LICZBA WYŚWIETLEŃ

niedziela, 9 marca 2014

CZĘŚĆ 36 Prezent(y) od Falkowicza.

Niezła część mi wyszła. 18 stron w Wordzie XD

Sobota, 5:00
Usłyszeli pukanie do drzwi.
F: O piątej rano?
W: Kto i czego chce?!
A: Ciszej, to ja.
W: Właź. - internistka weszła do pokoju.
A: Ja nie chciałabym zakłócać spokoju...
W: Do rzeczy, Woźnicka.
A: Mam wasze ciuchy.
W: Dzięki. Połóż.
A: Zapała jest u siebie. Wrócił przed chwilą. Nic o was jeszcze nie wie.
W: Pijany?
A: Nie.
W: Pójdę do niego za chwilę. Nie ma co tego odwlekać.
F: Wiktoria, jest 5:00 nad ranem. Jesteśmy wdzięczni pani Agato, za ubrania. Ale kochanie, czy musimy rozmawiać z panem Przemkiem o 5:00 nad ranem.
W: Ja wolę sama z nim pogadać. Idź mu Agatka herbatki zaparz.
A: Melisy?
W: Tylko, żeby się...
A: Spoko, malinowa melisa.
W: Jesteś genialna. - internistka wyszła z pokoju.
F: Naprawdę? 5:00 nad ranem?
W: Może, ten no, położy się, a jak w stanie będzie myślał, że miał koszmar? Ja się ubieram. Ty jak chcesz, leż, bo uciekać nie musimy, bo zamierzam mu powiedzieć.
F: Iść z tobą?
W: Lepiej nie, bo w nim się gotuje na sam twój widok i nie wiem, czy ta meliska starczy, żeby go uspokoić.
F: Jak uważasz.

Wiktoria wstała, ubrała się i poszła do Zapały.
W: Przemo, mogę?
P: Ty zawsze.
W: Przyjaźnimy się?
P: Jasne, że tak.
W: Bo przyjaciele powinni się we wszystkim wspierać...
P: Mów jasno o co chodzi.
W: Posłuchaj, bo ja kogoś kocham... - Co z tobą jest Consalida?! Ty się niczego nie boisz, a teraz? - Kocham Andrzeja, a on mnie. Jesteśmy razem. Chcę, żebyś to zaakceptował, nie zmienisz tego. - powiedziała szybko, bojąc się, że zaraz znowu straci całą odwagę.
P: Słucham?! Ty już nie pamiętasz co on zrobił?! On zabił Ludmiłę!
W: Przemo, on jej nie zabił.
P: On mi zabił narzeczoną!
W: Nie była twoją narzeczoną.
P: On mi zabił ukochaną!
W: To teraz ty zabij mnie w ramach zemsty.
P: Zabił ją, już zapomniałaś, co zrobił?!
W: Oszukał ją. Myślę, że ty patrzysz na to zbyt subiektywnie.
P: Ja?! To ty...
W: Ok, ja też patrzę na to subiektywnie, bo GO KOCHAM. Ale Agata, Adam oni go raczej nie kochają i mają takie zdanie jak ja. Zauważ, że twoją opinię podziela tylko Nina, która była jego dziwką i jest obrażona na cały świat nie wiadomo za co.
P: Wiktoria, on ją zabił! Jak ty możesz w ogóle rozmawiać z mordercą!
W: Chyba musisz to przetrawić. Dokończymy rozmowę jak zrozumiesz, że on jej nie zabił. Póki co mam nadzieję, że jesteśmy nadal przyjaciółmi...
P: Wybieraj. Ja albo on.
W: Każesz mi wybierać między osoba, którą kocham, a osobą, która jest dla mnie jak brat. Nie wiem, czy tak się zachowują przyjaciele. Wiesz, my wyjeżdżamy w niedzielę na tydzień. Może zdążysz to przemyśleć i sobie ułożyć, jak nas nie będzie.
P: Wiki....!
W: Przemo, toniesz. Nad tobą już 10 metrów mułu. Sam się zabijasz, sam się nakręcasz tą Ludmiłą, a on jej nie zabił. - kobieta wyszła z jego pokoju.
A: I jak? - spytała od razu Woźnicka.
W: Ostro, ale spokojnie. Nie pobił mnie, to jest pierwszy sukces
A: Jakieś konkrety?
W: Gada jak zacięta płyta ,,Falkowicz to morderca Ludmiły". Jutro wyjeżdżam na tydzień z Andrzejem, do Zakopanego. Mam nadzieję, że do czasu jak wrócimy, Zapała się ogarnie. Nie wiesz, gdzie Andrzej?
A: Chyba w kuchni. Wiesz, że jesteś walnięta? - Agata objęła przyjaciółkę i w takim uścisku podążały do kuchni.
W: Nie walnięta, tylko szalona.
A: Szalona? Ja musiałam wasze ciuchy zbierać.
W: Eee tam. Cześć Andrzej. - Wiktoria pocałowała go w policzek.
F: Cześć.
A: Aaa, dzień dobry. Nie było okazji.
