LICZBA WYŚWIETLEŃ

sobota, 22 marca 2014

CZĘŚĆ 46 Ciężka podróż.

Tak jak się umówili, o 9:00 podjechał pod hotel. Drzwi były otwarte, więc wszedł i od razu usłyszał krzyki.
Ad: To ile ty chcesz wziąć siatek, Woźnicka! - poszedł w stronę wrzasków.
A: Nie twój interes! Ta walizka jest za mała!
W: Andrzej ma duży bagażnik. Wszystko się zmieści.
Ad: Ale ja nie będę tego wam po schodach znosił.
F: To ja będę. Zbieraj się Adam.
N: Halo! Jest tu kto?! - do hotelu weszła Nina i zobaczyła Falkowicza schodzącego po schodach z dwoma walizkami.
N: Cześć. Nie wiesz, gdzie Adam i reszta? Nie mam co zrobić z walizką.
F: Dzień dobry. Cała trójka kłóci się na górze. Zaraz powinni zejść, tylko muszę sprawdzić, czy Adam wszystko wziął.
N: CO?!
F: On wymaga specjalnej opieki. - poszedł z powrotem na górę.
F: Adam, pokazuj walizkę.
Ad: To ja się miałem spakować?!
W: Debil.
F: Chodź idioto. Pomogę ci. Dr. Rudnicka czeka już na dole.
W: Ok, idziemy do niej.
F: Czekaj. Miało być sześciu wycieczkowiczów. Gdzie pan Przemek?
A: Pewnie zaspał. Idę go obudzić.
W: Czekam na dole. - Wiktoria zeszła na dół.
N: Kiedy wreszcie pojedziemy?
W: Jak Andrzej spakuje Adama, a Agata ogarnie Przemka, który najprawdopodobniej jeszcze śpi.
N: Boże, co za debile. Falkowicz pakuje Adama?!
W: Taa. Adaś wymaga opieki. Siadamy? Zejdzie się trochę.
N: Ok. - kobiety siedziały w salonie, gdy usłyszały krzyki.
Ad: Ale ja nie będę chodził w garniturze!
F: Tam będzie kilku znanych profesorów na bankiecie i nie będziesz mnie ośmieszał!
Ad: Ja tam nie jadę, żeby gadać z profesorami, tylko, żeby wyrywać panienki! Na miejsce tych wszystkich eleganckich ciuchów zmieści się sporo gumek!
F: Już raz przez twoje spanie z nieznajomymi były kłopoty. Teraz możesz sobie darować prezerwatywy, bo nie będziesz miał okazji użycia ich!
Ad: Nie ty o tym będziesz decydował!
F: Albo będziesz posłuszny, albo uwiążę cię na sznurku!
N: Nieźle.
W: Norma.
Ad: Ja nie jestem twoim pieskiem!
F: Ale jesteś moim bratem i moim pracownikiem, który sprowadza na mnie same kłopoty!
W: Chryste panie.
N: Oni tak zawsze?
W: Adam pajacuje, Falkowicz się denerwuje. Potem się kłócą, biją. Normalka.

