LICZBA WYŚWIETLEŃ

wtorek, 4 lutego 2014

CZĘŚĆ 21 Czy ty uśpiłaś panią Agatę?

Po operacji.
F: Mówiłem, że pójdzie ci świetnie.
W: Masz szczęście, że niczego nie zawaliłam.
F: A kto powiedział, że gdybyś zawaliła, to ja bym się nie wykpił?
W: Agata.
F: Nie wierzę.
W: To uwierz. Powiem ci nawet, że Agatka i moja mamusia szykują nam już ślub, ale chyba będzie on beze mnie.
F: Dlaczego?
W: A jak myślisz? Idziemy do lekarskiego? Papiery trzeba uzupełnić.
F: Jakżeby inaczej.
Weszli do lekarskiego, gdzie siedziała Agata.
A: Ej, Wiki, ten facet na serio chce złożyć skargę?
F: Nie złoży.
W: Nie mów, że nabrał się na twoje filozofie.
F: Niektórzy ludzie są po prostu głupi. Kawy? - spytał podchodząc do ekspresu.
W: Ja już mam dosyć kawy. Herbatę mi możesz zrobić.
F: A pani? - spytał Agaty.
A: Ale ja co?
F: Czego się pani napije?
A: Ale nie, nie musi pan mi nic robić...
W: Agata, korzystaj, póki on ma chęci.
A: Okey. - powiedziała niepewnie. - To może kawy.
F: Jakiej?
A: Wszytko jedno.
Kinga wpadła do lekarskiego i podeszła do Andrzeja.
K: Andrzej, kochanie...
F: Nie mów tak do mnie.
K: Ale co się dzieje skarbie?
F: Kinga, ja cię nie kocham, więc daruj sobie.
K: To przez ciebie! Zabrałaś mi go! - Kinga rzuciła się z pięściami na Wiktorię, która od razu złapała ją za obie ręce.
W: Posłuchaj blondi. Nikogo ci nie zabrałam. I uważaj lepiej, co robisz z tymi rączkami, bo bez ząbków nie będziesz taka śliczna.
K: Ty suko! On jest mój!
W: Możesz go sobie zjeść. Smacznego życzę.
K: Ty...!
F: Już, starczy  Kinga. - Falkowicz odciągnął laborantkę od Wiktorii.
K: Skarbie, musimy się spotkać, wyjaśnić sobie wszystko. Ja wiem, że ty kochasz tylko mnie.
F: Kinga, nie kocham cię i nie wmówisz mi tego.
K: Wiem, że mówisz tak tylko przy niej. Jest do czegoś potrzebna?
F: Uświadom sobie raz na zawsze, że cię nie kocham, nigdy nie kochałem i nigdy nie pokocham.
K: Musimy to wszystko sobie wyjaśnić. Nie bój się. Wiem, że ona jest tylko potrzebna do jakiegoś projektu. Spotkajmy się.
F: Dobrze skarbie. To może dzisiaj o 19.00 w twojej ulubionej restauracji.
K: Jeszcze pamiętasz która to była? - spytała z radością.
F: Jak mógłbym zapomnieć. - odpowiedział sztucznie uśmiechając się do laborantki.
K: To do zobaczenia, kochanie. - Kinga z wielkim uśmiechem wyszła z lekarskiego.
W: A ty nie masz dziś nocnego dyżuru?
F: Litości, ja nawet nie mam pojęcia, co to za restauracja. Chociaż z tym by nie było kłopotu. Wystarczy znaleźć najbardziej kiczowatą restaurację w okolicy.
W: Nie pomyślałeś, że ją krzywdzisz?
F: Ona sama siebie krzywdzi.
W: Szuja z ciebie.
F: Dziękuję za komplement.
A: Wiki, co robisz wieczorem?
W: Sory, ale na randkę się z tobą nie umówię. Ja nie tęczowa, poza tym Marek byłby zazdrosny.
F: A ze mną?
W: Ty masz dyżur.
F: Zaraz mogę go nie mieć.
W: Daj ty spokój. Nie mam siły na przekomarzanki.
W: Czego chcesz? - spytała Agaty.
A: Butelki wina i przyjaciółki.
F: Będzie pani zawiedziona, ale Wiktoria ten wieczór spędzi jednak ze mną. - powiedział przyglądając się grafikowi. - I noc też.
W: Co ty żeś powiedział?! Namieszałeś w grafiku?!
F: Nie musiałem. Sambor zrobił to za mnie. Mamy dziś razem dyżur, kochanie.
W: Mówiłam ci już, że jesteś szują?
F: Coś wspominałaś.
W: No Agatka. Spędzisz tan wieczór sama. -  Wiki zobaczyła Marka wchodzącego do lekarskiego. - Albo znajdę sobie zastępstwo.  Marek, nie masz na dzisiejszy wieczór żadnych planów?
M: Sory, ale ja już jestem zajęty.
W: Och jaka szkoda.
M: No musisz jakoś przetrwać, ale z tego co wiem, pan profesor wolny.
W: Zamknij się lepiej. Agatka potrzebuje towarzystwa na dzisiejszy wieczór. Robimy licytację, który z panów da więcej.
F: Bez urazy, ale ja wolę Wiktorię.
M: Czyli obędzie się bez licytacji. Agatka moja, Wiktoria pana.
W: Ja nie jestem niczyja!