F: Tak, dzień dobry.
A: Nie ma nic do jedzenia?
F: W szafkach macie melisę, popcorn i chipsy.
W: Sprawdzałeś na dole?
F: Jeszcze nie. - Wiktoria otworzyła szafkę.
W: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!! Mamy w szafce jakiegoś faceta!
A: W cholerę. Ty, to nie jest ten sanitariusz, co pracuje na psychiatrii?
F: Przydałby się do pana Przemka.
W: Niech pan się z tond wynosi!
A: Ty, on żyje?
W: Aż się boję sprawdzić. - Andrzej podszedł do faceta, będącego w szafce.
F: Żyje. Jest zalany.
A i W: Kraaajeeewskiii!!!
Ad: Hej. - Adam wszedł do kuchni w towarzystwie blondynki w krótkiej sukience - To jest... Nadia?
-Ty chamie! - kobieta przywaliła mu w twarz.
Ad: Natasza?
-Świnia. - dziewczyna przywaliła mu drugi raz i wyszła z kuchni.
Ad: Możliwe, że jesteś w ciąży! W razie czego, nazywam się Obszyński! Mieszkam w Warszawie, na Kotarbińskiego 6 przez 23!
F: Co tu robi ten facet?! - Adam podszedł do mężczyzny leżącego w szafce i zbadał mu puls.
Ad: Śpi.
F: Wyprowadź go z tond natychmiast!
Ad: Spoko, zluzuj...
F: Ale już!
Ad: Dobra. - podszedł do faceta i złapał go za rękę - Chodź, stary. - Wyciągnął go z hotelu rezydentów.
W: Mi odebrało apetyt.
F: Mi też. Jak poszła konfrontacja z panem Przemkiem?
W: Nie pobił mnie. Gada jak zacięta płyta. Może kiedyś zmądrzeje.
F: Nadzieja umiera ostatnia.
P: Cześć Wiki, cześć morderco. - do kuchni wszedł Zapała.
W: Przemo, ja cię błagam, przestań.
P: Mamy coś do jedzenia?
A: Pijanego faceta w szafce mieliśmy.
P: Co?!
W: Adam.
P: Udało wam się go wywalić?
W: Yhm.
F: Panie Przemku, pana to jeszcze nie nudzi? Nawet tekst z cześć Wiki, cześć morderco się panu powtórzył.
P: Siedź cicho, morderco.
A: Przemo, skończ!
P: Teraz ty też jesteś po stronie mordercy?
A: Jestem po stronie szczęścia swojej przyjaciółki i tobie też radzę, o ile chcesz ją mieć. Ty się sam zabijasz. Świętemu człowiekowi się skończy niedługo cierpliwość do ciebie. Adam ma cię dosyć, Wiktoria, ja, nawet Jakubka wkurza ta twoja paplanina. Ty się pogrążasz!
P: Jesteś mordercą! Zabiłeś Ludmiłę! Zabiłeś pewnie jeszcze wiele ludzi! Zabijasz wszystkich! Teraz chcesz zabić ją! Odwal się po prostu od nas pieprzony draniu! Niszczysz wszystkim życie!... - Zapała przez 5 minut wrzeszczał na profesora, który stał niewzruszony jego słowami.
F: Ulżyło panu? - spytał, gdy Przemek skończył swój monolog - Ja...
P: Jak możesz....
F: Ja panu nie przerywałem pana monologu, chociaż przyznam, że był on dość długim wykładem, tak więc teraz pan raczy posłuchać o wiele krótszej wypowiedzi mej skromnej osoby. Nie zamierzam zniżać się do pana poziomu i prowadzić takich dyskusji. Z chęcią z panem porozmawiam, ale w inny sposób. Jeśli ma pan krzyczeć, lepiej będzie jeśli się od razu pobijemy. Gdyby pan zmądrzał i miał ochotę porozmawiać ze mną na odrobinę wyższym poziomie, na który wciąż wierzę, że jednak pana stać, wie pan gdzie mnie szukać. Zobaczymy się w pracy, kochanie. - wyszedł z kuchni zostawiając Przemka, który próbował zrozumieć fakt, że Falkowicz nie zaczął na niego wrzeszczeć.
W: Ja idę. - wyszła z kuchni - Andrzej, zaczekaj! - pobiegła za nim i rozpędzona wpadła na niego - Dzięki, że nie nawrzeszczałeś na tego pajaca.
F: On kiedyś zmądrzeje. Chociaż przebywanie w towarzystwie mojego braciszka nie przyspiesza tego procesu.
W: Taa. Idziemy do pracy?
F: Oczywiście, ale zaczynamy dyżur za godzinę.
W: No to uzupełnimy papiery. Załatwisz jakieś śniadanie? Bufet otwierają za cztery godziny. Ja umrę z głodu.
F: Wymyśli się coś.

