Borys odszedł od nich.
F: Nie chcesz tam iść, prawda?
W: Tak. Nie. Nie wiem. – oparła głowę o jego tors.
F: Więc?
W: Przecież on i tak zaraz usłyszy plotki.
F: Jak chcesz.
W: On jest moim przyjacielem
Ad: Hej no! Witaj bracie! – podszedł do nich roześmiany Krajewski.
Ag: Ja się nim zajmę.
Ad: Co tam u ciebie braciszku?
F: Idź z panią Agatą do hotelu i masz 3 godziny na wytrzeźwienie.
Ad: Spoko stary. Zluzuj majty! – Agata i Wiki zaczęły się śmiać.
F: Dlaczego ja go jeszcze nie zwolniłem?
Ad: Ej no nie obrażaj się profesorku. Zluzuj bokserki! – dziewczyny zanosiły się jeszcze większym śmiechem.
F: Do hotelu, ale już!
Ad: Strasznie spięty jesteś. Życie jest piękne! – złapał Wiktorię za rękę i próbował ją obrócić, ale kobieta od razu kopnęła go w nogę – Ostra.
F: Mogłaby go pani już ewakuować z tego szpitala?
Ag: Chodź stary. – pociągnęła go za rękę.
Ad: A zabawimy się śliczna?
Ag: Tak, tak.
W: Nie wiedziałam, że jesteś aż tak zdesperowana Agatka.
Ag: Wiesz, że inaczej go nie wyciągnę z tego szpitala.
F: Witamina c i potas do żyły i spać.
Ag: Co?
F: Za trzy godziny ma być trzeźwy.
Ad: Się zobaczy.
Ag: Chodź już. – Agata wyciągnęła go ze szpitala.
P: Cześć Wiki, cześć morderco. – z lekarskiego wyszedł Zapała.
W: Przemo, musimy pogadać.
P: Jak se chcesz. Ja siedzę w hotelu.
W: Taa, pomóż Agacie z Krajewskim.
P: Morderca próbował zabić własnego brata?
F: Panie Przemku. Pan lubi widzieć świat w biało czarną kratkę. Są też inne kolory.
P: W twoim świecie, to już chyba tylko czarny. Pa Wiki, pa morderco. – Przemo odszedł od nich.
W: Pa.
W: Wychodzi, że nie słyszał plotek. Trzeba mu powiedzieć. Pójdziesz ze mną do hotelu po pracy?
F: Oczywiście.
W: Ja idę. Mam jeszcze 4 godziny izby.
F: A nie wolałabyś operacji?
W: Jasne, że tak.
F: Miałem operować z dr. Rudnicką, ale to mogłoby się źle skończyć.
W: Ona cię zabije.
F: O, pani doktor! – zawołał Ninę.
N: Czego gnido?! – warknęła podchodząc.
F: Mała zmiana w grafiku. Pomyślałem, że my dwoje na jednej sali operacyjnej stanowimy zagrożenie dla pacjenta. Dr. Consalida panią zastąpi. Miłej pracy na izbie życzę.
N: Michał się na to nie zgodzi!
F: Nie mam pojęcia, o jakim Michale pani mówi. Dr. Sambor powinien chyba na pierwszym miejscu stawiać dobro pacjenta, nie sądzi pani?
N: Gnida, szuja, cham. – warczała odchodząc.
F: Też panią lubię! – krzyknął za nią.
W: Jesteś wredny.
F: Bez przesadyzmu.
W: Boję się co zrobi Zapała.
F: Wyjmie pistolet i mnie zastrzeli. Wiktoria.
W: To mój przyjaciel. Chyba.
F: A nie widzisz różnicy między zachowaniem pani Agaty, a pana Przemka?
W: Bo Agata jest moją przyjaciółką, a Zapała… A Zapała już nie wiem kim jest.
F: Zastanów się, czy on się zachowuje jak przyjaciel.
W: No ale on przeżył bardzo śmierć tej całej Ludmiły.
F: Ty zawsze dla wszystkich znajdziesz usprawiedliwienie.
W: Dla ciebie też, więc powinieneś się cieszyć.
