Mój dobry nastrój powrócił. A powodem tego jest 5 ze sprawdzianu z historii. Posłużyłam się życiową teorią Falkowicza : "Bez krętactwa do niczego się nie dojdzie" i szczerze przyznam, że zamierzam korzystać z niej częściej. Może stanę się kobiecym wcieleniem Falkowicza?
Obudził się i sprawdził godzinę na telefonie. Dochodziła 8:00.
Obudził się i sprawdził godzinę na telefonie. Dochodziła 8:00.
F: Wiktoria!
W: Co?! Co jest?!
F: Za godzinę to wszystko się zaczyna.
W: Nie sądzisz, że trochę za późno nas obudziłeś?! Agata!
A: Co się dzieje?!
W: Za godzinę się to wszystko zaczyna!
A: Co?! - wstała z łóżka, podeszła do ściany i walnęła w nią.
N: Co jest?!
A: Wstawać! Za godzinę się to wszystko zaczyna!
N: CO?!
A: O 9 zbiórka przy recepcji!
N: Może damy radę!
W: Andrzej, idź pierwszy do łazienki. Ktoś jeszcze będzie musiał się zająć Adamem.
F: Nie. Adama trzeba będzie tylko ubrać na bankiet.
W: Ok, ja idę pod prysznic.
A: A ja?
W: A ty po mnie! Wybacz, ale nie wezmę z tobą prysznica.
F: A ze mną?
W: Nie czas teraz na tą twoją gadaninę! - zniknęła w łazience.
O 9:00 jakimś cudem cała szóstka była w holu.
N: To w tym beznadziejnym hotelu, zatrzymują się też ci profesorowie?
F: Dzisiaj przyjeżdża ich tu kilku. Wykłady, bankiet i jadą. Jutro druga tura.
Ad: To czemu ty z nimi nie jedziesz?
F: Właśnie nie wiem.
Ad: Ej, może on kupił ten tytuł!
F: Nie czas na kolejne przejawy twojej głupoty.
- Andrzej! - zawołał go jeden z profesorów idących w stronę sali, gdzie miały odbyć się wykłady.
F: Marek? Dawno się nie widzieliśmy.
-No tak. A ty tu w roli studenta?
F: Opiekuna tej wycieczki. - pokazał ręką na resztę ich grupy, która stała kilka metrów za nim.
-Posłuchaj, mamy kłopot. Dębski nie dojedzie. Wykład z neurochirurgii. Bardzo ważny. Zastąpisz go?
F: Nie jestem przygotowany do wykładania.
-Ty zawsze jesteś do wszystkiego przygotowany i nigdy nie masz kartki. Przesuniemy ten wykład na drugą turę. Będziesz miał czas.
F: Dobrze. Dużo osób tu będzie?
-Co ty. Może z 80. Więcej nie. I większość to jacyś studenci.
F: Skąd się biorą studenci na takich szkoleniach? Potem tylko jest 600 pytań, bo nic nie zrozumieli.
-Nie wiem. Ale są i ich nie wyrzucimy. Idę, bo mam pierwszy wykład.
F: Do zobaczenia.
F: Chodźcie. - zaprowadził ich na salę.
F: Siadajcie. - wszyscy posłusznie zajęli wskazane przez niego miejsca.
W: A ty nie siadasz?
F: Drobne zmiany. Muszę poprowadzić wykład z neurochirurgii. Jeden z profesorów nie dojechał. Tak więc ja idę wy myśleć jakieś przemówienie, a wy tu siedźcie, słuchajcie, kształćcie się i pilnujcie Adama. - spojrzał na chłopaka, który oglądał się za studentkami wchodzącymi na salę.
W: Ok.
F: Teraz będą dwa wykłady, potem pół godziny przerwy i kolejne trzy. Nawet jak was to nie będzie interesowało, macie chociaż udawać, że słuchacie i nie rozmawiać.
Ag: Czy my jesteśmy w pierwszej klasie podstawówki?
F: Po prostu nie ośmieszajcie siebie, ani mnie.
W: Dopilnuję twojego braciszka.
F: Jakieś pytania?
Ag: Co ja tu robię? Jestem internistką.
F: To pytanie skieruj do dyrektora.
P: Jesteś na ty z mordercą?! Jak możesz... - profesor oparł się dwoma rękami o podłokietniki miejsca Zapały i nad chylił nad nim.
F: Tu ma być cisza. Macie siedzieć w spokoju i nie otwierać nawet ust. - powiedział stanowczym głosem. - Bo głowy poucinam, jak coś odstawicie. Czy to jest jasne? - odszedł od nich nie czekając na odpowiedź.
N: Ostro.
Ag: No.
Po pierwszej części wykładów Falkowicz czekał w holu. Z sali wyszedł Marek i do niego podszedł.
M: Posłuchaj, ja nie chciałbym się wtrącać, ale pod czas jednego z wykładów dwóch tych twoich pod opiekunów się pobiło.
F: Prosiłem, błagałem, groziłem. Więcej nie mogłem zrobić.
M: No wiesz, zrób coś z nimi, bo było naprawdę ostro. Z tego co wiem, polała się krew. Dwie kobiety próbowały ich rozdzielić, jedna się śmiała. W końcu jakiś student ich rozdzielił. Bałem się, że oni się pozabijają. Wszyscy to widzieli.
F: Dlaczego ja musiałem tu z nimi przyjechać? Będę musiał to jakoś wyjaśnić.
M: Powodzenia życzę. - po chwili z sali wyszła cała piątka. Zakrwawieni Adam i Przemek, roześmiana Nina i wściekła Wiktoria i Agata
F: Do pokoju, ale już!
P: Nie będziesz mną rządził.
F: Natychmiast!!!
F: Dlaczego wy się pobiliście?! Załatwiajcie takie sprawy gdzie indziej i kiedy indziej! I najlepiej nie w taki sposób! A jeśli koniecznie w taki, to mnie przy tym nie ośmieszajcie!
Ad: Sory.
F: Nie sory, Adam! Wszyscy widzieli wasze przedstawienie! Co wam odbiło?!
Ad: On powiedział, że jestem spokrewniony z mordercą i że to tak jak bym nim był.
P: On nazwał Ludmiłę dziwką!
W: Rozdzielałyśmy ich, ale to nie było takie proste.
Ag: A Nina siedziała i się śmiała!
W: W końcu pomógł ich rozdzielić jeden ze studentów siedzących obok.
F: Wy się możecie ośmieszać. Możecie robić co chcecie! Możesz sobie zniszczyć możliwość jakiejkolwiek karier, Adam! I jak się w coś wkopiesz, to nie masz po co do mnie przychodzić! Ale mnie w to nie plączcie! Do cholery jasnej, jeden z profesorów do mnie podszedł i mi powiedział, że moi pod opiekunowie prawie się pozabijali na wykładach! Możecie się ośmieszać, ale nie mnie! Proszę bardzo, pójdź na bankiet w dziurawych dżinsach i krzywo zapiętej koszuli! A pan może się tam kłócić i wyzywać wszystkich! Ale trzymajcie się z dala ode mnie! A teraz won! - Adam, Przemek i Nina bez słowa wyszli z ich pokoju.
