F: W co nie wierzysz?
W: Nasz szpital wydaje gazetkę plotkarską!
F: Co?
W: Redaguje to Borys z Rudnicką. Prowadzą to... zaczęła przeglądać inne "gazety" - Ich porąbało! Ta ich gazetka jest o plotkach o nas! No i Adama tu jest sporo.
F: Pokaż to. - zaczął przeglądać kartki - Jest nawet tekst pana Przemka "Cześć Wiki, cześć morderco".
W: Nie, to jest przesada.
Ad: Hejoł. Borys prosił, żebym to tu położył. - podał im 3 spięte kartki.
W: Profesor Falkowicz przyjmuje poród! Czyżby szykował się do roli ojca??? - przeczytała jeden z tytułów - Krajewski wykorzystywany przez Falkowicza! , Falkowicza i Consalidę aresztuje policja!, Czy profesor przekupił gliny, żeby go wypuścili? - czytała kolejne tytułu.
Ad: A z tyłu jest moje.
W "Zakochana para, sztywniak i nudziara. Siedzą na pianinie i całują swoje ryje". Nie, to jest przesada. Ja idę do Trettera. - wzięła stertę papierów.
F: Przesadziliście. - obydwoje poszli do dyrektora.
T: Dzień dobry. - powiedział niechętnie.
F: Czy pan wie, co się dzieje w pana szpitalu? To jest niczym podstawówka, gdzie jeden chce dokuczać drugiemu. Czy pan zatrudnia dzieci?
T: O co chodzi?
W: O to. - rzuciła mu na biurko stertę papierów - Dr. Rudnicka, wraz z dr. Jakubkiem założyli gazetę plotkarską o nas!
T: Przyjmował pan poród, profesorze? Pani jest w ciąży? - pytał przeglądając papiery, a Falkowicz obdarzył go wściekłym spojrzeniem - Oczywiście coś z tym trzeba zrobić, no.
W: Nie "no" dyrektorze, bo to już jest przesada.
T: Porozmawiam z nimi.
F: To jest niedopuszczalne, żeby pracownicy zachowywali się jak przedszkolaki.
T: I dostaną karę, jak w przedszkolu.
W: Co?
T: Będziemy mieli ładne ogródki przed szpitalem. Co ja więcej mogę zrobić?
F: Chyba ktoś inny powinien zajmować te stanowisko.
T: Pan, o to chodzi?
F: Chodzi o to, że nie wie pan co się dziej w tym szpitalu. Na ginekologi są braki. Wczoraj przyjmowaliśmy z Wiktorią dwa porody.
T: Yyyy oczywiście, coś się z tym zrobi.
F: Mam nadzieję. - wyszli z gabinetu trzaskając drzwiami.
W: Teraz chcesz być dyrektorem?
F: A nie widzisz jaki tu panuje chaos?
W: Może odrobinę. Ja idę na oddział.
F: Jest szansa, że da się pani zaprosić na kolację, pani doktor?
W: No nie wiem, nie wiem.
F: Ale ja nalegam.
W: Rozkazowi szefa się nie mogę sprzeciwić.
F: Jakżeby inaczej. - kobieta poszła na oddział.
Godzinę później. Szła korytarzem przez chirurgię, gdy zobaczyła na sali pacjenta spanikowaną Agatę.
W: Co jest? - wpadła na salę. Internistka jednocześnie próbowała włączyć defiblyrator i wykonywała masaż serca.
A: Nie działa. - Wiktoria wybiegła z sali.
F: Wiktoria...
W: W szóstce! - profesor szybko poszedł we wskazane przez nią miejsce, a kobieta złapała defiblyrator będący na korytarzu i pobiegła do nich.
W: Mam. - jeszcze kilka minut reanimowali pacjenta.
F: Co tu się stało? - spytał gdy wreszcie udało im się ustabilizować pacjenta.
A: Defiblyrator nie działał na sali. Nie wiedziałam co robić. Dobrze, że Wiki wpadła, bo to by się gorzej skończyło.
F: Nie działa?! Ja jestem w stanie zrozumieć konflikty między personalne, ale to już jest rażące zaniedbanie.
W: Ciągniemy Sambora do Trettera i trzeba to wyjaśnić.
A: Ja idę z wami. To już przesada.
Poszli najpierw do ordynatora.
F: Możemy pana prosić?
S: Gdzie?
F: Do gabinetu dyrektora.
S:W jakim celu?
F: Wszystkiego dowie się pan na miejscu.
Po chwili siedzieli już u Trettera.
T: O co chodzi?
F: Doszło do rażącego zaniedbania.
T: Słucham?
F: Sprzęt reanimacyjny w szpitalu klinicznym powinien być sprawny!
S: Co się stało?
F: Czy sprawdził pan stan sprzętu reanimacyjnego na oddziale?
S: O Boże.
F: Ma pan szczęście, że dr. Woźnicka nie była sama i o zaistniałej sytuacji szybko zorientowała się dr. Consalida.
T: Ordynatorze, czy to prawda?
S: Tak. Doszło do zaniedbania.
F: Pan do niego doprowadził.
T: Teraz nich pani Agata się wypowie.
A: Niech mi pan powie, co ma robić lekarz. Wykonywać masaż serca, czy biegać po szpitalu i szukać definlyratora? W procedurach dla personelu tego nie było.
T: Pani Wiktorio?
W: Szczęściem w tym wszystkim było to, że doszło do takiej sytuacji w ciągu dnia. Bo nie wiem, czy w nocy też chodziłabym sobie po oddziale. A sama Agata by nie była w stanie uratować pacjenta.
