Następnego dnia.
Spali razem na kanapie, gdy obudziły go dzięki piosenki i głupkowaty śmiech Adama.
Ad: To jest nasze profesorze pożegnanie, a nie łatwo nam się rozstać, co tu kryć. Przyrzekamy rozwiązywać twe zadanie jak uczciwie i mądrze żyć.... - śpiewał głupio się śmiejąc.
F: Co ty wymyśliłeś znowu, bałwanie jeden?! Nie masz co się zemną żegnać, bo ja się nigdzie nie wybieram!
Ad: No ale mógłbyś... na przykład na tamten świat i przepisać mi połowę majątku... - Falkowicz zerwał się z kanapy i rzucił z pięściami na Adam.
Ad: Hej, hej. Profesorze... - odsunął go od siebie - Nie ma to jak popsuć Falkowi humor z samego rana. Mała rzecz, a cieszy.
F: Bałwan.
Ad: Tą piosenką cię żegnamy profesorze, nasze myśli będą zawsze z tobą szły. Tą piosenką przepraszamy profesorze za kłopoty i za łzy. - śpiewał.
S: Dzień dobry! Kogoś żegnamy? - spytał wchodzący Sambor przypominając sobie, że zdarzało się w taki sposób żegnać starszych pracowników szpitala.
Ad: No właśnie jego próbuję, ale on nie chce! - pokazał rękę na Falkowicza.
F: Jak ja cię nienawidzę, Adam.
Ad: Puszczę tą piosenkę na twoim pogrzebie. - uśmiechnął się głupio.
F: Uduszę kiedyś po prostu.
Ad: Przez nas wkradł się siwy włos na wasze skronie... - podśpiewywał.
F: Widzi pan doktorze... podobno człowiek jest istotą rozumną. Anomalia. - pokazał ręką na Krajewskiego.
W: Co się dzieje? - wstała z kanapy.
Ad: Nie wiesz co straciłaś. Nie ma to jak wkurzyć Falka z samego rana.
W: Co?
Ad: Dziewczyna Falkowicza. - pokazał ręką na Wiktorię.
W: Ogarnij się.
Ad: Dziewczyna Falkowicza, dziewczyna Falkowicza... - podśpiewywał skacząc wokół Consalidy, która po chwili kopnęła go w piszczel.
Ad: AAAA!!! - wrzasnął i opadł na kanapę.
W: Ciesz się, że nie w inne miejsce.
Ad: Ostra.
F: Adam, opanujesz się, czy mam ci pomóc?
Ad: Spoko.
F: No nie spoko.
Ad: Dobra, nie lamentuj.
S: Profesorze, kiedy odprawa? - Falkowicz spojrzał na zegarek.
F: Powinna być pół godziny temu, ale jak widać prawie nikt nie raczył się zjawić. Wszystko rozpisane na tablicy, obchód zrobicie. Adam przestanie błaznować. - spojrzał na chłopaka, który pukał palcami w szybę akwarium.
Ad: Boją się głupie.
F: Twój rozum jest wielkości mózgu takiej rybki. Nie obrażając zwykłej rybki.
Ad: Nie no weź. Te rybki są takie malutkie. A one mają mózgi? Zrobię im tomografię!
W: Adam...
Ad: Co?
F: Mam nadzieję, że nie ćpałeś.
Ad: No nie.
F: Mam nadzieję, ale wolę sprawdzić. - wyjął latarkę - On naprawdę nie jest na haju. - stwierdził po chwili - Wiedziałem, że jest głupi, ale nie sądziłem, że aż tak. Pasowałbyś do Kingi... umówię was.
Ad: Kinga...? - zastanowił się o kim mówi profesor.
F: Blondynka, długie kręcone włosy.
Ad: A cycki duże ma?
F: Na pewno ci się spodoba. Kochanie, my już chyba możemy jechać?
W: Tak, tak. - odpowiedziała wyrwana z zamyślenia. Ni stąd ni zowąd właśnie teraz przypomniała sobie o swojej przeszłości, o której wolałaby zapomnieć.
F: Wiktoria? Jesteś tu?
