Kilka minut później podjechali pod hotel.
W: Hotel?
F: Źle?
W: W Zakopanym jest milion pensjonatów, a my musieliśmy przyjechać do najdroższego hotelu?
F: Tak. - wyjął walizki z bagażnika i skierowali się do recepcji.
F: Dzień dobry. Mieliśmy rezerwację na nazwisko Falkowicz.
-Witam. Tak, już szukam. Proszę bardzo. Pokój 132. Piętro 2. Życzę udanego pobytu.
W: Dziękujemy.
Weszli do "pokoju", a raczej apartamentu. Wiktoria zajrzała do salonu, sypialni, łazienki i wróciła do Andrzeja.
W: Pokój?
F: Tak. Jeśli ci się nie podoba możemy go zamienić.
W: Nie podoba? To jest piękny apartament.
F: Taki miał być. - zostawili walizki i weszli do sypialni.
W: Piękny widok z okna.
F: Dla mnie ty jesteś najpiękniejszym widokiem.
W: Wiesz, myślałam o zwiedzaniu okolicy, ale chyba możemy najpierw przetestować łóżko.
F: Genialny pomysł, pani doktor. - pociągnął ją na łóżko.
Sporo minut później.
W: Co teraz robimy?
F: Możemy tu zostać i spędzić miło resztę dnia.
W: Życie nie kończy się na pracy i seksie. Idziemy... się przejść.
F: Ja myślę, że mój plan jest równie dobry.
W: Nie. Idziemy się przejść. Mam nadzieję, że ty trochę znasz okolicę, bo ja po raz pierwszy w życiu się gdzieś ruszyłam w Polsce.
F: Dobrze.
Po chwili szli już spokojną uliczką.
W: To gdzie my idziemy?
F: Niespodzianka, pani doktor.
W: Nie lubię niespodzianek.
F: Oj spokojnie. Chodź. - zatrzymali się po chwili.
W: Co to?
F: Dom. Będzie to dom.
W: Kupiłeś dom?!
F: Kupiłem działkę. Dom właśnie budują.
W: Zwariowałeś.
F: Nie. Czemu?
W: A przeprowadzasz się teraz tutaj?
F: Oczywiście, że nie.
W: No właśnie. Budujesz dom, żeby spędzać w nim kilka dni w roku.
F: Tak. A teraz zapraszam panią doktor na kawę.
W: Ale po co ci tu dom?
F: Przecież już ci mówiłem. Żeby czasem tu z tobą przyjechać.
W: Ty jesteś walnięty. Chodź na tą kawę. - poszli do Samanty.
F: Podoba ci się okolica?
W: Tak. Ten dom. Jaki?
F: Drewniany, wielki.
W: Brzmi pięknie.
Szli uliczkami mijając butiki z ubraniami i inne sklepy. Wiktoria zatrzymała się przy wystawie jubilera.
F: Podoba ci się... ten z białego złota z szafirami i brylantami?
W: Komu by się nie podobał. Chodź. - chciała iść dalej ulicą.
F: Racja, chodź. - pociągnął ją za rękę do sklepu.
W: Ale ja nie mam po co tam wchodzić. Idziemy.
F: Oj chodź. - po chwili na szyi Wiktorii wisiała kolia (Naszyjnik z białego złota z brylantami i szafirami)
W: A teraz kochanie, zdejmiesz mi to i idziemy do hotelu.
F: Nie zdejmę. - podał sprzedawczyni kartę.
W: O nie. - chciała zdjąć biżuterię, ale Andrzej zabrał jej ręce.
F: Bierzemy.
W: Nie. Ja się nie zgadzam.
F: Przecież ci się podoba. To będzie taki drobny prezent.
W: Drobny prezent?! Ja nie mogę przyjąć od ciebie prezentu za 36 tysięcy.
F: Możesz i przyjmiesz.
W: Andrzej, ja nie potrzebuję prezentów, żeby z tobą być.
F: Wiem. I właśnie dlatego będziesz je ciągle dostawać.
W: Nie, ja się nie zgadzam. - znowu próbowała zdjąć naszyjnik, ale profesor zabrał jej ręce i pocałował wewnętrzną stronę dłoni. Kobieta stojąca za ladą wzięła od niego kartę. Po chwili wychodzili objęci z jubilera, a Wiktoria oszołomiona takim prezentem patrzyła, to na swoją szyją, to na mężczyznę.