20 minut później.
Wiki i Falkowicz uzupełniają dokumenty. Do gabinetu wpada Adam.
A: No hejka. Mam jedzenie. Pozwolicie, że zjem z wami.
W: Świetny ten twój sposób na śniadanie, Andrzej.
F: Adam, ja napisałem, śniadanie, a nie obiad.
A: Byłem akurat przy sushi barze. Jak nie pasuje, to nie jedz.
W: Ja zaraz umrę z głodu więc dawaj to, Adam.
A: Jasne. A ty Andrzej?
F: Niech będzie, ale następnym razem wysil się na coś porządniejszego.
A: To ty następnym razem wysil się na określenie, co mam przynieść. Ciesz się, że ci to przyniosłem i dawaj kasę.
F: Ile?
A: Można to zaokrąglić do stówki.
W: Od kiedy pięć dych zaokrągla się do stówy?
F: Masz i zainwestuj w pastę do zębów.
A: Mhm.
F: Nie mhm, tylko tak. Masz jakieś porządne ubrania?
A: A w czym ja chodzę?
F: Posłuchaj, spróbuj spaprać spotkanie z dyrektorem całego Szwajcarskiego konsorcjum, a osobiście cię zabiję licząc się z wszelkimi tego konsekwencjami.
A: Ok.
F: Nie ok, Adam. To jest trochę zbyt ważna sprawa, żeby na twoje potwierdzenie wystarczyło ok.
A: Dobrze, będę.
F: Ty nie masz po prostu być. Masz być niespóźniony, w garniturze, z krawatem, w białej koszuli, ze srebrnymi spinkami, w wypolerowanych butach, z elegancką aktówką, a nie porwanym plecakiem, z uczesanymi włosami, w spodniach od garnituru, a nie w dziurawych dżinsach, nie śmierdzący alkoholem, przyjechać czystym, samochodem i nie tą deskorolką, tylko moim białym BMW.
A: Sory, ale ja nie zamierzam się zamieniać w ciebie. Jeśli nie masz więcej bzdur do mnie, to ja spadam, poza tym nie mam takich beznadziejnych ciuchów.
W: Może byś się wysilił trochę? Skoro Andrzej mówi, że to ważne, to weź się postaraj i raz wyglądaj jak człowiek.
F: To jest bardzo ważne.
A: Co jeszcze?
F: Masz się nauczyć wysławiać w kulturalny, nieuwłaczający sposób.
A: Nie jaki?
F: Nieuwłaczający.
A: A co to znaczy?
W: Nieponiżający.
A: Czepiasz się mojego wsławiania.
F: Wsławiania, nie, bo ono nie następuje, ale wysławiania tak.
W: Tu się muszę zgodzić.
F: Masz posługiwać się elegancką polszczyzną.
A:To te pajace kumają po polsku? - Andrzej oparł głowę na biurku.
W: Nie załamuj się kochanie, on przecież nie zrobił żadnych głupot. PRAWDA, ADAM?
A: Teraz już wiem, dlaczego jak powiedziałem jednemu takiemu w garniaku, że jak pojedzie do Polski, to tu jest zwyczaj mówienia ,,zluzuj majty" jak się gdzieś wchodzi, to on powiedział "debil".
F: Adam.
A: No skąd miałem wiedzieć?
F: Jeszcze coś ciekawego powiedziałeś?
A: Nie no tylko gadałem normalnie przez telefon z ziomami.
F: Po kolei. Od dziś masz zakaz używania języka polskiego w miejscach publicznych, chyba, że rozmawiasz z dyrektorem, bądź jego ukochaną córeczką dla której zrobi wszystko, więc ty też zrobisz dla niej wszystko. I tu zaczynają się komplikacje. Masz się w pięć dni nauczyć wysławiać w normalny sposób. To jest pierwsze zadanie. A drugie, masz oczarować ukochaną córeczkę pana dyrektora.
A: Nie możesz ty?
W: Ja tu jestem!
F: Nie chcę i nie mogę. Nie chcę, bo jestem z Wiktorią i nie mogę, bo tamta urocza dama chce ciebie, ale w eleganckiej wersji.
A: Przecież ja w Szwajcarii jestem zawsze w eleganckiej wersji.
F: Elegancja nie ogranicza się do umycia zębów. - Wiktoria zaczęła się śmiać - Ta kobieta, gdy zobaczyła tą twoją elegancką wersję stwierdziła, cytując "Widać, że teraz idzie na pewno na jakiś trening, czy coś. Normalnie ubrany wyglądałby genialnie"
A: Skąd ty to wszystko wiesz?
F: Mam swoje źródła.
A: Zakładasz ludziom podsłuchy, prawda?
F: Niektórym. Nie ja, do tego są wynajęci ludzie.
W: Czuję się jakbym słyszała rozmowę jakiejś mafii.
A: Ty należysz do naszej bandy.
W: Jakiej znowu bandy? Adaś, naucz się mówić po polsku.
A: Taa.
F: Reasumując...
A: Co?
F: Kup encyklopedię i naucz się na pamięć znaczenia wszystkich słów. Reasumując, masz być punktualnie, a najlepiej wcześniej, ubrany według wcześniejszych moich wytycznych i wysławiać się w kulturalny i elegancki sposób. I zachowywać w elegancki i kulturalny sposób. W szczególności względem tej kobiety.
A: To znaczy?
W: Odsunąć krzesło w restauracji...
A: Ale że tak, żeby spadła? - spytał z nadzieją.
F: Pierwszy raz w życiu się poddaję.
W: Oczywiście, że nie tak! Przepuszczać ją w drzwiach, całować w rękę...
A: Ale, że cały czas tak całować.
W: Teraz już rżniesz idiotę.
A: Ok. Zobaczę co da się zrobić.
F: Adam od tej kolacji zależy czy dostaniemy kolejne 80 milionów, więc wysil się i na te kilka godzin zamień się...
A: W ciebie?
F: Miałem powiedzieć w eleganckiego i kulturalnego mężczyznę, ale tak też będzie dobrze.
A: A co ja z tego będę miał?
F: Nie urwę ci głowy.
A: Wiem, że i tak mi jej nie urwiesz.
F: Nie chcesz się przekonywać, Adam. A teraz zmiataj.
A: No sorka, ale w gabinecie ci nie będę sprzątał.
F: Idź już i się nie pogrążaj.
W: Nie, czekaj Adam.
A: Widzisz, Andrzej.
W: Wyjeżdżamy, ktoś musi to ogarnąć.
F: Przesunąłem wszystkie operacje. Będziesz miał tylko kilku pacjentów. Wyślę ci mailem wszystkie informacje i dane.
A: Czekaj! Zostawiacie mnie tu samego! Bez kontroli?! - krzyczał zadowolony.
F: Masz tego nie zawalić, jasne?! A teraz won z tond!
A: Już spoko. - Krajewski wyszedł z gabinetu, mówiąc pod nosem "Sam, całekiem sam, bez kontroli i biadolenia..."
W: Pogadam z Agatą, żeby na niego zerknęła. W końcu trochę niebezpiecznie zostawiać same pięcioletnie dziecko.
F: Nie ma się co przejmować.
W: Przecież powiedziałeś, że od tego zależy, czy dostaniemy 80 milionów.
F: Co będzie pokaże czas. Zawsze jest jakieś kolejne rozwiązanie.
W: To ty masz takie podeście do życia. Co będzie, to będzie?
F: Nie. Zrobiłem Adamowi już wykład, więc co zmienię, jeśli teraz się będę tym przejmował? Wolę myśleć o tobie. - usiadł obok niej na kanapie i objął ją ramieniem.
W: Bardzo jest miło tak siedzieć, ale musimy pracować.
F: Po co?
W: Ja cię bardzo proszę, nie zamieniaj się w Adam. Do roboty, kochanie. Ja będę na oddziale.
F: A nie możesz być tu? - Wiktoria wyjęła telefon.
W: Agata wysłała mi już po kolei listę pacjentów do konsultacji. Mam ich... siedmiu. No właśnie, siedem nudnych konsultacji i o ile nic się nie będzie działo, zostawię samego Adasia na oddziale.
F: Skoro musisz.
W: Ja tu PRACUJĘ i ty też. - pocałowała go w policzek i poszła do Woźnickiej.
W: Co ciekawego mamy? - Agata podniosła karty pacjentów i chciała nimi rzucić w Wiktorię - Jeśli teraz tym rzucisz, to będziesz szukać drugiego frajera do robienia tych konsultacji.
A: Ok, ok. To bierz się za to.
W: No biorę się. Gdzie iść?
A: Sprawdź sobie.
W: Agata!
A: 6.
W: Co mu jest?
A: A myślisz, że ja pamiętam.
W: Dobra, idę.