W: Eee tak. Wiesz co, ty jedź, ja mam jeszcze... jeszcze trochę pracy.
F: Coś kręcisz?
W: Nie kręcę. Jedź, ja pojadę taksówką.
F: Chodź na chwilę. Jakaś dziwna jesteś. Jak nie ty. Coś się stało, że tak nagle... - chciał wyjść z nią z lekarskiego.
W: Nie. Jestem zmęczona. Naprawdę, wszystko ok. Jedź. - pocałowała go w policzek i szybko odeszła od niego. Poszła do jednego ze składzików chcąc w spokoju pomyśleć. Usiadła na podłodze. Głupia przeszłość. Ale przecież ja nie mogłam inaczej. Dlaczego w ogóle ja teraz o tym myślę? Miałam zapomnieć. Może powinnam mu powiedzieć? Ale przecież on mnie zostawi. Ja nie umiem bez niego żyć. Na pewno mnie zostawi, jaki facet chciałby taką kobietę. Z drugiej strony, nie umiem go oszukiwać. Ale przecież zatajanie prawdy to nie oszustwo.... - przez dwie godziny biła się ze swoimi myślami, gdy do składzika weszła blond internistka.
Ag: Coś się stało? Co tu tak siedzisz smutna?
W: Nic się nie stało. - Teraz nie, lata temu tak. No i stanie się jak mu powiem, ale jak nie powiem...
Ag: Wiki, co jest?
W: Nic. - Sory, ale tą przeszłością wolę się nie chwalić. Powiedzieć mu, czy nie? Tak. Nie. Tak. Nie. Tak. Tak. Nie. Tak. Nie. Tak. Tak. Nie. Tak. Nie. Tak. Tak. Nie. Tak. Nie. Tak. Nie. Tak. Boże.
Ag: Jak nic, to nic. W razie czego, wiesz, gdzie mnie szukać.
W: Jasne. Dzięki. Andrzej już pojechał, tak?
Ag: No jakieś pół godziny temu widziałam jak wychodził ze szpitala. Jakiś zamyślony...
W: Dobra, dzięki. Leć na internę. Na pewno cię tam potrzebują.
Ag: Ok. Paa. - wyszła ze składzika. Wiktoria siedziała jeszcze kilkanaście minut po czym zamówiła taksówkę i pojechała do domu, cały czas bijąc się z myślami i co chwila zmieniając zdanie. W końcu zdecydowała. Tak. Weszła do willi, zdjęła jasny płaszczyk i usiadła na skórzanej kanapie w salonie. Wyjęła butelkę wina i nalała sobie kieliszek, który wypiła jednym łykiem. Ze stresu rozbolał ją brzuch, przez całe jej ciało przechodziły dreszcze. Tak bardzo się tego bała. Po chwili do przestronnego salonu wszedł profesor.
F: Już jesteś. - usiadł na drugiej kanapie po przeciwnej stronie.
W: Napijesz się? - nie czekając na odpowiedź nalała czerwonego trunku do drugiego kieliszka i podała mu go uśmiechając się blado. Był środek dnia, a dzięki roletom na szybach okien wydawało się jakby był wieczór. Kobieta siedziała cała spięta i wpatrywała się w materiał swojej granatowej sukienki, a profesor patrzył w bliżej nieokreślony punkt na ścianie.