W: Dziękuję, to jest cudowne, ale ty nie możesz mi kupować takich rzeczy.
F: Mogę i będę.
W: Andrzej, to jest za drogi prezent.
F: To nie jest za drogie. Wiktoria, przestań liczyć pieniądze.
W: To może ty zacznij bo jakoś się ciebie nie trzymają.
F: Kochanie, będziemy się teraz kłócić o głupie trzydziści parę tysięcy?
W: Ok, jeśli ty masz takie podejście do pieniędzy...
F: Mam takie jakie powinienem mieć.
W: Yhm.
F: Czy ty masz mnie za idiotę, który najpierw wydaje wszystko, a potem do pierwszego żyje o chlebie z masłem? - Wiktoria zaczęła się śmiać.
W: Mnie tylko ciekawi, skąd ty niby to wszystko masz? Na banki napadasz, czy co?
F: Już ci mówiłem, że specjalizuję się w zabójstwach na zlecenie.
W: Tak jak Ludmiłę?
F: Do wszystkiego można dojść pracą, no i umiejętnością dobrego inwestowania.
W: Taa.
F: Jeżeli cię to tak bardzo ciekawi to mam sieć 32 klinik w Szwajcarii.
W: CO?!
F: Zatrudniłem znajomych na dyrektorów. Wszystko jest dopilnowane. Tam non stop są przeprowadzane operacje.
W: Wow. Tego to ja jeszcze nie wiedziałam.
F: Poza tym nie da się nawet wykorzystać wszystkich pieniędzy z grantów, które dostajemy co pół roku.
W: To po jaką cholerę ty jeszcze pracujesz?
F: Bo to lubię. Nie szedłem na medycynę z zamiarem zbijania fortuny.
W: No ok, ale po co pracujesz w tej czarnej dziurze.
F: Czarnej dziurze?
W: To jest czarna dziura.
F: Sam to tak nazywam, a dyrektor dostaje szału.
W: Domyślam się.
F: A odpowiadając na twoje pytanie. Praca z tobą to przyjemność. Poza tym prowadzimy legalne badania w tym szpitalu. Przenoszenie tego to by była strata czasu. No i moi najlepsi przyjaciele. Dr. Zapała i dr. Rudnicka.
W: Zapała chyba był twoim pupilkiem z tego co pamiętam?
F: Piesek biegający w kółko na jedno skinienie. Przydawał się. Poza tym tobie chyba to jeszcze bardziej przeszkadzało.
W: No tak, wtedy jeszcze robiłeś wszystko, żeby uprzykrzyć mi życie. I powiem ci, że z niezłym skutkiem. Jeszcze trochę i bym odeszła.
F: A odeszłaś?
W: No tak, żeby dać tej gnidzie satysfakcję, że wygrał. Jeszcze czego brakowało.
F: Wszystko ma jakiś sens.
W: Taa. A bomba skąd się wzięła w szpitalu? Bo jedyne co ja słyszałam, to że przeklinali ciebie.
F: Badania i pacjent, który chciał leki.
W: Yhm. I może mi powiesz, że to też miało jakiś sens?
F: Tak. Zobaczyłem jaka jesteś wyjątkowa. No i mina pana Przemka była nieoceniona.
W: Tak. Gdy usłyszał, że nie różni się od chomika.
F: Ale zadziałało. Stare metody są jednak dobre. Szczególnie jak nie ma warunków na inne.
W: Tak. Nie wiele brakowało, a by nas siłą z tam tond wyciągnęli.
F: Bez przesady.
W: Wiesz, że Zapała dalej uważa, że ratowałeś mu łapę dla swoich korzyści?
F: Korzyści to ja miałem z tego sporo. Pół dnia sobie posiedziałem w więzieniu. Było bardzo miło. Nawet spotkałem dawnego kolegę.
W: Kolegę w więzieniu?
F: Kolegę w cudzysłowie. Prawie mnie zabił za jakąś dziewczynę.
W: No tak. Ej, a gdzie ty tą Ludmiłę Zapały wysłałeś?
F: Do spa za granicą. Dokładnie nie pamiętam.
W: Do spa?
F: Kuracje lecznicze i tak dalej. Z tego co wiem, jednocześnie zafundowałem panu Przemkowi wycieczkę.
W: Tak. A potem wiadomość o śmierci tej dziwki popsuła mi zabawę.
F: Popsuła ci zabawę?
W: No. Impreza była. Kurczaka preparowaliśmy.
