Poranek.
Leżeli przytuleni do siebie, gdy do pokoju wpadł Adam.
A: Cześć mistrzu! Jak tam noc z Consalidą?
F: Wynocha! - warknął.
A: Nie no, bratu nie opowiesz? Jaka jest?
W: Ja tu jestem! Wypierniczaj z tond!
A: Boże, jacy wy jesteście wredni. Agatka zrobiła śniadanie i pyta czy jesteście chętni.
W: Jedzenie?
A: Nie wiem, smród jest na całą kuchnie z tego jej śniadania. Oscypki piecze, czy coś takiego.
W: Wypierniczaj bo muszę się ubrać. I Agata ma nam zostawić.
A: Ale ubieraj się. Ja chętnie popatrzę.
F: Wynocha, Adam!
A: Strasznie wredni jesteście. - niechętnie wyszedł z pokoju.
W: Ubieramy się zanim wszystko zjedzą i znowu nie będzie śniadania.
F: Yhm.
Po chwili byli już w kuchni.
Ag: Cześć! Rozumiem, że jesteście chętni na śniadanie.
W: Jasne.
Ad: Ja też chcę! - do kuchni wpadł Adam.
B: I ja! - za nim przybiegł Borys.
Ag: Spadówa. Ci co wywalają jedzenie potem nie jedzą.
Ad: Andrzej!
F: Zgadzam się w 100% z panią Agatą.
Ad: Ale ja jestem głodny!
F: Ale ja nie jestem twoim ojcem, żebym musiał ci zapewniać posiłki.
Ad: Aaaaandrzeeeej...
F: Co Andrzej? Ten hotel jest jednym wielkim wariatkowem w dużej części dzięki tobie.
Ad: No proszę.
Ag: Won z tond Krajewski!
Ad: No prooooszeee... - spojrzał błagalnie na profesora.
W: Kocham mamę, kocham tatę, a najbardziej ich wypłatę.
Ad: On jest moim ojcem?!
F: Nie Adam, nie jestem twoim ojcem. Gdybym nim był, byłbyś odrobinę rozsądniejszy.
Ag: Won Krajewski! I ty Jakubek też!
B: Jesteście beznadziejni! Oczywiście oprócz pana, profesorze...
Ag: Idźcie wy już z tond. - chłopaki wyszli z kuchni.
W: Mamy gdzieś żurawinę?
Ag: Chyba coś się uchowało. W szafce na dole.
W: Ja tej szafki nie otworzę.
F: Podobno pani doktor się niczego nie boi. - kobieta westchnęła i otworzyła szafkę.
A: Coś tam jest ciekawego?
W: Flaszki po wudce, ale to norma. - wyrzuciła kilka szklanych butelek - Jest. - podała Agacie słoik.
A: Sprzątaj teraz te butelki.
W: Jeszcze czego brakowało. Mi to już wisi, czy tu jest bajzel, czy nie.
A: W dupie z tym.
W: Pomóc ci, Aga?
A: Nie, jakoś sobie daję radę. - oparła się o blat.
W: Andrzej, jak my pracujemy?
F: Ja od 9:00, ty od 12:00. Kończymy razem o 19:00. Potem w klinice jedna operacja i pacjent...
W: Pacjent po co?
F: Kwalifikuje się do badań.
W: Których?
F: Trzecich. Rozpoczynamy właśnie 2 etap, czyli testowanie tego na ludziach.
W: Po co przychodzi?
F: Trzeba porozmawiać z nim, wytłumaczyć wszystko i wcisnąć lek.
W: Ok, to w końcu na którą ja mam?
F: 12:00.
A: A ja?
F: No bez przesady. Nie znam na pamięć wszystkich grafików z tego szpitala.
A: Załóżmy, że na 12:00.
W: Tak, jeśli wcześniej, tylko Tretter cię zabije albo zwolni.
F: Dla pani zawsze znajdzie się praca. Poza tym Wiktoria, ja, Adam i pani jesteśmy w tym momencie, jakby to powiedzieć, nie do zwolnienia.
W: O czym ty mówisz?
F: Szanowny dyrektor Tretter próbował mnie zwolnić. Podobno pracownicy się na mnie skarżą.
W: Błagam cię, nie mów, że zaszantażowałeś dyrektora i że do tego wciągnąłeś nas w to.
F: Nie zaszantażowałem. Ostrzegłem przed tym co się stanie, jeśli którekolwiek z nas zwolni.
