Coś mi się zebrało na pisanie krótkich jednoczęściówek. Poza tym staram się przywrócić trochę życia temu blogowi.
Obudziła się rano w pokoju Adama. Zobaczyła go śpiącego obok. – Co ja narobiłam, kurwa. Dobra, tego debila nie kocham na 600%, więc chyba kłopotu nie ma.
A: Witaj skarbie.
W: Jaki znowu ,,skarbie’’?!
A: No po wczoraj, chyba mogę tak do ciebie powiedzieć.
W: Nie! Nie możesz!
A: Wiktoria, kocham cię.
W: Przecież to dla nas obojga nic nie znaczyło! – wybiegła z jego pokoju, narzucając na siebie tylko jego koszulę.
Wściekła wpadła do szpitala. Miała ochotę zabić każdego na swojej drodze. Napatoczyła się na Falkowicza.
F: Wiki, coś się stało?- spytał widząc jej dziwne zachowanie.
W: Nie! Nic się, kurwa, nie stało! Wszystko idealnie, po prostu! – szybko odeszła kilka kroków i zaczęła kopać w krzesła.
F: Wiktoria. – odsunął ją od krzeseł – Chodź do gabinetu.
W: Nigdzie z tobą nie idę!
F: Oj, Wiktoria, co się stało?
W: Nic się kurwa, nie stało. Tylko przespałam się z największym idiotą tego świata, zwanym twoim braciszkiem! Weź mnie do cholery zostaw w spokoju!
A: Wiki! – podbiegł do nich Adam.
W: Czego chcesz, kretynie!
A: Kocham cię.
W: Ale ja nie! Zrozum rzesz do cholery jasnej.
A: Czyli mam rozumieć, że przespałaś się ze mną, żeby zapomnieć o nim. – pokazał ręką na Andrzeja.
W: A to nie jest do cholery twoja sprawa! Od kiedy kobiety z którymi śpisz zaczęły coś dla ciebie znaczyć?! Weźcie mi wszyscy dajcie święty spokój! – pobiegła przed siebie.
F: Tak dla tradycji, drogi bracie. – walnął go pięścią w nos.
Cały dzień ukrywała się przed światem uzupełniając dokumenty w magazynku. Miała dość. Nie tyle Adama, którego spławienie nie było trudna. Wiedziała, że jego miłość do niej potrwa maksymalnie dwie godziny. Bardziej denerwował ja Falkowicz. Jak zwykle nie wiedział co o nim myśleć. Był jedyną osobą przy której czuła, że nie wie, czego się może spodziewać. Był jedną wielką niewiadomą. Wciąż ją zaskakiwał. Niestety nie tylko pozytywnie, ale i negatywnie, tak jak żeniąc się z Kingą.
Wrócił do domu. Był zmęczony tym wszystkim. Poprzedniego dnia przeprowadzał nielegalną operację, Van Graff się wszystkiego czepiał, ledwo wytłumaczył Kindze, że Adam, nie jest jego synem. Przy okazji Krajewski dowiedział się, że są rodzeństwem. Nawet normalnie na to zareagował, z obojętnością. To jest jedyny plus. A jeszcze ta sprawa z Wiktorią... - myślał - Teraz tylko męczyć się z tą blond idiotką.Obudziła się rano w pokoju Adama. Zobaczyła go śpiącego obok. – Co ja narobiłam, kurwa. Dobra, tego debila nie kocham na 600%, więc chyba kłopotu nie ma.
A: Witaj skarbie.
W: Jaki znowu ,,skarbie’’?!
A: No po wczoraj, chyba mogę tak do ciebie powiedzieć.
W: Nie! Nie możesz!
A: Wiktoria, kocham cię.
W: Przecież to dla nas obojga nic nie znaczyło! – wybiegła z jego pokoju, narzucając na siebie tylko jego koszulę.
Wściekła wpadła do szpitala. Miała ochotę zabić każdego na swojej drodze. Napatoczyła się na Falkowicza.
F: Wiki, coś się stało?- spytał widząc jej dziwne zachowanie.
W: Nie! Nic się, kurwa, nie stało! Wszystko idealnie, po prostu! – szybko odeszła kilka kroków i zaczęła kopać w krzesła.
F: Wiktoria. – odsunął ją od krzeseł – Chodź do gabinetu.
W: Nigdzie z tobą nie idę!
F: Oj, Wiktoria, co się stało?
W: Nic się kurwa, nie stało. Tylko przespałam się z największym idiotą tego świata, zwanym twoim braciszkiem! Weź mnie do cholery zostaw w spokoju!
A: Wiki! – podbiegł do nich Adam.
W: Czego chcesz, kretynie!
A: Kocham cię.
W: Ale ja nie! Zrozum rzesz do cholery jasnej.
A: Czyli mam rozumieć, że przespałaś się ze mną, żeby zapomnieć o nim. – pokazał ręką na Andrzeja.
W: A to nie jest do cholery twoja sprawa! Od kiedy kobiety z którymi śpisz zaczęły coś dla ciebie znaczyć?! Weźcie mi wszyscy dajcie święty spokój! – pobiegła przed siebie.