Wiktoria poszła do pacjenta.
W: Co pana boli?
-Brzuch, ale na widok pani doktor, to i...
W: Niech pan nie kończy. Brzuch. - Wiktoria zaczęła uciskać brzuch. Niżej, wyżej?
-Niżej.
W: Tu?
-Niżej.
W: To nich się pan zdecyduje, co pana boli.
-Przecież mówiłem, że na widok pani doktor...
W: Widzę, że to jest poważniejsza sprawa. Ja może zawołam kilka osób na konsultację.
-A czy te osoby będą się składać z takich pięknych panienek jak pani i ta urocza blondyneczka?
W: Zobaczymy, co da się zrobić. Chcę, aby zbadał pana najlepszy specjalista.
-A czy ten specjalista będzie równie śliczną kobietą, co pani?
W: Będzie najlepszym specjalistą jakiego znam. Moment.
-Jasne. - Wiki wyszła z sali
W: Nie mogłaś powiedzieć, że masz napalonego pacjenta?
A: Oj sory, ale ktoś go musi zbadać.
W: Wiesz, zależy mi na jak najlepszej opinii. Zawołam specjalistę. Pacjent liczy, że tym specjalistą będzie piękna kobieta.
A: Falkowicz, tak?
W: Najlepszy specjalista. Idę po niego.
A: Na pewno pacjent się ucieszy.
W: Oj tak. - Wiki poszła do gabinetu.
W: Cześć, potrzebuję konsultacji.
F: Objawy?
W: Ból brzucha.
F: Te które ty wyczułaś.
W: Mam napalonego idiotę gadającego o panienkach. Zrób to dla mnie i go zbadaj, bo mi się nie udaje.
F: Oczywiście. Gdzie?
W: U Agaty na internie. W 6.
F: Ok.
W: Chodź. - poszli na salę pacjenta.
-Ja zamawiałem panienkę, a nie faceta w garniaku.
W: A ja zamawiałam śniadanie, ale dostałam sushi.
F: Zbadam pana. - zaczął badać ręką jego brzuch.
W: Niżej, Andrzej. Pacjent mówił, że niżej.
-Nie, nie trzeba. - zabrał rękę profesora.
W: Nie ma się pan czego wstydzić. Jesteśmy lekarzami. Niżej, Andrzej.
-Obejdzie się.
F: Właśnie się nie obejdzie, bo panu może grozić coś bardzo poważnego i to trzeba koniecznie zbadać. Pani Agato, usg brzucha, podbrzusza i jąder.
-Chociaż taki plus. Śliczna jesteś, blondi.
F: Myślę, że dr. Jakubek z przyjemnością panią zastąpi. To bierzemy się za badanie.
-Ale, nie, nie trzeba.
F: Jak to nie trzeba. Ból zawsze coś oznacza. Niestety na rękę nie da się nic wyczuć, gdyż pan się stawia badaniu, ale usg powinno wszystko wykazać.
-Obejdzie się. Nic mi nie jest.
F: Czy ja mam rozumieć iż pan symulował ból?
-A co to za różnica?
F: Strata czasu dla nas, strata pieniędzy, które wydalibyśmy na badania dla szpitala.
W: I strata mojego dobrego humoru.
-Jakby mnie to interesowało.
F: A teraz zadam proste pytanie. Czy pana coś boli?
-Jasne, że nie.
F: Nic tu po mnie.
W: Ja raczej też się nie przydam. - wyszli z sali.
F: No to teraz trzeba będzie pani doktor poprawić humor. - pocałował ją.
W: Jesteśmy w pracy. Idę pacjentów konsultować.
S: O, pani Wiktorio.
W: Tak?
S: Mam dla pani gumkę do włosów.
W: No ale po co?
S: Profesor Falkowicz zgłaszał mi iż pękła pani gumka do włosów. Żarówka wymieniona, panie profesorze.
F: Jesteśmy bardzo wdzięczni.
S: Taa. - z niezadowoloną, jak zawsze miną od nich odszedł.
W: Gumka do włosów? Żarówka?
F: Obowiązkiem szpitala jest zapewnić nam niezbędne do pracy rzeczy. Jutro pójdę poprosić o długopis.
W: Jesteś wredny.
F: Dlaczego?
W: Nie jestem psychologiem. Z pytaniem dlaczego jesteś wredny, to do Dryla.
F: A z pytaniem dlaczego cię kocham?
W: Masz za dużo dopaminy we krwi. - pocałowała go w policzek i odeszła.
N: Wiki, jak ty możesz z nim być?! - po chwili natknęła się na Ninę.
W: No wiesz związek polega na miłości, spędzaniu ze sobą czasu. Dalej mam wymieniać?
N: To jest ZŁY człowiek.
W: Błagam cię. Przeszłość to Sambor ma chyba gorszą.
N: Tylko że Michał się zmienił i...
F: I dlatego kilka dni temu rzucił się na mnie z pięściami.
N: Nie wierzę ci. Nigdy nie uwierzę w ani jedno twoje słowo.
F: Będę zmuszony jakoś to przeboleć. A z tego, co wiem, w gabinecie ordynatora są kamery. Możesz sobie przejrzeć nagranie.
N: A żebyś wiedział. Udowodnię ci, że po raz enty kłamałeś.
F: Rób sobie co chcesz. Mnie to nie interesuje. Kochanie, pomóc ci w konsultacjach? - wściekła Nina od nich odeszła.
W: Powinnam dać sobie jakoś radę. Agata tu napisała, że zgłaszał bóle... rożne? możne? Niech ona się nauczy pisać. Nieważne. A ty nie masz nic do roboty?
F: Chciałem ci pomóc w konsultacjach, ale skoro ty nie chcesz...
W: Bież to. - dała mu połowę kart pacjentów.
F: Oczywiście, pani profesor.
W: Zobaczysz, jeszcze trochę i też zrobię te wszystkie tytuły.
F: Jesteś strasznie ambitna.
W: A ty nie?
F: Moim priorytetem jest teraz uprzykrzanie życia Adamowi.
W: Słucham?
F: On to tak nazywa. To jest takie... wychowywanie go. Mój braciszek wprost uwielbia słuchać Mozarta przez 8 godzin operacji. Ewentualnie opera mu też pasuje.
W: Wiesz, że to są dla niego tortury?
F: Trzeba kształcić dzieci pod względem muzycznym także. O. Adam!
A: Co jest? - spytał niechętnie do nich podchodząc.
F: Masz dzisiaj jakieś operacje w grafiku?
A: Jedną.
F: Z kim?
A: Rudnicką.
F: To co braciszku? Opera, czy muzyka klasyczna?
A: Opera. - burknął niezadowolony.
W: Ale Andrzej...
A: Dzięki ci, Wiktoria.
W: Dajmy mu wybór. Wolisz kobiece, czy męskie głosy, Adam?
A: Gnidy z was.
F: Wiec jaka decyzja?
A: Faceci dzisiaj.
W: Myślę, że Jerzy Jeszke się spodoba.
F: Kochanie, to będzie długa operacja, potem Jacek Wójcicki.
A: Jesteście beznadziejni! - niezadowolony chłopak od nich odszedł.
W: Wiesz, że jesteśmy okropni.
F: Bez przesady. - utonęli w namiętnym pocałunku.
B: Halo! To jest szpital! - po chwili przerwał im Borys.
F: Nic co ludzkie nie powinno być obce lekarzowi.
B: Pan tu nie ma opinii człowieka.
W: Borys, sprawdź, czy nie ma cię na izbie.
B: Oczywiście, bo teraz na jedno twoje pstryknięcie pan profesor rozwala komuś życie.
F: Nie chce się pan przekonywać.
B: Żegnam szanownego pana profesora i szanowną panią profesorową. - ukłonił się ostentacyjnie i odszedł od nich.
W: Pajac z niego.
F: Niestety tacy ludzie też są.
W: Dobra, bierzemy się do roboty.
F: Oczywiście. A tak przy okazji, to zapraszam panią doktor na kolację.
W: Nie, nie, nie. Jeśli mamy w jutro rano wyjechać, to ja muszę dzisiaj iść na zakupy z Woźnicką i się spakować.
F: Ech...
W: Za to jak wyjedziemy będziesz zmuszony jadać ze mną śniadania, obiady i kolacje.
F: I to mi się podoba.
W: Ja lecę. Paa. - poszła szybko w stronę kolejnych sal pacjentów.