A: W co pan mnie wkopał?!
F: Spokojniej.
W: Andrzej.
F: Przedstawiłem dyrektorowi nasze, dobrze moje plany. A tymi planami jest otworzenie sieci klinik w Polsce. Do tej pory tego nie zrobiliśmy, ponieważ lubimy wspólną pracę w Leśnej Górze.
W: Te plany są zmyślone czy poważne?
F: Poważne.
W: Sieć 32 klinik w Szwajcarii, badania nad trzema lekami. Tobie jeszcze mało?
F: Jeżeli można pomóc większej ilości ludzi, to czemu nie? A dla was zawsze znajdzie się praca.
A: A skąd niby taka pewność, że ja też zgodziłabym się odejść z Leśnej Góry?
F: Proponuję pani etat w prywatnej klinice, bez nocnych dyżurów, bez operacji, praca z przyjaciółką, 5 tysięcy miesięcznie.
A: Niech pan otwiera te kliniki.
W: Zaszantażowałeś Trettera.
F: I czy ktoś mi za to coś zrobi?
W: Czy ty uznajesz, że w ogóle ktoś może mieć władzę nad tobą?
F: W sumie, to nie. Chociaż ty masz.
W: Jesteś okropny.
F: Chodź ty ruda złośnico. - złapał ją w biodrach i pociągnął sadzając sobie na kolanach.
W: Ja ci dam rudą złośnicę.
F: A może nie?
W: Puść mnie. - próbowała wstać.
F: Mowy nie ma. Nigdzie cię nie puszczam.
W: Agata powiedz ty mi dlaczego ja go kocham.
A: Ok, ale najpierw ty mi powiedz dlaczego mnie nikt nie chce pokochać.
W: Podobno mówią, że blondynki są dobre na jedną noc i nie nadają się do dłuższych związków.
A: To ja się idę jutro przefarbować na brunetkę.
W: Nie no, ty jesteś takim aniołkiem.
A: Aniołkiem?! Ja nie jestem aniołkiem!
W: Kupię ci czerwoną szminkę. Będziesz bardziej temperamentna.
F: Ty jesteś bardzo temperamentna bez czerwonej szminki. - pocałował kobietę w usta.
P: Ohyda. - powiedział wchodzący do kuchni Zapała.
A: Oj przestań Przemo. Ślicznie razem wyglądają.
P: Halo! Ja tu jestem! - oderwali się od siebie i popatrzyli na niego.
W: I co z tego?
P: Moglibyście sobie szczędzić tych czułości przy ludziach!
A: Mi to nie przeszkadza. A jeśli tobie źle, to się wyprowadź. Nikt nie będzie za tobą płakał. Każdy ma cię już dość. Paplasz jedno w kółko o tej swojej Ludmile. Ogarnij się, bo ci życie przemija, a ty będziesz do śmierci żył miłością do nieboszczki i nienawiścią do niewinnego człowieka. Jesteś chirurgiem więc chyba znasz znaczenie słowa "nieoperacyjny".
P: Nie spodziewałem się tego po tobie. Jak możesz być po stronie MORDERCY!
A: Jeżeli on jest mordercą to ja jestem zakonnicą, a jak wiesz w celibacie nie żyję.
P: Czyli jesteś taką zakonnicą, jak on lekarzem.
W: Jesteś idiotą Przemek.
P: Ja jestem idiotą?! To wy jesteście po stronie MORDERCY! Zabiłeś ją! To przez ciebie nie żyje! Gdyby nie ty, ona dalej by żyła!
F: W świętego Mikołaja też wierzę.
Ad: Co tu się dzieje?
F: Pan Przemek wariuje.
Ad: A spoko. Andrzej, masz te klucze. - podał je bratu.
P: Przekupił was! Ty dostałeś samochód, ty życie w luksusach i biżuterię, tobie po prostu dał kasę. Kupił sobie, to żebyście byli po jego stronie.
W: Ta rozmowa, a raczej twoje krzyki nie ma sensu. Z uwagi, że to tobie wszyscy przeszkadzają i siejesz tu zamęt prosiłabym cię, żebyś wyszedł.
P: Widzę, że panią profesorową nauczył już wysławiania się. Jeszcze byś na jakimś bankiecie źle wypadła.
W: Rozsądny człowiek umie się wysłowić. Szkoda, że ty do nich nie należysz. A teraz raczysz wyjść?
P: Mogę sobie być tu ile chcę.