Po pracy poszli do hotelu.
W: Przeeemooo! – wrzasnęła – Nie ma go. – stwierdziła, gdy nie usłyszała odpowiedzi – Aaagaaataaa!
A:Co się tak drzesz. Pali się, czy co? – Woźnicka przyszła do nich.
F: Może się palić po naszej rozmowie z panem Przemkiem.
W: Gdzie Zapała?
F: I co z moim braciszkiem?
A: Adam wytrzeźwiał. Razem z Zapałą poszli jakieś pół godziny temu po zakupy.
W: Będzie jedzenie? – spytała z nadzieją.
A: Dałam Krajewskiemu całą listę...
W: Tak!
A: ...ale on zrobił z niej konfetti. - dokończyła.
W: Czyli głodujemy. – usłyszeli dzwonek do drzwi – Aż się boję.
A: Przecież oni mają klucze. – Woźnicka otworzyła drzwi i zobaczyła w nich dostawcę, który trzymał kartony, które zasłaniały mu nawet głowę – Dzień dobry. – powiedziała niepewnie.
-Dostawa na nazwisko Krajewski. 400 pączków.
A: CO?!
-To będzie… 800 zł.
A: Ja za to nie płacę.
W: Co jest?
A: Krajewski zamówił 400 pączków. 8 stów. Ja nie płacę.
W: 800 zł?!
F: Co się dzieje?
-Błagam, niech ktoś to odbierze. Szef mnie zwolni, jak z tym wrócę.
F: Co to jest?
-400 pączków.
F: 400 pączków?
-Yhm. 800zł.
F: Proszę. – dał mu kilka banknotów i zabrał od niego kartony – Gdzie wy tu macie kuchnię?
W: Ty kupiłeś 400 pączków?!
F: Mam nadzieję, że mój braciszek ma jakieś sensowne wytłumaczenie. – zanieśli kartony do kuchni.
P: Jesteśmy! – krzyknął Przemek.
W: Po co zamówiliście 400 pączków?!
Ad: Będzie impreza. – podnieśli siatki z wudką.
F: 400 pączków, Adam?
Ad: Przecież dzisiaj tłusty czwartek. Robimy zawody, kto zje najwięcej.
W: Przemo musimy pogadać.
P: Chyba nie z tym mordercą. W ogóle, co on tu robi?!
Ad: Pogadacie kiedy indziej. Chodźcie, robimy imprezę!
P: Jakoś nie mam ochoty na imprezę z mordercą. – Przemek poszedł do swojego pokoju.
W: Ale Przemo!
Ad: Nie przejmujcie się nim. Zaraz będzie Borys. Bawimy się! Ściągaj ten krawat, profesorku!
F: Ja dziękuję, za taką rozrywkę.
W: Sory Adaś, ale mi się nie chce upijać.
Ad: No tak, wy macie własną rozrywkę. Chodź Woźnicka. Bawimy się! – zaciągnął Agatę do salonu. Po chwili usłyszeli muzykę włączoną na maksa.
F: Dopiero wytrzeźwiał, a już się znowu upija. Ja nie kojarzę alkoholików w naszej rodzinie. Powiesz mi skąd się wzięły takie geny?
W: Spadamy z tond.
B: Bawimy się! – do hotelu wpadł Jakubek.
Ag: Wiki, ratuj! Ja nie chcę się z nimi bawić! – usłyszeli krzyki Woźnickiej.
-Jest impreza!
-Gdzie Adam?!
-Bawimy się ludzie! – do hotelu wpadło około 200 osób.
F: Co to jest?
W: Grupa imprezowa Adama. Cała okolica, Warszawa.
Ag: Raatuuunkuuu!!! – wrzeszczała Woźnicka, którą niosło 2 facetów.
W: Idziemy, Andrzej?
Ag: Pooomooocyyyy!!! Wiki!!! Profesorze!!!
W: Pomożesz jej?
F: Oczywiście. – po chwili Andrzej przyprowadził Woźnicką, która miała podarte rajstopy, złamany jeden obcas w butach i włosy kapiące alkoholem.