F: Preparowaliście kurczaka.
W: Tak. Ja i Piotr byliśmy najlepsi.
F: Świetna zabawa.
W: Oj przestań. Przyznaj się lepiej jak odwołałeś moją taksówkę.
F: Jaką taksówkę?
W: Nie zgrywaj idioty. Adam się wypaplał. Ja pół godziny wcześniej zamawiałam tą taksówkę.
F: Mam swoje sposoby.
W: Dobra, nie chcę wiedzieć.
F: Za drobną opłatą można załatwić wszystko. No prawie wszystko. Ciebie się nie da.
W: Tak, ale ja już jestem twoja. I te prezenty czy ich brak niczego nie zmienią.
F: Wiem, ale chcę żebyś miała wszystko. Kocham cię.
W: Ja ciebie też. Coś nam się na wspomnienia zebrało?
F: Czasem trzeba. - Wiktoria pocałowała go namiętnie.
W: Żałowałam, że w Lesznie zadzwonił ten telefon.
F: Ja też. W takim razie zapraszam panią doktor na kolację. Mam nadzieję, że z innym zakończeniem niż w Lesznie.
W: Ja też.
Poszli do hotelu. Wiktoria zastanawiała się nad wyborem sukienki, a Andrzej nad swoim wyglądem, gdy usłyszeli telefon.
F: Mój, czy twój?
W: Mój. - wyjęła z torebki dzwoniące urządzenie.
A: Jak tam urlop?
W: A dobrze, dobrze. Opowiem ci ciekawą historię, ale w skrócie, bo nie mam za dużo czasu.
A: Słucham. Jakaś anegdotka z dawnych lat, którą opowiedział ci Falkowicz?
W: Nie. Jak jechaliśmy i się trochę zgubiliśmy, to się zatrzymaliśmy i to była jakaś wieś... - Wiki w skrócie opowiedziała Agacie dziwaczne wydarzenia.
A: To czekaj, Falkowicz pójdzie do kościoła? - mówiła śmiejąc się - I założy podarte dresy?
W: Wiesz co. Ale powiem ci coś jeszcze, ale powiedz zanim zaczniesz krzyczeć, to odsunę telefon od ucha.
A: Oświadczył ci się?!
W: No nie przesadzaj. Kupił mi naszyjnik.
A: Co?
W: Białe złoto, szafiry, brylanty, 36 tysięcy. - internistka aż pisnęła słysząc o takiej biżuterii, a Consalida odsunęła słuchawkę od ucha.
A: Co?! Ale jak?! Gdzie?! 36 tysięcy! Białe złoto! Szafiry, brylanty!!! Ja też chcę faceta milionera! - Andrzej zaczął się śmiać słysząc krzyki Agaty - A teraz pan się ze mnie śmieje, ale jak komuś się całe życie nie układa, to przestaje już bawić!!! - wrzasnęła.
F: Zastanawiam się tylko, czy usłyszeli panią tylko na tym piętrze, czy w całym hotelu.
A: Gnida! - warknęła.
F: Słyszałem!
A: Nie słyszał pan co mówiła Wiktoria, jakieś pół roku temu!
W: Dobra, starczy zanim się pozabijacie przez telefon. Ty Agatka, wiesz, uspokajające w żyłę i lulu.
A: Już raz próbowałaś mnie zabić.
W: Lulu pa, Agatka.
A: A wy to co? Załóż tą koronkową, czerwoną bieliznę...
W: Zamknij się!
A: I wtedy nie pójdziecie na tą kolację.
W: Skąd ty wiesz, że idziemy na kolację?
A: Na tyle przewidywalny to Falkowicz jest.
W: Dobra, ja kończę...
A: Ale zdasz mi wreszcie relacje z nocy...
W: Woźnicka, on ciebie nadal słyszy, bo się strasznie drzesz, a ten telefon jest dobry, a ja nie będę ci tego opowiadać.
A: Przeczytam w twoim pamiętniku.
W: Jakim pamiętniku, do cholery? Ja nie piszę żadnych pamiętników.
A: To czyj ja czytałam?
W: Jeśli wygrzebałaś go w moich rzeczach, to pewnie Blanki.
A: To powiem ci tylko, że twoja córka spała już z kilkoma facetami.
W: CO?!
A: Przestań. W jej wieku ty już byłaś w ciąży.
W: Co nie znaczy, że ona ma powtarzać moje błędy.
