Kilka dni później.
W domu skończyło im się jedzenie i musieli pojechać do galerii. Przechodzili obok wielkiego butiku z damską odzieżą, a kobieta wlepiała wzrok w wystawy.
F: Domyślam się, że chcesz wejść.
W: Jasne, że tak. - po chwili Wiktoria była w przymierzalni z setkami ciuchów.
W: Dobra, mogę wziąć to... - po godzinie wyszła wreszcie ubrana w swoje ciuchy - I tą sukienkę. No i może to. - wzięła kilka wieszaków.
F: Przecież wszystko było dobre i we wszystkim wyglądałaś pięknie.
W: Andrzej, to, że się coś przymierza nie znaczy, że trzeba to od razu kupować.
F: Nie podobają ci się?
W: Podobają, ale...
F: Czyli bierzemy. - wziął z przymierzalni setki ciuchów, które przymierzała kobieta.
W: Nie wygłupiaj się. To by kosztowało fortunę.
F: Matko Boska. Jeszcze raz usłyszę o pieniądzach, a nie ręczę za siebie.
W: Przecież to by kosztowało...
F: Skończ o tych pieniądzach, bo ja zwariuję!
W: Spokojniej. Jaki ty zdenerwowany.
F: Bardzo śmieszne.
W: Dobrze, jeśli cię to ukontentuje, możesz wydać na mnie ile chcesz.
F: Wiedziałem, że się dogadamy. Idziemy do kasy.
W: Podszedłeś mnie!
F: Przydadzą ci się.
W: Mógłbyś zostać aktorem.
F: Sztuka życia, kochanie.
W: Taa.
Kilkanaście minut później oglądali wystawę jubilera.
F: A to ci się podoba? - wskazał na komplet biżuterii z białego złota z turkusami i diamentami.
W: Piękne. - odpowiedziała od razu, zapominając na chwilę, co się zaraz wydarzy.
F: Tak więc chodź.
W: O nie!
F: Jak to było... - udał zastanowienie - Jeśli cię to ukontentuje, możesz wydać na mnie ile chcesz. Ukontentuje mnie to. Proszę bardzo. - wskazał ręką na drzwi jubilera, a następnie otworzył je przed nią.
Wiktoria dostała jeszcze z 10 kilo biżuterii i siatki ciuchów.
W: Dziękuję ci za to wszystko, bo gdybym zaczęła wymieniać, to bym się do rana nie wyrobiła, ale nie zmienia to sytuacji, że mam ochotę cię zabić, za te prezenty. Po co ty mi to wszystko kupujesz?
F: Bo mi to sprawia przyjemność, a ty zasługujesz na wszystko co najlepsze.
W: Echhh. Chodźmy już po jakieś zakupy, bo mamy cały samochód ciuchów i biżuterii, a w końcu będziemy głodować i nic nie będzie w domu.
F Oczywiście. - weszli do głównej części sklepu.
Mieli dwa wypchane wózki jedzenia, chemii i innych bzdur. Podeszli do kasy i zobaczyli klnącą pod nosem Woźnicką.
W: Aga?
Ag: Cześć. - burknęła i zajęła się dalszym grzebaniem w torebce i przeklinaniem - Jasna dupa. Zapchlone szczęście, kuźwa mać. Debil jeden, kretyn.- warczała sama do siebie.
W: Coś się stało?
Ag: Jakimś cudem pożyczyłam kasę od Zapały, ale Krajewski mnie okradł. Zostawił mi w portfelu karteczkę z napisem "Akuku. Oddam jak dostanę pensję, kasa mi się skończyła"
F: On wydał 6 tysięcy w dwa dni? To się już robi podejrzane.
Ag: Debil jeden.
-Płaci pani, czy nie? - ponaglała ją kasjerka.
Ag: Eee no...
F: My zapłacimy razem. Proszę kasować to wszystko.
Ag: Nie no, ale...
W: Siedź cicho, Aga, dobrze ci radzę.
Kilkanaście minut później.
-Trzynaście tysięcy siedemset osiemdziesiąt dwa, sześćdziesiąt pięć. - poinformowała kasjerka głosem mówiącym "Życie jest do dupy, wszystko jest do dupy"
Ag: CO?!