Ag: AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! - wrzasnęła
W: Mój szampon dobrze, no wudką włosy ci nie będą śmierdzieć. Pójdę poszukać.
Ag: Dlaczego prawie zawsze jak Adam robi imprezę, ja na tym najbardziej cierpię?! Mam włosy w wudce!
W: Przytuliłabym cię, ale no wiesz, trochę śmierdzisz alkoholem.
Ag: Ale dlaczego ja?!
W: Nie wiem, Woźnicka. – Wiki poszła do swojego pokoju – AAANDZREEEJ!!! – wrzasnęła widząc w swoim pokoju kilka osób.
F: Co się dzieje, kochanie?
W: Oni się dzieją!
-Zluzuj laska!
F: Won z tond!
-Zluzuj majty, dziadku! – chłopak dostał pięścią w nos – Okey, spadamy, no chodźcie. – wyszli z pokoju Wiki.
F: Czy teraz jest jakaś moda na ,,zluzuj majty”?
W: Nie wiem. – Wiktoria wziął butelkę z szamponem – Chodź. Pozamykam pokoje. Będzie bezpieczniej. Przynajmniej mój i Agaty. – po chwili wrócili do Woźnickiej.
W: Masz i zamykaj wszędzie za sobą drzwi.
A: Kiedy będziesz?
W: Jak ta banda idiotów Krajewskiego z tond wyjdzie.
A: Czyli nad ranem.
W: Mogę u ciebie zostać? – spytała Andrzeja.
F: Najlepiej by było, gdybyś się przeprowadziła. Nie wiem jak ty tu wytrzymujesz.
W: Słuchawki w uszach, pokój na klucz i da się żyć. Agatka, ty sobie jakoś dasz radę?
Ag: Mam nadzieję, że ten szampon działa, bo nie wiem, czy pacjenci będą zadowoleni z tego, że lekarz jedzie wudką.
W: Oby. Idziemy?
F: Oczywiście. – wyszli z hotelu.
F: Jestem pełen podziwu. Ciebie też tak masakrują, jak panią Agatę?
W: Najczęściej udaje mi się wyciągnąć z Adama kiedy będzie impreza i jestem przygotowana. Taka jest nasza rzeczywistość rezydentów.
F: Da się żyć w takiej rzeczywistości?
W: Nie no, Adam robi takie imprezy z dwa razy na tydzień. Zazwyczaj około 200 osób.
F: Podziwiam.
W: To co robimy?
F: Jest kilka propozycji. – pocałował jej szyję.
W: Słucham kolejnych.
F: Propozycji, pozycji. To dwa bardzo podobne słowa.
W: Wieczorem ci to wynagrodzę, ale teraz zasmakujesz naszej rzeczywistości.
F: Nie zaciągniesz mnie na imprezę Adama.
W: To chyba była dla ciebie terapia wstrząsowa od eleganckiego i kulturalnego życia?
F: To było dość… zaskakujące.
W: To teraz idziemy na pizze.
F: Pizze?
W: Może być elegancka pizzeria, jak chcesz.
F: Będziemy na zmianę jadać w restauracjach i pizzeriach?
W: Może. To gdzie idziemy?
F: A jest nawet taka pizzeria. Pojedziemy samochodem.
W: Daleko?
F: 15 minut.
W: Ok.
Pojechali do pizzerii.
W: Wow, nie sądziłam, że istnieją tak eleganckie pizzerie. – powiedziała widząc na stołach długie białe obrusy i skurzane krzesła.
F: Jak widzisz istnieją. – zajęli stolik i złożyli zamówienia.
W: Ty naprawdę to zjesz? Małże, krewetki i tuńczyk?
F: Fruti di mare.
W: Ale, że taką dużą?
F: Szczerze, to stawiam na to, że jak spróbujesz, będziesz wolała owoce morza niż placek z serem.
W: Ja bym tego nie zjadła.
F: Spróbujesz chociaż.
W: Nie.
F: Jak dziecko. Na pewno by ci smakowało. – po chwili kelner przyniósł pizze.
F: Pani doktor sama spróbuje, czy mam panią nakarmić?
W: Jak mi to nie będzie smakowało, to cię tym opluje.
