LICZBA WYŚWIETLEŃ

poniedziałek, 24 lutego 2014

CZĘŚĆ 28 Rozwaliłaś samochód Falkowicza?

Pół godziny później.
Szła szybko do szpitala, gdy zobaczyła białe BMW, które z zabójczą prędkością podjechało pod szpital i zatrzymało się na podjeździe dla karetek.
A: Tu nie wolno się zatrzymywać! - krzyknęła od razu Agata, która miała dyżur w karetce.
F: Zaparkuje pani? - rzucił jej kluczyki.
A: Ale ja...
F: Dziękuję!
A: Ale ja nie umiem prowadzić!
F: Trudno! - on i Wiki pobiegli do Trettera.
T: Co to ma znaczyć?! Pół godziny spóźnienia! I to oboje!
W: Ja się, ten no w pokoju się zatrzasnęłam.
T: A pan, profesorze? Zatrzasnął się razem z dr. Consalidą.
F: Po co się tak zapeszać. Drobne spóźnienia się zdarzają.
T: Ustawiać się. Dr. Rudnicka z dr. Consalidą. A to dla pana, profesorze. - podał mu pilota.
F: Co to jest?
T: Pilot.
F: Tyle zauważyłem.
T: Panie doktór będą tamować krwawienie z tętnicy, a tym pilotem może pan ustawić kąt nachylenia krwawienia, siłę itp.
F: Może być miło. - powiedział pod nosem.
T: Słucham?
F: Bierzmy się do pracy.
T: Oczywiście. Dobra, wszystko ustawione. Profesorze.
F: Yhm. - nakierował krwawienie na Ninę i włączył największą moc. Nina miała całe fartuchy w sztucznej krwi. Wszyscy zaczęli się śmiać, a Tretter kręcił głową z niedowierzaniem. - Coś pani doktor nie umie tamować krwawienia z tętnicy.
N: Ty gnido! Ty szujo! - Nina rzuciła się z pięściami na Falkowicza, który jedną ręką odsuną ją od siebie na bezpieczną odległość.
F: Złość piękności szkodzi.
N: Ty wrednoto! Ty gnido!
T: Co to miało znaczyć?! Bierzmy się do normalnej pracy, a z panem jeszcze to wyjaśnię. Dr. Consalida z profesorem. A ja poproszę tego pilota. Już!
F: Ależ oczywiście. Pan tu rządzi, dyrektorze.
T: Natychmiast!
F: Ależ spokojniej. - zrobili trochę zdjęć.
T: Starczy tego. Mamy już wszystko. Podpiszcie to.
W: Co to?
T: Zgody na publikowanie wizerunku i tak dalej. - dał im kilka dokumentów.
F: Ja idę do siebie.
W: Przyjdę za pół godziny i jedziemy do kliniki. Tak?
F: Zgadza się. - Wiktoria poszła do lekarskiego. Zadzwoniła do niej Agata.
A: Wiki, przyjdź na parking.
W: Zaraz tam będę z Andrzejem jedziemy do jego klinki na operację.
A: NIE!
W: Co jest Agata?
A: Przyjdź teraz. Natychmiast. SAMA.
W: Co się dzieje?
A: Szybko.
W: Ok, ok. - Wiktoria poszła na parking. Zobaczyła Agatę chodzącą w kółko ze zdenerwowania przy rozwalonym BMW.
W: Rozwaliłaś samochód Falkowicza?
A: On mi kazał zaparkować. Mówiłam, że nie umiem prowadzić. Ja mu do końca życia tego nie spłacę. Pomóż.
W: Boże, Agata. - Wiki złapała się za głowę. - Co ty żeś narobiła. Po co się do tego dotykałaś? Może da się to naprawić. - Wiki zaczęła oglądać samochód. - Rozwaliłaś tylko przód.
A: On mnie zabije. A naprawa i tak będzie droga. Co ja mam zrobić?
W: Chodź.
A: Ale gdzie?
W: Do Falkowicza. Chyba lepiej się przyznać niż żeby wyszedł ze szpitala i zobaczył rozwalony samochód. Raz kozie śmierć.
A: Ale ja nie chcę umierać. On mnie zabije. Ja uciekam z kraju. - Wiki zaczęła się śmiać. - Co się głupio śmiejesz?
W: Uciekam z kraju? Woźnicka.
A: Przecież on mnie zabije.
W: Zobaczymy. Chodź.
A: Ale...
W: Już. - Wiki zaciągnęła Agatę do gabinetu.
F: O, jesteś już. Dzień dobry, pani Agato.
A: Wiki. - Agata przytuliła się do koleżanki chowając się za nią.
F: Coś się stało?
W: Agata. - internistka się nie odezwała, tylko bardziej schowała za Wiki. - Agata rozwaliła ci samochód.
F: Słucham?
A: Mówiłam, że nie umiem prowadzić. Ostatnio jeździłam przed wypadkiem i to jakimś małym gratem.
F: A tak na prawdę, co się stało?
W: Ona na serio rozwaliła ci samochód.
F: Czyli jedziemy taksówką.
W: Co? - spytała zdezorientowana.
F: Skoro mam rozwalony samochód musimy jechać taksówką do kliniki.
A: Ale pan mnie nie zabije?
F: Czemu miałbym panią zabić. Samochód rzecz nabyta i to niedroga.
A: Niedroga?! Przecież...
F: Niech pani powie Adamowi, że jak go naprawi jest jego.
A: Ale że Adam może sobie wziąć pana samochód.
F: I tak chciałem go wymienić. Biały kolor mi się znudził.
W: Widzisz Agatka. A ty chciałaś uciekać z kraju.
F: Uciekać z kraju? Ja nie jestem aż taki zły, pani Agato.
W: Tak, tylko oblałeś Ninę krwią.
F: To był... wypadek przy pracy. Zna któraś z pań numer po taksówkę?
W: Ja coś powinnam mieć. Zadzwonię. A ty Agatka idź do hotelu. Trochę zdenerwowana mi się wydajesz.
A: Yhm. - przytaknęła i wyszła z gabinetu.
W: Dzięki, że na nią nie nawrzeszczałeś. Postaram się z Agatą jakoś oddać ci te pieniądze...
F: Nie wygłupiaj się.
W: Ale...
F: Nie ma żadnego ale. Powiedz lepiej ile bierzesz za przeprowadzenie operacji jaskry.
W: Ale ja jestem na asyście. Poza tym teraz już mi nic nie musisz płacić, za ten samochód.
F: Będę ci płacił za ciężką pracę. I to ty operujesz.
W: Ale ja jeszcze nigdy...
F: Przecież nie będziesz sama. Będzie dobrze.
W: No ok. Idziemy?
F: Yhm.

4 komentarze:

  1. Hahahahaha XD XD " rozwaliłaś samochód Falkowicza ? " nie mogę z tego :D kiedy next ??? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. :D Super. Myślałam, że Agata trochę mniej się obawia Falka xd Ale no spoko. Czekam na nexcika, zresztą po co to piszę, to norma :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja ogólnie nie obawiam się nikogo, ale nawet osobie, którą bardzo dobrze znam i od dawna, jak wielka to by nie była nawet przyjaźń, i tak gdybym rozwaliła jej samochód i to tak drogi...

      Usuń
  3. Kiedy next ??? :00 *.*

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.