-Pin i zielony. - burknęła.
Kobieta wstała podając mu rachunek.
Ag: Niezły rachunek.
-Co za różnica? - skomentowała oschłym głosem kasjerka.
Ag: Jakie pani ma długie nogi... szczególnie lewą. - odpowiedziała opryskliwym głosem.
-Tsa. - burknęła - Dalej! - odeszli od kasy z dwoma wózkami.
W: Co za baba.
F: Właśnie dlatego unikam zakupów.
W: Unikam zakupów?! Ty unikasz zakupów?!
F: Unikam zakupów w hipermarketach, precyzując.
W: Ta. Agata, podwieziemy cię.
Ag: Nie, dzięki. Idę jeszcze na do butików obejrzeć ciuchy.
W: Teraz to już tam nic nie ma. - wymamrotała pod nosem.
Ag: Dajcie te siatki. - wyjęła z wózka dwie torby - Pieniądze oddam... jak dostanę pensję. Pa...
W: Stój!
Ag: Co?
W: Masz przyjechać do nas dzisiaj, jasne? Stęskniłam się za tobą.
Ag: A nie mogłabyś ty do hotelu? - spytała niepewnie.
F: Ja na prawdę cię nie pogryzę. Gdybym chciał, to zrobiłbym to już dawno przy okazji, gdzie na tym wspaniałym szkoleniu spaliśmy w jednym łóżku.
Ag: Nie, to nie o to chodzi, no...
W: Agata.
Ag: Boże, no! Nie mam kasy na takse. Krajewski mnie okradł, a do was nie jeżdżą żadne autobusy.
F: Ile on ci zabrał?
Ag: Co za różnica. Jestem spłukana i tyle.
F: Ile? - spytał wyjmując portfel.
Ag: O nie, to są długi Adama.
F: Spłacałem już jego długi w setkach tysięcy. Najważniejsze będzie wyjaśnienie co on robi z tymi pieniędzmi, bo, że pomaga charytatywnie nie uwierzę. Ile?
Ag: No pięć stów.
F: Nie można było tak od razu? - dał jej banknoty - I nie mów nic Adamowi, że czeka go rozmowa.
W: Weźmiesz go z zaskoczenia?
F: Nie będzie miał przygotowanego kłamstwa.
Ag: Jasne. Dzięki za kasę. To o której?
W: O której chcesz. My dzisiaj tylko siedzimy w papierach.
Ag: Okey. To... 20:00?
W: Ok.
Ag: Paa.
F: Do zobaczenia.
W: Nie kupuj znowu tylu ciuchów.
Ag: Zazdrościsz?
W: Przyjedziesz to ci coś pokażę. Gały ci wyjdą z zazdrości. - Woźnicka popatrzyła na profesora domyślając się, że to on finansował zakupy Consalidy.
Ag: To nie fair. Ty masz milionera, a ja pensję lekarza.
W: Fair, fair.
Ag: Taa, idę. - Woźnicka od nich odeszła.
W: Dobrze, że nie chciała się z nami zabrać. Nie zmieściłaby się w samochodzie.
F: Mogę przywrócić panią Anię do robienia zakupów, czy za tydzień kolejny maraton po markecie?
W: Mówiłam, że lubię zakupy.
F: Jak chcesz.
Siedzieli w domu zagłębiając się w dokumentację, gdy usłyszeli dzwonek do drzwi.
W: Pójdę otworzyć. Przypominam, że Woźnicka jest szalona czasem zbyt, a ja jej ulegam.
F: Myślę, że damy sobie radę. - Wiktoria otworzyła drzwi.
Ag: Cześć! Jak ja za tobą tęskniłam! - rzuciła się na Wiktorię - Mam winko. - przesuwały się niezdarnie w stronę salonu będąc dalej w swoich objęciach.
W: Niepotrzebnie. Mamy całe barki alkoholu.
Ag: Oj tam. I mam płytę z najnowszymi hitami! Tańczymy?
W: Ok. - Woźnicka włączyła płytę i obie zaczęły tańczyć na środku salonu. Profesor wszedł do salonu słysząc dyskotekową muzykę włączoną na maksa.
W: Czasem trzeba trochę poszaleć! My lubimy w małym gronie!