A: Ale skoro ty dałaś sobie radę...
W: To, że ja w wieku 16 lat śpiąc ze swoim nauczycielem zaszłam w ciążę, nie znaczy, że ona ma zrobić to samo!
A: Z tego co wiem, to z facetami w swoim wieku, nie z nauczycielami.
W: Powiem ci, że skutecznie popsułaś mi humor.
A: Wiki, to nie jest dziecko.
W: Tylko, że ja o niej nic nie wiem. Dowiaduję się i to tylko dlatego, że ty grzebałaś w jej rzeczach, że spała z facetami. Jak tak dalej pójdzie to zostanę babcią i się o tym nie dowiem.
A: Sama się na to zgodziłaś pozwalając jej mieszkać samej w Nowym Jorku.
W: Dobra, pa.
A: Pa.
W: Nic nie wiem o swojej córce.
F: Z tego co wiem, ty byłaś młodsza. Jak ja sobie przypomnę co robiłem w tym wieku...
W: Starczy mi.
F: Po prostu wiem, że jak człowiek się wyszaleje, narobi głupot, to potem mądrzeje. Prawie wszyscy potem mądrzeją. Adam taki był już od kiedy go poznałem. Prawda jest taka, że uczymy się na własnych błędach. Albo nie uczymy, ale trzeba być Adamem.
W: Ok, ale ja nie będę taka wspaniałomyślna i nie zajmę się dzieciakiem swojej córki.
F: A swoim?
W: Słucham?! O czym ty mówisz?
F: A tak o przyszłości.
W: Nie zapędzaj się zbyt. Ostudzę trochę twój zapał, ale ja zamierzam dogonić cię w tytułach.
F: Nie wątpię. Ale dziecko już masz. Możesz się zajmować.
W: Tak telepatycznie chyba. Do Nowego Jorku nie polecę, a ona ma szkołę.
F: Coś się wymyśli.
W: Słucham?
F: W końcu niedługo święta, porozmawiamy o tym jeszcze.
W: Ok. Idziemy, czy nie?
F: Wiesz co, jak patrzę na ciebie to nie mam ochoty nigdzie iść.
W: Ale ja bym coś zjadła.
F: A ja mam ochotę na ciebie. - szepnął jej do ucha, składając na jej szyi mokry pocałunek. Komu, jak komu, ale jemu nie umiała się oprzeć. Przez najbliższe kilka godzin nie wychodzili z łóżka. Zasnęli o 03:00 w swoich objęciach. Godzinę później Wiktorię obudził straszny ból brzucha. No tak, miałam zjeść kolację, ale skończyło się, że w buzi miałam tylko yyy... - pomyślała przypominając sobie ostatnie kilka godzin.
F: Coś się stało, kochanie? - spytał mając nadal zamknięte oczy. Z brzucha lekarki wydobył się dziwny odgłos.
W: Mieliśmy jeść kolację. Ja umrę do rana z głodu. Dopiero o 7:00 jest śniadanie.
F: Zaraz. - zaspany sięgnął po telefon.
W: Andrzej, Adam nie przywiezie jedzenia do Zakopanego, zresztą już szybciej będzie te śniadanie.
F: Wiem, wiem. Może być kuchnia grecka? To było pierwsze w jedzeniu 24 godziny na dobę.
W: Ok. Zamów mi cokolwiek.
Po chwili Wiktoria siedziała na łóżku i zajadała się sama nie wiedząc czym. Czymś z greckiej kuchni.
F: Teraz już się najadłaś?
W: Yhm. - powiedziała odkładając opakowanie na podłogę.
F: No widzisz, a ja nie. Na co ja miałem ochotę... na taką rudowłosą panią doktor... - zaczął ją całować.
W: Ty jeszcze nie masz dość?
F: Ciebie? Nigdy. A pani, pani doktor?
W: Nie da się mieć dość. - utonęli w namiętnym pocałunku.
Miałam dodać jutro, ale pomyślałam, że po ostatnim odcinku przyda się Wam coś na poprawę humoru.
Prawie się zrzygałam. Drugi raz AdWi??? WTF?! Ja chcę FaWi i tylko FaWi!
;) Super. A odcinek, jak odcinek. I tak to wszystko zaraz się skończy :)
OdpowiedzUsuńAdWi? Oby się skończyło.
UsuńTeksty Falkowicza to poprostu mistrzostwo świata!!Z kond ty to wszystko bierzesz???
OdpowiedzUsuń