W: Co za debile.
A: Boże, oni chyba nigdy nie dorosną.
F: Mnie to już nie interesuje. Niech Adam się ośmieszy. O ile można jeszcze bardziej. Chodźmy na drugą część wykładów.
W: Andrzej, to twój brat.
F: Wiem. Moim bratem, którego szukałem kilka lat po świecie okazał się idiota, któremu nawet prawo jazdy musiałem kupić.
W: Zawsze mogło być gorzej, gdyby okazał się ćpunem, albo hazardzistą.
F: Był ćpunem i hazardzistą. Z tego też go wyciągnąłem. Chodźmy.
W: Ja wiem, że ty mogłeś mieć większe ambicje względem brata...
F: Po prost nie wiem jak można tak zmarnować to wszystko. Miał dom, kochającą rodzinę, pieniądze, znajomości. Miał wszystko, ale chciał to zaprzepaścić i mu się udało. Potem próbował zaprzepaścić moją pomoc, moje znajomości, to co mi udało się osiągnąć, ale mu nie pozwoliłem. Był inteligentnym chłopakiem. Uczył się szybko, miał preferencje do zostania lekarzem, ale musiałem go zaszantażować, żeby poszedł na studia i przekupić, żeby je skończył. Niewdzięczny gówniarz...
Chodź, my się nie będziemy spóźniać.
Chodź, my się nie będziemy spóźniać.
W: Yhm.
Podczas wykładu Falkowicza, Przemek próbował rzucić w niego pomidorem. Profesor odchylił się unikając pocisku.
F: Z tego co wiem, te wykłady nie są organizowane dla przedszkolaków.
P: Odwal się.
F: Pan na pewno ma większą wiedzę niż ja, skoro nie interesuje pana mój wykład. Może mnie pan zastąpi. Poprosimy tutaj.
P: Spadaj!
F: Skoro pan nie raczy się pofatygować, ja podejdę. - podszedł do Zapały - Przedstawi się pan?
P: Spierniczaj!
F: Pan jest bardzo nieśmiały. Odwagę na rzucanie pomidorami jednak miał, ale cóż. To jest pan Przemysław Zapała, który uważa iż jego wiedza jest większa od mojej. Proszę bardzo, zmieńmy się miejscami. Z chęcią nauczę się czegoś od takiej sławy, jak pan.
P: Odwal się!
F: No cóż. Jakoś będę musiał przeboleć tą stratę. Tak więc ja kontynuuję wykład, a pan raczyłby zachowywać się przyzwoicie. - wrócił na swoje miejsce przy mównicy i ciągnął dalej wykład.
Podczas wykładu Falkowicza, Przemek próbował rzucić w niego pomidorem. Profesor odchylił się unikając pocisku.
F: Z tego co wiem, te wykłady nie są organizowane dla przedszkolaków.
P: Odwal się.
F: Pan na pewno ma większą wiedzę niż ja, skoro nie interesuje pana mój wykład. Może mnie pan zastąpi. Poprosimy tutaj.
P: Spadaj!
F: Skoro pan nie raczy się pofatygować, ja podejdę. - podszedł do Zapały - Przedstawi się pan?
P: Spierniczaj!
F: Pan jest bardzo nieśmiały. Odwagę na rzucanie pomidorami jednak miał, ale cóż. To jest pan Przemysław Zapała, który uważa iż jego wiedza jest większa od mojej. Proszę bardzo, zmieńmy się miejscami. Z chęcią nauczę się czegoś od takiej sławy, jak pan.
P: Odwal się!
F: No cóż. Jakoś będę musiał przeboleć tą stratę. Tak więc ja kontynuuję wykład, a pan raczyłby zachowywać się przyzwoicie. - wrócił na swoje miejsce przy mównicy i ciągnął dalej wykład.
Po wykładach zjedli obiad i poszli się przebrać.
Weszli na bankiet. Profesor zapoznał Wiktorię z kilkoma profesorami. Rozmawiali z kolejnym profesorem, gdy podszedł do nich Adam w dziurawych dżinsach i koszuli w kratę, której nawet nie miał włożonej w spodnie, a na nogach miał adidasy.
Ad: Andrzej...
F: Przepraszam, ale ja pana nie znam.
Ad: Co ty odstawiasz, stary?!
F: Proszę zachować odrobinę kultury. Chyba mnie pan z kimś pomylił.
Ad: A w dupie z tobą. - odszedł od nich.
F: Przepraszam najmocniej. Doprawdy, nie wiem co to był za mężczyzna.
- Człowiek o nie najwyższym poziomie kultury. Z tego co wiem, były z nim kłopoty podczas wykładów.
W: Tak, widziałam. Doszło do jakiejś bójki. Próbowałam nawet jej zaprzestać. Bezskutecznie niestety.
- Tacy ludzie nie powinni mieć wstępu na kulturalne spotkania.
F: Zdecydowanie.
Rozmawiali jeszcze z kilkoma osobami, zatańczyli, wypili lampkę, może dwie wina i poszli do pokoju. Zastali w nim Woźnicką, która wrzeszczała na Krajewskiego.
Ag: Jak mogłeś! Jak mogłeś kretynie jeden! Ośmieszasz nas wszystkich!
Ad: Ja?! To on udawał na bankiecie, że mnie nie zna.
F: Bo wstydziłem się przyznać, że cie znam.
Ad: No tak, bo dla ciebie liczy się tylko sława. Dobrze wiem, że masz mnie w dupie.
F: Powinieneś się cieszyć, że cię nikomu nie przedstawiłem.
Ad: To wszystko jest nie fair! Ty masz profesurę, miliony, badania. A ja nie mam nic!
F: Miałbyś jeszcze mniej gdyby nie ja! Dostałeś całe pieniądze po rodzicach! Zaprzepaściłeś to! W jedną noc przegrałeś dwa miliony! I jeszcze zdążyłeś się zadłużyć! Ta mafia by się zabiła, gdybym nie spłacił twoich długów! Miałeś wszystko! Wystarczyła odrobina chęci! Minimum! Nie wiesz, co to znaczy nie mieć nic, zaczynać od zera.
Ad: Taa.
F: Mam mówić dalej? Proszę bardzo. Ja zaczynałem od mieszkania w jednym pokoju z pijaczką i jej konkubentami. Zaczynałem od niczego.
Ad: Bo w to uwierzę.
F: Właśnie powinieneś uwierzyć. Ty zawsze miałeś czyjąś pomoc. Najpierw Krajewscy próbowali ci pomagać. Uciekłeś z domu. Ja zawsze byłem sam. Potem miałem ciebie, któremu musiałem wiecznie pomagać i wyciągać z kłopotów. Ratowałem ci dupę, gówniarzu. Ciągle i nieustannie. Zadłużałeś się, wpadałeś w nałogi. Musiałem cię zaszantażować, żebyś poszedł na studia...
Ad: Może ci powinienem podziękować?!
F: Tak, powinieneś. Przekupiłem cię, żebyś wziął się za naukę, sam ci to wpajałem, przekupiłem egzaminatorów, bo nigdy byś nie zdał tego w teorii. Kupiłem twój dyplom, kupiłem nawet twoje prawo jazdy.
