Obudzili się nad ranem leżąc we dwoje na kanapie.
Ad: Joł! - wrzasnął wchodzący do salonu Adam.
W: Ciszej.
Ad: AAAANDRZEEEEJ!!!!!!!! - wrzasnął tak, że chyba usłyszeli go chyba na drugim końcu Polski.
F: Dlaczego krzyczysz, idioto?!
Ad: Ty się tak darłeś, jak miałem kaca.
W: A dzisiaj nie masz?
Ad: Co ty. Taka ilość alkoholu to nic. A teraz ty masz kaca Andrzej, a ja będę krzyczeć!!!!!!!!! - wrzeszczał na cały głos.
F: Nie mam kaca, kretynie, tylko nie rozumiem, czemu krzyczysz jak jakiś chory psychicznie.
Ad: A ty Wiki?
W: Ja nigdy nie mam kaca.
Ag: Hej. Kogoś główka boli? Ja nigdy nie przeżywam kaca.
Ad: Co wy ludzie, do cholery?!
F: Nie mamy kaca, nie rozpaczaj z tego powodu. - wstali z kanapy.
W: Wyglądasz jak śmierć.
F: Ty też. Adam, idziesz do gabinetu i przynosisz mi... wszystko co mi się przyda. Nie chciałeś, żebym traktował cię jak idiotę, więc chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.
Ad: Oki. - wyszedł z hotelu.
Godzinę później oboje doprowadzili się już do normalnego wyglądu.
W: Mamy coś do jedzenia?
Ag: Eee no jak zwykle nie.
F: Przewidziałem to. Za chwilę będzie śniadanie.
Ag: Wiki nie wyprowadzaj się! Zamieszkajcie tu razem! Oddam wam swój pokój! Zamieszkam w salonie! Błagam, mieszkajcie tu!
W: Sorki Aga.
Ag: Proooszeeee ja mam dość głodowania. Codziennie żywię się tylko szpitalnym żarciem, albo w bufecie, a czasem jakimś badziewiem z kfc i wiecznie jestem zagłodzona.
W: Ja żyję tak samo od tylu lat i co?
Ag: I teraz się wyprowadzasz i zostawiasz mnie samą z tymi idiotami! Z kim ja się będę upijać?! I z kim ja będę rozpaczać, że nie mamy jedzenia?!
F: Zawsze możesz nas odwiedzać. To jest 20 minut samochodem.
Ag: Nie mam samochodu i nie mam kasy na takse. To wszystko przez ciebie. Musiałeś rozkochać w sobie moją przyjaciółkę?!
W: Agatka, mi się wydaje, że przesadzasz odrobinkę. Ja nie wyjeżdżam na drugi koniec świata. - usłyszeli dzwonek do drzwi.
F: Pójdę otworzyć. To pewnie śniadanie.
Ag: Wiki, nie wyprowadzaj się.
W: Hej, Agatka. Nie rozpaczaj. Możesz nas odwiedzać kiedy tylko chcesz.
Ag: To nie jest to samo. Tutaj mogłam do ciebie przyjść choćby w środku nocy.
W: Istnieją telefony. Aga, nie rozpaczaj.
Ag: Okey.
F: Adam! Śniadanie!
Ad: Kocham cię, tato. - Krajewski zszedł na dół.
F: Tato?
Ad: No. Jeszcze mi kanapeczki do Szwajcarii zrób.
F: Nie "no" tylko "tak, jeśli już. A kanapeczek nie dostaniesz.
Ad: A dwa zeta na paczkę chipsów w sklepiku szkolnym, tatusiu?
F: Nie przesadzaj Adam, nie przesadzaj. - po chwili siedzieli w salonie jedząc śniadanie.
Ad: A no...
F: Nie "no".
Ad: Dobrze, tato.
F: Nie błaznuj, Adam.
Ad: Yhm. To mam pytanie... tylko na mnie nie wrzeszcz.
F: Jakie znowu pytanie.
Ad: Jakie ja mam hasło do maila?
F: Sam je wymyślałeś, idioto.
Ad: Ale ty ja na pewno znasz, co nie?
F: Oj Adam.
Ad: No to jakie ja mam hasło?
F: O czym myślisz 24 godziny na dobę?
Ad: Aaa... już pamiętam, seks. Dzięki. - Wiktoria i Agata zaczęły się śmiać.
F: Nie ma za co. - burkną zastanawiając się jak duże pokłady idiotyzmu ma w sobie jeszcze Adam.
W: Fajne hasło, Adaś.
Ad: On ma jakąś niestworzoną kombinację liczb jako hasło do kompa. Z 600 cyfr. Jak ty to pamiętasz, stary?