Przez cały dzień Wiktoria "latała" po oddziale i całym szpitalu. Ciągle ktoś czegoś chciał, albo pacjenci, albo stażystki miały kłopot, raz Agata miała kłopot i musiała się komuś wyżalić, nie zważając na to, że Wiktoria wcale jej nie słucha i zajmuje się wypisami pacjentów.
A: No i co ja mam z nim zrobić? - spytała po 10 minutach swojego monologu - Wiki! - powiedziała głośniej, gdy koleżanka jej nie odpowiedziała.
W: Co?
A: Co ja mam zrobić?
W: Uśmiechnąć się, Agatka.
A: Nie słuchałaś mnie?
W: Wybacz, ale mam 4 pacjentów, których jeszcze nie wypuściłam, bo nie miałam czasu na uzupełnienie wypisu.
F: Wiktoria, potrzebuję asysty. - wpadł do lekarskiego.
W: Ty też latasz w kółko cały czas?
F: Niestety.
W: Aga, błagam cię, napisz te wypisy. Idę na tą operację. Co to jest?
F: Właśnie nie wiem, Jakubek krzyknął tylko, że chodzi o jakiegoś Piotra Sawickiego i powiedział, że on właśnie powinien zaczynać jedną operację i poszedł. Adam też operuje. Szukam właśnie karty.
W: To? - podała mu teczkę.
F: Tak, jesteś wspaniała. - stwierdził rzucając krótkie spojrzenie na nazwisko pacjenta.
W: To co, idziemy na salę.
F: Tak.
W: Agata, robisz te wypisy?
A: Próbuję, ale trochę tu namieszałaś, a ja się nie znam na chirurgii.
W: Zrób, co możesz. Ja jakoś to załatwię.
F: Chodź, kochanie. - otworzył przed nią drzwi.
W: No idę, idę. To co my operujemy?
F: Pękniętą śledzionę. O, już wiem, dlaczego dr. Jakubek dał to mi.
W: Co jest?
F: Niepełnoletni. Mamy tylko jedną zgodę.
W: Boże. Dzwonię do sądu, idź do pacjenta. Wierzę w twój dar przekonywania.
F: Niestety on działa tylko na kobiety. Zawsze możemy operować ze wskazań życiowych.
W: Wolę nie. Potem mogą być kłopoty.
F: Pani doktor się boi?
W: Pani doktor po prostu na sam widok policja, zastanawia się, czy zaraz nie zobaczy pana  profesora w kajdankach.
F: Bez przesadyzmu. Siedzimy w tym całą, jak to Adam określił, bandą.
W: Czyli mam rozumieć, że jak zobaczę ciebie, albo Adama wyprowadzanego przez policję, to mam uciekać z kraju, bo inaczej zaraz mnie też zabiorą?
F: Jeśli zobaczysz Adama wyprowadzanego przez policję, to znaczy, że znowu się w coś wplątał, a ja znowu będę musiał wyciągać gówniarza z kolejnego bagna.
W: On aż tak?
F: Jego kłopotami można by obdarować cały szpital i wtedy wszyscy byliby w więzieniu.
W: CO?!
F: To nie są opowieści na korytarze szpitalne. Bierzemy się za załatwianie zgód.
W: Oczywiście, panie profesorze.