F: Brzmi groźnie. Mam nadzieję, że jednak ci posmakuje.
W: Yhm. – Wiktoria spróbowała pizzy.
F: Nie oplułaś mnie, to dobry znak.
W: Okey, nich zabiorą ten placek z serem.
F: Miałem rację? – Wiktoria spojrzała na niego gniewnie – Nie lubisz przyznawać, że ktoś ma rację?
W: Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale to jest pyszne. Od dziś przerzucam się na owoce morza.
F: To świetnie.
W: Powiedz coś o sobie. Mało o tobie wiem.
F: Nie ma osoby, która wiedziałaby więcej.
W: No tak, ale to wciąż mało.
F: Więc co mam ci powiedzieć?
W: No... nie wiem. Yyy... coś takiego yyy cokolwiek.
F: Czyli?
W: A pacjenci z kliniki. Czy ty wszystkich tak oszukiwałeś jak Ludmiłę?
F: Nie wszystkich. Tych dla których nie było już szans.
W: I to się nie wydawało?
F: Nie. Rodzina po śmierci bliskiej osoby nie ma siły na szukanie powodów, każdemu można wmówić, że to były nawroty, przecież przed operacją mówiłem, że mogą pozostać jakieś fragmenty guza. Poza tym moi najgroźniejsi przeciwnicy byli na poziomie pana Przemka. Tobie jedynej udało się znaleźć dowody i dojść do tego.
W: I pomóc Zapale w rozwalaniu badań.
F: Nie rozwaliłaś ich całkiem. Nic ich całkiem nie rozwali.
W: Ale co jak pewnego dnia nas wszystkich aresztuje policja. Zapała zaczyna znowu węszyć.
F: Kochanie, nie chcę obrażać pana Przemka, ale on jest po prostu za głupi, żeby sam coś zrobić.
W: Znam Zapałę i wiem, że jak się uprze to to rozwali.
F: Jak? Nie da się. Włamie mi się do domu?
W: Chociażby.
F: To jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe.
W: A Adam? Przecież to jest nieodpowiedzialny idiota.
F: Chce zgrywać nastolatka, więc robi z siebie idiotę. On wbrew pozorom jest odpowiedzialny.
W: Odpowiedzialny?
F: Nie chce stracić głowy. Wie, że urwę mu łeb, jak coś zawali.
W: Ale co jeśli to się wyda? Nie wiem jak ty, ale mi się nie uśmiecha siedzieć w więzieniu.
F: Nie bój się skarbie. Wszystko będzie dobrze. - uniósł jej dłoń i pocałował.
W: Nie czaruj, nie jestem idiotką.
F: Wiem, że nie jesteś idiotką.
W: To mnie tak nie traktuj.
F: Nie traktuję cię tak.
W: Yhm.
F: Na prawdę.
W: Dobrze, a jakie masz plany na jutro?
F: Praca w tym jakże cudownym szpitalu, urwanie głowy Adamowi za tą imprezę, obiad w miłym i pięknym towarzystwie i operacja w klinice w tym samym uroczym towarzystwie.
W: A czyje towarzystwo masz na myśli?
F: Takiej pięknej, uzdolnionej, rudowłosej pani doktor.
W: Czy to jest równoznaczne z zaproszeniem na obiad?
F: Zdecydowanie tak.
Pojechali do jego willi i spędzili kolejną upojną noc.
F: Nie chcesz tam iść, prawda?
W: Tak. Nie. Nie wiem. – oparła głowę o jego tors.
F: Więc?
W: Przecież on i tak zaraz usłyszy plotki.
F: Jak chcesz.
W: On jest moim przyjacielem
Ad: Hej no! Witaj bracie! – podszedł do nich roześmiany Krajewski.
Ag: Ja się nim zajmę.
Ad: Co tam u ciebie braciszku?
F: Idź z panią Agatą do hotelu i masz 3 godziny na wytrzeźwienie.
Ad: Spoko stary. Zluzuj majty! – Agata i Wiki zaczęły się śmiać.
F: Dlaczego ja go jeszcze nie zwolniłem?