F: Mam swoje sposoby.
Ad: Dobra, nie chcę wiedzieć.
F: To dobrze.
Ag: Ale czy wy nie moglibyście tu zamieszkać? Proszę, oddam wam swój pokój i będę się gnieździć w salonie.
W: A basen, sauny, jacuzzi też tu wstawisz?
Ag: Milionerom to dobrze.
F: Wcale nie tak dobrze. Dopiero z Wiktorią dobrze.
Ad: Błagam cię. Z Wiki, czy bez masz fajowe życie.
F: Nie. To się po jakimś czasie nudzi, a w szczególności po tylu latach. Ale z Wiktorią nigdy nie jest nudno.
W: Doprawdy? Mi się wydaje, że z tobą.
Ad: W ogóle to co wy ludzie robicie?
W: Jak to co robimy?
Ad: No tak ogólnie. Jakie macie plany na najbliższy tydzień chociażby?
W: Dzisiaj się przeprowadzam, jutro... jutro jeszcze chyba nic nie mamy w planach. Andrzej?
F: Możemy znaleźć coś ciekawego w teatrze, jeśli chcesz.
Ad: Łeee, teatr?
F: Ciebie tam nikt nie zaprasza.
Ad: No ta.
F: Nie "No ta".
Ad: Dobrze, tato.
F: Przestań błaznować.
W: Koleżanka polecała mi w Romie "Berlin, czwarta rano".
F: Jak sobie życzysz, kochanie.
Ag: Dobra, ja pozmywam.
W: Pomóc ci?
Ag: Nie, dzięki. Pakuj się lepiej. Pomogę ci może potem. - zasmucona internistka poszła do kuchni.
Ad: Aga przeżywa twoją wyprowadzkę, Wiki.
W: Myślę, że obejdzie się bez psychologa. Idę się pakować.
F: Pomogę ci.
W: Okey. Nie wiem tylko czy nadal będziesz taki chętny na moją przeprowadzkę, jak zobaczysz moją ilość ciuchów.
F: Nie sądzę, żeby było ich więcej niż moich.
W: Gdzie my to wszystko zmieścimy?
F: Mamy w domu dwie puste garderoby. Myślę, że jedna ci wystarczy na początek.
W: Ok. I jeszcze jeden warunek, żebym z tobą zamieszkała.
F: Zaczynam się obawiać. Mam nadzieję, że nie zrobienie z domu różowego kiczu.
W: Masz coś do różowego koloru? - spytała udając oburzenie.
F: Za dawnych, złych czasów Kinga miała okazję być w domu. Siedziała na kanapie i tworzyła projekt według którego wszystko miało być w różnych odcieniach różu.
W: O Boże. No ja mam inny warunek. Pani Ania nie będzie robiła za nas zakupów.
F: Chcesz chodzić po supermarkecie z wózkiem?
W: Nawet to lubię. A ty ze mną.
F: Z tobą każda chwila jest wspaniała. - powtórzył jak mantrę.
W: Wiem. To jak, zgadzasz się?
F: Dla ciebie wszystko.
W: Chodź. Idę się pakować.
F: Oczywiście.
Wywalali rzeczy z szafek i pakowali w kartony.
F: Nie musisz brać tych książek. Mam identyczne i jeszcze więcej.
W: Okey. Niech sobie tu zostaną. Ale to nie zostanie. - wyjęła kilkanaście teczek.
F: Dobrze. A tak z ciekawości spytam, co to jest?
W: Prace Blanki.
F: O! To jest ważne. - wziął do ręki jej pracę doktorską.
W: Zerknij jak będziesz miał chwilę.
F: Wieczorem się tym zajmiemy.
W: Yhm.
Ag: Hej. Pomóc?
W: Możesz spakować moje ciuchy, jak chcesz.
Ag: Jasne. - blondynka wywaliła wszystko z szafy jednym ruchem.
W: Agata, ja powiedziałam spakować, nie zrobić z nich szmaty do podłogi.
Ag: Ja mam taki system pakowania. Zaraz ci to poskładam. O! Daj mi to! - wyciągnęła jej bluzkę.
W: Agata. - upomniała ją.
Ag: Na pamiątkę.
W: Ja się wyprowadzam, a nie umieram! Dawaj to! - wyrwała jej bluzkę. Kobiety zaczęły się śmiać i wzajemnie popychać.
W: Agata! Agata, włosy! Ała!
Ag: Już, sory. Ała!
W: No i żeśmy się szczepiły włosami.
Ag: Przynajmniej się nie wyprowadzisz. - szarpnęła chcąc je rozdzielić.
W i Ag: AŁA! - wrzasnęły na raz - Pomożesz? - spojrzały błagalnie na Andrzeja.
