LICZBA WYŚWIETLEŃ

sobota, 22 lutego 2014

CZĘŚĆ 27

Siedziała w lekarskim i gadała z Agatą.
F: Tu jesteś. - wszedł do lekarskiego.
W: No jestem.
F: Czekam na parkingu.
W: Gdzie?
F: Dzisiaj u mnie. - Agata spojrzała na przyjaciółkę.
W: Dokumenty uzupełniamy, Woźnicka!
A: Oczywiście.
W: Daj ty już spokój. Zaraz będę.
F: Oczywiście. - powiedział wychodząc z lekarskiego.
A: Zabrzmiało to dość jednoznacznie.
W: Ty tylko o jednym. Jutro operuję jaskrę.
A: Jaskrę?!
W: No. Jeszcze nigdy tego nie robiłam.
Ad: Za to ja uzupełniam ich papiery! - odezwał się głos Adama z przebieralni.
W: Zrobimy dzisiaj ile się da.
Ad: Ja zabiję Falkowicza.
W: Przestań, to twój brat.
Ad: Brat od siedmiu boleści.
W: Po coś cię szukał dwa lata.
Ad: CO?!
W: A co idioto myślałeś, że szczęśliwym trafem dostałeś się do niego na staż? On cię po Polsce szukał i dalej, kretynie.
Ad: Nieźle.
W: No nieźle.
Przebrała się i poszła na parking. Wsiadała do samochodu, gdy podbiegł do nich Zapała.
P: Wiedziałem! Wiedziałem!
F: Co pan wiedział, panie Przemku?
P: Wiedziałem!  Teraz wszyscy jesteście po stronie czarnej mocy! Na szczęście Ola jest dobra! Ona jest jak Ludmiła! Pomoże mi! Dowiodę prawdy! Już niedługo wszyscy się dowiedzą. Dowiedzą się, kto jest mordercą Ludmiły. Słyszycie wszyscy! To jest MORDERCA ! ! !
W: Jedziemy, Andrzej?
F: Poczekaj, pan Przemek jest pijany. Potrzebuje pomocy.
W: I ty chcesz mu pomagać?
F: Ja nie. Dzwonię do Adama. - po chwili ze szpitala wyszedł Krajewski.
A: Co jest?
F: Zajmiesz się panem Przemkiem. Zleć badania na poziom alkoholu we krwi i obecność narkotyków.
A: No ok. Chodź stary. - zaciągnął wciąż krzyczącego i wyrywającego się Zapałę do szpitala.
F: Jedziemy?
W: Yhm.
Pojechali do jego willi.
W: Gdzie masz laptopa?
F: Na stole.
W: A ty sobie tak będziesz siedział? Na to to ja się nie zgadzam.
F: Spokojnie. Mam w domu dwa laptopy, dwa komputery, netboka, tableta...
W: Och, jaki ty skromny.
F: I to wszystko prowadzi do tego, że też będę pracował.
W: Nawet nie wiesz jak się cieszę. Raczysz pracować pracować przy swoim projekcie.
F: Naszym, Wiktoria. Naszym.
W: Mam rozumieć, że ja i Adam też mamy z tym coś wspólnego?
F: Ty tak. Adam jest kurierem i to wiecznie pijanym.
W: Nie wiecznie, często. Bierzmy się do roboty.
F: Yhm.

Przez 3 godziny uzupełniali dokumenty, a Wiki słuchała muzyki.
F: Czego pani słucha, pani doktor?
W: Nie sądzę, żeby ci się spodobało. Na czasie to nie jest na pewno.
F: Zobaczymy. - wyjął słuchawki z komputera - Tym mnie zaskoczyłaś. - powiedział słysząc Grażynę Brodzieńską.
W: Pozytywnie, czy negatywnie?
F: Zdecydowanie pozytywnie. Nie sądziłem, że ktoś jeszcze tego słucha. I to ktoś tak młody.
W: Nie jestem młoda.
F: Jesteś. O, to jest piękna piosenka.
W: Dziewczęta z Barcelony?
F: Z tego, co wiem, ty jesteś z Hiszpanii.
W: Tu nie zaprzeczę.
F: ,,Lecz temperament ponosi je czasem, bo ich uroda o miłość aż prosi się" Czysta prawda. - na policzkach Wiktorii pojawił się lekki rumieniec, a piosenka leciała dalej.
F: Z tego co wiem balkonu nie masz.
W: Nie.
F: A jeśli nauczę się grać na gitarze, zgodzisz się na kolację?
W: Tak. - odparła pewnie. Małe szanse, że będzie brzdąkał na gitarze. - pomyślała.
F: Liczysz, że się mnie w taki sposób pozbędziesz? Nie masz szans.
W: Zobaczymy.

Znowu uzupełniali dokumenty.
W: Która godzina? - spytała. Prawie już zasnęła z komputerem na kolanach.
F: A jak myślisz? - on też prawie spał.
W: To co myślę o tej porze najczęściej nadaje się tylko na śmietnik.
F: Przecież często operujemy w nocy.
W: Ale dzisiaj piłam tylko 6 kaw. Moja norma to 13.
F: To jaką ty masz morfologię. Kawa wypłukuje żelazo.
W: Wolę to niż colę, bo miałabym oprócz słabej morfologi cukrzycę i warzyła z 200 kilo. Poza tym na kawi wychodzi taniej. To która jest?
F: 4:00.
W: Co?
F: 4:00.
W: Powiedziałabym, że spadam, ale nie mam siły wstać. Mogę tu zostać.
F: Możesz tu zawsze nocować.
W: Miej człowieku litość. Nie mam siły na utarczki słowne z tobą. Śpię. Dobranoc.
F: Dobranoc. - zasnęli. Ona na kanapie, a on na fotelu.