W: Andrzej... - odezwała się wreszcie. Mężczyzna skupił na niej swój wzrok, a kobieta zamilkła by zebrać w sobie jak najwięcej odwagi - Muszę ci coś powiedzieć - nie umiała na niego patrzeć, nawet nie chciała widzieć jego wyrazu twarzy, gdy w końcu uda jej się wydukać, co miała do powiedzenia - Wiem, że to co teraz powiem... domyślam się co możesz sobie pomyśleć... - mężczyzna patrzył na nią próbując odczytać coś z wyrazu jej twarzy, ale bezskutecznie. To co mówiła zaczynało go coraz bardziej przerażać. Nigdy nie słyszał, żeby aż tak owijała coś w pięćset warstw bawełny - Ja naprawdę nie miałam wyboru... gdybym tego nie robiła moja córka by umarła, a ja skończyłabym na kasie w markecie. Blanka potrzebowała już po urodzeniu leków. Bardzo drogich leków. Nie było nikogo na to stać, nie mogliśmy wziąć pożyczki, jej ojciec wyparował. Ja jeszcze nigdy nikomu o tym nie mówiłam, ale nie umiem tego przed tobą ukrywać... - kobieta mówiła powolnym głosem, brzuch ją straszliwie bolał ze stresu, czuła, że jej oczy się zeszklił na myśl co się zaraz stanie. Patrzyła ślepo w podłogę. - Ja byłam prostytutką. - wyznała w końcu - Przez trzy miesiące, non stop, brzydziłam się samą sobą i dalej brzydzę na te wspomnienia, ale inaczej ona by umarła. Na prawdę nie było już żadnej innej opcji. Wtedy mój ojciec akurat stracił pracę, mieszkaliśmy w małym mieszkanku, nawet nie mieliśmy co sprzedawać. - tłumaczyła, a profesor nie odzywał się ani słowem - Rodziców oszukałam, powiedziałam, że udało mi się pożyczyć, ale to było niemożliwe. Jeszcze nikomu o tym nie mówiłam, ale nie umiałam tego przed tobą ukrywać. - podniosła swój wzrok i spojrzała na mężczyznę, który teraz już znowu patrzył w ścianę. Przybrał obojętną maskę niewyrażającą żadnych uczuć. Zawsze tak robił w trudnej sytuacji - Rozumiem, że możesz nie chcieć mnie znać. - wstała z kanapy i wolnym krokiem poszła przed siebie, rozglądając się po salonie i zerkając na mężczyznę. Mężczyznę swojego życia. Czuła jak po jej policzkach spływały łzy. Nawet nie próbowała ich powstrzymać wiedząc, iż to nic nie da. Tak strasznie go kochała, ale nie umiała tego przed nim ukrywać. Nie wyobrażała sobie jak będzie teraz żyła bez niego. Uzależniła się. Uzależniła się od tego krnąbrnego profesora. Od jego głosu, jego dotyku... Od całego niego.
Komentarze się posypią? :-)
Komentarze się posypią? :-)
Co tak smutno ??
OdpowiedzUsuńDaj szybko 63. Przez chwilę miałam wrażenie, że to koniec opowiadania xdd
~ruda
Daj 64, bo to jest 63 xdd
UsuńNie koniec. Spokojnie, ja zamierza, dociągnąć przynajmniej do 100 części jak nie więcej :)
UsuńTo dobrzee :>
UsuńNIEEE....... mam nadzieję, że jednak będą razem...... opo piękne.......kiedy next?? ;)
OdpowiedzUsuńkiedy następna częśc
OdpowiedzUsuńAle namieszałaś. Mam tylko nadzieję, że się nie rozstaną bo cię chyba ukatrupię. A tak na razie pozostało mi czekać na ciąg dalszy
OdpowiedzUsuńNexta szybko
OdpowiedzUsuńNo w takim momencie? Smutne, ale fajne :-) Dawaj szybko nexta?
OdpowiedzUsuńO jejku. Kiedy przyczytałam tytuł to mnie zamurowało spodziewałam soę wszystkiego ale tego nie. Jestem ciekawa jak to się skończy
OdpowiedzUsuńO Boszzzz !!!!!!!!!!!!!Wiki prostytutką??? Wow...... Mam nadzieję ,że jej nie zostawi i nadal będą razem...;D
OdpowiedzUsuńdawaj jak najszybciej to opowiadanie
OdpowiedzUsuńuzależniłam się od twoich opowiadań *.*
OdpowiedzUsuńPodobno uzależnienia powinno się leczyć... ale tego chyba nie trzeba :D
UsuńJak mówi profesor filozofii, zresztą mój znajomy, "Nie ma ludzi normalnych. Każdy pod jakimś względem jest nienormalny i dopóki nie zagraża to niczyjemu życiu, dopóty nie trzeba tego leczyć"