Ad: Och, bo się wzruszę. Biedny pan profesor Falkowicz. Mamusi nie miał. Sam był. Samotny, pozostawione samemu sobie.
F: Nie masz się wzruszać. Masz zmądrzeć.
Ad: Jesteś jak wrzód na dupie! Nie chcesz się odwalić. Ciągle mnie strofujesz, wymyślasz bzdury! Weź się odwal!
F: Racja. Odwalę się. Idę się przejść. A ty już nie masz udziału w badaniach, spieprzasz z mojej kliniki i dyplom możesz sam oddać, zanim ci go policja zabierze! - wyszedł z pokoju.
W: Przegiąłeś Adam.
Ad: Weźcie się wszyscy odwalcie. - niezadowolony wyszedł z ich pokoju.
W: Agata, może ja pójdę z nim?
Ag: Wiki, nie wpierniczaj się mu zbyt w życie.
W: Adam przesadził.
Ag: Wiem. Myślisz, że Falkowicz go na serio wywali?
W: Nie wiem. Ja nie będę wstawiać się za Adamem. Boże, to dziwnie brzmi, ale żal mi Andrzeja.
Ag: Siadaj.
W: Agata, już jest 23:00. On nie odbiera 18 telefonu.
Ag: Padł mu telefon może. Spokój, Wiki.
W: Ale jak mam być spokojna?! Jego nie ma już kilka godzin. Może coś...
Ag: Wiktoria, to jest rozsądny facet. Nie strzeli sobie kulką w łeb z powodu Adama, ani nie pójdzie ćpać.
W: No wiem, ale...
Ag: Spokój.
W tym czasie.
Ad: Upijasz się z mojego powodu? - zobaczył profesora siedzącego na ławce i usiadł obok.
F: Nie upijam się. - pokazał butelkę wudki, gdzie brakował tylko kilku centymetrów alkoholu. - Alkohol nie jest dobrym sposobem na nic.
Ad: Tego też mnie próbowałeś nauczyć. - zabrał bratu butelkę i napił się alkoholu.
F: Niestety bezskutecznie. - zabrał Adamowi flaszkę i rzucił nią za ławkę.
Ad: Sory stary.
F: Czy ty kiedyś zmądrzejesz?
Ad: Nie. - odpowiedział zrezygnowany.
Ad: Ej, a to co mówiłeś. To prawda?
F: Nie potrzebnie ci to mówiłem.
Ad: Może właśnie potrzebnie. Prawie nic o sobie nie wiemy.
F: Mylisz się. Wiem o tobie wszystko.
Ad: No ale ja o tobie nie.
F: Nie musisz o mnie nic wiedzieć. A już na pewno o przeszłości.
W: Nie Agata! Ja już tak nie wytrzymam. Idę go szukać.
Ag: Czy ciebie porąbało?! Nie wiesz, gdzie on mógł pójść, jeszcze coś ci się stanie.
W: Ale jemu coś się mogło stać!
Ag: Wiktoria, sama nic nie zdziałasz.
W: Idę i tyle. Zadzwoń, jeśli wróci.
Ag: Czekaj no. Idę z tobą. - kobiety po 15 minutach zobaczyły ich siedzących w parku.
F: Nie pójdziemy się upijać!
Ad: Ale czemu?!
F: Bo nie!
W: Jesteście. Pogodziliście się?
F: Na pół godziny.
Ag: Chodźmy już do hotelu.
Ad: Ja zostaję.
F: Adam.
Ad: No dobra. - wstał z ławki.
Ad: Ej, dzięki, że jesteś.
Ad: Ej, dzięki, że jesteś.
F: W co się wpakowałeś?
Ad: Ale czemu od razu...
F: Zawsze tak mówisz jak się w coś wkopiesz i potrzebujesz pomocy.
Ad: Wyjątkowo w nic.
F: To dobrze.
Ad: Spoko, już niedługo coś wy myślę.
W: Andrzej, przejdziemy się?
F: Przecież idziemy.
W: We dwoje.
Ag: Chodź Adam.
Ad: Oki. - poszli do hotelu.
W: Andrzej, bo Adam... wiesz, że Adamem nie ma się po co przejmować...
F: Kochanie, czy ty myślisz, że ja rozpaczałem nad Adamem przez trzy godziny? Czasem warto trochę pomyśleć.
W: I jakieś refleksje?
F: Pytanie, na które nie mam odpowiedzi. Jakim cudem los dał takiej szui jak ja, tak wspaniałą kobietę?
W: Nie jesteś taką szują. Pomagasz Adamowi, leczysz ludzi...
F: Nie obrażaj mnie. Jestem szują.
W: No to mam odpowiedź. Takim cudem, że ta kobieta cię pokochała.
F: Aż nie mogę uwierzyć.
W: Mam słabość do starszych facetów. A jeśli aż tak bardzo cię to ciekawi to w wieku 14 lat już liczyłam, że kiedyś spotkam eleganckiego profesora w garniturze.
F: A czy z założeń też wychodziło, że będę wrednym profesorem?
W: Z założeń wychodziło, że nie zostanę twoją matką. Mniej więcej się pokrywa.
F: Czyli mam rozumieć, że ty tak selekcjonowałaś? Ten ok, ten odpada.
W: No bez przesady, bo zaraz dojdziemy do teorii, że jestem z tobą, bo chodzisz w garniturze.
F: Mam nadzieję, że nie.
W: Nie. Po prostu temu wrednemu profesorowi udało się mnie w sobie rozkochać. - kobieta namiętnie go pocałowała.
F: Wiesz, że musimy wracać do tego wariatkowa.
W: Tak. Ale potem wrócisz do swojego eleganckiego życia w luksusach.
F: A może pani doktor też woli mieszkać w normalnym domu?
W: Twój dom nie jest normalny. Ja się tam gubię.
F: Kupię ci GPSa.
W: Zobaczymy. Może, może.
F: Ciągle tylko może i może.
W: Nie składam deklaracji, których nie dotrzymam. Ten dom jest przytłaczający.
F: Jeżeli nie chcesz ze mną mieszkać, bo nie podoba ci się dom, możemy kupić inny. Albo wybudować taki, który będzie ci idealnie pasował.
W: No nie przesadzaj. Ten twój pałac jest piękny. I ogród.
F: Ogród będzie piękny latem.
W: Chodźmy do hotelu.
F: Jak sobie życzysz.
Siedzieli na łóżku, czekając aż Woźnicka wyjdzie z łazienki, gdy usłyszeli pukanie.
W: Proszę!
Ad: Cześć. Andrzej, możemy pogadać?
F: Już zdążyłeś się w coś wpakować?
Ad: Nie. Tak chciałem pogadać.
F: Pogadać o pierwszej w nocy?
Ad: Bo w dzień wszystko się szybko dzieje i nie ma czasu.
F: Dobrze. - wyszedł razem z Adamem z pokoju.
F: A więc?
Ad: Chodź, usiądziemy gdzieś. - zeszli do holu i usiedli na kanapie przy recepcji.
