Jakimś cudem dojechali na miejsce. Weszli do niewielkiego hotelu.
W: Siedźcie. Idę wziąć klucze do pokoi. - po chwili wściekła kobieta wróciła do reszty.
F: Coś się stało, kochanie?
W: Tretter zarezerwował tylko 2 pokoje! W tym hotelu nie ma już wolnych miejsc, najbliższy w którym są jest 50 kilometrów z tond!
F: Co?
W: Ja dzwonię do Trettera.
W: Czy pan wie, co zrobił, rezerwując tylko dwa pokoje?!
-...
W: Nie interesuje mnie, że szpital nie ma pieniędzy! Zdecydowanie genialny pomysł!
-...
W: Jeden pokój dla kobiet, drugi dla mężczyzn?! Czy pan sobie zdaje sprawę co oznacza Zapała w jednym pomieszczeniu z Falkowiczem?!
-...
W: Jak to mamy dać sobie radę i nie dzwonić do pana więcej?!
-...
W: Bez łachy! Żegnam!
W: Możemy teraz krzyczeć, denerwować się, albo dać jakoś radę. Wy się będziecie ignorować. - zwróciła się do Przemka i Andrzeja.
P: Nie będę....!
W: Będziesz! Do pokoi, ale już! - dała Falkowiczowi klucz do pokoju panów.
W: Nie pozabijajcie się.
Kobiety poszły do swojego pokoju i ujrzały łóżko małżeńskie.
N: Paranoja.
Ad i P: WIIIKTOOORIIIAAA!!! - wrzasnęli na raz.
W: Domyślam się, że dostali taki sam pokój. - kobiety poszły do nich.
Ag: Może się jakoś dogadacie? - spytała z nadzieją.
P: Nie będę spał w jednym łóżku z mordercą!
Ad: Ja z nim też nie!
W: Dajcie mi pół godziny.
F: Na co?
W: Na wymyślenie czegoś. Chodź Woźnicka, pomożesz.
Ag: Obyśmy coś wymyśliły. - po chwili dwie kobiety siedziały już w małej, hotelowej restauracji.
W: No i jak ja mam to rozegrać. Muszą być trzy osoby w każdym pokoju... ty musisz być z nami.
Ag: CO?! Ja nie będę spać w jednym łóżku z Falkowiczem.
W: Agata! Agata, spokój! Kto inny?
A: Nie wiem, ale no...
W: Agata, trzy noce. Damy radę. On nie jest taki zły.
A: Ja wiem, że on nie jest taki zły, ale mam z nim spać w jednym łóżku?
W: Nic lepszego nie wymyślę. Ja po środku, wy z boków.
A: Ale no...
W: Innej opcji nie ma. - kobiety poszły do reszty grupy, która czekała na koniec ich narady w holu.
N: Macie jakiś genialny plan?
W: Ja, Agata, Andrzej.
F: My, co, kochanie?
W: My w jednym pokoju. Nic innego nie wymyślę. Roznosimy walizki. Chodźcie.
Ag: To nie był mój pomysł.
W: Lepszego nie ma. Chodź. - kilka minut później weszli w trójkę do pokoju. Agata usiadł na stojącym przy łóżku krześle, a oni na łóżku.
F: Dość skromny ten pokój. - rozejrzał się po pomieszczeniu, gdzie było tylko łóżko, dwa krzesła, niewielki stolik i szafa.
W: Co ja na to poradzę? Rozpakowujemy się?
A: Ja zostawię rzeczy w walizce. Tu i tak nie będzie gdzie to rozkładać, a moim szmatom się nic nie stanie.
W: Agata, ja wiem, że ta sytuacja jest dość niezręczna, ale inaczej się nie da.
A: Yhy.
W: Woźnicka.
A: Wiem! Wiem, że to jest najlepsza opcja z możliwych. Nie bój się, nie pójdę się z tego powodu upijać.
F: To dobrze. Dyrektor kazał mi się opiekować całą tą wycieczką.
W: Daj laptopa.
A: Wzięłaś jakieś książki, Wiki?
W: Chirurgia.
A: A pan?
F: Kair.
A: Kair?! Czy żadne z was nie czyta normalnych książek?!
F: Każdy czyta, co chce.
A: Ja przepraszam. Idę spytać Niny.
W: Ok. - Woźnicka poszła do pokoju obok.
F: Pani Agata chyba nie jest zadowolona.
W: Dziwisz jej się?
F: Nie.
W: Trzy noce. Opracowujemy plan zamordowania Trettera?
