LICZBA WYŚWIETLEŃ

wtorek, 18 marca 2014

CZĘŚĆ 42 Drobne nieporozumienie.

Poranek.
Leżeli przytuleni do siebie, gdy do pokoju wpadł Adam.
A: Cześć mistrzu! Jak tam noc z Consalidą?
F: Wynocha! - warknął.
A: Nie no, bratu nie opowiesz? Jaka jest?
W: Ja tu jestem! Wypierniczaj z tond!
A: Boże, jacy wy jesteście wredni. Agatka zrobiła śniadanie i pyta czy jesteście chętni.
W: Jedzenie?
A: Nie wiem, smród jest na całą kuchnie z tego jej śniadania. Oscypki piecze, czy coś takiego.
W: Wypierniczaj bo muszę się ubrać. I Agata ma nam zostawić.
A: Ale ubieraj się. Ja chętnie popatrzę.
F: Wynocha, Adam!
A: Strasznie wredni jesteście. - niechętnie wyszedł z pokoju.
W: Ubieramy się zanim wszystko zjedzą i znowu nie będzie śniadania.
F: Yhm.

Po chwili byli już w kuchni.
Ag: Cześć! Rozumiem, że jesteście chętni na śniadanie.
W: Jasne.
Ad: Ja też chcę! - do kuchni wpadł Adam.
B: I ja! - za nim przybiegł Borys.
Ag: Spadówa. Ci co wywalają jedzenie potem nie jedzą.
Ad: Andrzej!
F: Zgadzam się w 100% z panią Agatą.
Ad: Ale ja jestem głodny!
F: Ale ja nie jestem twoim ojcem, żebym musiał ci zapewniać posiłki.
Ad: Aaaaandrzeeeej...
F: Co Andrzej? Ten hotel jest jednym wielkim wariatkowem w dużej części dzięki tobie.
Ad: No proszę.
Ag: Won z tond Krajewski!
Ad: No prooooszeee... - spojrzał błagalnie na profesora.
W: Kocham mamę, kocham tatę, a najbardziej ich wypłatę.
Ad: On jest moim ojcem?!
F: Nie Adam, nie jestem twoim ojcem. Gdybym nim był, byłbyś odrobinę rozsądniejszy.
Ag: Won Krajewski! I ty Jakubek też!
B: Jesteście beznadziejni! Oczywiście oprócz pana, profesorze...
Ag: Idźcie wy już z tond. - chłopaki wyszli z kuchni.
W: Mamy gdzieś żurawinę?
Ag: Chyba coś się uchowało. W szafce na dole.
W: Ja tej szafki nie otworzę.
F: Podobno pani doktor się niczego nie boi. - kobieta westchnęła i otworzyła szafkę.
A: Coś tam jest ciekawego?
W: Flaszki po wudce, ale to norma. - wyrzuciła kilka szklanych butelek - Jest. - podała Agacie słoik.
A: Sprzątaj teraz te butelki.
W: Jeszcze czego brakowało. Mi to już wisi, czy tu jest bajzel, czy  nie.
A: W dupie z tym.
W: Pomóc ci, Aga?
A: Nie, jakoś sobie daję radę. - oparła się o blat.
W: Andrzej, jak my pracujemy?
F: Ja od 9:00, ty od 12:00. Kończymy razem o 19:00. Potem w klinice jedna operacja i pacjent...
W: Pacjent po co?
F: Kwalifikuje się do badań.
W: Których?
F: Trzecich. Rozpoczynamy właśnie 2 etap, czyli testowanie tego na ludziach.
W: Po co przychodzi?
F:  Trzeba porozmawiać z nim, wytłumaczyć wszystko i wcisnąć lek.
W: Ok, to w końcu na którą ja mam?
F: 12:00.
A: A ja?
F: No bez przesady. Nie znam na pamięć wszystkich grafików z tego szpitala.
A: Załóżmy, że na 12:00.
W: Tak, jeśli wcześniej, tylko Tretter cię zabije albo zwolni.
F: Dla pani zawsze znajdzie się praca. Poza tym Wiktoria, ja, Adam i pani jesteśmy w tym momencie, jakby to powiedzieć, nie do zwolnienia.
W: O czym ty mówisz?
F: Szanowny dyrektor Tretter próbował mnie zwolnić. Podobno pracownicy się na mnie skarżą.
W: Błagam cię, nie mów, że zaszantażowałeś dyrektora i że do tego wciągnąłeś nas w to.
F: Nie zaszantażowałem. Ostrzegłem przed tym co się stanie, jeśli którekolwiek z nas zwolni.
A: W co pan mnie wkopał?!
F: Spokojniej.
W: Andrzej.
F: Przedstawiłem dyrektorowi nasze, dobrze moje plany. A tymi planami jest otworzenie sieci klinik w Polsce. Do tej pory tego nie zrobiliśmy, ponieważ lubimy wspólną pracę w Leśnej Górze.
W: Te plany są zmyślone czy poważne?
F: Poważne.
W: Sieć 32 klinik w Szwajcarii, badania nad trzema lekami. Tobie jeszcze mało?
F: Jeżeli można pomóc większej ilości ludzi, to czemu nie? A dla was zawsze znajdzie się praca.
A: A skąd niby taka pewność, że ja też zgodziłabym się odejść z Leśnej Góry?
