LICZBA WYŚWIETLEŃ

poniedziałek, 3 marca 2014

CZĘŚĆ 32 Minuty spokoju nie można mieć.

Ech, z tej i następnej części nie jestem zadowolona. Mam nadzieję, że później będzie lepiej.

Obudziła się i zobaczyła obok siebie śpiącego Falkowicza.  Sama się sobie dziwiła, ale nie żałowała tego co się stało.
W: Andrzej. Andrzej, obudź się. - spojrzał na nią otwierając oczy - Wreszcie.
F: Co wreszcie, kochanie?
W: Wreszcie się obudziłeś. Kochanie?
F: Wiktoria, ja nie zmyślałem wczoraj.
W: Ja też nie. - pocałowała go - Ale będziemy musieli nieźle zmyślać Tretterowi, bo nie mam pojęcia, która godzina. - spojrzał na zegarek stojący na szafce.
F: O cholera.
W: Która?!
F: W pół do dwunastej.
W: Co?! Ja pracuję od 8:00!
F: Ja też.
W: I tak nas zabije. - opadła na łóżko.
F: Damy sobie radę bez tego nędznego szpitala.
W: To ja zwalam wszystko na ciebie. Mi trochę zależy na tej pracy. - kobieta zaczęła zbierać swoje ciuchy - Mógłbyś się tak nie gapić?!
F: Nie.
W: Słucham?!
F: Nie da się od ciebie oderwać wzroku.
W: Idę szukać telefonu. Zadzwonię do Trettera.
F: I co mu powiesz?
W: Że nocowaliśmy 100 kilometrów stąd i samochód nawalił. Nie wiem! - dziewczyna udała się na poszukiwania telefonu. Weszła do salonu gdy usłyszała dzwonek. Odebrała telefon.
W: Nie mam czasu Agata! Od 8:00 powinniśmy być w szpitalu!
A: Siedzę za ciebie na izbie. Adam operuje za Falkowicza. Tym sposobem nie stracisz pracy i pozbawiłam cię możliwości ukrywania waszego związku.
W: Skąd ty niby możesz wiedzieć...
A: Nie jestem idiotką. Pogadajcie sobie spokojnie. Zostaniemy za was do końca.
W: Kocham cię, Woźnicka.
A: Dobra, bo będzie zazdrosny.
W: Nie ma miłości bez zazdrości.
A: Bo nie ma zazdrości bez miłości. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Pogadamy kiedy indziej. Pacjenci mi się dobijają. Pa.
W: Pa i jeszcze raz dzięki.
Wiktoria pobiegła do sypialni i zaczęła całować Andrzeja.
F: Pani doktor już się nie spieszy do pracy?
W: Agatka wszystko ogarnęła. Adam operuje za ciebie. Ona siedzi na izbie.
F: Czyżby na tym świecie istnieli prawdziwi przyjaciele, jak ty i pani Agata?
W: Istnieją.
F: Czyli mamy czas dla siebie.
W: Nie na to o czym myślisz. Umieram z głodu.
F: Więc zaraz coś wymyślimy na śniadanie.
W: Agata kazała nam rozmawiać.
F: Z tobą zawsze. - zeszli do kuchni.
F: Więc na co masz ochotę?
W: Naprawdę wszystko jedno. Pomogę ci.
F: Nie trzeba.
W: Czy ty zawsze chcesz robić wszystko sam? Ja nie jestem księżną Dianą.
F: Wiem. Jesteś piękniejsza, zdolniejsza, wspanialsza, bardziej uparta... - zjedli śniadanie rozmawiając o bzdurach.
W: Musimy porozmawiać.
F: A co robimy?
W: Ale tak na poważnie.
F: Oczywiście.
W: Andrzej ja nie żartuję.
F: Wiem. Ale nie wiem o czym.
W: Jak to o czym?! O tym wszystkim!
F: Źle się wyraziłem.
W: To co teraz?
F: No teraz nie masz szans, że się mnie pozbędziesz.
W: Nie chcę się ciebie pozbywać. Ale chcę wiedzieć na czym stoję.
F: Dosłownie na drewnianej podłodze. Domyślam się, że chodziło ci o znaczenie w przenośni.
W: A o co mogło mi chodzić?
F: Więc słucham.
W: Eee no...
F: Kocham cię i mogę cię o tym zapewniać cały czas, jeśli o to chodziło.
W: No ja sama nie wiem o co. O jakąś przyszłość?
F: Kochanie, ja naprawdę nie jestem ci wstanie podać teraz miejsca gdzie chcę być pochowany.
W: Trochę za daleka przyszłość. Chyba starczy tej rozmowy.
F: Chcesz się ukrywać?
W: To chyba bez sensu. Agata się wszystkiego sama domyśliła, Adamowi powiedziała. Dwie najważniejsze osoby wiedzą. Moja mama raczej będzie z tego zadowolona, Blanka pewnie też. Chyba, że ty masz takie życzenie.
F: Chyba żartujesz.