F: Tak.
W: Dostałaś coś? - spytała internistki, która wróciła po chwili do pokoju.
A: Przemek jest na mnie obrażony i się nie odzywa, Nina nic nie ma, a Adam mnie wyśmiał, że nikt w tych czasach nie czyta książek.
F: Mój wspaniały braciszek.
W: Andrzej, pójdziemy gdzieś?
F: A da się tu gdzieś pójść?
W: No można iść...
Ad: Wow! Bawimy się, ludzie! Wstawaj mała! - do pokoju wpadł Adam z butelką wudki w ręce i pociągnął Woźnicką.
F: Adam!
Ad: Co jest stary? Zluzuj trochę!
F: Ca za debil. - zabrał Krajwskiemu butelkę i wyprowadził go z pokoju.
W: Aga...
A: Sory, no dziwnie się zachowywałam. Byłam w lekkim szoku.
W: Taką cię lubię. Rozpakowujemy się?
A: Niech on porozwiesza te swoje garnitury.
W: Agata.
A: No co Agata? Moim szmatom się nic nie stanie. Nich on wiesza te swoje garnitury i tak dalej.
W: A rób co chcesz.
F: Adam odstawiony. Pan Przemek się nim zajmuje, o ile za potwierdzenie tego można uznać jego "won morderco".
W: Zajmie się nim. Weźmy się rozpakujemy.
A: Wy. Ja nie muszę...
W: Woźnicka! - upomniała ją.
A: Je biorę te pułki! - zaczęła szybko zajmować dwie półki w szafie swoimi cuchami.
W: I taką cię lubię. Ty pewnie wziąłeś z 10 garniturów?
F: Kochanie, ja nie zamienię się w Adama.
W: Mam nadzieję. - patrzyli na Woźnicką, która w zabójczym tempie rozpakowała swoje ciuchy.
W: No my takiego tępa nie osiągniemy w rozpakowywaniu.
A: Tu jest coś do picia?
W: W holu na dole jest jakiś mały sklepik. Chyba jeszcze otwarty. Kup mi Colę.
A: A panu?
F: Nie musi pani...
W: Andrzej.
F: Jakiś sok, jakby pani mogła.
Ag: Ok.
W: Masz. - Wiki podała jej 10 zł.
Ag: Ja jestem biedna, ale nie aż tak.
W: Nie marudź, Agatka.
Ag: Już, już. - internistka wyszła z pokoju.
F: Pani Agata poszła, więc teraz mogę spytać. Jak ty to sobie wyobrażasz?
W: Nijak. - pocałowała go - Jakoś to pójdzie.
F: Jakoś tak.
W: Agata jest trochę zaskoczona tym...
F: Ale ja się nie dziwię pani Agacie, tylko dyrektorowi. Jak można zmusić pracowników do spania w jednym łóżku?
W: A żebym ja wiedziała. Jakaś integracja, czy co? Zabijemy go jak wrócimy.
F: Trzeba opracować dobry plan morderstwa.
W: Przemek by się ucieszył, jakbyś kogoś zabił.
F: Gdybym naprawdę kogoś zabił, to nikt by się o tym nie dowiedział. Ale jak wiesz na ogół raczej pomagam ludziom.
W: Gdzie ta Woźnicka?
F: Nie wszczepiłem twojej koleżance nadajnika pod skórę.
W: Doprawdy? A ja myślałam, że wszczepiłeś. Idę jej poszukać.
F: Przecież jej nie porwali.
W: A skąd wiesz? - Wiktoria wyszła z pokoju, a po chwili weszła do niego Woźnicka.
A: Mam! A Wiki, gdzie?
F: Poszła pani szukać.
A: Martwić się o mnie zaczęła. - internistka zadzwoniła do przyjaciółki. Usłyszeli dzwonek z torebki rudowłosej kobiety - Chyba się nie dodzwonię.
F: Powinna zaraz przyjść.
Kilka minut później drzwi od pokoju otworzyły się.
W: Nie prześpię się z tobą! .... Bo nie chcę! - weszła do pokoju, szybko zatrzaskując za sobą drzwi.
W: Ja to mam zapchlone szczęście.
A: Młody? Przystojny?
W: Woźnicka!
A: Zniknęłabym wam na noc.
W: Andrzej, ty się miałeś nami opiekować.
F: Mam uwiązać na sznurku panią Agatę?
W: Adamowi tym groziłeś.
F: I tak nie pomogło.