F: Zaczynam się obawiać. Dawno nie byłeś tak poważny.
Ad: Nie no, ja nie chcę być poważny.
F: O co chodzi, Adam?
Ad: No bo my tyle lat się nie znaliśmy...
F: Jeżeli chcesz nadrobić stracony czas to mam nadzieję, że czas w którym powinienem z tobą chodzić do piaskownicy, jednak ominiemy.
Ad: Nie no, ja po prostu chciałbym wiedzieć coś więcej o nas, o naszej rodzinie. Mieliśmy jakąś rodzinę?
F: Yyy nie. Nie. Tylko tą ciotkę, z którą mieszkałem.
Ad: Kręcisz coś.
F: Nie kręcę. Porozmawiamy jak wrócimy.
Ad: Ej, co jest? Widzę, że kręcisz.
F: Jak ci mówię, że nie, to nie! Jasne?!
Ad: O co chodzi?
F: O nic. Porozmawiamy jak wrócimy do Leśnej Góry, dobrze?
Ad: No ok. - rozeszli się do swoich pokoi.
W: Co on chciał?
F: Nic. Paplanina o niczym.
W: Ehe.
Ag: Hej. Teraz ty Wiki?
W: Eee tak. - kobieta poszła do łazienki. Profesor podszedł do okna i patrzył w nieokreślony punkt.
Ag: Ja nie chciałabym się wtrącać. Coś się stało?
F: Nie wszystko w życiu jest takie proste. - po kwadransie z łazienki wyszła Wiki.
Ag: Wiki, coś się stało? - spytała, gdy tylko profesor zniknął w łazience.
W: Nie, chyba nie.
Ag: Co się dzieje?
W: Z nami nic. Trochę zagmatwana jest ta sprawa z Adamem i tyle.
Ag: Ok, nie wtrącam się.
W: Ja też próbuję.
Ag: Kładziemy się?
W: Tak.
F: Mam nadzieję, że nie.
W: Nie. Po prostu temu wrednemu profesorowi udało się mnie w sobie rozkochać. - kobieta namiętnie go pocałowała.
F: Wiesz, że musimy wracać do tego wariatkowa.
W: Tak. Ale potem wrócisz do swojego eleganckiego życia w luksusach.
F: A może pani doktor też woli mieszkać w normalnym domu?
W: Twój dom nie jest normalny. Ja się tam gubię.
F: Kupię ci GPSa.
W: Zobaczymy. Może, może.
F: Ciągle tylko może i może.
W: Nie składam deklaracji, których nie dotrzymam. Ten dom jest przytłaczający.
F: Jeżeli nie chcesz ze mną mieszkać, bo nie podoba ci się dom, możemy kupić inny. Albo wybudować taki, który będzie ci idealnie pasował.
W: No nie przesadzaj. Ten twój pałac jest piękny. I ogród.
F: Ogród będzie piękny latem.
W: Chodźmy do hotelu.
F: Jak sobie życzysz.
Siedzieli na łóżku, czekając aż Woźnicka wyjdzie z łazienki, gdy usłyszeli pukanie.
W: Proszę!
Ad: Cześć. Andrzej, możemy pogadać?
F: Już zdążyłeś się w coś wpakować?
Ad: Nie. Tak chciałem pogadać.
F: Pogadać o pierwszej w nocy?
Ad: Bo w dzień wszystko się szybko dzieje i nie ma czasu.
F: Dobrze. - wyszedł razem z Adamem z pokoju.
F: A więc?
Ad: Chodź, usiądziemy gdzieś. - zeszli do holu i usiedli na kanapie przy recepcji.
F: Zaczynam się obawiać. Dawno nie byłeś tak poważny.
Ad: Nie no, ja nie chcę być poważny.
F: O co chodzi, Adam?
Ad: No bo my tyle lat się nie znaliśmy...
F: Jeżeli chcesz nadrobić stracony czas to mam nadzieję, że czas w którym powinienem z tobą chodzić do piaskownicy, jednak ominiemy.
Ad: Nie no, ja po prostu chciałbym wiedzieć coś więcej o nas, o naszej rodzinie. Mieliśmy jakąś rodzinę?
F: Yyy nie. Nie. Tylko tą ciotkę, z którą mieszkałem.
Ad: Kręcisz coś.
F: Nie kręcę. Porozmawiamy jak wrócimy.
Ad: Ej, co jest? Widzę, że kręcisz.
F: Jak ci mówię, że nie, to nie! Jasne?!
Ad: O co chodzi?
F: O nic. Porozmawiamy jak wrócimy do Leśnej Góry, dobrze?
Ad: No ok. - rozeszli się do swoich pokoi.
W: Co on chciał?
F: Nic. Paplanina o niczym.
W: Ehe.
Ag: Hej. Teraz ty Wiki?
W: Eee tak. - kobieta poszła do łazienki. Profesor podszedł do okna i patrzył w nieokreślony punkt.
Ag: Ja nie chciałabym się wtrącać. Coś się stało?
F: Nie wszystko w życiu jest takie proste. - po kwadransie z łazienki wyszła Wiki.
Ag: Wiki, coś się stało? - spytała, gdy tylko profesor zniknął w łazience.
W: Nie, chyba nie.
Ag: Co się dzieje?
W: Z nami nic. Trochę zagmatwana jest ta sprawa z Adamem i tyle.
Ag: Ok, nie wtrącam się.
W: Ja też próbuję.
Ag: Kładziemy się?
W: Tak.
Obudziła się w nocy, a raczej obudziła ją burza. Wtuliła się w profesora, budząc go jednocześnie.
F: Kochanie, coś się stało? - spytał obejmując kobietę.
W: Yyy, nic. Burza mnie obudziła.
F: Pani doktor boi się burzy?
W: Nie...
Ag: Już idę, Wiki. - powiedziała zaspanym głosem internistka, którą też obudziły pioruny - Burza cię nie zje. - usiadła na łóżku i chciała wstać.
F: Boisz się burzy?
W: Nie. Agata, co ty odstawiasz?!
A: Co?! Co się dzieje?! Gdzie ja jestem?! Wiki!
W: Jesteś z nami w hotelu.
F: A Wiktoria boi się burzy.
W: Nie boję, po prostu jej nie lubię.
F: To ja cię przed nią uratuję. - przyciągnął ją mocno do siebie.
A: Co? A no tak, zapomniałam, że nie jestem w domu. Wiki, ciebie ma kto ratować.
W: Nikt mnie nie musi ratować. Po prostu nie lubię burzy, bo mnie zawsze budzi. Wykorzystuję twoją naiwność, która zawsze do mnie przychodzi w środku nocy.
A: Ty małpo! To ja potem na dyżurach usypiałam, a ty sobie żarty robiłaś?! Ja cię kiedyś zabiję.
W: Spokojnie Agatka. Kładź się. A ty mnie możesz puścić. Doszłam do wniosku, że burza mnie nie zje.
F: Ale to nic nie zmienia, a ja nie zamierzam cię puszczać.
W: Mi nie przeszkadza. Która jest w ogóle godzina?
A: Piąta.