Ag: Mówiłam, żebyśmy się spotkali w hotelu!
W: Sam chciał, żebym z nim mieszkała! Trochę głośna ta muzyka! Nie przeszkadza ci?!
F: Umówmy się, że dopóki nie przyjedzie policja, jest okey.
W: Przyłączysz się?!
F: Dziękuję.
W: Będziesz sam spędzał wieczór?!
F: Ze swoją przyjaciółką. - wyjął z barku butelkę whisky.
W: Jak sobie chcesz! - profesor poszedł na górę ciesząc się, że ma na tyle duży dom, że w gabinecie nie było słychać dźwięków ich małej imprezy.
Ag: Starczy nam tańców?! - spytała po pół godzinie.
W: Chyba tak. - dziewczyny opadły na kanapę.
Ag: Winko?
W: Mam coś lepszego, no i mocniejszego. - wyjęła Metaxę.
Ag: Na to się teraz przestawiłaś?
W: Tak, dobre jest. - nalał alkoholu do kieliszków.
W: Za nas!
Ag: I za tego co się nie chce bawić i którego Metaxe pijemy!
W: Będzie po babsku. Patrz. - pokazała na podłogę, gdzie było z 600 siatek z zakupami.
Ag: Dlaczego ja nie znalazłam sobie milionera?!
W: Materialistka.
Ag: Oj tam. Pokazuj to. - zaczęła przewalać w rzeczach Wiktorii.
W: Nie miałam czasu rozpakować.
Ag: Jakie to jest piękne. - otworzyła pudełko z biżuterią. - Co ty mu obiecałaś, że zgodził się to wszystko kupić?!
W: Pierwszy facet, który nie ma węża w kieszeni. On mnie na to wszystko namawiał! Ja nie chciałam aż tyle!
Ag: Ale ci dobrze.
W: A to racja, jest mi dobrze, ale nie dzięki prezentom. Mieszkam ze wspaniałym pod każdym względem facetem, którego cholernie kocham.
Ag: Ja też tak chce!
W: Nie pokochasz nikogo na siłę. Ja się przed tym broniłam rękami i nogami.
Ag: Ale przed miłością się nie ucieknie. Ty jesteś walnięta Conslida.
W: Ja?! Chyba ty!
Trzy godziny później.
Wrzaski dobiegały już nie tylko z głośników, z których dalej leciała dyskotekowa muzyka na full, ale i od pijanych kobiet. Zszedł na dół i zobaczył na pół rozebrane kobiety siedzące na podłodze i grające w butelkę jednocześnie popijające drugą flaszkę Metaxy.
F: <Wypiły ponad litr Metaxy. Zasada numer jeden: Kobiety upijają się 10 razy szybciej niż mężczyźni.> - przypomniał sobie słowa swojego mentora.
Ag: Przyłączysz się?!
W: No! Chodź! Jest fajna zabawa!
F: Koniec imprezy, drogie panie.
W: CO?!
Ag: My chcemy się bawić! - Wiktoria próbowała wstać, ale przewróciła się i wybuchła śmiechem.
F: Oj Wiktoria, Wiktoria. - wziął kobietę na ręce i zaniósł do sypialni.
W: Ale no nie zostawiaj mnie!
F: Zaraz przyjdę. - poszedł na dół i zobaczył Woźnicką tańczącą z wieszakiem.
F: Kładziemy się.
Ag: Ale ja chcę się bawić!
F: Jutro kontynuacja zabawy.
Ag: No dobra. - niezdarnie przesunęła się w stronę kanapy i rzuciła na nią, a profesor przykrył kobietę kocem i wrócił do Wiktorii, która już spała.
super dawaj szybko nexta
OdpowiedzUsuńSuper. Rozmarzyłam sie... że też bym tak kiedyś chciałam wejść do sklepu i kupować wszystko co chce...
OdpowiedzUsuńGenialna część, zakupy, pijana Woźnicka no jest świetne czekam na next z niecierpliwoscią ~ Pati
OdpowiedzUsuńHhahahah Agata hahha kocham ją po prostu...życie na krawędzi...Adaś okradający Agatę...nie no przesada....zakupy - wspaniałe :D No i imprezka Wiki i Agaty...Codo . Czekam na next:P
OdpowiedzUsuń