F: Jasne.
Kwadrans później.
Po wielu piskach i krzykach obu kobiet udało mu się rozplątać ich włosy.
W: To twoja wina!
Ag: Jakbyś mi dała tą bluzkę, to byśmy się nie szarpały.
W: To jest moja bluzka! I tak zostawiam ci naszą mp3.
Ag: Dobra, nie chce mi się z tobą kłócić.
W: Dzięki, że nas rozplątałeś.
Ag: No właśnie.
F: Nie ma za co.
W: Teraz pakuj te ciuchy.
Ag: Okey, okey.
Chwilę później.
Ag: Fajne. - wyciągnęła ze sterty ciuchów czarną, koronkową bieliznę Wiktorii.
F: Zgadzam się z tobą. Nawet bardzo.
W: Gnidy.
F: Lepiej wyglądałaby na tobie, kochanie.
W: No bardzo śmieszne.
F: To nie miało być śmieszne. - Wiktoria rzuciła w Andrzeja poduszką, a on jej oddał.
Ag: Walka na poduszki?
F: Drugi raz nie będę rozplątywał waszych włosów.
W: Szkoda. Mówi się trudno, Aga.
Ag: No. Same byśmy potem tego nie rozplątały, a Adamowi się nie pozwolę dotknąć do swoich włosów.
W: Ja też, bo bym ich zaraz nie miała.
F: Co on wam zrobił?
W: Jak go prosiłyśmy, żeby nam rozplątał włosy, to wziął nożyczki chciał je obciąć!
Ag: Debil jeden.
F: Idiotą się urodził, uczonym nie umrze. Trzeba się z tym pogodzić.
Ad: Aaaaandrzeeeeej!!!! - wrzasnął.
F: O wilku mowa. Co się stało?!
Ad: On mi zabrał pilota od telewizora!
F: Takich sporów nie rozstrzygam.
3 godziny później podjechali pod posesję jego willi.
W: Boże, jaki ten dom jest wielki.
F: Wcale nie taki duży.
W: Ja nawet nie wiem dokładnie, gdzie co jest.
F: Dowiesz się. To nie jest zbyt skomplikowane.
W: Adam mówił, że się kiedyś zgubił tych twoich lochach. Podobno tu są jakieś dziwaczne przejścia i tak dalej.
F: Bez przesady. A Adam chyba zapomniał dodać, że był wtedy naćpany.
W: No tak, Adam. Piękny ten pałac.
F: Bez przesady.
Rozpakowali wszystkie jej rzeczy. Siedzieli teraz objęci na kanapie słuchając muzyki klasycznej i delektując się czerwonym winem. Kobieta przyglądała się obrazom porozwieszanym w salonie. Profesor czytał pracę doktorską Consalida. W końcu zadał jej kilka pytań. Kobieta odpowiadała na nie nawet się nie zastanawiając i popijając wino.
F: Gratuluję obronienia pracy doktorskiej, pani doktor.
W: Co? - spytała zdezorientowana.
F: Właśnie dostałaś tytuł doktora. Dyplom wręczę ci w ciągu kilku dni.
W: Słucham?
F: Mam powtarzać?
W: Mówiłam ci, że chcę normalnie zrobić doktorat.
F: Napisałaś pracę, zresztą świetną. Nie widzę w tym nic dziwnego.
W: I bronić jej u normalnych profesorów.
F: A czy ja jestem nienormalny?
W: Andrzej.
F: Słucham.
W: U egzaminatorów, a nie u ciebie.
F: Po co ci to?
W: Bo nie wiem, czy ta praca jest naprawdę dobra.
F: Myślisz, że gdyby była zła, to bym ci nie powiedział?
W: Nie wiem. Ja chcę mieć mieć doktorat u osób z obiektywną opinią na mój temat.
F: Umiem myśleć obiektywnie.
W: Andrzej, ja nie robię doktoratu, żeby mieć tytuł więcej. Chcę naprawdę poczuć, że zasługuję na ten tytuł.
F: Zasługujesz na wyższe tytuły.
W: A ty który masz tytuł profesora? Nadzwyczajny, czy zwyczajny?
F: A jak myślisz?
W: Zwyczajny, ty we wszystkim chcesz być najlepszy. Nie masz już tytułów do zdobywania.
F: Jak to nie?
W: A co ci jeszcze zostało?
F: Mogę jeszcze dostać Nobla.
W: I to jest bardzo możliwe, jeżeli te wszystkie leki będą dopuszczone do sprzedaży.
F: Będą. Tylko najpierw trzeba to przebadać w inny sposób.
W: Nielegalny.
F: Te badania nie są nielegalne. Utajone, na skróty.