Ad: Sory, ale mnie nudzisz już. - wypchnął Zapałę z kuchni.
Ad: Ja spadam. Pa gołąbeczki, pa dziewczyno, której nikt nie chce.
Ag: To jest nie fair!
W: Już spokojnie Agatka. Oscypkami się zajmij, bo zaraz to przypalisz.
A: Życie jest do dupy.
W: Nie jest.
A: Dla was może nie. Dobra, to już chyba można jeść. - podała im talerze.
W: Andrzej, puściłbyś mnie wreszcie?
F: Nie.
W: Ale tak dziwnie trochę.
A: Ale ślicznie razem wyglądacie.
W: Ty się zajmij sobą i Mareczkiem.
A: Powiedzmy, że teraz zostaliście mi wy do zajmowania.
W: Nie załamiesz się?
A: Zdążyłam się przyzwyczaić.
W: Chcesz się wypaplać wieczorem?
A: I tak nigdy mnie nie słuchasz.
W: Wiem. Pogadaj do misia.
A: Ty jesteś wredny rudzielec na prawdę.
W: Ja ci dam ty blond idiotko.
F: Kochanie, ty bywasz złośliwa.
W: Się odezwał ten co ma miano najbardziej aroganckiego i wrednego człowieka na tym świecie.
F: Jestem bardziej wyrazisty niż inni, ale czy to jest wada? Czy gdybym taki nie był, zwróciłabyś na mnie uwagę?
W: Wyjątkowy.
F: No widzisz.
Kilka godzin później.
A: Ale ja nie mogę jej wziąć na internę!
W: Ale ja muszę ją badać!
A: Nie mogę wziąć pacjentki na internę bez tych badań! Muszę za 6 godzin znowu pobrać krew i dopiero po wynikach mogę ją przyjąć!
W: Ale ja muszę się nią zająć bo ma złamany kręgosłup!
A: To bierz ją na chirurgię!
W: A co jak mi zejdzie?! Nie wiemy co jej jest od strony interny!
A: I właśnie dlatego, że nie wiem, nie mogę jej przyjąć na oddział!
W: Ale ja muszę się nią zająć, zanim zostanie kaleką!
A: Ja ją biorę na ogólny i niech tam czeka na wyniki badań.
W: Ale tam ja nie mogę jej badać chirurgicznie! Zanim będziesz miała swoje wyniki, ona będzie kaleką!
A: Ale ja jej nie wezmę bez wyników! I to one potwierdzą czy mam dobrą diagnozę i jeśli tak muszę podać jej leki, bo dojdzie do tego, że kobieta nie będzie mogła ruszyć kończynami!
W: Ale ja muszę ją operować!
A: I tak jej nie zoperujesz, bo ja muszę jej podać leki i wtedy przez 5 dni nie może mieć operacji!
W: Ale bez tej operacji będzie kaleką!
A: Ale bez tych leków też!
Ad: Co się dzieje? - do lekarskiego wszedł Krajewski.
W: Patrz. - podała mu kartę pacjentki.
Ad: Uuuu ciężko.
W: No i co mamy robić?
Ad: A skąd ja mam wiedzieć? Ja takie przypadki wpycham Falkowiczowi. Idźcie do niego.
A: Ok.
W: Andrzej!
A: Profesorze! - kobiety wpadły do gabinetu trzaskając drzwiami.
W: Ja byłam pierwsza!
A: To nie fair, bo on nie jest bezstronny!
W: Ale jest świetnym specjalistą!
A: Ale zawsze trzyma twoją stronę!
W: Wcale, że nie!
A: Nie udawaj! Ja nie dam się wyrzucić z roboty, bo on ciebie kocha!
W: To, że mnie kocha nie ma nic wspólnego z pacjentką! Naucz się wreszcie odróżniać prywatę od życia zawodowego!
A: Ja?! To ty...!
F: CISZA!!! O CO CHODZI?!
W: Bo ona...
A: Mamy pacjentkę... - kobiety zaczęły obie na raz trajkotać i się przekrzykiwać.
F: O CO CHODZI?! Trajkoczecie obie od pięciu minut, a ja dalej nic nie wiem!
W: Bo ta wariatka...
A: Ta debilka... - kobiety znowu zaczęły się przekrzykiwać, a profesor odchylił głowę i westchnął patrząc w sufit. Przez 10 minut kobiety nie przestawały nawijać.
F: Nagadałyście się już? - spytał w końcu.