F: Proponuję pani etat w prywatnej klinice, bez nocnych dyżurów, bez operacji, praca z przyjaciółką, 5 tysięcy miesięcznie.
A: Niech pan otwiera te kliniki.
W: Zaszantażowałeś Trettera.
F: I czy ktoś mi za to coś zrobi?
W: Czy ty uznajesz, że w ogóle ktoś może mieć władzę nad tobą?
F: W sumie, to nie. Chociaż ty masz.
W: Jesteś okropny.
F: Chodź ty ruda złośnico. - złapał ją w biodrach i pociągnął sadzając sobie na kolanach.
W: Ja ci dam rudą złośnicę.
F: A może nie?
W: Puść mnie. - próbowała wstać.
F: Mowy nie ma. Nigdzie cię nie puszczam.
W: Agata powiedz ty mi dlaczego  ja go kocham.
A: Ok, ale najpierw ty mi powiedz dlaczego mnie nikt nie chce pokochać.
W: Podobno mówią, że blondynki są dobre na jedną noc i nie nadają się do dłuższych związków.
A: To ja się idę jutro przefarbować na brunetkę.
W: Nie no, ty jesteś takim aniołkiem.
A: Aniołkiem?! Ja nie jestem aniołkiem!
W: Kupię ci czerwoną szminkę. Będziesz bardziej temperamentna.
F: Ty jesteś bardzo temperamentna bez czerwonej szminki. - pocałował kobietę w usta.
P: Ohyda. - powiedział wchodzący do kuchni Zapała.
A: Oj przestań Przemo. Ślicznie razem wyglądają.
P: Halo! Ja tu jestem! - oderwali się od siebie i popatrzyli na niego.
W: I co z tego?
P: Moglibyście sobie szczędzić tych czułości przy ludziach!
A: Mi to nie przeszkadza. A jeśli tobie źle, to się wyprowadź. Nikt nie będzie za tobą płakał. Każdy ma cię już dość. Paplasz jedno w kółko o tej swojej Ludmile. Ogarnij się, bo ci życie przemija, a ty będziesz do śmierci żył miłością do nieboszczki i nienawiścią do niewinnego człowieka. Jesteś chirurgiem więc chyba znasz znaczenie słowa "nieoperacyjny".
P: Nie spodziewałem się tego po tobie. Jak możesz być po stronie MORDERCY!
A: Jeżeli on jest mordercą to ja jestem zakonnicą, a jak wiesz w celibacie nie żyję.
P: Czyli jesteś taką zakonnicą, jak on lekarzem.
W: Jesteś idiotą Przemek.
P: Ja jestem idiotą?! To wy jesteście po stronie MORDERCY! Zabiłeś ją! To przez ciebie nie żyje! Gdyby nie ty, ona dalej by żyła!
F: W świętego Mikołaja też wierzę.
Ad: Co tu się dzieje?
F: Pan Przemek wariuje.
Ad: A spoko. Andrzej, masz te klucze. - podał je bratu.
P: Przekupił was! Ty dostałeś samochód, ty życie w luksusach i biżuterię, tobie po prostu dał kasę. Kupił sobie, to żebyście byli po jego stronie.
W: Ta rozmowa, a raczej twoje krzyki nie ma sensu. Z uwagi, że to tobie wszyscy przeszkadzają i siejesz tu zamęt prosiłabym cię, żebyś wyszedł.
P: Widzę, że panią profesorową nauczył już wysławiania się. Jeszcze byś na jakimś bankiecie źle wypadła.
W: Rozsądny człowiek umie się wysłowić. Szkoda, że ty do nich nie należysz. A teraz raczysz wyjść?
P: Mogę sobie być tu ile chcę.
Ad: Sory, ale mnie nudzisz już. - wypchnął Zapałę z kuchni.
Ad: Ja spadam. Pa gołąbeczki, pa dziewczyno, której nikt nie chce.
Ag: To jest nie fair!
W: Już spokojnie Agatka. Oscypkami się zajmij, bo zaraz to przypalisz.
A: Życie jest do dupy.
W: Nie jest.
A: Dla was może nie. Dobra, to już chyba można jeść. - podała im talerze.
W: Andrzej, puściłbyś mnie wreszcie?
F: Nie.
W: Ale tak dziwnie trochę.
A: Ale ślicznie razem wyglądacie.
W: Ty się zajmij sobą i Mareczkiem.
A: Powiedzmy, że teraz zostaliście mi wy do zajmowania.
W: Nie załamiesz się?
A: Zdążyłam się przyzwyczaić.
W: Chcesz się wypaplać wieczorem?
A: I tak nigdy mnie nie słuchasz.
W: Wiem. Pogadaj do misia.
A: Ty jesteś wredny rudzielec na prawdę.
W: Ja ci dam ty blond idiotko.
F: Kochanie, ty bywasz złośliwa.
W: Się odezwał ten co ma miano najbardziej aroganckiego i wrednego człowieka na tym świecie.
F: Jestem bardziej wyrazisty niż inni, ale czy to jest wada? Czy gdybym taki nie był, zwróciłabyś na mnie uwagę?
W: Wyjątkowy.
F: No widzisz.