W: Piąta?
F: No to możemy już wstawać.
W: Co?
F: O 8:00 zaczynają się wykłady. Dzisiaj może zjedlibyśmy jakieś śniadanie.
W: A no tak. Wczoraj nie było czasu. Agata, idziesz do łazienki.
A: Oki. - Woźnicka zniknęła w łazience.
W: Andrzej, coś się dzieje?
F: Nic się nie dzieje, skarbie.
W: Andrzej.
F: Nic się nie dzieje, jest wszystko dobrze i będzie dalej dobrze, tylko trzeba tym wszystkim tak pokierować.
W: Ja ciebie nigdy nie zrozumiem.
F: Mnie nie trzeba rozumieć.
W: Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć.
F: Oj kochanie. Nie przejmuj się tym. Wszystko jest dobrze.
W: Jak chcesz.
Kończyli jeść śniadanie, gdy podszedł do nich Adam.
Ad: Ej, bo teraz jest trochę czasu. Może byśmy pogadali?
F: Powiedziałem, jak wrócimy.
Ad: Możesz przestać mnie zbywać? Coś kręcisz.
F: Nie kręcę, nie zbywam cię. Po prostu nie czas na to.
Ad: Ok, ok. Strasznie tajemniczy się zrobiłeś.
F: Zbyt dociekasz. Są rzeczy, których nie musisz wiedzieć.
Ad: O czym ty do cholery mówisz?!
F: Nieważne. Idź już.
Ad: Nie wiem, co kręcisz, ale chciałbym wiedzieć wszystko. - niezadowolony, że brat znowu go zbył odszedł od ich stolika.
W: Starczy. Co się dzieje?
F: Wiktoria, nic się nie dzieje. Są po prostu rzeczy z przeszłości, które nie wiem, czy Adam powinien wiedzieć. A jeśli już, to muszę się dobrze zastanowić, jak mu to powiedzieć, żeby nie robił sobie bezsensownych nadziei.
W: O co chodzi?! Powiedz mi do cholery jasnej.
F: Dobrze, ale to ma nigdzie nie wyjść, bo drogą pantoflową dojdzie do Adama.
W: Ok.
F: Mieliśmy siostrę. Ale ona gdzieś przepadła. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Według dokumentów żyje, ale nie wiem, zapadła się pod ziemię.
W: Yyy...
F: Nie chcę, żeby Adam bawił się w bezskuteczne poszukiwanie jej i robił sobie nadzieje, że mu się uda, bo na to nie ma szans.
W: Yyy no zaskoczyłeś mnie. Ale skąd wiesz, że jemu by się nie udało jej odnaleźć?
F: Bo mi się nie udało przez tyle lat. Ja odpuściłem, nie chcę, żeby Adam bawił się w poszukiwania, z których nic nie wyjdzie.
W: No dobrze. Zrobisz jak uważasz. Może rzeczywiście lepiej żeby to nie wyszło.
F: No właśnie. I na tym pozostańmy. Poopowiadam mu kilka anegdotek o nie wiadomo kim i czym i da spokój. Prawda ma nigdy nie wyjść na jaw.
W: Może tak będzie lepiej.
F: A teraz koniec tego tematu. Chodźmy na te wykłady.
W: Ok.
F: No to możemy już wstawać.
W: Co?
F: O 8:00 zaczynają się wykłady. Dzisiaj może zjedlibyśmy jakieś śniadanie.
W: A no tak. Wczoraj nie było czasu. Agata, idziesz do łazienki.
A: Oki. - Woźnicka zniknęła w łazience.
W: Andrzej, coś się dzieje?
F: Nic się nie dzieje, skarbie.
W: Andrzej.
F: Nic się nie dzieje, jest wszystko dobrze i będzie dalej dobrze, tylko trzeba tym wszystkim tak pokierować.
W: Ja ciebie nigdy nie zrozumiem.
F: Mnie nie trzeba rozumieć.
W: Wiesz, że zawsze możesz mi o wszystkim powiedzieć.
F: Oj kochanie. Nie przejmuj się tym. Wszystko jest dobrze.
W: Jak chcesz.
Kończyli jeść śniadanie, gdy podszedł do nich Adam.
Ad: Ej, bo teraz jest trochę czasu. Może byśmy pogadali?
F: Powiedziałem, jak wrócimy.
Ad: Możesz przestać mnie zbywać? Coś kręcisz.
F: Nie kręcę, nie zbywam cię. Po prostu nie czas na to.
Ad: Ok, ok. Strasznie tajemniczy się zrobiłeś.
F: Zbyt dociekasz. Są rzeczy, których nie musisz wiedzieć.
Ad: O czym ty do cholery mówisz?!
F: Nieważne. Idź już.
Ad: Nie wiem, co kręcisz, ale chciałbym wiedzieć wszystko. - niezadowolony, że brat znowu go zbył odszedł od ich stolika.
W: Starczy. Co się dzieje?
F: Wiktoria, nic się nie dzieje. Są po prostu rzeczy z przeszłości, które nie wiem, czy Adam powinien wiedzieć. A jeśli już, to muszę się dobrze zastanowić, jak mu to powiedzieć, żeby nie robił sobie bezsensownych nadziei.
W: O co chodzi?! Powiedz mi do cholery jasnej.
F: Dobrze, ale to ma nigdzie nie wyjść, bo drogą pantoflową dojdzie do Adama.
W: Ok.
F: Mieliśmy siostrę. Ale ona gdzieś przepadła. Nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Według dokumentów żyje, ale nie wiem, zapadła się pod ziemię.
W: Yyy...
F: Nie chcę, żeby Adam bawił się w bezskuteczne poszukiwanie jej i robił sobie nadzieje, że mu się uda, bo na to nie ma szans.
W: Yyy no zaskoczyłeś mnie. Ale skąd wiesz, że jemu by się nie udało jej odnaleźć?
F: Bo mi się nie udało przez tyle lat. Ja odpuściłem, nie chcę, żeby Adam bawił się w poszukiwania, z których nic nie wyjdzie.
W: No dobrze. Zrobisz jak uważasz. Może rzeczywiście lepiej żeby to nie wyszło.
F: No właśnie. I na tym pozostańmy. Poopowiadam mu kilka anegdotek o nie wiadomo kim i czym i da spokój. Prawda ma nigdy nie wyjść na jaw.
W: Może tak będzie lepiej.
F: A teraz koniec tego tematu. Chodźmy na te wykłady.
W: Ok.