W: I co o tym myślisz?
A: No właśnie.
F: Myślę, że nic z tego nie zrozumiałem, bo przez 10 minut obie trajkotałyście i się przekrzykiwałyście.
W: Mamy pacjentkę...
A: Bo chodzi o to... - znowu obie zaczęły na raz mówić.
F: Starczy! Karta! - wyciągnął rękę po dokument. Woźnicka podała mu teczkę.
F: Bierzemy na chirurgię. - stwierdził po chwili.
W: Przecież jak ona mi zejdzie...!
F: Na moją odpowiedzialność. Trzeba dokończyć formalnościowe badania i bierzemy na stół.
A: Ale ja najprawdopodobniej będę musiała podać leki, po których przy najdrobniejszym cięciu skalpelem będzie krwawienie jak z tętnicy!
F: A kiedy będzie pani mieć te swoje badania, na podstawie których stwierdzi potrzebę podania tych leków?
A: No za 6 godzin.
F: Operujemy.
A: CO?! Ale to jest duże ryzyko, przecież jeśli...
F: Nie po to kończyłem medycynę, żeby bać się ryzyka. A pani, pani doktor? - spojrzał na Consalidę.
W: Ja już niczego się nie boję.
A: Ale przecież...!
F: Naprawdę nie musi mnie pani doszkalać z zakresu chirurgii.
A: Ok, róbcie co chcecie, ale ja nie wydam oświadczenia, że od strony internistycznej nadaje się do operacji.
W: Przecież mamy w tym szpitalu tylko ciebie! Rogalski będzie jutro!
A: Ja tego nie podpiszę. - skierowała się do wyjścia.
W: Agata!
F: Spokojnie kochanie. - Woźnicka opuściła gabinet.
W: Jak mamy operować bez podpisu internisty?!
F: Albo będziesz przekonywać panią Agatę, albo podpisze to za nią któreś z nas, albo operujemy bez podpisu, albo pacjentka zostaje kaleką.
W: Ostatnia opcja odpada od razu.
F: Tak myślałem.
W: Ale jak ja mam do cholery załatwić ten podpis?! - profesor wstał zza biurka, podszedł do kobiety, objął ją od tyłu i złożył pocałunek na jej szyi.
F: Spokojnie kochanie. - szepnął jej do ucha.
W: Ale jak ja mam być spokojna...?!
F: Tylko spokój może nas uratować.
W: Od kiedy ty takie teorie przyjmujesz?!
F: Od zawsze. Żeby logicznie myśleć trzeba wewnętrznie być spokojnym.
W: Taa.
F: Oddychaj głęboko. Wdech i wydech.
W: Czuję się jakbym była na porodówce.
F: Ćwicz te oddychanie. Może kiedyś trafisz na porodówkę.
W: Jeszcze czego brakowało do całego tego kociokwiku. Idę torturować Woźnicką, żeby to podpisała.
F: Czekaj. - wyjął z szuflady druczek - Jak się ta pacjentka nazywa?
W: Maria Pachman.
F: Yhm. Dzisiaj 18?
W: No tak, ale co ty robisz?
F: Myślisz, że mam czas przed każdą operacją szukać internisty, którego tu i tak nigdy nie ma? - podpisał dokument jako Agata.
W: Fałszujesz podpisy?!
F: Dr. Woźnickiej. Zbyt trudny to on nie jest.
W: Ty wiesz jakie ona by miała kłopoty, gdyby jednak z internistycznej strony coś nawaliło?!
F: Nie wypełniam tego, gdy nie muszę. Myślisz, że dałbym aresztować panią Agatę, albo, pozwolił żeby miała sprawy w sądach?
W: A co byś zrobił?! Rzucił się na policjantów? Bo że byś się przyznał to nie uwierzę.
F: Mam swoje sposoby na to wszystko. Te świstki, które wypisuję są tylko po to, żeby zadowolić szanownego pana dyrektora.
W: Mniej więcej tak jak wtedy, gdy dyrektor ci chciał pomniki dziękczynne stawiać za to, że tu pracujesz, a nie wiedział co się dzieje za jego plecami.
F: Nikomu nic się nie dzieje i się nie stanie, o tym cię zapewniam. Chodźmy się myć.
W: Pan "ponad prawem bez wątpienia"?
F: Oczywiście, że tak, kochanie.
03:00 w nocy.