Kilka godzin później.
A: Ale ja nie mogę jej wziąć na internę!
W: Ale ja muszę ją badać!
A: Nie mogę wziąć pacjentki na internę bez tych badań! Muszę za 6 godzin znowu pobrać krew i dopiero po wynikach mogę ją przyjąć!
W: Ale ja muszę się nią zająć bo ma złamany kręgosłup!
A: To bierz ją na chirurgię!
W: A co jak mi zejdzie?! Nie wiemy co jej jest od strony interny!
A: I właśnie dlatego, że nie wiem, nie mogę jej przyjąć na oddział!
W: Ale ja muszę się nią zająć, zanim zostanie kaleką!
A: Ja ją biorę na ogólny i niech tam czeka na wyniki badań.
W: Ale tam ja nie mogę jej badać chirurgicznie! Zanim będziesz miała swoje wyniki, ona będzie kaleką!
A: Ale ja jej nie wezmę bez wyników! I to one potwierdzą czy mam dobrą diagnozę i jeśli tak muszę podać jej leki, bo dojdzie do tego, że kobieta nie będzie mogła ruszyć kończynami!
W: Ale ja muszę ją operować!
A: I tak jej nie zoperujesz, bo ja muszę jej podać leki i wtedy przez 5 dni nie może mieć operacji!
W: Ale bez tej operacji będzie kaleką!
A: Ale bez tych leków też!
Ad: Co się dzieje? - do lekarskiego wszedł Krajewski.
W: Patrz. - podała mu kartę pacjentki.
Ad: Uuuu ciężko.
W: No i co mamy robić?
Ad: A skąd ja mam wiedzieć? Ja takie przypadki wpycham Falkowiczowi. Idźcie do niego.
A: Ok.
W: Andrzej!
A: Profesorze! - kobiety wpadły do gabinetu trzaskając drzwiami.
W: Ja byłam pierwsza!
A: To nie fair, bo on nie jest bezstronny!
W: Ale jest świetnym specjalistą!
A: Ale zawsze trzyma twoją stronę!
W: Wcale, że nie!
A: Nie udawaj! Ja nie dam się wyrzucić z roboty, bo on ciebie kocha!
W: To, że mnie kocha nie ma nic wspólnego z pacjentką! Naucz się wreszcie odróżniać prywatę od życia zawodowego!
A: Ja?! To ty...!
F: CISZA!!! O CO CHODZI?!
W: Bo ona...
A: Mamy pacjentkę... - kobiety zaczęły obie na raz trajkotać i się przekrzykiwać.
F: O CO CHODZI?! Trajkoczecie obie od pięciu minut, a ja dalej nic nie wiem!
W: Bo ta wariatka...
A: Ta debilka... - kobiety znowu zaczęły się przekrzykiwać, a profesor odchylił głowę i westchnął patrząc w sufit. Przez 10 minut kobiety nie przestawały nawijać.
F: Nagadałyście się już? - spytał w końcu.
W: I co o tym myślisz?
A: No właśnie.
F: Myślę, że nic z tego nie zrozumiałem, bo przez 10 minut obie trajkotałyście i się przekrzykiwałyście.
W: Mamy pacjentkę...
A: Bo chodzi o to... - znowu obie zaczęły na raz mówić.
F: Starczy! Karta! - wyciągnął rękę po dokument. Woźnicka podała mu teczkę.
F: Bierzemy na chirurgię. - stwierdził po chwili.
W: Przecież jak ona mi zejdzie...!
F: Na moją odpowiedzialność. Trzeba dokończyć formalnościowe badania i bierzemy na stół.
A: Ale ja najprawdopodobniej będę musiała podać leki, po których przy najdrobniejszym cięciu skalpelem będzie krwawienie jak z tętnicy!