Ad: Ej no nie obrażaj się profesorku. Zluzuj bokserki! – dziewczyny zanosiły się jeszcze większym śmiechem.
F: Do hotelu, ale już!
Ad: Strasznie spięty jesteś. Życie jest piękne! – złapał Wiktorię za rękę i próbował ją obrócić, ale kobieta od razu kopnęła go w nogę – Ostra.
F: Mogłaby go pani już ewakuować z tego szpitala?
Ag: Chodź stary. – pociągnęła go za rękę.
Ad: A zabawimy się śliczna?
Ag: Tak, tak.
W: Nie wiedziałam, że jesteś aż tak zdesperowana Agatka.
Ag: Wiesz, że inaczej go nie wyciągnę z tego szpitala.
F: Witamina c i potas do żyły i spać.
Ag: Co?
F: Za trzy godziny ma być trzeźwy.
Ad: Się zobaczy.
Ag: Chodź już. – Agata wyciągnęła go ze szpitala.
P: Cześć Wiki, cześć morderco. – z lekarskiego wyszedł Zapała.
W: Przemo, musimy pogadać.
P: Jak se chcesz. Ja siedzę w hotelu.
W: Taa, pomóż Agacie z Krajewskim.
P: Morderca próbował zabić własnego brata?
F: Panie Przemku. Pan lubi widzieć świat w biało czarną kratkę. Są też inne kolory.
P: W twoim świecie, to już chyba tylko czarny. Pa Wiki, pa morderco. – Przemo odszedł od nich.
W: Pa.
W: Wychodzi, że nie słyszał plotek. Trzeba mu powiedzieć. Pójdziesz ze mną do hotelu po pracy?
F: Oczywiście.
W: Ja idę. Mam jeszcze 4 godziny izby.
F: A nie wolałabyś operacji?
W: Jasne, że tak.
F: Miałem operować z dr. Rudnicką, ale to mogłoby się źle skończyć.
W: Ona cię zabije.
F: O, pani doktor! – zawołał Ninę.
N: Czego gnido?! – warknęła podchodząc.
F: Mała zmiana w grafiku. Pomyślałem, że my dwoje na jednej sali operacyjnej stanowimy zagrożenie dla pacjenta. Dr. Consalida panią zastąpi. Miłej pracy na izbie życzę.
N: Michał się na to nie zgodzi!
F: Nie mam pojęcia, o jakim Michale pani mówi. Dr. Sambor powinien chyba na pierwszym miejscu stawiać dobro pacjenta, nie sądzi pani?
N: Gnida, szuja, cham. – warczała odchodząc.
F: Też panią lubię! – krzyknął za nią.
W: Jesteś wredny.
F: Bez przesadyzmu.
W: Boję się co zrobi Zapała.
F: Wyjmie pistolet i mnie zastrzeli. Wiktoria.
W: To mój przyjaciel. Chyba.
F: A nie widzisz różnicy między zachowaniem pani Agaty, a pana Przemka?
W: Bo Agata jest moją przyjaciółką, a Zapała… A Zapała już nie wiem kim jest.
F: Zastanów się, czy on się zachowuje jak przyjaciel.
W: No ale on przeżył bardzo śmierć tej całej Ludmiły.
F: Ty zawsze dla wszystkich znajdziesz usprawiedliwienie.
W: Dla ciebie też, więc powinieneś się cieszyć.
Po pracy poszli do hotelu.
W: Przeeemooo! – wrzasnęła – Nie ma go. – stwierdziła, gdy nie usłyszała odpowiedzi – Aaagaaataaa!
A:Co się tak drzesz. Pali się, czy co? – Woźnicka przyszła do nich.
F: Może się palić po naszej rozmowie z panem Przemkiem.
W: Gdzie Zapała?
F: I co z moim braciszkiem?
A: Adam wytrzeźwiał. Razem z Zapałą poszli jakieś pół godziny temu po zakupy.
W: Będzie jedzenie? – spytała z nadzieją.
A: Dałam Krajewskiemu całą listę...
W: Tak!
A: ...ale on zrobił z niej konfetti. - dokończyła.
W: Czyli głodujemy. – usłyszeli dzwonek do drzwi – Aż się boję.