M: Tak, tak. Agata, skonsultujesz mi pacjenta i za godzinę w hotelu.
A: Ok. - wyszli z pokoju.
W: Dobra, ja spadam.
F: Wiktoria, ja nie żartowałem z tym dyżurem.
W: Wiem. Idę do hotelu. Przecież nie będę tu siedzieć i patrzeć w ścianę. - powiedziała kierując się w stronę drzwi. - Za 20 minut będę.
F: Czekaj.
W: Co?
F: Jest -3 na zewnątrz. - podał jej kurtkę.
W: A no tak. Dzięki.
Po 20 minutach Wiki weszła do lekarskiego i wyjęła z torebki dwie książki.
F: Niepotrzebnie szłaś do hotelu.
W: Co? - Andrzej pokazał jej swoje książki, które były identyczne jak jej.
W: To jest jakaś paranoja.
F: Jaka paranoja?
W: To są dwie najrzadsze książki z chirurgii jakie znam.
F: Co w tym dziwnego, że oboje czytamy dobre publikacje medyczne. Przecież nie weźmiemy się za książki jakiś studentów. Tylko bez sensu szłaś do hotelu.
W: Nie bez sensu, bo kosmetyków raczej nie masz.
F: Ja nie, ale ktoś zostawił. - podał jej dużą czarną kosmetyczkę - Z tego co kojarzę, to pani Agata.
Wiktoria zajrzała do kosmetyczki.
W: Biedna Agatka. Jaj ulubiony eye-liner.
F: Jej ulubione co?
W: Aaa, taki pisak, do robienia tej kreski. - wskazała na miejsce prze swoim oku.
F: Ja tego nie pojmę.
W: Czekaj Agatka do mnie dzwoni.
A: Wiki! Zgubiłam kosmetyczkę. Nie wiesz gdzie to u licha może być?
W: Nie panikuj. Co ty w tej kosmetyczce złoto masz?
A: No nie, ale nie mam jak się malować.
W: Przecież masz jeszcze z sześć wypchanych kosmetyczek, a tak przy okazji, to ta duża, czarna jest w lekarskim.
A: Przyniesiesz? - spytała błagalnym głosem.
W: Przed chwilą byłam w hotelu. Sory, ale nie mogę w kółko wychodzić ze szpitala podczas dyżuru.
A: Nie możesz, czy nie chcesz?
W: Agata, ja mam dyżur, poza tym przed chwilą byłam w hotelu.
A: Małpa. - Agata się rozłączyła.
Po chwili internistka wpadła do lekarskiego.
W: Cześć.
A: Z tobą nie gadam, ty nieużyty psie.
W: Nieużyty psie? Woźnicka?
A: No  co? Kosmetyczki mi nie raczyłaś przynieść.
W: Oj Agata. Siadaj. Zrobię ci śliczne oczka na przeprosiny.
A: No dobra. - Woźnicka usiadła na kanapie.
W: To jakie sobie życzysz kolorki.
A: Beże, brązy. Wiesz, nie za mocno.
W: Ok. Podkład i puder to ty już chyba masz.
A: Yhm. - Wiktoria zaczęła malować koleżankę, a Falkowicz przyglądał się jej wyczynom.
W: A ty co? Nauczyć się chcesz?
F: Czemu by nie.
W: Dobra jeszcze tylko tusz i Mareczek padnie.
A: No błahaha.
W: Wiem. Cholera jasna! - Wiktoria upuściła szczoteczkę od tuszu na kanapę.
A: Co jest? - Agata spojrzała na ślad po tuszu na beżowej kanapie. - Ty to zawsze coś odstawisz.  Jak nie podpalenie, to plama na kanapie.
W: W ogóle, to dlaczego my nie poszłyśmy do łazienki?
A: A kto to wie?
F: No ładnie. Macie jakiś genialny pomysł?
W: Ta kanapa powinna być czarna.
A: Wtedy byś na nią wylała podkład.
W: Podkładu dziś nie używałam. Masz płyn do demakijażu?
A: Gdzieś w tej czarnej kosmetyczce.
W: Ok. - Wiktoria wygrzebała butelkę z kosmetyczki i próbowała zetrzeć plamę.
W: Co to za gówno?! - spojrzała na butelkę - Biedronka. - przeczytała nazwę producenta - Co ty za chłam kupujesz?!
A: Biedna jestem. Ty może Biodermę masz?
W: A żebyś wiedziała. - Wiktoria wyjęła swój płyn.
A: Co ty napadłaś na drogerię, czy te badania są na serio opłacalne?
W: Badania są opłacalne, bo wreszcie zacznę żyć jak człowiek, a nie za 2000 miesięcznie, ale to od przyszłego miesiąca.
A: 2000? Mówiłaś, że dostajesz 3400.
W: Macierzyństwo jest kosztowne.
A: Co ty, córce dajesz tysiąc czterysta  kieszonkowego?
W: Nie wiesz co, ja jej daję co miesiąc dwa miliony, tylko nie stać mnie na jakieś wakacje.
A: No to co robisz z tą kasą? Kredyt jakiś masz?
W: Szkoła z internatem w Nowym Jorku i leki z Ameryki nie są takie tanie.
A: Dobra, dawaj lepiej ten płyn.
W: Ok.
A: Działa.
W: To dobrze, bo... No właśnie, kto by nas zabił?
F:  Ja raczej nie.
A: To po co my to czyściłyśmy?