Kilka minut później.
Zadzwoniła do sądu i skierowała się w stronę sali pacjenta.
F: Czy ty nie rozumiesz, że bez tej operacji możesz umrzeć?!
-Nie podpiszę tego!
F: Zaraz zatrzymam podawanie środków przeciwbólowych i za kwadrans będziesz błagał o tą operacje.
-Mowy nie ma, żebym to podpisał!
F: Siostro, proszę to odłączyć i podłączyć samą kroplówkę bez środka przeciwbólowego. Gdy zacznie krzyczeć i zwijać się z bólu, proszę do mnie zadzwonić.
-Oczywiście. - wyszedł z sali.
W: Kazałeś odłączyć środki przeciwbólowe? - bardziej stwierdziła niż spytała.
F: Możemy zacząć się szykować do operacji.

Chwilę później.
Siedzieli przebrani do operacji w jego gabinecie.
-Profesorze, podpisał! - do gabinetu wpadła pielęgniarka.
F: Niech dr. Van Graff się nim zajmie.
W: Idziemy.

Po operacji.
F: Jakie mam szanse na wieczór i noc z tobą?
W: I na jedno żadne i na drugie żadne. Idę na zakupy. Chyba idę. Przelałeś mi pieniądze już?
F: Niestety tak.
W: Ja już skończyłam dyżur. Idę szukać Agatki. Do zobaczenia jutro o... 8:00?
F: Jak chcesz.
W: Ok. To paa. - pocałowała go i pobiegła za Woźnicką - Agata! - internistka wciąż szła przed siebie - Woźnicka!!!
A: Cześć.
W: Idziemy do hotelu i jedziemy do Warszawy na mały shopping.
A: O nie, moja droga. Ze mną tylko duuużyyy shopping.
W: Niech będzie duży. Dostałam pensję od Andrzeja, więc mam co roztrwaniać.
A: No właśnie. Dziś nie jesteś profesorka?
W: Będę jego przez tydzień. Teraz chodź.
A: To gdzie jedziemy?
W: Kierunek Złote Tarasy.
A: I to mi się podoba.

Godzinę później dziewczyny chodziły już po sklepach.
A: Chodź tam. - pokazała ręką na sklep.
W: Woźnicka, czy ciebie pojebało? To jest najdroższy sklep jaki znam. Ja wiem, że marka i jakość, ale mnie tam i tak na nic nie stać.
A: Oj chodź. Mówiłaś, że Falkowicz ci przelał kasę.
W: Ale 4 tysiące, a nie 4 miliony.
A: Oj chodź. Przymierzysz coś chociaż. Nie musisz od razu kupować.
W: Aga, ja nie mam czasu...
A: Masz, masz. Chodź. - zaciągnęła Wiki do sklepu i po chwili były już w przymierzalniach.
A: I jak twoja?!
W: Sukienka piękna, ale ja tego w życiu nie kupię!
A: Czemu?!
W: Woźnicka, to kosztuje 6 tysięcy. Ja mam 7 na miesiąc na życie swoje i córki!

Przysłuchiwał się tej rozmowie. - Woźnicka, za drogie, ten głos. To ona. Przecież miały iść na zakupy. A jak to nie ona, to jakaś kobieta może być zszokowana. - pomyślał i wszedł bezdźwięcznie do przymierzalni. Wiktoria aż pisnęła z zaskoczenia, gdy zobaczyła go w lustrze.
A: Kto ci tam wlazł, Wiki?! Jak jakiś przystojniak, to kieruj go do mnie.
W: Tego wyjątkowo ci nie oddam. - odchyliła głowę do tyłu i go pocałowała - Co tu robisz?
F: Ogólnie, zakupy. Pięknie wyglądasz w tej sukience. Bierzemy.
W: Bez żartów. Nie mam na to pieniędzy.
F: Ale ja mam. - wyszedł z przymierzalni, a ludzie się dziwnie na niego patrzyli.
A: Wiki, kto ci tam wlazł?! - krzyczała z drugiej przymierzalni.
W: A kto kupuje ciuchy w takich sklepach, z osób, które znasz?!
A: Falkowicz, ale bez jaj, mów kto!
W: On! - wyszły z przymierzalni.
A: Nie wierzę... - zobaczyła profesora - Albo jednak wierzę. Dzień dobry.
F: Dzień dobry.
W: Dobra, ja tego nie biorę.
F: Bierzesz.
W: Ale...
F: Nie ma żadnego ale, pani doktor. - poszli w kierunku kas
A: Znowu zabrał mi przyjaciółkę! - wysyczała niezadowolona sama do siebie.
F: Możesz mi doradzić, którą koszulę wziąć. - pokazał jej dwie.
W: Nie znam się na męskich koszulach.
F: Czyli obie.
W: Ty zawsze jak nie wiesz co kupić, to bierzesz i to i to?
F: Tak.
Po chwili wyszli ze sklepu.
A: Dzisiaj ona jest MOJA! - pociągnęła Wiktorię za rękę.
W: No cóż. Dziękuję ci, kochanie, za piękny prezent, ale Agatka jest zazdrosna. Do zobaczenia jutro. - pocałowała go w policzek i poszła ciągnięta przez Agatę.
A: Kupił ci tą sukienkę?
W: Weź przestań. Wiesz jak ja się głupio czuję.
A: Eee tam. Korzystaj.
W: Ale ja z nim nie jestem dla prezentów!
A: Ale przy okazji możesz skorzystać.
W: Błagam cię. On zanim byliśmy razem nakupił mi ciuchów za 52 tysiące!
A: Co?!
W: No właśnie. A teraz jeszcze to.
A: Powiem ci tyle. Ciesz się. Osobiście wolałabym takiego faceta niż jak taka jedna niedojda, gdzie ja płaciłam rachunek w restauracji.
W: Ale bez przesady. On wydał na mnie już za dużo kasy.
A: Falkowicz wygląda na osobę nie liczącą pieniędzy i dobrze. Jak nie musi, to po co. On sobie chce żyć w luksusach, ma na to kasę, z tego co wiem, w miarę uczciwie zarobioną, więc niech sobie tak żyje. A ty będąc z nim musisz do tego przywyknąć. Myślę, że on woli ciebie wciągnąć w takie życie niż sam zniżyć się do badziewia naszego życia rezydentów.
W: Ja nie mówię, że ma zamieszkać w kawalerce i jadać na obiad kubek rosołowy Knor.
A: Ja bym tak chciała. Bo mieszkam w pokoju, z wspólną łazienką, a na obiad najczęściej nic nie jem, albo kanapkę z bufetu.
W: Posłuchaj, byłam z nim na pizzy.
A: Czyli jest jednak w miarę normalny.
W: Najdroższa pizzeria jaką widziałam. Długie białe obrusy, skórzane krzesła.
A: Na serio?
W: Jedliśmy pizzę z krewetkami, małżami i tuńczykiem.
A: Ja bym tego nie zjadła.
W: Też tak mówiłam, ale szybko zmieniłam zdanie. Powiem ci, że to jest pyszne. Ale ja boję się, że w takiej sytuacji, na następną kolację dostanę homara.
A: Powiem ci szczerze. To jest bardzo możliwe. Może ten no... też ci posmakuje. Myślę, że z nim będziesz miała okazję najeść się do syta tych wszystkich eleganckich potraw na które w życiu nie miałybyśmy kasy. To co, kierunek KFC?
W: Tam go na 100% nie spotkam.
A: No to chodź. - weszły do "restauracji".
W: Już wolałabym spotkać jego. - powiedziała wzrokiem wskazując na siedzącą przy stoliku Walczyk.
A: Spadamy?
W: Jeszcze pytasz? Kierunek Mc'donalds.
A: Ok.