12:00
F: Jesteśmy już w komplecie po... - spojrzał na zegarek - 3 godzinach. Gratuluję, Adam.
Ad: Dobra, wskakujcie, jedziemy.
F: Nie tak prędko.
Ad: Czego jeszcze?!
F: Kultura.
Ad: Czy szanowny pan profesor ma do mnie jeszcze jakąś sprawę?
F: Tak. Jedziesz za mną.
Ad: Taa, na pewno.
F: Pamiętaj, że nie tylko twój samochód ma dobre przyspieszenie. Spróbuj mnie wyprzedzić, a po prostu w ciebie wjadę i po twojej deskorolce.
Ad: Nie zrobisz tego!
F: Chcesz się przekonać?
Ad: Nie rozwalisz sobie samochodu za 300 tysięcy.
F: Więcej zarabiam w jeden dzień. Jedziemy, a ty masz się zachowywać. Jasne?
Ad: Ok, mistrzu.
F: Nie błaznuj.
Ruszyli wreszcie w drogę. Jechali 120km/h. Adam jechał posłusznie za profesorem. W pewnym momencie chłopak dodał gazu i jadąc 200km/h próbował uciec Falkowiczowi.
Ag: Błagam, nie. - powiedziała domyślając się co teraz będzie. Profesor też przyspieszył. Woźnicka piszczała, a Wiktoria trzymała się fotela modląc się, żeby Krajewski już nie przyspieszał. Po chwili zajechali drogę Adamowi.
W: Jak dzieci.
F: Nie jak dzieci, kochanie, tylko miał się pilnować.
W: Tak, zdecydowanie. On nie jest twoim synem, Andrzej.
F: Bratu chyba nie powinienem musieć przypominać o spakowaniu bielizny. - Woźnicka zaczęła się śmiać.
W: Ty się nie śmiej, Agata, bo to nie jest śmieszne. Może to są jakieś zaburzenia rozwoju?
F: Ja już nie wiem.
W: Albo nie martwi się niczym, bo ma świadomość, że ty myślisz za niego.
F: To co mam zrobić z tym dzieckiem?
W: Czekaj, Nina dzwoni.
W: Co jest?
N: Adam jest głodny. Możemy zatrzymać się na jakiejś stacji? Ja też bym coś zjadła. No i Przemkowi chce się szczać.
W: Musi być stacja? Zaraz się gdzieś zatrzymamy.
N: Ok.
F: Co za tragedia znowu?
W: Zapale chce się szczać.
Ag: I z tym Rudnicka do ciebie dzwoniła?
W: Adam i Nina są głodni.
F: Mają to szczęście, że tu zaraz będzie dobra restauracja.
W: Chcieli stację benzynową.
F: Jeszcze tego brakowało. - po chwili zatrzymali się w restauracji. Zapała pobiegł do kibla.
Ag: Debil z niego.
W: Wiem.
N: Stacja benzynowa miała być!
F: Kiedyś chciałaś jadać tylko w najdroższych restauracjach.
N: Oj zamknij się!
F: To ty nie marudź. Gdzie Adam?
N: Poszedł z kelnerką do kibla.
F: Ja go zabiję.
P: Ma ktoś kluczyki do samochodu Adama?
N: Ja. - podała mu je. Przemek z naburmuszoną miną wsiadł do samochodu.
F: Panie Przemku - profesor otworzył drzwi samochodu - Nie zje pan z nami? Ja stawiam. Zapraszamy.
P: Spierniczaj!
F: Ależ bardzo proszę. Smutno nam będzie bez pana.
P: Spierdalaj!
F: No cóż. Trudno się mówi. Zapraszam panie. - weszli do restauracji.
N: Ja siadam z dala od was.
F: To chyba na podłodze. Jakby pani nie widziała, jest tylko jeden wolny stolik. W zawodzie chirurga przydałby się chyba lepszy wzrok.
N: Zamknij się!
W: Spokój. Nie jesteśmy w oborze, Nina.

Pół godziny później do stolika przyszedł Krajewski.
F: Adam. - złapał się za głowę widząc chłopaka.
Ad: No co?
F: Krzywo zapięta koszula, podwinięta jedna nogawka spodni, niezawiązane buty, poczochrane włosy.
Ad: Zluzuj majty.
F: Do łazienki, ale już. - powiedział wstając.
Ad: No sory, ale z tobą to niezbyt. Nie kręcisz mnie zbyt.
F: Do łazienki, natychmiast.
Ad: Gwałciciel.
W: Adam, zachowuj się.
F: Chodź. - zaprowadził chłopaka do łazienki i kazał mu się doprowadzić do normalnego stanu.
Ag: To jest jakaś paranoja.
W: Wiem.


3 komentarze:

  1. Falko ,Wiki i Agata to chyba jedyni normalni z tej wycieczki ,reszta to niezłe zoo ,Krajewski szczególnie ...Załamał mnie .... Trzeba ich pilnować jak dzieci ...I to wszystko spadło na Andrzeja...Wiedział Tretter co robi ,nikt inny by sobie nie poradził

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz na słowo, w następnych częściach będzie miał jeszcze więcej problemów z tą wycieczką.

      Usuń
  2. Super. Zgadzam sie z Marthson98 Falko Wiki i Agata to jedyni normalni. Krajewski poszedł do kibla z kelnerką bosze padłam. Jednak gumki przydały się mu :-D

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.