Ok, dość dziwna część, wiem. Myślę, że następna będzie lepsza :)
Zaginiona siostra?Czy ją znamy ? No ,no ciekawieeee....nawet bardzo....czekam z niecierpliwością na następną cudowną część. Ta jest genialna ,bardzo mi się podobała..Na prawdę ,jedna z lepszych...:D
OdpowiedzUsuńKiedyś przyjdzie czas, żeby to się wyjaśniło. Ale najpierw musi stać się coś, do czego po wyjaśnieniu tej sprawy by już nie doszło. Mam pewien pomysł... Ale to już tak wybiegając w przyszłość :)
UsuńOjojoj ..." ..musi stać się coś ,do czego po wyjaśnieniu tej sprawy by już nie doszło " ...zaczynam się bać....(wyobraźnia szaleje )...No to dopiero mnie teraz zaintrygowałaś ..no ,no...Czekam ! (Jeszcze bardzej )
UsuńMoja zakręcona i szalona wyobraźnia też szalej i wymyśla przeróżne rzeczy :)
UsuńJuż się boję ....buahaha..:P
UsuńWcale nie dziwna. Ja też polubiłam teorie Falkowicza że Bez krętactwa się do niczego nie dojdzie. Jutro mam kartkówkę z krzyżakówk a jeszcze ich nie przeczytałam. Trzymaj kciuki :-)
OdpowiedzUsuńTrzymam, trzymam. Powodzenia życzę :)
UsuńJa walnięta jestem :D Wprost kocham dzieła Sienkiewicza . "Krzyżacy " - najmniej lubię (język ,zawiłość ),ale sądzę ,że to bardzo wartościowa książka(do każdej rozprawki można się do niej odnieść , przydaje się również na historii( stosunki polsko -krzyżackie ,kultura rycerska itp.. ) Warto przez to przebrnąć ."Potop" - awww....wręcz ubóstwiam tą książkę ....6 razy ją przeczytałam :P Nie taki diabeł straszny jak go malują ,lepsze to ,niż jakiś "Buszujący w zbożu " ,co to wgl jest? Ja to miałam za lekturę ,dziękuję bardzo ,zmarnowałam całe popołudnie ....
UsuńPamiętam Potop. Nawet mi pasowało, bo czytałam to dużo wcześniej, chyba kilka lat, zanim musiałam. Ja jak nie muszę, to nawet chętnie coś takiego przeczytam, ale jak dochodzi do tego zagrożenie, że jeśli nie wykuję historii, to będę miała wśród tych swoich piętek i czwórek dwóję na świadectwie, plus szantaż mojego ojca, że odetnie mi internet... Im bardziej ktoś mnie zmusza, tym bardziej ja nie chcę tego robić. Tak więc teraz postanowiłam trochę nakręcić, bo nie nauczyłabym się tego w życiu. No i mój ojciec po raz setny nie będzie mógł powiedzieć swojego "A nie mówiłem". Nigdy nie pozwolę, żeby on miał rację. Taka już jestem :)
UsuńDobrze ,że moi rodzice nie interesują się szkołą. Mam luz ,aż za duży ,zabiłabym ,gdyby ktoś chciał odciąć mnie od internetu... Mnie nikt nie zmusza ,jak chcę to chce ,jak nie chcę ,to nie chcę ,źle na tym nie wychodzę (to moje życie ) Wiem ,o czym mówisz z tym zmuszaniem i gadkami (starsi bracia przez to przechodzili) ,ale rodzice zdali sobie sprawę ,że to i tak nie ma sensu ,do niczego nikogo nie można zmusić .... Krętactwo to oznaka inteligencji ....trzeba pomyśleć ,zaplanować .... Ja w tym nic złego nie widzę ,w Polskiej rzeczywistości ta umiejętność jest bardzo przydatna ,bez niej nie masz szans na dobry start ,tak to już jest....Dobrze ,że masz swoje zdanie i nie ulegasz tak łatwo wpływom ,to dość ważne.
UsuńMoi rodzice nigdy się nie interesowali, a teraz coś ojcu odbiło. Dla mnie on może gadać i gadać. Powoli wybijam ojcu z głowy taki pomysł. Zresztą, nigdy tym nic nie zdziała, bo na jego "Odłączę ci internet" ja odpowiadam "Jeśli chcesz, ja też mogę cię zacząć szantażować, tylko moje groźby będą raczej mocniejsze i możesz pójść na lata do więzienia" Ogólnie nade mną nikt nie ma przewagi, niczego się nie boję. Poza tym mój ojciec potrzebuje mojej łaski, bo matka jedyne co robi w domu, to śpi, a zapracowana jakaś nie jest, ale to ja się wszystkim zajmuję. Ogólnie to cała ta sytuacja porąbana jest. Ja sobie ze wszystkim daję sama radę i nie cierpię, gdy ktoś się w to wpieprza. Nie chodzi mi teraz o przechwalanie, ale z życia zdążyłam wywnioskować już to, że zawsze mam rację. A nawet jeśli bym nie miała, to wolę sama ponosić konsekwencje swoich decyzji, niż zawdzięczać coś komuś. Ogólnie jestem typem osoby, która wyznaje prawo : Umiesz liczyć, licz na siebie.
UsuńA krętactwo... w dzisiejszych czasach, no litości. Może mi ktoś jeszcze wyjedzie z wyrzutami sumienia? Myśląc, żeby wszystko robić tak jak się powinno, nigdy nie kłamać i mieć czyste sumienie, do niczego by się nigdy nie doszło.
Ja mam swoje zdanie, robię wszystko jak chcę, tak samo, jak nawet to jak się ubieram. Ja lubię elegancję i mam za przeproszeniem gdzieś głupie komentarze tak naprawdę wszystkich w szkole. To jest uwłaczające dla nich, że tak się zachowują.
Teraz nie ma na świecie miejsca, ani czasu na uczciwość i wyrzuty sumienia. Za wiele chcę osiągnąć, żeby o tym myśleć.
Widać ,że jesteś ambitna ,zdeterminowana ,stanowcza i masz swoje poglądy. A co do ubioru ,kogo to obchodzi ,powinno się ubierać tak jak się chce...Ja niestety w szkole nie mam takiej możliwości ,kolory do wyboru :czarny ,szary ,biały ,granatowy (bez pasków ,kropek ,emblematów) ,trudno jest cokolwiek kupić ,więc chociaż w szkole nie ma takich chamskich docinek......Kłamstwo ? W dobrej intencji nie jest niczym złym . Prawda niszczy i szerzy zniszczenie ,jest zbyt brutalna ,ludzie nie są na nią przygotowani ,całe wieki w kołtuńskich przekonaniach, nie można tego tak sobie po prostu zmienić ... Człowiek widzi i słyszy jedynie to ,co chce zobaczyć ,czy usłyszeć ,po co go uświadamiać? On woli taki stan,to jest łatwiejsze zarówno dla nich ,jak i dla nas..
UsuńZgadzam się w 100%
UsuńW moim pojmowaniu nie jest to po jaką cholerę, jak korytarzem to słyszę "Jak można coś takiego założyć?" "Jak ty możesz takie buty nosić?" . Nie wiem, czy ci ludzie mają aż tak nudne życie, żeby przejmować się moim, czy co? Ja zawsze odpowiadam krótko "To chyba nie twoja sprawa"
Ludzie boją się teraz kłamstwa i arogancji, którą tak naprawdę jest określana pewność siebie. Tylko zauważmy, że osoba, która nie ma pewności siebie, najczęściej do niczego nie dochodzi, bo się boi spróbować, bo się boi co powiedzą inni. To jest chore. Moja znajoma, jak z nią byłam na zakupach i podobała jej się jakaś bluzka, to jej nie kupiła, bo by ją w szkole wyśmiali, to jest paranoja. Wszyscy teraz boją się ostracyzmu świata, dochodzi do tego, że jeden boi się drugiego.
