Poniedziałek rano.
W: Andrzej! - od dłuższej chwili próbowała go obudzić - Hotel się pali!
F: CO?! Że co?! - aż podskoczył na łóżku.
W: Wybacz, ale budzę cię od 5 minut i następną opcją był kubeł zimnej wody na łeb.
F: Jesteś genialna. - zironizował.
W: Wiem. A teraz się ubierasz, jemy śniadanie i idziemy na narty, panie profesorze.
F: Na narty?
W: Gdybym chciała leżeć z tobą w łóżku mogłabym zostać w domu. Wstajesz, czy jednak kubeł wody? - Falkowicz spojrzał na kobietę. Zerwał się momentalnie i ją podniósł.
W: A! Postaw mnie! - profesor zaniósł ją do łazienki i położył w wielkiej wannie.
W: Co ty...?! - próbowała wstać, ale Andrzej przytrzymał ją ręką i odkręcił lodowatą wodę, kierując na nią prysznic. Wiktoria piszczała czując zimne strumienie wody. Wyrwała mu prysznic i po chwili oboje byli cali mokrzy, a łazienka zalana.
W: Mamy całą zalaną łazienkę. - mówiła śmiejąc się.
F: I co z tego?
W: Dobra, teraz ja suszę włosy, a ty się szykuj.
F: Echhh...
W: Z życiem no! - popędziła go i wyszła z łazienki.
2 godziny później.
F: To gdzie chcesz jechać?
W: Na narty. Rozmawiałam ze znajomym, podobno w Białce są świetne warunki.
F: Jak chcesz.
Pół godziny później.
W: Masz. - podała mu karnet.
F: Cały dzień?
W: Tak. A co pan profesor ma jakieś "ale"?
F: Jaka ty jesteś wredna. Cały dzień?
W: Stoki są czynne do 22:00. Chodź i nie marudź.
O 15:00 zrobili przerwę na obiad.
F: Nie sądziłem, że pani doktor tak świetnie jeździ.
W: No pan profesor też.
F: Przyznaj się, gdzie jeździłaś?
W: Ech, od wieku... 8 lat co roku jeździłam na ferie w alpy. No i miałam prywatnego instruktora. Dał mi niezły wycisk. Kazał 10-latce jeździć non stop od 8:00 rano do 20:00.
F: Ty chyba lubisz wyzwania?
W: Tylko trudne zadania dają człowiekowi satysfakcję.
F: Kradniesz mi moje "złote myśli"! - kobieta zaczęła się śmiać.
W: Ta mi się wyjątkowo spodobała.
F: To co pani doktor mi już odpuści na dziś?
W: Jeszcze czego brakowało!
Godzinę później.
Wjechali na siebie, łapiąc się na wzajem przewrócili się na śnieg i zaczęli się śmiać.
-Nic państwu... - podjechała do nich około 30 letnia kobieta - Wiktoria?!
W: Alicja?!
A: Nie no, żeby człowiek musiał przylecieć z Hiszpanii, żeby się z przyjaciółką spotkać.
W: Mieszkam w Polsce. Ogólnie pod Warszawą, ale przyjechaliśmy na urlop. No właśnie, to jest Andrzej. Andrzej, to jest Alicja. Darujmy sobie formułki grzecznościowe. Mówcie sobie po imieniu.
A: Ty zawsze jesteś bezpośrednia.
W: No jestem. To co, wspólna kawa?
F: Ja nie mam nic przeciwko.
A: Ok. Spotykamy się na dole.
Po chwili siedzieli już w barze.
A: No opowiadaj Wiki. Od pół roku nie rozmawiałyśmy. Ta gnida dalej jest twoim szefem? Jak mu tam, Falkowicz?
F: Widzę, że Wiktoria zrobiła mi świetną opinię. - kobieta popatrzyła na nich zdezorientowana, a Wiktoria zaczęła się śmiać.
W: No sporo się pozmieniało. To jest profesor Andrzej Falkowicz.
A: Ehe. No nie spodziewałam się. Nie wnikam.
W: Nie no, taka historia od nienawiści do miłości.
F: Zgadza się.
A: ... - zdziwiona i lekko zawstydzona kobieta nie wiedziała co powiedzieć.
W: To może zakupy, Alicja?
A: Ok, ja... muszę już iść... yyy pogadamy potem Wiki, bo yyy mąż mnie pewnie szuka. Masz mój numer. No, do widzenia, pa. - brunetka wstała od stolika i pospiesznie się oddaliła.
F: Była dość zdezorientowana.
W: No wiesz, kilka nocy narzekałam do niej na ciebie. Potem jakoś kontakt nam się urwał i tak wyszło. Wracamy?
F: Pani doktor już nie chce jeździć na nartach?
W: Aaandrzeeej...
F: Tak?
W: Ja nie wiem, czy do samochodu dojdę.
F: Zaniósłbym cię, ale ktoś musi jeszcze narty wziąć.
W: Yhm. - lekarka zaczęła się człapać w stronę zejścia ze stoku.
Pojechali do hotelu. Zamówili kolację do pokoju i wykończeni zasnęli w swoich objęciach.
Takie coś na szybko. Czas, czas, czas, a raczej jego brak, to jest podstawowy kłopot.
Genialne ! Zdezorientowana Alicja - haha :D
OdpowiedzUsuńFantastyczne ! Kiedy kolejna część ?? :)
OdpowiedzUsuńMoże jutro. Nie wiem.
UsuńHaha :) Nie ma to jak szczera przyjaciółka ;) Super.
OdpowiedzUsuńNo jak nie miały kontaktu od czasu kiedy ją gnoił...
Usuń