W: Jak ja nienawidzę, gdy podczas operacji są komplikacje. - weszła do myjni wykończona po 7 godzinnej operacji w klinice.
F: Niektóre rzeczy są nie od nas zależne.
W: Podwieziesz mnie do hotelu? Jestem wykończona, zresztą głodna też. Nic nie jadłam od rana. Ale teraz priorytetem jest sen.
F: Skoro nic nie jadłaś...
W: Ja cię bardzo proszę. Nie mam siły. Spać.
F: Tym razem się muszę z tobą zgodzić. Odwiozę cię.
W: Dzięki.
Podjechali pod hotel. Kobieta pocałowała go na pożegnanie i zaczęła szarpać się z zamkiem.
F: Pomogę ci. - podszedł do niej.
W: Myślisz, że nie umiem otworzyć drzwi z zamka?
F: Umiesz, ale coś zacięło, skoro jeszcze nie otworzyłaś. - Próbowali otworzyć drzwi, gdy pod hotel podjechały 2 radiowozy policyjne i szybko wysiadło z nich kilku policjantów.
P: Ręce do góry!
W: Co? - oboje wykonali rozkaz mundurowych, którzy podeszli do nich i zaczęli skuwać ich w kajdanki.
F: O co chodzi, do cholery?!
P: Otrzymaliśmy wezwanie. Próbowaliście się państwo włamać do hotelu. Jesteście państwo aresztowani.
W: CO?! Ja tu mieszkam! Kto tu policję wzywał?!
P: Agata Woźnicka.
W: WOŹNICKA!!! - wrzasnęła na cały głos.
F: Masz przezorną przyjaciółkę.
W: Woźnicka do cholery! Wezwałaś policję, która skuwa mnie w kajdanki pod zarzutem włamania do własnego domu! - internistka słysząc głos przyjaciółki wyszła przed hotel i zobaczyła ich dwójkę skutą kajdankami.
F: A teraz moglibyście nas łaskawie rozkuć?!
A: To takie nieporozumienie...
W: I przez twoje nieporozumienie policja skuwa mnie w kajdanki?!
A: A skąd ja miałam wiedzieć, że to ty mocujesz się z zamkami o 03:00 w nocy!
P: Prosimy się zastanowić chwilę, zanim wezwie się policję. - funkcjonariusze odjechali spod hotelu.
W: Czy ciebie porąbało?!
A: Nic wam się nie stało...
F: Drobne nieporozumienie. - zironizował.
W: Tak, drobne nieporozumienie. Ty już lepiej jedź do siebie. O 8:00 zaczynamy dyżur.
F: Do... do dzisiaj.
W: Do dzisiaj. - kobiety poszły do hotelu.
W: Ty wiesz co ja przez ciebie przeżyłam?! Ja na sam widok policji się trzęsę ze strachu.
A: Już, sory.
W: Nie do zniesienia jesteś.
A: No już, a jak ta pacjentka?
W: Agata, mój mózg już nie przetwarza informacji. Spać. - opadła na stojącą w salonie kanapę.
A: Tu?
W: Nie mam siły. Od 20 stoję przy stole operacyjnym. - Wiktoria usnęła na kanapie.
Może nie najciekawsza część, ale takie coś wyszło.
Wyszło cudo ! Bardzo mi się podobała ta część. Agatka....no trochę przesadziła z tą policją...Przemo jak Przemo ....i fałuszerstwa Falko...
OdpowiedzUsuńAgatka... się boi wszystkiego.
UsuńA Falko... Czy Falko cokolwiek w życiu robi legalnie?
Wiadomo ,że nie...W jego słowniku nie ma czegoś takiego jak legalność ,dla niego niektóre rzeczy są po prostu nieujawniane i nie potrzebne do ujawniania.
UsuńZgadzam się w 100%. Po co iść legalną drogą, skoro można wszystko zrobić na skróty? No po nic. Strata czasu i pieniędzy.
UsuńWyszło... no wczorajsze mi się bardziej podobało ale to też z chcęcią przeczytałam i nie mogę się doczekać nexta
OdpowiedzUsuńNależysz do tych osób, które lubią komiczne opowiadania. Ja też. Ale nie zawsze da się to wszystko tak napisać.
UsuńChichram się po cichu o 12.00 w nocy wszyscy śpią tylko ja czytam na telefonie i od początku nie mogę się przestać śśmiać,a ta akcja z policją to mistrzostwo świata!Genialne opowiadanie!
OdpowiedzUsuń