Ja osobiście jestem za byciem.... mogłabym to opisywać w 500 zdaniach, ale powiem tylko, jak Falkowicz. Elegancja, kultura i jednocześnie arogancja. Pewność siebie. Doszedł do czegoś. Ja chciałabym byś wręcz identyczna jak on. Życie prywatne jest życiem prywatnym, które nie z naszej winy może nam się całkiem zawalić w jednej chwili, a praca, osiągnięcia... Jeśli zawali nam się życie zawodowe, to tylko sami do tego doprowadzimy.
No z tym byciem jak Falko to ni przesadzaj...Pewność siebie ,ambicje ,owszem ,ale nie można zapominać o drugim człowieku ,bo wtedy krąg się zamyka.. Ja się nie przejmuję tym ,co inni myślą . To mi ma się to podobać ,ja będę w tym chodzić. Ja stawiam raczej na wygodę ( w spódnicy widziano mnie ostatnio w 2010r. ) . Resztę ludzi mam w przysłowiowej dupie. Nigdy nie płynę z falą ,to ,że inni tak robią ,nie znaczy ,że ja też muszę. Weźmy na przykład szkoły średnie ,90 % mojej "przecudownej" gimbazy wybiera się na biol-chem do jednej szkoły ....Cholera ludzie ! Po pierwsze jedna czwarta z was się tam dostanie ,po drugie i,idziecie tam tylko ,bo koleżaneczki też idą , po trzecie ,założę się ,że może dwie ,czy trzy osoby zostaną lekarzami ...Mówię ,ale jak do ściany...Moda sie skończy i zostanie ktoś ,kto nie będzie wiedział ,co dalej robić ze swoim życiem ... To jest po prostu straszne ,aż żal patrzeć na marnujących się ludzi (mają talenty w innych dziedzinach....) Swoje zdanie przede wszystkim ,w końcu do odważnych świat należy
UsuńZgadzam się w 100%. A do bycia taką jak Falko, no błagam, to jest serialowa rzeczywistość. Aż takim się chyba nie da być :)
UsuńJa lubię elegancję w ciuchach i chodzę zawsze w tym w czym chcę. A w spódnicy ostatnio widziano mnie wczoraj :)
Nie rozumiem ludzi, którzy chcą za wszelką cenę naśladować innych. Może trochę indywidualności? Jak do cholery ktoś chce zostać lekarzem, to niech zamiast o tym lamentować przez kilka dni (bo u takich dzieci najczęściej plany życiowe się po takim czasie zmienią o 180 stopni). Nich zaczną się tym interesować. Proszę bardzo. Ja myślę odrobinę poważniej o medycynie i już od dwóch lat. Ale zamiast o tym gadać, przeczytałam kilka książek ojca, który jest chirurgiem. I to mnie ciekawi. A jak ktoś chce robić co innego, to ok. Chociaż teraz najczęściej spotykam się z osobami, które co 5 minut mają inaczej zaplanowaną przyszłość, a jak przyjdzie co do czego, to kończą jak sprzedawca w sklepie i to też tylko dlatego, że ich rodzice za przeproszeniem wypierniczyli z domu i musieli jakoś zarabiać.
Jest tyle ambitnych na medycynę. Szkoda tylko, że na drugim roku studiów jest już o 15% mniej "studentów" Którym zdążyło się znudzić. A potem brakuje lekarzy, a ci którzy już nimi zostaną jakimś cudem pracują 3 razy więcej niż przewiduje ustawa, albo i więcej, bo jeżeli lekarz słyszy, że po prostu nie ma kto pomagać ludziom, to idzie pracować dalej i dalej. Kilku kolegów mojego ojca już umarło w wieku 50 lat. Zawał przy stole operacyjnym po 35 godzinach pracy. Prosty przypadek znajomego.
Ten świat wariuje, Jeżeli teraz jest tak, a doszło do tego w ciągu 30 lat, to wyobraźmy sobie co będzie za kolejne 30 lat. Już teraz większość młodych ludzi nie potrafi mieć swojego zdania, ale są jeszcze ludzie z pokolenia naszych rodziców, z których nieliczni biorą przykład. Do czego dojdzie dwa pokolenia dalej?
I pytanie do ciebie:
Czy to prawda co mówią o gimnazjach? Bo jeśli notoryczne ćpanie, chlanie i palenie jest na porządku dziennym w większości gimnazjów, to ja zaczynam sobie załatwiać indywidualny tok nauczania. Idę do gimnazjum po wakacjach i nie wyobrażam sobie, żebym zbawiła cały świat nastolatków, a po prostu jak widzę coś takiego, to... Nie no, paranoja. Co to za ludzie?
Jeśli chodzi o gimnazja to :
Usuń-zależy jakie (poziom ,prywatne ,publiczne)
-zależy gdzie (duże miasto ,mniejsza miejscowość)
- zależy w jakim środowisku będziesz się obracać...(znajomi )
Jeśli chodzi o ćpanie itd. to prawda ,ale w gimnazjum są też normalni ludzie (mały odsetek ,ale jednak). W męskiej części jest gorzej ,bo wkroczenie do gimnazjum to dla nich cofnięcie się w rozwoju o jakieś 10 lat ... Ogólnie rzecz biorąc ,to nie ma takiej tragedii ,choć przyznaję ,że z rocznika ,na rocznik dzieci są coraz bardziej bezmózgie i dziwne (bez obrazy dla cb) ... Ja wolę jednak gimbazę od podstawówki ,ponieważ w tym czasie poznaje się trochę ludzi ,zmienia się nastawienie do nauki ,życia itp. To ważny etap... To ,że większość pali ,ćpa jest na porządku dziennym ,ale nikogo to nie rusza.. Jest trochę inaczej...Jeśli chodzi o naukę ,to wolę 10000 razy gimnazjum ,jest o wiele ciekawiej....Pierwsza klasa jest banalna ,druga jest fajna ,ale trzecia.... nudyyy i flaki z olejemmm..... Powiem jedno : Bardzo szybko ci zleci..
A , jeszcze....od pierwszej klasy radzę ci brać udział we wszelakich konkursach przedmiotowych ,olimpiadach ,rozgrywkach sportowych , innych konkursach...to się bardzo przydaje...
UsuńJa się ani nie cieszę, anie nie narzekam. Definicja szkoły to jest dla mnie placówka, w której mam się uczyć. Nie jestem nigdy jakoś zbyt zaprzyjaźniona z nikim w szkole, bo jak sobie myślę, że mam wymyślać jakieś bzdury na swój temat i robić z siebie idiotkę tylko po to, żeby mieć koleżanki takiego pokroju, to sobie daruję. Ja mam jednak w sobie coś takiego, że czasem chciałabym zbawić cały świat. Może nie pod względem mentalności, ale jestem już wyczulona pod względem medycznym, zdrowia itp. A dając przykład, to gdy jeden rzuca się na drugiego i skacze mu na plecy, to mam od razu w głowie do czego to może doprowadzić.