A: Przecież oni mają klucze. – Woźnicka otworzyła drzwi i zobaczyła w nich dostawcę, który trzymał kartony, które zasłaniały mu nawet głowę – Dzień dobry. – powiedziała niepewnie.
-Dostawa na nazwisko Krajewski. 400 pączków.
A: CO?!
-To będzie… 800 zł.
A: Ja za to nie płacę.
W: Co jest?
A: Krajewski zamówił 400 pączków. 8 stów. Ja nie płacę.
W: 800 zł?!
F: Co się dzieje?
-Błagam, niech ktoś to odbierze. Szef mnie zwolni, jak z tym wrócę.
F: Co to jest?
-400 pączków.
F: 400 pączków?
-Yhm. 800zł.
F: Proszę. – dał mu kilka banknotów i zabrał od niego kartony – Gdzie wy tu macie kuchnię?
W: Ty kupiłeś 400 pączków?!
F: Mam nadzieję, że mój braciszek ma jakieś sensowne wytłumaczenie. – zanieśli kartony do kuchni.
P: Jesteśmy! – krzyknął Przemek.
W: Po co zamówiliście 400 pączków?!
Ad: Będzie impreza. – podnieśli siatki z wudką.
F: 400 pączków, Adam?
Ad: Przecież dzisiaj tłusty czwartek. Robimy zawody, kto zje najwięcej.
W: Przemo musimy pogadać.
P: Chyba nie z tym mordercą. W ogóle, co on tu robi?!
Ad: Pogadacie kiedy indziej. Chodźcie, robimy imprezę!
P: Jakoś nie mam ochoty na imprezę z mordercą. – Przemek poszedł do swojego pokoju.
W: Ale Przemo!
Ad: Nie przejmujcie się nim. Zaraz będzie Borys. Bawimy się! Ściągaj ten krawat, profesorku!
F: Ja dziękuję, za taką rozrywkę.
W: Sory Adaś, ale mi się nie chce upijać.
Ad: No tak, wy macie własną rozrywkę. Chodź Woźnicka. Bawimy się! – zaciągnął Agatę do salonu. Po chwili usłyszeli muzykę włączoną na maksa.
F: Dopiero wytrzeźwiał, a już się znowu upija. Ja nie kojarzę alkoholików w naszej rodzinie. Powiesz mi skąd się wzięły takie geny?
W: Spadamy z tond.
B: Bawimy się! – do hotelu wpadł Jakubek.
Ag: Wiki, ratuj! Ja nie chcę się z nimi bawić! – usłyszeli krzyki Woźnickiej.
-Jest impreza!
-Gdzie Adam?!
-Bawimy się ludzie! – do hotelu wpadło około 200 osób.
F: Co to jest?
W: Grupa imprezowa Adama. Cała okolica, Warszawa.
Ag: Raatuuunkuuu!!! – wrzeszczała Woźnicka, którą niosło 2 facetów.
W: Idziemy, Andrzej?
Ag: Pooomooocyyyy!!! Wiki!!! Profesorze!!!
W: Pomożesz jej?
F: Oczywiście. – po chwili Andrzej przyprowadził Woźnicką, która miała podarte rajstopy, złamany jeden obcas w butach i włosy kapiące alkoholem.
Ag: AAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! - wrzasnęła
W: Mój szampon dobrze, no wudką włosy ci nie będą śmierdzieć. Pójdę poszukać.
Ag: Dlaczego prawie zawsze jak Adam robi imprezę, ja na tym najbardziej cierpię?! Mam włosy w wudce!
W: Przytuliłabym cię, ale no wiesz, trochę śmierdzisz alkoholem.
Ag: Ale dlaczego ja?!
W: Nie wiem, Woźnicka. – Wiki poszła do swojego pokoju – AAANDZREEEJ!!! – wrzasnęła widząc w swoim pokoju kilka osób.
F: Co się dzieje, kochanie?
W: Oni się dzieją!
-Zluzuj laska!
F: Won z tond!
-Zluzuj majty, dziadku! – chłopak dostał pięścią w nos – Okey, spadamy, no chodźcie. – wyszli z pokoju Wiki.