W: Po co ja cię tu malowałam?
A: A kto to wie. Idę do hotelu. Do widzenia, profesorze... - Wiki spojrzała na buty koleżanki.
W: Ty...! Ukradłaś mi buty!
A: Powiedziała dziewczyna która zabrała mi bluzkę.
W: Idź ty już i mi butów nie poniszcz.
A: Zobaczę. Pa.
W: Mareczka pozdrów.
A: Yhm. - Agata była przy samym wyjściu, ale potknęła się i upadła. - Ała! Cholera jasna!
W: I połamałaś mi obcas w butach. Mówiłam, że za wysokie dla ciebie.
F: Nic pani nie jest?
A: Nie wiem. Ałaaa. - dziewczyna próbowała wstać. - Cholera jasna.
W: Co cię boli? - Wiki i Falkowicz podeszli do internistki będącej na podłodze.
A: Stopa. To się nazywa mieć zapchlone szczęście.
W: Zabieramy ja na izbę.
F: Idę po wózek.
W: Ok.
W: No Agata. Mówiłam, że za wysokie dla ciebie. Ty nigdy nie umiałaś chodzić na obcasach.
A: Weź mi daj coś przeciwbólowego. To jest nie do zniesienia.
W: Nie mogę przed badaniem.
A: Ale to cholernie boli.
W: Ale tylko stopa?
A: Na szczęście tak.
W: Już się bałam, że znowu coś z biodrem.
A: Weź coś zrób, to jest nie do wytrzymania.
W: Blokadę w splot nerwowy mam ci założyć? Nic nie wymyślę.
F: No, pani doktor. Pozwoli pani, że pomogę. - Falkowicz podniósł Agatę i posadził na wózku.
W: No Agatko, jedziemy. Zadzwoń do Mareczka i odwołaj to wszystko. - Wiki zawiozła Agatę na izbę i próbowała zdjąć jej buta.
A: Aaałaaa! Wiktoria!
W: Przecież jakoś ci to muszę zdjąć. Nie mogłaś wziąć kozaków z suwakiem? Tylko bez i to jescze do kolan.
A: To weź to może rozetnij. I tak już w nich nie będziesz chodzić.
W: A to jest dobry pomysł, tylko, czy ktoś tu ma sekator, bo ja kupuję porządne buty i nożyczkami tego nie rozetnę.
A: Spróbuj.
W: No ok.
W: Nie no. Sama widzisz, nie ma szans. Nawet się nie nadcięło.
F: Mogę wiedzieć, co robicie? - spytał Falkowicz wchodzący na izbę.
W: Próbujemy jakoś zdjąć tego buta. Masz sekator?
F: Sekatora nie, ale mam piłę do gipsu.
A: Co?! Ja się nie zgadzam!
F: Nie ma pani wyboru. - powiedział wychodząc z gabinetu.
A: Nie no, to jest jakaś paranoja.
W: Było założyć buty z suwakiem.
A: To wszystko przez ciebie!
W: Przeze mnie?! Było nie brać moich butów i to na 15 centymetrowej szpilce.
A: A tak w ogóle,  to gdzie poszedł Falkowicz?
W: Pewnie załatwić Bartka i piłę.
F: Pana Bartka, obsługującego ten sprzęt nie ma, ale proszę się nie obawiać, raz w życiu piłowałem tym gips. - powiedział wchodząc z piłą.
A: Nie! Wiki, ja nie chcę! - Agata złożyła błagalnie ręce.
W: Ja tego w ręce nawet nigdy nie miałam. Po za tym mówiłaś, że Andrzej jest najlepszy.
A: Najlepszym chirurgiem! Wiktoria, ratuj.
W: Ale przed czym ja mam cię ratować i jak?
A: Nie wiem, pomóż.
W: Agatka, ja nic nie wymyślę. Mogę cię za rączkę potrzymać.
A: Nie mógł pan wziąć ręcznej?
F: Mogłem.
A: To czemu pan nie wziął?!!!
F: Strach w pani oczach jest nieoceniony.
A: A ja powiedziałam, że pan nie jest taką szują. Wiki, ratuj.
W: Andrzej weź zwykłą piłę, bo nam Agatka zemdleje.
F: Zwykłej nie miałem ani razu w ręce, ale jak pani woli.
A: Wiki?
W: Decyduj Agata. Ja nie miałam w ręce ani jednej, ani drugiej.
A: Ja już nie wiem, co gorsze. Wiki, pomóż.
W: Daj rękę. - Wiktoria sprawdziła tętno. - Przyspieszone, miarowe. Dam ci coś na uspokojenie.
A: Co?
W: Cicho.
F: Dożylnie, szybciej zadziała.
W: Ok. - Wiktoria wstrzyknęła Agacie lek. Internistka natychmiast opadła na łóżko.
F: Czy ty uśpiłaś panią Agatę?
W: Nie wiem, cholera jasna, pielęgniarki musiały poprzekładać leki.
F: Zobacz lepiej, co jej podałaś.
W: To. - Wiktoria podała Andrzejowi opakowanie po leku.
F: Nie uśpiłaś jej na stałe, to jest plus. Ile ona waży?
W: A kto to wie? Z 60? Pojęcia nie mam.
F: Zakładając, że 60, to za pół godziny się obudzi.
W: To bierz się za robotę, póki śpi, ale może weź jednak tą ręczną, żebyś jej nogi nie obciął.
F: Postaram się.

