Agata, ile razy ci powtarzałam, żebyś się zastanowiła zanim coś powiesz i przy kim to mówisz.
A: Co? Złą opinię ci robię? Za to ci się należy.
W: Oj, Agatko, musiałam się jakoś odgryźć za Piotra.
F: Piotra?
W: Eeee, nieważne.
F: Ważne.
W: Wcale, że nie i nie twoja sprawa z kim... operuję pacjenta.
Agata wybuchła śmiechem słysząc tłumaczenia koleżanki.
A: Mistrzostwo, Wiki, wygrasz ranking na najgłubsze tłumaczenia. Borys robi.
W: Weź siedź cicho, bo nas obie pozabija.
A: Dobra.
W: No a teraz mógłbyś...
F: Wyrzucasz mnie z mojego pokoju?
A: Ubrać się musimy.
F: Ale ja nie będę przeszkadzał.
W: Andrzej.
F: Za dwie minuty tu wchodzę i wam pomagam, a w szczególności Wiktorii.
W: Idź ty lepiej zobaczyć co z twoim braciszkiem.
F: Braciszek śpi na podłodze.
W: I nie pomyślałeś, żeby go przenieść na kanapę?
F: Kanapy szkoda na tego pijaka.
W: Się lepszy znalazł.
K: Andrzej! Masz coś na kaca! Łeb mi zaraz wysadzi!
W: Idź pomóc braciszkowi.
F: Dwie minuty. - przypomniał.
W: Idź ty już.