F: Czy teraz jest jakaś moda na ,,zluzuj majty”?
W: Nie wiem. – Wiktoria wziął butelkę z szamponem – Chodź. Pozamykam pokoje. Będzie bezpieczniej. Przynajmniej mój i Agaty. – po chwili wrócili do Woźnickiej.
W: Masz i zamykaj wszędzie za sobą drzwi.
A: Kiedy będziesz?
W: Jak ta banda idiotów Krajewskiego z tond wyjdzie.
A: Czyli nad ranem.
W: Mogę u ciebie zostać? – spytała Andrzeja.
F: Najlepiej by było, gdybyś się przeprowadziła. Nie wiem jak ty tu wytrzymujesz.
W: Słuchawki w uszach, pokój na klucz i da się żyć. Agatka, ty sobie jakoś dasz radę?
Ag: Mam nadzieję, że ten szampon działa, bo nie wiem, czy pacjenci będą zadowoleni z tego, że lekarz jedzie wudką.
W: Oby. Idziemy?
F: Oczywiście. – wyszli z hotelu.
F: Jestem pełen podziwu. Ciebie też tak masakrują, jak panią Agatę?
W: Najczęściej udaje mi się wyciągnąć z Adama kiedy będzie impreza i jestem przygotowana. Taka jest nasza rzeczywistość rezydentów.
F: Da się żyć w takiej rzeczywistości?
W: Nie no, Adam robi takie imprezy z dwa razy na tydzień. Zazwyczaj około 200 osób.
F: Podziwiam.
W: To co robimy?
F: Jest kilka propozycji. – pocałował jej szyję.
W: Słucham kolejnych.
F: Propozycji, pozycji. To dwa bardzo podobne słowa.
W: Wieczorem ci to wynagrodzę, ale teraz zasmakujesz naszej rzeczywistości.
F: Nie zaciągniesz mnie na imprezę Adama.
W: To chyba była dla ciebie terapia wstrząsowa od eleganckiego i kulturalnego życia?
F: To było dość… zaskakujące.
W: To teraz idziemy na pizze.
F: Pizze?
W: Może być elegancka pizzeria, jak chcesz.
F: Będziemy na zmianę jadać w restauracjach i pizzeriach?
W: Może. To gdzie idziemy?
F: A jest nawet taka pizzeria. Pojedziemy samochodem.
W: Daleko?
F: 15 minut.
W: Ok.
Pojechali do pizzerii.
W: Wow, nie sądziłam, że istnieją tak eleganckie pizzerie. – powiedziała widząc na stołach długie białe obrusy i skurzane krzesła.
F: Jak widzisz istnieją. – zajęli stolik i złożyli zamówienia.
W: Ty naprawdę to zjesz? Małże, krewetki i tuńczyk?
F: Fruti di mare.
W: Ale, że taką dużą?
F: Szczerze, to stawiam na to, że jak spróbujesz, będziesz wolała owoce morza niż placek z serem.
W: Ja bym tego nie zjadła.
F: Spróbujesz chociaż.
W: Nie.
F: Jak dziecko. Na pewno by ci smakowało. – po chwili kelner przyniósł pizze.
F: Pani doktor sama spróbuje, czy mam panią nakarmić?
W: Jak mi to nie będzie smakowało, to cię tym opluje.
F: Brzmi groźnie. Mam nadzieję, że jednak ci posmakuje.
W: Yhm. – Wiktoria spróbowała pizzy.
F: Nie oplułaś mnie, to dobry znak.
W: Okey, nich zabiorą ten placek z serem.
F: Miałem rację? – Wiktoria spojrzała na niego gniewnie – Nie lubisz przyznawać, że ktoś ma rację?
W: Nawet nie wiesz jak bardzo. Ale to jest pyszne. Od dziś przerzucam się na owoce morza.
F: To świetnie.
W: Powiedz coś o sobie. Mało o tobie wiem.
F: Nie ma osoby, która wiedziałaby więcej.
W: No tak, ale to wciąż mało.
F: Więc co mam ci powiedzieć?
W: No... nie wiem. Yyy... coś takiego yyy cokolwiek.