40 minut później.
A: Co ja tu robię? - spytała gdy obudziła się na sali dla pacjentów.
F: Obudziła się pani.
A: Dlaczego ja w ogóle spałam? Film mi się urwał na panu z piłą i Wiki badającej mi tętno.
F: Wiktoria chciała pani podać leki uspokajające, ale pielęgniarki je poprzekładały  i przez przypadek dostała pani leki nasenne.
A: Idiotka z niej.
F: Szczerze mówiąc, to nawet dobrze się stało, że pani zasnęła. W spokoju mogliśmy rozpiłować pani tego buta i zbadać stopę.
A: I jaka diagnoza?
F: Ma pani skręconą kostkę.
A: Tylko? Przecież to cholernie bolało.
F: To jest bardzo rzadkie i bardzo bolesne skręcenie, ale wystarczą ścisłe bandaże i leki przeciwbólowe.
A: Gdzie Wiki?
F: Poszła do łazienki.
W: O, Agatka się obudziła.
A: Ty małpo, uśpić mnie chciałaś.
W: Ale mi się niestety nie udało. Jak się czujesz?
A: Nic mnie nie boli.
W: Nie dziwię się, bo dałam ci niezłą dawkę przeciwbólowych.
F: Ty jej coś dawałaś?!
W: No tak. Dałam jej nawet zwiększoną dawkę, a co?
F: Ja też jej dałem zwiększoną dawkę.
A: Nie no ludzie! Wy mnie zabić chcecie?!
W: Przynajmniej cię nie boli.
F: Ile ty dałaś?
W: 130 procent normalnej dawki.
F: Ja 120.
A: Po prostu super! 250 procent normalnej dawki.
F: Nic pani nie powinno być.
W: Chyba. Dobra, to my idziemy do lekarskiego, chodzić możesz.
A: Czekaj. Kiedy mnie z tond wypuścicie?
W: No po takiej dawce leków, to pojutrze, wieczorem.
A: Co?!
F: Musi pani być opłacalna dla szpitala.
A: Że co?!
W: Nie czytała nowych rozporządzeń. Zajrzyj sobie jak będziesz mieć chwilę, a teraz leż i odpoczywaj.