T: Państwu dziękuję. Ordynatorze, proszę zostać.
S: Oczywiście. - cała trojka wyszła z gabinetu.
F: To co kochanie, my już skończyliśmy pracę?
A: Wiki, skończyłaś pracę?
W: Teraz się o mnie pobijecie, czy licytacja?
A: Licytację bym przegrała. Zresztą walkę na pięści pewnie też. Ja jej potrzebuję na 5 minut. mam nocny.
W: 5 minut? Co ty chcesz, Woźnicka?
A: Drobnej przysługi.
W: Jakiej przysługi?
A: Zaraz.
W: Agata w końcu chcesz coś, czy nie?
A: Chcę, ale zaraz.
W: Co to za sprawa?
A: Zaraz.
W: Woźnicka, gadasz wreszcie, czy nie? Co to za sprawa?
A: Kobieca. - Wiktoria wybuchła śmiechem.
W: Nierozgarnięta nastolatka z ciebie.
A: Możesz się ze mnie nie naśmiewać?
W: Ok, ok. Przyniosę, bo będzie krwotok. - mówiła śmiejąc się.
A: Jesteś okropna.
W: Masz białe spodnie, więc uważaj co mówisz, bo zaraz będą czerwone.
A: Wredna małpa, która zawsze musi mnie ośmieszyć.
W: Agata, nawet ładne masz te spodnie, więc uważaj co mówisz.
A: Jaka ty jesteś wredna. Śmigaj do hotelu.
W: Spoko, zaraz idę.
A: I zaraz wracasz.
W: Ok, ok. Chodź kochanie. Idę załatwić Agaty kobiece sprawy.
F: Oczywiście. - powiedział powstrzymując się od śmiechu.
W: Poszła, możesz się śmiać.
F: Idź pomóc pani Agacie. Ja będę w gabinecie. Zadzwoń, jak będziesz gotowa.
W: Ok.
Po 10 minutach Consalida wróciła do szpitala. Zastała Agatę w lekarskim.
W: Łap! - rzuciła w nią paczką waty.
A: Wata?! Czy ty się cofnęłaś o 20 lat?
W: A to nie o to ci chodziło?
A: Consalida, ty wrednoto!
W: Spokojnie, nie aż tak wredna. Masz. - dała jej kosmetyczkę.
A: Dzięki ci.
W: Taa. - kobieta znowu poszła do hotelu.
Jutro, albo dziś wieczorem pojawi się takowa gazeta wykonana przez mnie w imieniu Borysa i Niny.
W: Teraz się o mnie pobijecie, czy licytacja?
A: Licytację bym przegrała. Zresztą walkę na pięści pewnie też. Ja jej potrzebuję na 5 minut. mam nocny.
W: 5 minut? Co ty chcesz, Woźnicka?
A: Drobnej przysługi.
W: Jakiej przysługi?
A: Zaraz.
W: Agata w końcu chcesz coś, czy nie?
A: Chcę, ale zaraz.
W: Co to za sprawa?
A: Zaraz.
W: Woźnicka, gadasz wreszcie, czy nie? Co to za sprawa?
A: Kobieca. - Wiktoria wybuchła śmiechem.
W: Nierozgarnięta nastolatka z ciebie.
A: Możesz się ze mnie nie naśmiewać?
W: Ok, ok. Przyniosę, bo będzie krwotok. - mówiła śmiejąc się.
A: Jesteś okropna.
W: Masz białe spodnie, więc uważaj co mówisz, bo zaraz będą czerwone.
A: Wredna małpa, która zawsze musi mnie ośmieszyć.
W: Agata, nawet ładne masz te spodnie, więc uważaj co mówisz.
A: Jaka ty jesteś wredna. Śmigaj do hotelu.
W: Spoko, zaraz idę.
A: I zaraz wracasz.
W: Ok, ok. Chodź kochanie. Idę załatwić Agaty kobiece sprawy.
F: Oczywiście. - powiedział powstrzymując się od śmiechu.
W: Poszła, możesz się śmiać.
F: Idź pomóc pani Agacie. Ja będę w gabinecie. Zadzwoń, jak będziesz gotowa.
W: Ok.
Po 10 minutach Consalida wróciła do szpitala. Zastała Agatę w lekarskim.
W: Łap! - rzuciła w nią paczką waty.
A: Wata?! Czy ty się cofnęłaś o 20 lat?
W: A to nie o to ci chodziło?
A: Consalida, ty wrednoto!
W: Spokojnie, nie aż tak wredna. Masz. - dała jej kosmetyczkę.
A: Dzięki ci.
W: Taa. - kobieta znowu poszła do hotelu.
Jutro, albo dziś wieczorem pojawi się takowa gazeta wykonana przez mnie w imieniu Borysa i Niny.
Hahhah Gazetka plotkarska- no Rudnickiej i Jakubkowi rzeczywiście się nudzi... Część genialna ! Czekam na następną ! Biedna Agatka :P
OdpowiedzUsuńBiedna Agatka...
UsuńSuper ♥♥♥ ... cała rodzina się na mnie patrzyłam jak na jakąś dziwną bo jak to czytałam to się ciągle śmiałam. Czekam na next
OdpowiedzUsuńZnam to. Czasami czytam jakieś opowiadanie i nie mogę przestać się śmiać, a ,moja matka na to: "Zdurniałaś?! Co się śmiejesz jak głupi do sera! Im starsze to tym głupsze..."
UsuńNo dokładnie
Usuń