Ad: Andrzej, on mnie nie wpuszcza do szafy. - do pokoju wszedł Krajewski i zaczął żalić się bratu.
F: Może szafa nie jest miejscem dla ciebie?
Ad: Ale on tam wszedł, a mnie wpuścić nie chce. To nie fair.
F: Ja nie wiedziałem, że podejmuję się opieki nad przedszkolakami.
Ad: Andrzej noooo... On jest nie fair, prawda?
Ag: Zajmę się tym.
N: Zrób coś z tym do cholery, bo ten błazen wlazł do szafy i nie chce wyjść! Pogniecie mi wszystkie sukienki! Weź w nim znajdź tę odrobinę rozsądku!
F: Nie podejmuję się niewykonalnego.
Ad: Aaandrzeeej...
N: Zrób z nimi coś do cholery jasnej! Bo mnie szlag trafi!
F: Już dawno cię trafił.
N: To ty miałeś się tym zajmować więc proszę bardzo! Wykaż się!
F: Któraś chętna, do pomocy?
Ag: O nie.
W: Nie.
F: Dobrze jest mieć czyjąś pomoc, wsparcie.
W: Nie rozpaczaj. Ogarniesz to szybko. - profesor poszedł do ich pokoju.
F: Niech pan wyjdzie z szafy!
P: Odwal się morderco!
Ad: Ja też chcę tam!
F: Niech pan z tam tond wychodzi i nie zachowuje się jak dwulatek! - Przemek niechętnie wyszedł z szafy i usiadł na łóżku, a do garderoby chciał się wepchnąć Krajewski.
F: Adam!
Ad: Co?
F: Wychodź.
Ad: Nie, bo on mógł.
F: Dobrze, ale najpierw chodź.
Ad: Głupi. Ona mi zajmie miejsce.
N: Nie masz się co obawiać.
F: Chodź. - zaciągnął Krajewskiego do drugiego pokoju. Zaczął szukać czegoś w walizce. Po chwili wyjął z niej jeden z 600 pasków jakie zabrał.
F: Będziesz wchodził do szafy?
Ad: Jasne, że tak. - profesor walnął go paskiem w dupę, a kobiety wybuchły śmiechem.
Ad: Ała!
F: Więc pytam jeszcze raz. Będziesz wchodził do szafy?
Ad: A kto by nie wchodził. Jasne, że będę.
F: Nie uczysz się na błędach. - uderzył Adama drugi raz, a dziewczyny przewracały się ze śmiechu.
Ad: Ogarnij się stary! - dostał trzeci raz po dupie.
F: Będziesz wchodził do szafy?
Ad: Nie! Nie! Obiecuję! - odpowiedział szybko, odsuwając się od brata.
F: Dawne metody są najlepsze. Pokarz oczy.
Ad: Co?! Nie!
F: Adam.
Ad: Ok. - przybliżył się do profesora.
F: Naćpany nie jest. Sporo musiał wypić. Pan Przemek go nie dopilnował. Idź już i trzeźwiej.
Ad: No ok. - Krajewski wyszedł z pokoju.
W: Świetne sposoby dydaktyczne, kochanie.
Ag: Nie miejcie dzieci, bo wasze też będzie bił, Wiki.
F: Pani Agato.
Ag: Ja też dostanę paskiem przez dupę?
W: Nie przeginaj, Aga.
Ag: Boże...
W: Chociaż trochę przesadziłeś, Andrzej. - profesor udając, że ją uderzył dotknął paskiem jej nogi.
W: Ała! - wrzasnęła.
Ag: Widzisz Wiki, terror wprowadza.
W: No.
F: Nie udawaj, Wiki, nie udawaj.
W: Ale to na serio strasznie bolało.
F: Chyba będę musiał panią przeprosić, pani doktor.
W: Za trzy dni, kochanie.
F: Jestem zmuszony przystać na propozycję.
Zajebiste ! Hahhaha ....Nieźle się uśmiałam . Next proszę... Patologia :P
OdpowiedzUsuńNext będzie. Może nawet dzisiaj.
UsuńCzekam :D
UsuńMoja droga, uwielbiam Twoje opowiadanie, ale po raz któryś już znalazłam rażący błąd - wybacz, takie moje zboczenie :) Nie "wUdka" a "wÓdka" :D A poza tym - bez zastrzeżeń :D
OdpowiedzUsuńSuper. Nie dziwie sie im ze chca zabic Trettera. W 3 osoby w jednym łózku to troche paranoja ale opo zaje**ste ;-)
OdpowiedzUsuń