F: Czyli?
W: A pacjenci z kliniki. Czy ty wszystkich tak oszukiwałeś jak Ludmiłę?
F: Nie wszystkich. Tych dla których nie było już szans.
W: I to się nie wydawało?
F: Nie. Rodzina po śmierci bliskiej osoby nie ma siły na szukanie powodów, każdemu można wmówić, że to były nawroty, przecież przed operacją mówiłem, że mogą pozostać jakieś fragmenty guza. Poza tym moi najgroźniejsi przeciwnicy byli na poziomie pana Przemka. Tobie jedynej udało się znaleźć dowody i dojść do tego.
W: I pomóc Zapale w rozwalaniu badań.
F: Nie rozwaliłaś ich całkiem. Nic ich całkiem nie rozwali.
W: Ale co jak pewnego dnia nas wszystkich aresztuje policja. Zapała zaczyna znowu węszyć.
F: Kochanie, nie chcę obrażać pana Przemka, ale on jest po prostu za głupi, żeby sam coś zrobić.
W: Znam Zapałę i wiem, że jak się uprze to to rozwali.
F: Jak? Nie da się. Włamie mi się do domu?
W: Chociażby.
F: To jest najzwyczajniej w świecie niemożliwe.
W: A Adam? Przecież to jest nieodpowiedzialny idiota.
F: Chce zgrywać nastolatka, więc robi z siebie idiotę. On wbrew pozorom jest odpowiedzialny.
W: Odpowiedzialny?
F: Nie chce stracić głowy. Wie, że urwę mu łeb, jak coś zawali.
W: Ale co jeśli to się wyda? Nie wiem jak ty, ale mi się nie uśmiecha siedzieć w więzieniu.
F: Nie bój się skarbie. Wszystko będzie dobrze. - uniósł jej dłoń i pocałował.
W: Nie czaruj, nie jestem idiotką.
F: Wiem, że nie jesteś idiotką.
W: To mnie tak nie traktuj.
F: Nie traktuję cię tak.
W: Yhm.
F: Na prawdę.
W: Dobrze, a jakie masz plany na jutro?
F: Praca w tym jakże cudownym szpitalu, urwanie głowy Adamowi za tą imprezę, obiad w miłym i pięknym towarzystwie i operacja w klinice w tym samym uroczym towarzystwie.
W: A czyje towarzystwo masz na myśli?
F: Takiej pięknej, uzdolnionej, rudowłosej pani doktor.
W: Czy to jest równoznaczne z zaproszeniem na obiad?
F: Zdecydowanie tak.
Pojechali do jego willi i spędzili kolejną upojną noc.
Cudne ;) Haha, dwieście osób w tym hoteliku? Sporo. No ale co tam ;) Czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńE tam. W serialowej rzeczywistości może się dziać wszystko. A tak przy okazji to w następnej części się okaże, że tam było w rezultacie 500 osób XD
UsuńHaha :) No to nieźle. Czekam więc niecierpliwie. A jeszcze, oglądałam ostatnio ten kabaret ze "zluzuj majty". Jak próbowałam sobie wyobrazić Adama w roli tego faceta z kabaretu, to nieźle się uśmiałam :)
UsuńSzczerze to ściągnęłam to z tego kabaretu. Pamiętam ten dialog:-Zluzuj majty - Ja noszę bokserki - To zluzuj bokserki!
UsuńGenialne! Adam ,jego imprezki i rezydencka rzeczywistość. Nieśmiertelny tekst Przema "MORDERCA". "Zluzuj majty"-boskie....Część epicka ,co tu długo pisać.No i FaWi też piękne ,czekam na kolejną równie cudowną część. :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy kolejna się spodoba :(
UsuńNa pewno się spodoba ,wszystko ,co wychodzi spod twej reki jest cudowne ! :D
UsuńZobaczymy
Usuń" upojna noc "awrrrrrrrrrr........... XD XD
OdpowiedzUsuńKiedy next ???!!! :)
Tak jak napisałam, tam z prawej na górze, jutro
UsuńA czy z Falkiem mogą być inne noce? :D
Usuń