W: Teraz tylko dwie osoby. Zapała i Rudnicka. Ninę mam w dupie, ale Przemo... on jest moim przyjacielem. Chyba. Mógłbyś być dla niego milszy.
F: Ja nie mam nic do pana Przemka. Prawie nic. Wiesz, że nie jestem w stanie na niego wpłynąć. Czego nie zrobię on zawsze znajdzie w tym drugie dno.
W: To się przynajmniej z nim nie bij.
F: Zobaczymy.
W: Andrzej.
F: Dobrze, ale niech spróbuje ci coś zrobić...
W: Już, już. Podwieziesz mnie do... yyy no nie musisz mnie nigdzie podwozić. Z tego co kojarzę, mamy dziś w grafiku dokumenty.
F: Starczy zabawy z tym grafikiem.
W: No to jak niby...
F: Operacje czy praca z pacjentami tak, ale nie ma co rozpisywać uzupełniania dokumentów.
W: Jak sobie chcesz. Twój projekt.
F: Nasz Wiktoria, nasz.
W: Dobrze, nasz, ale co my mamy robić, jak nie uzupełniać dokumenty.
F: Myślałem, że tylko ja nie wiem co robić oprócz zajmowania się medycyną.
W: Dobra yyy. Ty coś wymyśl.
F: A co byś chciała?
W: Gdybym wiedziała, to bym nie pytała.
F: Pamiętasz, że zgodziłaś się na wyjazd?
W: No tak.
F: Pozwoliłem sobie trochę zmienić jego termin.
W: To znaczy?
F: To znaczy, że jedziemy na tydzień.
W: Ale jak to?
F: Normalnie. Mam nadzieję, że się nie gniewasz, że już to ustaliłem.
W: Sama mówiłam, żebyś ustalał. Dziękuję. - pocałowała go - Ale nie wiem, czy dostaniemy urlop.
F: Już dostaliśmy.
W: To dlatego Tretter mi życzył miłego odpoczynku. Ty mi załatwiłeś urlop?
F: Tak.
W: A mogę wiedzieć kiedy, czy mam o to spytać dyrektora?
F: Lepiej go nie pytaj, bo myśli, że ty o wszystkim wiedziałaś. Wyjeżdżamy w niedzielę.
W: A gdzie my tak właściwie jedziemy?
F: Powiedziałbym, że niespodzianka, ale z tego co wiem pani doktor jeździ świetnie na nartach.
W: Góry?
F: Yhm.
W: Ja jeszcze nigdy tam nie byłam. A na nartach ostatnio jeździłam... przed ciążą. Jakieś 16 lat temu.
F: Podoba się propozycja?
W: Nawet nie wiesz jak bardzo. Znowu telefon? Minuty spokoju nie mogę mieć. - Wiktoria nichętnie odebrała.
Ag: Wiki, nie możemy już zostać. Adam się upił.
W: W szpitalu?
A: No. Muszę się nim zająć. Przyjedziecie?
W: Jasne. My żyjemy tylko pracą i medycyną.
A: Wiki, to nie moja wina...
W: Wiem, wiem. Będziemy.
A: Czekam.
W: Chwili spokoju nie możemy mieć.
F: Co się stało?
W: Adam się upił. Agata musi się nim zająć.
F: Upił się w pracy?
W: Yhm.
F: Gówniarz.
W: Ta, jedziemy.
F: Yhm - niechętnie wyszli z domu i pojechali do szpitala. W wejściu natrafili na Ninę.
N: Jak możesz?! Wiktoria, z tym łajdakiem?!
F: Też panią wielbię, pani doktor.
N: Tego się po tobie nie spodziewałam, Wiki.
W: Zdecyduj się. Albo jesteśmy znajomymi, mówimy sobie po imieniu i na siebie nie wrzeszczymy, albo obiektywna opinia i PANI Wiktoria.
N: PANI Wiktoria i szanowny PAN profesor Falkowicz.
W: Obiektywna opinia, PANI Nino. - odeszli od niej. Kilka metrów dalej natrafili na Borysa.
B: Kogo ja widzę? Wiktoria i pan profesor razem?
W: Tak. - odpowiedziała pewnie.
B: Nie sądziłem, że wy, no... - zaczął machać rękami.
F: Czy ma pan coś przeciwko?
B: A w sumie, to co za różnica. Jesteś śliczna, ale wolę blondynki. Tak przy okazji, to Zapała w lekarskim. Żeby nie było, uprzedzałem.

5 komentarzy:

  1. Dawaj next już się nie mogę doczekać Aaaaaaaa !!!! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie narzekaj, tylko pisz, bo świetnie to wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z tej jestem niezadowolona. Już nie mówiąc o następnej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajnie kochana <3
    wgl to wszystko nadrobiłam i zakochałam się w części 31 <3 Cudo1

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.