W: Na wszystko można znaleźć jakiś synonim o zmniejszonym natężeniu i innym wydźwięku, albo można nazywać rzeczy po imieniu.
F: Życie cię jeszcze nauczy, jak co określać.
W: To może ty mnie nauczysz? Po co wymyślasz takie określenia, zamiast nazwać to po imieniu?
F: Mówiąc utajone, albo na skróty nie obciążasz się. Gdy powiesz nielegalne, sama przyznajesz się do winy. Nigdy nie wiadomo kto co usłyszy, albo gdzie ma podsłuchy. Nigdy nie wiadomo co się za chwilę stanie.
W: Boże...
F: Takie są realia życia, kochanie. - przyciągnął kobietę mocniej do siebie - Ale tobie nic nie grozi. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
W: Kocham cię. - odchyliła głowę do tyłu całując profesora.
F: Ja ciebie też.
W: Która godzina?
F: 23:00.
W: A na którą my jutro do pracy, panie ordynatorze?
F: Dopiero na 12:00.
W: To dobrze. Idziemy spać?
F: Jak chcesz.
W: Ja pierwsza do łazienki. - zastrzegła.
F: W tym domu jest 6 łazienek, kochanie.
W: Czyli nie muszę się zrywać i biec jakbym walczyła o złoto na igrzyskach?
F: Nie.
W: Szkoda, lubiłam te maratony.
F: Możemy iść biegać, jeśli chcesz.
W: Błagam cię, nienawidzę biegania. Do łazienki jest kilka metrów, to mój rekord.
F: Jak chcesz.
Czekała na niego w domu. Podeszła do drzwi słysząc dźwięk otwieranych zamków.
W: Witaj, kochanie. - przywitała go z wielkim uśmiechem.
F: Dzień dobry. - rzucił oschle na odczepnego.
W: Czy coś się stało?
F: Pakuj się.
W: Nie mówiłeś, że gdzieś jedziemy...
F: Bo nie jedziemy. Wyprowadzaj się. Masz pół godziny na spakowanie rzeczy.
W: Co?
F: Na prawdę uwierzyłaś w bajki o miłości? Kochanie, miłość nie istnieje. Już nie jesteś mi potrzebna. Do widzenia. - z jej oczu strugami popłynęły łzy. Stała w bezruchu patrząc na niego. - Tik tak. Czas mija. Za pół godziny ma cię tu nie być. - kobieta ocierała łzy palcami, co niezbyt pomagało, bo zaraz po nich spływały kolejne. - Bo się wzruszę... - obudziła się zapłakana w środku nocy. Myślała, że serce zaraz wyskoczy jej z klatki piersiowej. Czuła nawet jak szybko przez tętnice przepływa jej krew. Oddychała szybko, leżąc na wznak. Spojrzała na śpiącego obok mężczyznę, który po chwili także otworzyło oczy.
F: Co się stało, kochanie? - spytała patrząc na czerwoną i mokrą od łez twarz Consalidy.
W: Podobno pierwszy sen w nowym miejscu się sprawdza...
F: Nie wierz w przesądy i zabobony. - przyciągnął mocno kobietę do siebie całując ją w rozpalone czoło - Kocham cię. - wyszeptał jej do ucha.
W: Ja ciebie też. - zasnęli przytuleni do siebie.
Dłużej się nie dało. Tak przy okazji przypominam, MOŻNA KOMENTOWAĆ ANONIMOWO.
Ale Agata przeżywa....jakby się córki pozbywała ....haha..te włosy..jej prośby :Zamieszkajcie tutaj hahah. Adami i jego :Tak tato. i dwa złote na chipsy ..hahha....Wielka willa Falko ,trochę mnie tym snem nastraszyłaś ...mam nadzieję ,że się nie sprawdzi . Część genialna ! :D
OdpowiedzUsuńZajebista część, czytam twoje opowiadanie od początku ale nie mogłam się zalogować żeby skomentować , świetne opowiadania ~ Pati
OdpowiedzUsuńKiedyś twoje opo były dla mnie arcydziełem a teraz .....
OdpowiedzUsuńSpieprzylas je !!!
Nikogo nie zmuszam do czytania.
UsuńMogę wiedzieć co konkretnie Ci się nie podoba?
Świetne pisz szybko nexta
OdpowiedzUsuńFajny ten wątek z tymi włosami
OdpowiedzUsuńDla mnie bomba
OdpowiedzUsuńSerce mi stanęło...... dobrze, że ten koszmar to jakiś głupi koszmar..... część świetna...... cudny wątek z włosami..... w ogóle całe opko cudowne. :) Czekam na next....... :)
OdpowiedzUsuń