O 8:00 obudziły ich wrzaski i dobijanie się do drzwi.
Ad: Andrzej, kretynie! Tretter cię zabije! Andrzej!
F: Pięć minut. Litości.
Ad: AAAAANDRZEEEEEJ ! ! ! - wrzasnął na całą okolicę i walnął pięścią w drzwi. - Wiktoria obudziła się i spojrzała na zegarek na ręce.
W: O cholera. Andrzej! - pociągnęła go za rękę.
F: Moment.
Ad: AAAAADRZEEEEEJ ! ! !
W: Wstawaj  rzesz!
Ad: AAAAADRZEEEEEJ ! ! !
W: Co jest? Ty masz taki budzik, czy co?
F: Jest 8:00?
W: Tak!
F: Tretter nas zabije. Adam dobija się do drzwi. - wstał i wpuścił Krajewskiego do środka.
Ad: Co jest, kurde. Ja się dobijam od godziny! Tretter was zabije.
W: Błagam cię, zawieź mnie do hotelu. Proszę Adam, może być 200 na godzinę.
Ad: Co wy żeście tu całą noc robili?
F: Adam, odwozisz Wiktorię. Na szafce jest drugi komplet kluczy. Weź. Mnie już pewnie nie będzie jak wrócisz.
A: Nie no. Jesteś stary, ale nie aż tak.
F: Adam!
A: Już, już. Przewrażliwiony na swoim punkcie.
F: Chuchnij.
A: Myślisz, że piłem?
F: Myślę, że miauczałeś i szczekałeś. Oczywiście, że myślę, że piłeś. - Adam podszedł do Andrzeja i chuchną mu w twarz.
F: Ty wiesz co to jest szczoteczka?! Kupię ci w prezencie pastę do zębów.
A: Nie podoba ci się?
F: Już się domyślam, co mówią o tobie w Szwajcarii. Idiota w wytartych spodniach, krzywo zapiętej koszuli, wiecznie pijany i na kacu, z oddechem gorszym niż bezdomnego.
A: Ty to głupi jesteś. Teraz się kupuje tylko przetarte spodnie i z dziurami. One są droższe niż całe. Teraz się człowiek musi lansować.
F: Lansuj się z dala ode mnie. I ludzi.
A: Nie znasz się. - usłyszeli dziwaczną muzykę będącą dzwonkiem Adama.
F: Co to jest do cholery?!
A: Dzwonek. Ania pewnie chce się umówić na jutro. - wyjął telefon z kieszeni.
F: Dawaj to. - wyrwał mu telefon i odebrał - Adam nie jest zainteresowany żadnymi spotkaniami. Proszę zapomnieć o nim. Żegnam.
A: Ale co ty?! Idioto! Dawaj ten telefon! Może jeszcze jakoś to naprawię.
F: Jutro to ty będziesz uzupełniał dokumenty.
A: Ale...! To była lepsza dupa niż Wiktoria!
F: Nie obrażaj Wiktorii.
A: Tak? A może mi powiesz, że Wiki...
F: Czy ty na prawdę chcesz dostać w pysk? Dla mnie to nie kłopot.
A: Tak? A zobaczymy kto jest silniejszy?
W: Ja nie chciałabym przerywać, miło się na to patrzy. Czuję się jak w kabarecie, ale jesteśmy już spóźnieni.
F: Zawieź Wiktorię. Po licytujemy się później.
A: Boisz się profesorku, że ci przygżmocę?
F: Adam, ja nie jestem idiotą i nie daję się sprowokować.
A: Boisz się? - Adam uderzył kilka razy w Andrzeja, który zaczął się śmiać.
F: Uderzasz gorzej niż kobieta. Chętnie bym się z tobą pokłócił, ale z racji, że nie mam czasu... - walnął raz Adama, który się przewalił - Nic ci nie będzie. Zapomnij o tym i zapisz się na jakieś treningi.
W: Super, tylko teraz ja muszę dzwonić po taksówkę.
F: Zawiozę cię.
W: Ty się lepiej ludziom nie pokazuj, bo wyglądasz jakbyś się lansował. Ja jadę. Do zobaczenia. - wyszła z willi.

8 komentarzy:

  1. Świetne, wspaniałe, cudowne i boskie. Kiedy następna część?? ;) Mam nadzieję, że jakoś szybko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezłe :) Nie chciałabym jednak trafić na stół do chirurga, który spał tylko cztery godziny... :D Super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cztery godziny to jest luksus. Moja znajoma operowała przez 8 godzin po tym jak miała przez 30 godzin dyżur. W służbie zdrowia są straszne braki.

      Usuń
  3. Jejć *.* koffam cb i twoje opowiadanie !!!!! :* ♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochasz mnie? Ty tęczowa? Ja jestem tolerancyjna, ale... yyy no raczej to nie dla mnie.... :D

      Usuń
    2. Hihihihi nie mam chłopaka ♥♥♥ XD co do teczowych to ja się nimi brzydze !!!!

      Usuń
    3. Ja może się nie brzydzę, każdy robi co chce, ale na 300% to nie dla mnie.

      Usuń
  4. Cudowna część. Genialne dialogi zresztą jak zawsze. Uwielbiam twoje opowiadanie. Kiedy next?

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.