22:00
Dziewczyny z kilkoma siatkami zakupów siedziały na ławce.
A: Wracamy?
W: Dwie godziny temu miałyśmy ostatni autobus. Szkoda mi kasy na takse.
A: Czyli wracamy pieszo.
W: Czy ty się zamieniałaś z osłem na rozumy?! 20 kilometrów, Woźnicka! 20 kilometrów!
A: Patrz! - wskazała ręką na mężczyznę idącego piętro niżej, wychylając się przez barierkę.
W: On?
A: A kto inny chodzi w garniturze po galeriach, oprócz ochroniarzy, ale oni jeżdżą na tych takich fajnych wiesz. Profesorze!
W: Andrzej! Andrzej, do cholery! - Falkowicz popatrzył w górę.
A: Jedzie pan w stronę Leśnej Góry?!
F: Szukacie podwózki?!
W: Tak!
F: Samochód mam na -2. F 17!
W: Dzięki! - dziewczyny poszły w stronę windy - Ty to umiesz znaleźć podwózkę.
A: A miałam podejść do obcej osoby?
W: Nie no, pomysł świetny, ale mogłyśmy krzyczeć "morderco",  to by się od razu zorientował, że o niego chodzi.
A: Jeszcze by pomyślał, że to Przemo.
W: No my chyba mamy kobiecy głos, głąbie.
A: Weź, ochrona by go aresztowała.
W: Ja żartuję, Agata!
A: Tylko czekać, aż Zapała coś takiego odstawi.
W: Obyśmy się niedoczekały.

Po chwili cała trójka jechała samochodem w stronę Leśnej Góry.
W: Skoro już tak sobie razem jedziemy... Agata, wiesz, że wyjeżdżamy...
A: No tak. Przywieźcie mi łoscypki.
W: Przywiozę ci 10 kilo oscypków, ale masz się zaopiekować Krajewskim.
A: Co?
F: W czwartek, najpóźniej o 8:00 rano ma wyjechać spod hotelu. Dobę wcześniej ma nie pić. Ma mieć umyte zęby...
A: To ja mam mu zęby myć?
W: Jak sam nie będzie chciał, to tak.
F: Musi być ubrany...
W: Jak Andrzej w skrócie mówiąc.
F: I mieć aktówkę, zamiast podartego plecaka.
A: Ja go mogę dopilnować, ale zmartwię pana trochę. On nie ma garnituru, aktówki, ani tej całej reszty.
F: Między innymi po to byłem dzisiaj na zakupach.
W: Kupiłeś ciuchy Krajewskiemu?
F: Wolę to niż, żeby zawalił to spotkanie.
A: No postaram się go dopilnować.
W: Agata, nie postaram się, tylko dopilnuję.
A: Dobra. I tak nie będę się miała z kim upijać.
W: Mniejsza o to. Ważne, żeby wszystko było dobrze.
F: A i jeszcze jedno. Ma pojechać BMW.
A: W sęsie pana?
F: Już jest jego.