UsuńOgólnie nie lubię ludzi, którzy przyjmują teorię "Im większego głupka z siebie zrobię, tym fajniejszy będę"
W ogóle z tego co wiem, to dorosłość nie polega na ćpaniu, chlaniu i paleniu, ale właśnie na nie uleganiu nałogom, odpowiedzialności, rozwadze, umiejętności zajęcia się samemu sobą.
Do gimnazjum idę na pewno dość dużego. W Warszawie i publicznego. Co do poziomu, to liczę, że przyjmą mnie gdzie indziej niż do rejonowego, ale nawet jak nie, to trudno.
Dzięki za pokazanie takiego ogólnego zarysu z perspektywy normalnego człowieka, bo jak przeczytałam ten artykuł (http://www.papilot.pl/ludzie/25597/EXCLUSIVE-Tak-imprezuje-gimnazjum.html) to się poważnie zastanawiałam nad indywidualnym tokiem nauczania.
Dziękuję za rady, Na pewno się przyda. Chyba nie bez powodu gimnazjum nazywają szkołą przetrwania. A już w szczególności dla osób tak odróżniających się od reszty jak ja. "Ja już niczego się nie boję" - W. Consalida ; "Tylko trudne zadania dają człowiekowi satysfakcję" - A. Falkowicz. Z takim nastawieniem podchodzę do życia i wszystkim radzę to samo :)
UsuńIndywidualny tok ,no nie wiem ,mimo wszystko lepiej jednak uczyć się w klasie ,nawet jaka beznadziejna ona by nie była...Poza tym musisz mieć jakiś powód by rozpocząć indywidualne...Jak masz tak ogromną chęć pomocy to zapisz się na wolontariat. Sama jestem w Caritasie ,chodzę na różne zbiórki żywności itp. ,odwiedzamy chorych ,organizujemy spotkania z org. Betel ,daje to dużą satysfakcję ...Polecam. Myślałam nawet nad takim "prawdziwym " wolontariatem ,np. w hospicjum dla dzieci ,lub w szpitalu też na oddziale dziecięcym (uwielbiam dzieci ,szybko się z nimi dogaduję ) ,ale trzeba mieć ukończone 18 lat i opinię i takie tam..... ,,poza tym po odwiedzeniu takiego ośrodka na początku było mi trudno (jestem dość wrażliwa ,a tam są cierpiący ludzie) ,nie wolno się przy nich rozklejać. Powiem jedno :Warto .
UsuńMiałaś niezłe przeżycia...Ja należę raczej do tych ratowanych osób ,to mi zawsze coś się dzieje ....Mam szczęście po prostu...Może dla tego ,że jestem strasznie nieogarnięta (chaos totalny) jak to mówią artystyczna dusza... Mam dziwne pomysły i źle się to dla mnie zazwyczaj kończy...o złamaniach ,zwichnięciach itp. szkoda pisać ,ale było tego dużo .....Po prostu często mam głupawkę i mi odwala (nawet teraz siedzę z potłuczoną nogą (upadek z 7 m)) ...Widać ,że masz do tego powołanie....życzę ci ,żebyś spełniła się w tym zawodzie...masz ku temu wielkie predyspozycje...,więc moja droga walcz i dąż do celu :D Może kiedyś spotkam cię w jakimś szpitalu ,ojj z moim szczęściem to wysoce prawdopodobne ...:D
UsuńDziękuję, a Tobie życzę trochę więcej... ogarnięcia. Znam ten typ. Artystyczna dusza. Kiedyś, dość dawno temu miałam taką przyjaciółkę, którą wiecznie wyciągałam z przeróżnych tarapatów :) Z czasem minie... albo i nie. Dowiesz się w przyszłości.
UsuńDzięki tej naszej dyskusji o światopoglądzie mam 25 komentarzy xd
UsuńJakiś apel chyba będę musiała zrobić, z prośbą komentowanie. Może zapomnieli jak to się robi? Instrukcję im napiszę xd
Nie minie ,ja to wiem. Niech nie mija ,mam chociaż jakieś przygody ,na nudę nie narzekam . Lubię wyzwania ,szalone pomysły , niekonwencjonalne rzeczy ...ta adrenalinka jest wodą w moim życiu ,bez niej nie potrafię normalnie funkcjonować.
UsuńNapisz ,napisz..zaczęłam się ostatnio zastanawiać ,czy tylko ja wszystko komentuje? Np. na Falkowicz's Anathomy - wspaniałe opo ,a tak mało komentarzy ,nie rozumiem tego ....:D
UsuńKażdy lubi inna adrenalinę. Dla mnie najlepszą jest taka jak wyżej przeze mnie wymieniona.
UsuńNie wiesz co się dzieje z Żeberko? Nie daje znaku życia od 3 tygodni, jak nie dłużej.
Nie wiem....też coś dawno jej nie widziałam nigdzie...
UsuńWłaśnie ja też. Ostatnio była na asku prawie miesiąc temu i pisała, że z nią ok i za kilka dni pojawi się kolejna część. Chyba się już nie pojawi.
UsuńJedyne, co przychodzi mi do głowy, to albo no... umarła, albo miała operację i no.... jest w śpiączce. Bardzo miłe scenariusze, co nie?
A u ciebie kiedy next? Nie mogę się odczekać, tylko na forum mi się nigdy nie chce logować... leń i tyle.
Trzydzieści parę komentarzy...
UsuńI jak ja mam ich zagonić w następnej części do komentowania? Wyśmieją mnie normalnie...
Może ma bardzo dużo na głowie i nie daje rady ,z tą śmiercią ,mam jednak nadziję ,że nie...U mnie jak dobrze pójdzie to next w czwartek. Nie wyśmieją...:D
UsuńOby.
UsuńNa pewno .
UsuńDzięki. Ta książka jest straszna, ten język. Ale myślę że jakoś dam radę.
OdpowiedzUsuńHhaha jeszcze 1 komentarz i dobijesz do 30 :P
OdpowiedzUsuńCzytałam waszą rozmowe. Jestem w 1gimnazjum. U mnie nikt nie ćpie nie pali i nie pije. Można za cośtakiego wylecieć. Ale to dlatego bo to szkoła prywatna. Atmosfera całkiem spoko. Chociarz casami wydaje mi sie ze moja klasa uważa mnie za dziwną. Ja też się ubieram inaczej niż oni itp. Nie przejmuj się na pewno znajdziesz przyjaciół w nowej szkole. Ja się tego najbardziej bałam :-)
OdpowiedzUsuńA skąd wiesz? U nas też niby nikt nie ćpie....w szkole nauczyciele udają ,że o niczym nie wiedzą...ale prawda jest inna. Często takie niepozorne osoby (kujony ,grzeczne dzieci) ,a po szkole ....wiesz ,cicha woda brzegi rwie.
UsuńPewności nie mam ale mamy bardzo dobrych nauczycieli. Oni zwracają uwage ba coś takiego. Nie udają że niema problemu. Do większości z nich moge pójść, porozmawiać. Ale masz racje często się zdarza że takie kujony np. chcą się poposać przed innymi że nie żyją tylko nauką
OdpowiedzUsuń