F: Tak dla tradycji, drogi bracie. – walnął go pięścią w nos.
Cały dzień ukrywała się przed światem uzupełniając dokumenty w magazynku. Miała dość. Nie tyle Adama, którego spławienie nie było trudna. Wiedziała, że jego miłość do niej potrwa maksymalnie dwie godziny. Bardziej denerwował ja Falkowicz. Jak zwykle nie wiedział co o nim myśleć. Był jedyną osobą przy której czuła, że nie wie, czego się może spodziewać. Był jedną wielką niewiadomą. Wciąż ją zaskakiwał. Niestety nie tylko pozytywnie, ale i negatywnie, tak jak żeniąc się z Kingą.
F: Kochanie, wróciłem! - Zawsze można wyobrazić sobie, że mówię do Wiktorii. Spieprzyłem to wszystko. A ta blond lala pewnie znowu zastanawia się na wyborem lakieru do paznokci. Cała sypialnia śmierdzi albo jej czekoladowymi perfumami, albo lakierami do paznokci i acetonem. Teraz jeszcze będę znowu musiał dobierać odcienie. Jakby mi to robiło różnicę. - Kinga! - wszedł do sypialni i zobaczył na łóżku Adama i Walczyk. Zaczął się śmiać.
F: Moja żona zdradziła mnie z moim bratem. - mówił śmiejąc się - Wreszcie. Wreszcie uwolnię się od blond idiotki. - mówił szukając telefonu i wciąż się śmiejąc. - A teraz uśmiech proszę. Zaprezentujemy te zdjęcia na rozprawie rozwodowej. - zrobił im kilka zdjęć. - Dzięki ci, bracie. Powiem ci, że nie sądziłem, że kiedyś uda ci się odwdzięczyć mi za to wszystko, ale się myliłem. Ciebie ma tu jutro nie być. Koniec z lakierami do paznokci, odcieniami różu, cieni i innymi bzdurami.
Wyszedł z sypialni i pojechał do hotelu.
W: Co? - spytała Wiki widząc w drzwiach Falkowicz z butelką szampana.
F: Świętujemy!
W: Co u licha?
F: Zdradziła mnie z moim bratem. Uwolnię się od blond idiotki.
W: Świetnie, a ja co mam z tym wspólnego?
F: Nawet nie wiesz ile. Bierz tą butelkę. - wcisną jej szampana - Zapraszam cię na kolację i nie przyjmuję odmowy.
W: Nigdzie z tobą nie idę. Daj mi spokój święty, człowieku.
F: Idziesz, idziesz. Mam cię zanieść? Jeśli tego sobie życzysz. - podniósł ją.
W: Postaw mnie! Andrzej, do cholery! Zaraz dostaniesz tym szampanem w łeb!
F: Trudno. Uwolniłem się od tej debilki, ale ty się ode mnie nie uwolnisz.
W: To po jaką cholerę się z nią żeniłeś?
F: Po taką, że byśmy w trójkę poszli siedzieć. - postawił ją przy samochodzie - No, pani doktor. Raz to spieprzyłem, drugi raz nie zamierzam.
W: A kto powiedział, że ci zamierzam dać drugą szansę?
F: Litości, Wiktoria. Znowu powtarzamy to samo przez 5 miesięcy?
W: Czemu by nie?
F: Temu. - pocałował ją.
W: Co ty robisz?!
F: To, co powinienem już dawno.
W: Ty zwariowałeś.
F: Może i tak, ale na twoim punkcie.
W: Ja nigdzie nie jadę!
F: Jedziesz.
W: Niby dlaczego?
F: Bo cię kocham.
W: Słucham?!
F: Myślałaś, że kłamałem? Wyjątkowo nie. Więc wsiadaj.
W: Zwariowałeś. - powiedziała wsiadając do samochodu.
F: Wreszcie będziemy mogli być razem.
W: A kto powiedział, że ja z tobą będę.
F: Ja, twoja matka, ogólnie mówiąc, cały szpital od 5 miesięcy.
W: Nie uwolnię się?
F: Nie tym razem.
W: Dobrze, ale spróbuj teraz coś wymyśleć, albo zrobić...
F: A zabić Adama mogę? To będzie dobrze wyglądało na rozprawie rozwodowej.
W: Jego tak.
Czy teraz im się wszystko ułożyło? O ile Kinga czegoś nie odwaliła, któreś z nich nie zdradziło drugiego, nie wkopali się w kolejne nielegalne intrygi, ich przeszłość nie zaczęła powracać, ich życie nie zamieniło się w kryminał, Adam ich w coś nie wkopał, Blanka nie robiła kłopotów, Przemek nie próbował zabić Andrzeja... Łatwiej mówiąc, marne szanse na ,,Żyli długo i szczęśliwie''. Bo czy takie zakończenie jest możliwe przy dwóch ognistych charakterach, dwóch ciężkich przeszłościach i setkach nielegalnych przekrętów?
Oczywiście, że jest możliwe. Wiem co mówię :) Trochę dużo przekleństw na początku, ale poza tym super :D
OdpowiedzUsuń