F: A kiedy będzie pani mieć te swoje badania, na podstawie których stwierdzi potrzebę podania tych leków?
A: No za 6 godzin.
F: Operujemy.
A: CO?! Ale to jest duże ryzyko, przecież jeśli...
F: Nie po to kończyłem medycynę, żeby bać się ryzyka. A pani, pani doktor? - spojrzał na Consalidę.
W: Ja już niczego się nie boję.
A: Ale przecież...!
F: Naprawdę nie musi mnie pani doszkalać z zakresu chirurgii.
A: Ok, róbcie co chcecie, ale ja nie wydam oświadczenia, że od strony internistycznej nadaje się do operacji.
W: Przecież mamy w tym szpitalu tylko ciebie! Rogalski będzie jutro!
A: Ja tego nie podpiszę. - skierowała się do wyjścia.
W: Agata!
F: Spokojnie kochanie. - Woźnicka opuściła gabinet.
W: Jak mamy operować bez podpisu internisty?!
F: Albo będziesz przekonywać panią Agatę, albo podpisze to za nią któreś z nas, albo operujemy bez podpisu, albo pacjentka zostaje kaleką.
W: Ostatnia opcja odpada od razu.
F: Tak myślałem.
W: Ale jak ja mam do cholery załatwić ten podpis?! - profesor wstał zza biurka, podszedł do kobiety, objął ją od tyłu i złożył pocałunek na jej szyi.
F: Spokojnie kochanie. - szepnął jej do ucha.
W: Ale jak ja mam być spokojna...?!
F: Tylko spokój może nas uratować.
W: Od kiedy ty takie teorie przyjmujesz?!
F: Od zawsze. Żeby logicznie myśleć trzeba wewnętrznie być spokojnym.
W: Taa.
F: Oddychaj głęboko. Wdech i wydech.
W: Czuję się jakbym była na porodówce.
F: Ćwicz te oddychanie. Może kiedyś trafisz na porodówkę.
W: Jeszcze czego brakowało do całego tego kociokwiku. Idę torturować Woźnicką, żeby to podpisała.
F: Czekaj. - wyjął z szuflady druczek - Jak się ta pacjentka nazywa?
W: Maria Pachman.
F: Yhm. Dzisiaj 18?
W: No tak, ale co ty robisz?
F: Myślisz, że mam czas przed każdą operacją szukać internisty, którego tu i tak nigdy nie ma? - podpisał dokument jako Agata.
W: Fałszujesz podpisy?!
F: Dr. Woźnickiej. Zbyt trudny to on nie jest.
W: Ty wiesz jakie ona by miała kłopoty, gdyby jednak z internistycznej strony coś nawaliło?!
F: Nie wypełniam tego, gdy nie muszę. Myślisz, że dałbym aresztować panią Agatę, albo, pozwolił żeby miała sprawy w sądach?
W: A co byś zrobił?! Rzucił się na policjantów? Bo że byś się przyznał to nie uwierzę.
F: Mam swoje sposoby na to wszystko. Te świstki, które wypisuję są tylko po to, żeby zadowolić szanownego pana dyrektora.
W: Mniej więcej tak jak wtedy, gdy dyrektor ci chciał pomniki dziękczynne stawiać za to, że tu pracujesz, a nie wiedział co się dzieje za jego plecami.
F: Nikomu nic się nie dzieje i się nie stanie, o tym cię zapewniam. Chodźmy się myć.
W: Pan "ponad prawem bez wątpienia"?
F: Oczywiście, że tak, kochanie.