Chwilę później, kuchnia.
K: Bracie... - zaczął miłym głosem.
F: Zaczyna się.
K: Ja bym po te wasze rzeczy jutro pojechał.
F: Adam. To, że jesteśmy braćmi oznacza, że jak się w coś wkopiesz, to cię wyciągnę, ale nie jest równoznaczne z zniknięciem Hong-Kongu z map świata.
K: Wiesz co... Grozić bratu Hong-Kongiem.
F: Tak? A czy ty czasem właśnie nie próbowałeś wykorzystać, tego, że jesteśmy braćmi? To, że nimi jesteśmy nie oznacza, że od dzisiaj będziesz mniej pracował i nie musisz być na zawołanie.
K: Ale ty chcesz zrobić ze mnie kuriera.
F: Zrobimy tak. Tymczasowo nim zostaniesz, bo ktoś musi, a potem coś wymyślę.
K: Łaskawszy się robisz. Na Ukrainę pojadę jutro.
F: Adam, czy my musimy znowu się kłócić. To się już naprawdę staje nudne, a wczoraj mówiłeś, że dziś rano pojedziesz.
K: Wybacz, ale nie przewidziałem, że się dowiem kilku nowinek o swoim życiu.
F: To, że jesteś moim bratem, nie zmienia tego, że jesteś moim pracownikiem. Śniadanie i jedziesz. To co zjecie?
A: Ma pan pysznego indyka.
F: Widzę, że Wiktoria już panią poczęstowała.
W: No co? Coś nam się należało za opiekę nad dwoma pijakami.
F: No właśnie, Wiki, co tu się w ogóle działo?
W: Typowe zachowanie pijanych facetów, może trochę nasilone, bardzo objawowe.
A: Dobra diagnoza, Wiki. Zapomniałaś tylko o Kindze.
F: Kindze?
W: Przyszła tu, mówiła, że cie kocha i takie tam.
F: A ja?
A: A pana wypowiedzi składały się z won, wyjdź, nie kocham cię.
F: Czyli normalnie. Coś jeszcze?
W: Wznosiliście toast za drzewa.
K: Za drzewa?
A: Mogę ci nawet powiedzieć, że ty.
W: No i chcieliście gdzieś iść się zabawić.
K: Poszliśmy gdzieś?
W: Takie głupie nie jesteśmy, żeby was puścić.
F: Coś jeszcze się działo?
A: Chyba już nie.
F: To ja zrobię śniadanie.
W: Pomogę ci.
F: Nie trzeba.
W: Ale ja nalegam.
F: Ale ja odmawiam.
W: Dlaczego ty zawsze chcesz wszystko robić sam?
F: Dlaczego ty jesteś taka uparta?
W: Mówiłeś, że lubisz moją upartość.
F: A czy teraz powiedziałem, że nie lubię?
W: Ja zrobię śniadanie.
F: Kobieta powinna być księżniczką, której usługują, szczególnie taka jak ty.
W: Seksista.
F: Wcale, że nie.
W: Wcale, że tak.
F: Kokietka.
W: Ja?
F: A kto? Ja?
W: Cynik.
F: Karierowiczka.
W: Arogant.
F: Arogant?
W: A może nie?
F: Wiktoria?
W: Co?
F: O co my się właściwie kłócimy?
W: Zacznij ty lepiej brać te leki na miażdżycę.
F: To o co?
W: Sama jestem ciekawa.
F: Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
W: Czyli gdzieś niedaleko ciebie.
K: Najwięksi dziwacy na świecie.
A: Zgadzam się w 100%.
K: To dostaniemy coś do jedzenia?
F: Już robię.
W: Ja robię.
K: Starczy tego, bo się do jutra nie doczekamy. Wy siedzieć, a ja z Agatą robimy śniadanie.
W: Ale...
F: Przecież...
K: Cisza, powiedziałem!
W: Młodsze rodzeństwo zawsze jest nie do zniesienia.
K: Jak się ma córkę za siostrę, to się nie dziwię.
W: Myślisz, że łatwo było mi traktować swoją córkę jak siostrę i słuchać jak mówi do babci mamo? Odpowiem ci od razu, że ciężko jest przez 10 lat nie usłyszeć tego głupiego słowa od swojej córki, a potem przez 2 lata słyszeć jak cię nienawidzi.
K: Wiktoria, ty to miałaś na własne życzenie. Nie rozumiem...
W: No właśnie. Nic nie rozumiesz.  - Wiktoria wyszła z kuchni. Usiadła na kanapie i jednym łykiem wypiła cały kieliszek nalewki. Falkowicz poszedł za nią.
F: Wiktoria... - usiadł obok niej.
W: Nikt nic nie rozumie. Wszyscy wytykają mi co zrobiłam, ale do cholery miałam 16 lat, dopiero zdałam maturę, a jej ojciec ulotnił się nie wiadomo gdzie. Co miałam zrobić? Całe życie mieszkać z nią u rodziców i pracować na pół etatu w supermarkecie?
F: Podjęłaś najlepszą decyzję. Zapewniłaś jej i sobie lepsze życie.
K: Wiki, przepraszam, powiedziałem kilka słów za dużo.
A: No Wiki... - Agata stanęła za kanapą i od tyłu objęła przyjaciółkę - Nie smuć się już. Wiesz, że Krajewski to idiota.
K: Wypraszam sobie!
A: Masz krzywo zapiętą koszulę, podwiniętą jedną nogawkę spodni i niezawiązane buty.
K: To nie znaczy...
A: Znaczy. No Wiki...
W: Mój blond anioł stróż.
K: Zrobiłem te kanapki.
F: To może przyniesiesz?
K: Może jeszcze posprzątać, panie profesorze?
F: Nie trzeba, o 14.30  będzie  tu pani Ania.
K: Pani Ania? Ładna?
F: Już widzę uroki posiadania brata. Ty jedziesz na Ukrainę.
K: Ślicznotką się z bratem nie podzielisz?
F: Mogę ci ją nawet oddać, byle dla mnie gotowała, sprzątała i robiła zakupy, ale nie sądzę, żebyś ją chciał.