Podjechali pod hotel.
F: Pozwolicie, że wejdę. Muszę dać Adamowi to wszystko.
W: On ma panienkę. Daj to.
F: Pomogę wam z tymi siatkami.
W: Posłuchaj. Mowy nie ma, żebyś przekroczył próg hotelu. Ja się muszę spakować i wyspać i ty też, bo ja nie chcę jutro wylądować w rowie, albo na drzewie, bo ty zaśniesz za kierownicą.
F: Przy tobie się nie da zasnąć.
W: Przy tobie też, dlatego jedziesz teraz do siebie, a ja zostaję tutaj.
F: Dlaczego ty sądzisz, że chcąc pomóc wam z zakupami od razu myślę o...
W: Bo cię znam. I znam siebie. - pocałowała go - A teraz mów, co jest dla Krajewskiego. Zrobię mu jeszcze jeden wykład za ciebie.
F: To. - podał jej kilka siatek.
W: Paa. Chodź Woźnicka.
A: Już, już. - dziewczyny poszły do hotelu. Usiadły w salonie i zaczęły oglądać zakupy.
W: A to, to nie moje. - podała jej siatkę.
A: Ja tego nie kupowałam. - wyjęła z reklamówki czerwoną koronkową bieliznę.
W: To kto?!
A: Czekaj, czekaj. Tu jest jakaś kartka. "Będzie ci ślicznie. Mam nadzieję, że będę miał okazję cię w niej zobaczyć... i ją z ciebie zdjąć." - przeczytała na głos - Dość jednoznaczne.
W: Ja go zabiję.
A: Oj przestań. Ja bym się cieszyła, jakbym dostała coś takiego z taką... miłą propozycją.
W: Echem. - burknęła w duchu jednak ciesząc się z tego prezentu.
A: Zobaczymy, co kupił Krajewskiemu?
W: Tak na prawdę, to co kupił Baranowi. Zapomniałaś?
A: Będzie jak go przezywać. Dobra, sprawdźmy co profesorek wybrał braciszkowi, bo co wybrał tobie już widziałam. - zaczęły grzebać w siatkach.
A: Ty, on mu nawet czarne skarpetki kupił. - mówiła śmiejąc się.
W: Dobrze, że mu bokserek nie kupił. - obie wybuchły śmiechem. Wiktoria dostała smsa.
Podoba się prezent?

Tak, ale cię zabiję, bo Woźnicka to zobaczyła. - odpisała.

Denerwowanie cię najczęściej miło się kończy. Śpij dobrze.

Ty też ŚPIJ i zostaw w spokoju te dokumenty. Ja naprawdę nie chcę mieć wypadku.

Tak jest, pani profesor.

Ja cię kiedyś zabiję.

Wiem, że nie.

Idę się pakować. Pa.

Do jutra.

A: Falkowicz?
W: A kto inny może pisać do mnie o północy?
A: Córka. U niej jest teraz... dzień?
W: Nie wiem, ja się zawsze gubię w tych ich porach dnia i najpierw piszę, czy nie mają nocy i wtedy dzwonię. Idę się pakować.

Pół godziny później.
W: Woźnicka!
A: Co jest? - Wiktoria pokazała na walizkę, w której była sterta rzeczy i na łóżko, na którym leżała druga kupa ciuchów i innych "potrzebnych" rzeczy - Nie ma szans, że to zmieścisz. Pożyczę ci swoją walizkę. Jest drugie tyle większa.
W: Ok.

Godzinę później.
Dziewczyny cudem dopięły walizkę.
W: Jak suwak pęknie to nie moja wina.
A: Taa. Walizka z Reala, więc się nie dziw, jak się rozpadnie.
W: Ty to zawsze kupisz jakiś chłam.
A: Potrzebowałam z dnia na dzień walizki, a nie miałam kasy. Co miałam zrobić? Ty masz strasznie małą.
W: Dobra, nieważne. Idziemy spać. A ty jutro dasz Adamowi te rzeczy od Andrzeja. Albo nie. Pokażesz mu i dasz dopiero w środę wieczorem, bo on to zgubi, zniszczy lub nie wiadomo co zrobi.
A: Ok.

03:30
Wiki weszła do pokoju Agaty.
W: A ty czytasz jeszcze?
A: No tak wyszło, a co?
W: Nie mogę zasnąć bez Andrzeja. - blondynka zaczęła się śmiać.
A: Powiedziałabym, że go zastąpię, ale nie wiem, jak to robią dwie kobiety.
W: Woźnicka!
A: Posłuchaj, jest takie małe, albo duże, różowe, na baterie. Jak nie, to polecam prysznic.
W: Woźnicka, ja nie wiem i nie chcę się dowiedzieć, co ty tu sama robisz, ale ja nie mówię o tym.
A: To o czym?
W: Po prostu, tak jakoś samej się dziwnie czuję w łóżku. Nie mogę sobie znaleźć ułożenia i się kręcę z boku na bok. Próbowałam już nawet będąc na podłodze z nogami na łóżku. - internistka wybuchła śmiechem wyobrażając sobie koleżankę w takiej pozie.
A: To co ja mam teraz z tobą zrobić?
W: Nie wiem. Nudzę się. Przeczytałam już wszystkie dobre publikacje medyczne. W szpitalu i u Andrzeja są dokumenty, więc nie mam co uzupełniać.
A: Posłuchaj. Opcje są dwie. Albo teraz do niego jedziesz, albo tu zostajesz.
W: Nie pojadę tam. Przynajmniej niech on się wyśpi, bo ja nie chcę zginąć w wypadku.
A: No to próbujesz zasnąć, plotkujemy, albo bierzemy się za oglądanie pornosów, a potem się masturbujemy.
W: Ty jak coś powiesz. - wepchnęła się Agacie do łóżka.
A: Ty na serio potrzebujesz bliskości.
W: Co?
A: Przytulasz mnie, Consalida. - Wiktoria odsunęła się od niej.
W: Wariuję.
A: Wiem.

Jak to ustawić, żeby można było komentować anonimowo? Pomożecie?

5 komentarzy:

  1. No, no.. Rekordowa długość :) Wspaniałe. A co do tych komentarzy... Dokładnie nie pamiętam, ale na pewno trzeba wejść na bloggera, w zakładkę komentarze, a jeśli tak nie będzie, to ustawienia i potem coś z komentarzami... Haha. Pewnie dużo zrozumiałaś... No, może dasz radę:) Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam zrozumiałam. Ciekawe jak mi wyjdzie :)

      Usuń
  2. Genialne, najbardziej podobała mi się scena jak Falko wszedł Wiki do przymierzalni haha. Pisz szybko nexta. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dłuuugie i fajne ! Bardzo mi się podobała ta część ,jedna z najlepszych . Nie będę się rozpisywać ,bo na prawdę wszystko było cudowne. Z niecierpliwością czekam na next. :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Chryste tyle to cały mój blog ma XD XD FAjneeee !!! :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę, komentujcie.
To bardzo motywuje :)
Można komentować anonimowo. Ogarnęłam to jakoś.