03:00 w nocy.
W: Jak ja nienawidzę, gdy podczas operacji są komplikacje. - weszła do myjni wykończona po 7 godzinnej operacji w klinice.
F: Niektóre rzeczy są nie od nas zależne.
W: Podwieziesz mnie do hotelu? Jestem wykończona, zresztą głodna też. Nic nie jadłam od rana. Ale teraz priorytetem jest sen.
F: Skoro nic nie jadłaś...
W: Ja cię bardzo proszę. Nie mam siły. Spać.
F: Tym razem się muszę z tobą zgodzić. Odwiozę cię.
W: Dzięki.

Podjechali pod hotel. Kobieta pocałowała go na pożegnanie i zaczęła szarpać się z zamkiem.
F: Pomogę ci. - podszedł do niej.
W: Myślisz, że nie umiem otworzyć drzwi z zamka?
F: Umiesz, ale coś zacięło, skoro jeszcze nie otworzyłaś. - Próbowali otworzyć drzwi, gdy pod hotel podjechały 2 radiowozy policyjne i szybko wysiadło z nich kilku policjantów.
P: Ręce do góry!
W: Co? - oboje wykonali rozkaz mundurowych, którzy podeszli do nich i zaczęli skuwać ich w kajdanki.
F: O co chodzi, do cholery?!
P: Otrzymaliśmy wezwanie. Próbowaliście się państwo włamać do hotelu. Jesteście państwo aresztowani.
W: CO?! Ja tu mieszkam! Kto tu policję wzywał?!
P: Agata Woźnicka.
W: WOŹNICKA!!! - wrzasnęła na cały głos.
F: Masz przezorną przyjaciółkę.
W: Woźnicka do cholery! Wezwałaś policję, która skuwa mnie w kajdanki pod zarzutem włamania do własnego domu! - internistka słysząc głos przyjaciółki wyszła przed hotel i zobaczyła ich dwójkę skutą kajdankami.
F: A teraz moglibyście nas łaskawie rozkuć?!
A: To takie nieporozumienie...
W: I przez twoje nieporozumienie policja skuwa mnie w kajdanki?!
A: A skąd ja miałam wiedzieć, że to ty mocujesz się z zamkami o 03:00 w nocy!
P: Prosimy się zastanowić chwilę, zanim wezwie się policję. - funkcjonariusze odjechali spod hotelu.
W: Czy ciebie porąbało?!
A: Nic wam się nie stało...
F: Drobne nieporozumienie. - zironizował.
W: Tak, drobne nieporozumienie. Ty już lepiej jedź do siebie. O 8:00 zaczynamy dyżur.
F: Do... do dzisiaj.
W: Do dzisiaj. - kobiety poszły do hotelu.
W: Ty wiesz co ja przez ciebie przeżyłam?! Ja na sam  widok policji się trzęsę ze strachu.
A: Już, sory.
W: Nie do zniesienia jesteś.
A: No już, a jak ta pacjentka?
W: Agata, mój mózg już nie przetwarza informacji. Spać. - opadła na stojącą w salonie kanapę.
A: Tu?
W: Nie mam siły. Od 20 stoję przy stole operacyjnym. - Wiktoria usnęła na kanapie.

Może nie najciekawsza część, ale takie coś wyszło.

7 komentarzy:

  1. Wyszło cudo ! Bardzo mi się podobała ta część. Agatka....no trochę przesadziła z tą policją...Przemo jak Przemo ....i fałuszerstwa Falko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatka... się boi wszystkiego.
      A Falko... Czy Falko cokolwiek w życiu robi legalnie?

      Usuń
    2. Wiadomo ,że nie...W jego słowniku nie ma czegoś takiego jak legalność ,dla niego niektóre rzeczy są po prostu nieujawniane i nie potrzebne do ujawniania.

      Usuń
    3. Zgadzam się w 100%. Po co iść legalną drogą, skoro można wszystko zrobić na skróty? No po nic. Strata czasu i pieniędzy.

      Usuń
  2. Wyszło... no wczorajsze mi się bardziej podobało ale to też z chcęcią przeczytałam i nie mogę się doczekać nexta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należysz do tych osób, które lubią komiczne opowiadania. Ja też. Ale nie zawsze da się to wszystko tak napisać.

      Usuń
  3. Chichram się po cichu o 12.00 w nocy wszyscy śpią tylko ja czytam na telefonie i od początku nie mogę się przestać śśmiać,a ta akcja z policją to mistrzostwo świata!Genialne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.