K: Znając ciebie, to na pewno jakaś piękność.
F: Pięknością to może i ona była, nie wiem. Jeśli już to jakieś 35 lat temu.
K: Co? Nie wierzę. Ty byś jej nie zatrudnił.
F: A jednak. Przyniesiesz te kanapki?
K: Ok.
Adam przyniósł tacę kanapek i talerze. Usiadł obok Wiktorii.
K: To co panie sobie...
W: Ja z indykiem.
A: Ja też.
K: No Andrzej, ta twoja pani Ania musi mi podać przepis na tego indyka.
W: Z tego co kojarzę, to ty nie gotujesz, tylko wyrzucasz jedzenie z domu.
K: Żeby ściągnąć cię do siebie mogę nawet upiec tego indyka.
W: Adasiu, ty nie musisz nic piec, żeby mnie do siebie ściągnąć. - Powiedziała uwodzicielskim głosem, a Adam spojrzał na starszego brata z wyższością - Mieszkamy razem i nie zmienię tego choćbym nie wiem jak chciała.
K: Bez przesady, aż takim złym lokatorem nie jestem.
A: Takim złym! Ty jesteś najgorszym lokatorem na świecie!
K: Weź nie przesadzaj.
W: Adam, my cię już na serio mamy dosyć. Albo imprezujesz w domu, albo przychodzisz nachlany w środku nocy z jakąś panienką, a ja mam pokój obok ciebie.
A: W domu nie ma nigdy nic do jedzenia, bo wszystko wyrzucasz. Jest popcorn i chipsy. Tym się nie da żywić codziennie.
W: W całym hotelu nawet nie ma  szklanki czegoś do picia bez procentów, to jest nie do zniesienia. My kupujemy jedzenie i picie, a ty to wywalasz!
F: Oj Adam, Adam.
K: Teraz ty mnie będziesz pouczał?
F: Bądź bardziej odpowiedzialny i nie psuj koleżankom życia, swoimi imprezami.
K: Ale jak można żyć bez imprez?!
F: Zastanów się nad tym trochę, a ja się zastanowię nad tą posadą kuriera.
K: Czy ty mi grozisz?!
F: Ty chyba w życiu nie słyszałeś gróźb.
F: Wiktoria, w końcu nic nie ustaliliśmy w sprawie badań.
W: No tak, wynikły małe komplikacje.
F: Adam, odwieziesz dr. Woźnicką i na Ukrainę.
K: No nie wiem, boję się was tu zostawić, bo nie stać mnie na bycie wujkiem.
W: Adam.
K: Dobra, chodź Agata.
A: Dzięki, ja... zamówię taksówkę. Jedź od razu na Ukrainę.
K: Nie no, podwiozę cię, to po drodze.
A: Nie, nie trzeba. Zamówię taksówkę.
W: Ej, co jest Agata?
A: Ja nie wsiądę z nim do samochodu! Jestem za młoda, żeby umierać.
W: Słucham?
A: Jechałam z nim raz w życiu i więcej się nie zgodzę. On jeździ 150km/h bocznymi drogami.
F: Adam.
K: No co, sam mi mówiłeś, żebym jeździł jak najszybciej, bo szkoda na to czasu.
A: Człowieku, ja cię wręcz błagałam, żebyś zwolnił, a ty tylko przyspieszałeś, ja z tobą nie wsiądę do samochodu!
F: Braciszku drogi. Odwozisz panią doktor, tylko o połowę wolniej.
K: Ale sam mówiłeś, że muszę być jak najszybciej z powrotem z Ukrainy.
F: Nadrobisz potem. A teraz nie trać już czasu i jedź.
K: Czekaj, mam coś dla ciebie. - Adam podał Andrzejowi kilka kopert.
F: Co to jest?
K: Mandaty.
F: Ile?
K: 4600.
F: Masz. - wyjął z portfela plik banknotów - Zapłać. Ja nie mam czasu.
K: Taaa. Gdzie ci przywieźć te rzeczy?
F: Moje daj mi, a Wiktorii zanieś do pokoju. Liczę, że odróżnisz czyje co jest.
K: Może, bo ty się stroisz jak baba.
F: Mam dla ciebie taką życiową radę. Zastanów się 10 razy zanim coś powiesz, albo zrobisz.
K: Mówi się 3 razy.
F: Dla ciebie i 10 razy to za mało. Jedźcie już. Jakby Adam jechał za szybko, to proszę go upomnieć, przypomnieć o tym jakim pięknym zawodem jest praca kuriera.
A: Spróbuj przekroczyć 80, a cię uduszę. - zagroziła
K: Ta, ta, jedziemy.
F: Adam.
K: Ok, do 80.
A: Dziękuję, do widzenia. Wiki, weź załatw ten przepis.
W: Po co, jak on i tak nam to wywali.
A: Zobaczysz, dwa lata...
W: Agata, nie świruj, tylko idź już, bo się Krajewski niecierpliwi.
A: Zobaczysz.
W: Taa, pa.
A: Pa.

LICZĘ NA WASZE KOMENTARZE, JAK MNIE ZMOTYWUJECIE, TO MOŻE SZYBCIEJ SIĘ COŚ POJAWI :-)

5 komentarzy:

  1. Kocham <3 Czekam na bardzo szybkiego nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam twoje opowiadanie. Czytałam kłótnie FaWi i nie mogłam przestać się śmiać cudo. pisz szybko nexta. A tu moje wypociny gdyby cie to zainteresowało: http://fawi-alwaysforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniała część :) czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam z uśmiechem na twarzy :-) Chcę więcej :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładnie :) Bardzo ciekawie, wesoło.

    Ja nie mogę się zebrać do napisania czegoś sensownego... Może jutro, może w poniedziałek

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.