9 komentarzy:

  1. Świetne......padłam czytając to.......kiedy next? :) <3 ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :D Trochę mało realistyczne. Ale miło się czyta.
    Komedia ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mało realistyczne? Tu cię zaskoczę, bo tego nawet nie wymyśliłam, tzn. w pewnym sensie, bo mój znajomy, który jest lekarzem miał taką pacjentkę, może ona nie umierała ze strachu na widok piły i nikomu nie przyszła do głowy mechaniczna piła, ale użyli zwykłej.
      Pozamieniane leki są możliwe. To się zdarza, bo tak naprawdę gdy lekarz podaje jakiś lek, chociaż najczęściej robi to pielęgniarka, to jeżeli od kilku lat leki są poukładane tak samo, to nikt nie czyta co podaje.
      To, że dwoje lekarzy podało leki jest możliwe, gdy nie wpisali oni od razu podanych sterydów. A zwiększone dawki... no cóż, jak pacjent jest kimś znajomym to czasem się tak robi, oczywiście w granicach rozsądku i tu te 120 czy 130 procent było w granicach rozsądku.
      Tak naprawdę wszystkie te sytuacje usłyszałam kiedyś od jakiś lekarzy. Znajomych, albo rodziny. Tylko, że im się to zdarzało pojedyńczo, a ja to połączyłam.

      Usuń
    2. Kochana, kiedy next? :* :D

      Usuń
    3. Właśnie się pisze, ale ostatnio jakoś mi te opowiadania nie idą... Może potem będzie lepiej :-)
      Postaram się dzisiaj coś dodać, ale nie wiem co z tego wyjdzie. Mam na polski opowiadanie na min. 800 słów XD, 22 zadania z matmy i rozdział historii do wykucia na pamięć i o śnie w nocy mogę pomarzyć :(

      Usuń
    4. Nie miałeś czy już miałeś ferie ?? :p

      Usuń
    5. Będę miała od 15 lutego, ale to wcale nie oznacza częstrzych nextów, bo jadę na całe ferie do Zakopanego i tak jak od 5 lat jeżdżę po 10 h dziennie na nartach.

      Usuń
  3. Zazdroszczę :'(
    Będziesz mogła zobaczyć dom Żebrowskiego ♥♡♥♡
    KIEDY COŚ DODASZ ??? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A on czasem nie sprzedał tego domu? Nie wiem, słyszałam coś, ja lubię filmy z Żebrowskim, ale nie szaleję jakoś za nim.
    Dziś pewnie coś dodam, chociaż się zastanawiam, bo to jest dość dziwne. Odbija mi XD

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.